30. Oh, kłopoty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wróciłam do pokoju i przekazałam reszcie wiadomość od Monty'ego.

-Złapali go i co teraz?- zapytałam.

-Nie wiem, musimy coś wymyśleć.- powiedział przybity Jasper.

~

Minęły dwa dni. Mam dosyć czekania. Moi przyjaciele gdzieś tam są i robią im okropne rzeczy. Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie. Jasper też tak uważa ale jest znacznie zdesperowany niż ja i martwię się o niego.

-I co? Pójdziesz do prezydenta i mu zagrozisz, to szaleństwo.- powiedziałam do Jaspera. On nic sobie nie robi z moich słów i dalej idzie przed siebie. Złapałam go za ramię, zatrzymaliśmy się. Spojrzałam mu w oczy, są zaszklone i pełne bólu.

-Monty to też mój przyjaciel, dobrze o tym wiesz, ty również dlatego nie rób nic głupiego. Nie chcę by tobie też się coś stało.

-Więc co? Mam zostawić to w spokoju.

-Nie. Zrobimy to razem.- powiedziałam wysilając się na delikatny uśmiech, który Jasper odwzajemnił.

We dwoje ruszyliśmy w stronę gabinetu prezydenta Dantego.

Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, przed którymi stoi strażnik. Na szczęście gdy powiedzieliśmy, że chcemy porozmawiać z prezydentem bez problemu nas wpuścił.
Dante spojrzał na nas i uśmiechnął się przyjaźnie.

-Witajcie, co was do mnie sprowadza?

-Od paru dniu nie ma naszych przyjaciół, Harper i Monty'ego. Gdzie oni są?- zapytałam szorstko.

-Nie wiem o czym mówicie.- Dante podniósł się z fotela i zrobił krok w naszą stronę.

-Dość kłamstw!- wybuchnął złością Jasper, chwycił za miecz leżący na szafce i ostrą końcówkę przyłożył go do gardła Dantego.- Kłamałeś o rozbitkach z Arki, że nikogo nie znaleźliście, o wypadku Mayi i również o Clarke.- powiedział desperacko, oczy mu się zaszkliły.

-Jasper.- podeszłam do przyjaciela. Właśnie o taką głupotę mi chodziło.

-Nie rozumiesz, ciągle nas okłamują!- wykrzyknął.

-W tych sprawach kłamałem, ale uwierzcie mi na słowo, że nie mam nic wspólnego z zniknięciem waszych przyjaciół.- powiedział spokojnie Dante.

-I niby mamy Ci uwierzyć?!

Nagle Dante zabrał miecz Jasper'owi i tym razem on przyłożyć mu ostrze do szyi.

-Proszę niech Pan nie robi mu krzywdy.- powiedziałam błagalnie.

-Nie chcę waszej krzywdy.- prezydent odłożył miecz na miejsce. Podeszłam do Jaspera i chwyciłam go za ramię.

-Nic ci nie jest?-zapytałam cicho.

-Jestem cały.

- Sierżancie Spik.- powiedział, a do pomieszczenia wszedł mężczyzna, który pilnował drzwi.- Poszukaj mojego syna i doktor Tsing.- rozkazał, a mężczyzna po chwili wyszedł.

-Chodźmy poszukać waszych przyjaciół.- zwrócił się do nas.

~

Za prezydentem weszliśmy do obskurnego pomieszczenia gdzie na środku na łóżku leży związana Harper, a przy niej stoi syn prezydenta i doktorka Tsing trzymając w ręce wiertło. Po prawej znajdują się klatki, w której jednej z nich jest Monty.

-Odsuncie się od niej.- rozkazał Dante. A strażnicy, którzy tu z nami przyszli podeszli do tej dwójki i zaczęli ich wyprowadzać.

Jasper podbiegł do zamknętego Monty'ego, a ja do Harper. Zaczęłam odpinać pasy i pomogłam jej zejść z łóżka. Objęła mnie mocno i zaczęła płakać.

-Spokojnie nic ci już nie grozi.- zaczęłam pocieszać dziewczynę. Jest osłabiona i kiepsko wygląda.

-Idźcie do reszty i zacznijcie się pakować. Wracacie do domu.- zwrócił się do nas Dante.

~

Wróciliśmy do pokoju i opowiedzieliśmy reszcie dlaczego musimy się pakować oraz czemu odejść.

-Cały czas nas okłamywali.- powiedział Jasper.

-Lepiej się pakujmy za nim zmienią zdanie, szybko.- ponagliłam, a wszyscy rozeszli się i zaczęli pakować swoje rzeczy.

Zauważyłam, że Harper ledwo stoi i szybko do niej podeszłam. Chwyciłam ją pod ramię w ostatniej chwili zanim upadłaby na ziemię.

-Hej, mam cię.- pomogłam jej usiąść na łóżku.

-Nie wierzę, że to już koniec.- powiedziała słabym głosem.

- Ja również. Pomogę ci się spakować.- zaproponowałam.- A ty odpocznij chwilę będziesz porzebowała sił do podróży.- posłałam jej delikatny uśmiech, który odwzajemniła, zgodziła się na mój pomysł.

Nagle drzwi do naszego pokoju, w którym aktualnie jesteśmy zostały zamknięte. Wstałam gwałtownie, reszta też. Jasper podbiegł do drzwi i zaczął w nie walić krzycząc aby nas wypuścili.

O co chodzi? Przecież Dante pozwolił nam odejść, ale najwyraźniej coś się zmieniło.
Oh, teraz to dopiero mamy kłopoty.

Podeszłam do Jaspera i spojrzałam przez szklane okienko w drzwiach, przy których po zewnętrznej stronie stoją mundurowi.
Zauważyłam, że po drugiej stronie stoi Maya z jakimś strażnikiem, który stoi tyłem i rozmawia z brunetką. Ma na głowie czapkę dlatego ciężko mi stwierdzić jak wygląda, oprócz tego że ma ciemne włosy. Nie wiem czemu ale przypomina mi Bellamy'ego.
Spojrzał ukradkiem w moją stronę i gdy zauważył, że na niego patrzę uśmiechnął się w ten sposób jaki zawsze robi Bellamy.
Odsunęłam się na krok od drzwi. Nie mogę uwierzyć to przecież Bellamy?!
Ale jak to? Czemu jest w stroju strażnika i gdzie jest Clarke?

...


Mam nadzieję że się wam podoba😆

Miło by było gdybyście zostawili komentarz albo gwiazdę, to bardzo motywuje 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro