Zbrodnia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jawi mi się pusty dzbanek;

Malin sok spływa bokami,

Wszędzie wokół widzę węże

I drugi dzbanek.

Podchodzę bliżej i widzę

Pęknięty i jakby rzucony w złości.

Ten jest mniej czerwony...

Gdy przyjrzę się mu bliżej jeszcze to

Z niego też wyłażą węże;

Gady przeklęte o jadowitych językach.

Kozioł czarnorogi orzecze;

To wina jej wina! to ona zabiła!

Pytam się go:

Jak to zabiła? co tu się działo?

Siostrzaną krew przelała, zadźgała...

I odszedł ,jeszcze mam większy mętlik w głowie.

Czy tu ktoś kogoś zabił?

Przecież nie widzę nigdzie ciała...

Tylko gdzieniegdzie leżą garnki,

A w nich sok... z malin?

Czy aby na pewno?

Gdy kolejny raz patrzę na ściółkę

Zanikają mi barwy dzbanków.

Próbuję cieczy spływającej po ich ściankach;

Jest słodka w smaku, ale nie jak maliny...

To przecież drwiny!

Odchodzę w przestrachu, czas wracać!

Ktoś idzie przede mną, coś ciągnie...

Coś? nie dowierzam...!

To przecież Filon i Pustelnik...

To oni zrobili? zabili?

Niosą jej ciało, młodej Aliny

I precz szybko znikają.

Las jest dzisiaj jakby poruszony...

Mam nadzieję, że szybko do domu zajdę,

Zanim mnie jego złość dotknie...

Zwierz dziki zbłądzony, furią ogarnięty

Dopadnie!

Głos jakiś słyszę...

Chyba Balladyny.

I Aliny?

Jeśli mnie jakiś diabeł złapie

To tylko przez moją przeklętą ciekawskość!

Wyjrzałam z powrotem na polanę;

Nie wierzyłam do dzisiaj w leśne wiedźmy,

W Goplanę...

I w zbrodnię.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro