34. Sala żniw

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ojciec Mayi poszedł do sali żniw bo tam jest bezpiecznie i nasi ludzie mogą się tam ukrywać, i też właśnie tam są sprowadzani.

-Rusz ten tyłek Jasper.- powiedziałam do cząłgającego się przede mną przyjaciela.

-Przecież poruszam się.- burknął.

Poruszamy się w piątkę po wentylacji żeby dostać się na trzeci poziom gdzie znajduje się reszta naszych ludzi aby pomóc dostać im się do sali żniw.

Docząłgaliśmy się do końca wentylacji. Jako ostatnia wyszłam, ale zanim to się stało dwie ręce, Bellam'ego i Daniela, zostały wystawionę w moją stronę aby pomóc mi wyjść. Chłopcy posłali sobie złowrogie spojrzenia, zgaduję że nie przepadają za sobą dlatego żeby nie zaostrzać jeszcze bardziej sporu między nimi wydostałam się z wentylacji o własnych siłach, jak prawdziwie niezależna kobieta.

Idziemy korytarzem. Nagle gaśnie światło.

-Udało im się odciąć zasilanie, zasługa Raven.- powiedział Bellamy. Coś zakuło mnie gdy o niej wspomniał i to jeszcze z taką dumą jakby dostała zasranego Nobla. Czy czuję się zazdrosna? Tak, z całą pewnością tak.

Z głośników usłyszeliśmy, że wszyscy obywatele muszą zgłosić się na poziom 5 bo jest kwarantanna. Promieniowanie dostaje się na inne poziomy. Musimy się spieszyć.

-Zabiję prezydenta i wszystko się skończy.- powiedziałam do mnie Jasper idąc wzdłuż korytarza.

-To dobry plan.- przytaknęłam mu.- Pomogę ci ochronić Mayę, obiecuję.- dodałam, lekko się do niego uśmiechnęłam, a on posłał mi wdzięczne spojrzenie.

Jeżeli faktycznie uda mu się go zabić to w ten sposób możliwe, że przerwie całą walkę między nimi, a nami.

Idąc korytarzem usłyszeliśmy wystrzały gdzieś w oddali. Biegem ruszyliśmy w tamtą stronę.

Pod ostatnim mieszkaniem gdzie ukrywali się nasi przyjaciele znaleźliśmy martwą kobietę, to ona ukrywała część naszych ludzi.

-Zabrali ich na poziom 5.- powiedziałam.

-Wszyscy żołnierze tam są, nie ma szans na odbicie ich.- rzekł Daniel.

-Musimy iść. Teraz albo nigdy.- powiedział Bellamy.

Z pomieszczenia nagle wyszedł Monty. Rzuciłam mu się na szyję widząc, że nic mu nie jest.

-Wiedzą o ziemianach, idą do sali żniw. Rozmawiali o tym przez krótkofalówki.- powiedział Monty gdy się od niego odsunęłam.

Nie dobrze, bardźo nie dobrze, zabiorą wszystkich naszych.

Jak najszybciej tylko moglibyśmy dostaliśmy się do sali żniw. Ale to miejsce zastaliśmy kompletnie puste. Nie ma ani naszych ani ziemian, którzy byli uwięzieni tu w klatkach.

-Tato!- krzyknęła rozpaczliwie Maya i uklękła przy leżącym na ziemi martwym mężczyźnie. Jej ojciec oddał życie narażając się dla nas.

~

Przedostaliśmy się do wejścia do korytarzy kosiarzy bo tam podobno ma być nasze wsparcie.
Daniel i Maya ubrali kombinezony z tlenem by móc normalnie się poruszać tu.

Otworzyliśmy drzwi i wyszliśmy tam. Zastaliśmy tu tylko Clarke i Octavię.

-Dobrze cię widzieć.- powiedziała do mnie Octavia i przytuliłyśmy się na powitanie.

-Ciebie też.- dodałam. Przywitaliśmy się z dziewczynami.

-I gdzie te wsparcie?- zapytał Jasper.

-Mamy problem.- powiedziała Clarke.

-Jak zawsze.- wcięłam jej się. Non stop są jakieś problemy. Czemu nic choć raz nie może pójść po naszej myśli?

-Ziemianie dogadali się z Mount Weather. Wypuścili ich ludzi przez co armia odeszła i teraz sami musimy sobie radzić.- powiedziała Clarke.

Zauważyłam, że Danielowi i Mayi coraz trudniej się oddycha, powoli kończy im się tlen.

Wróciliśmy z powrorem na korytarz by oni mogli zdjąć kombinezony i swobodnie oddychać.

-Musimy znaleźć Dantego, on nam pomoże.- powiedziała Clarke.

-Ale wszyscy nie możemy tam iść. Niedługo i ten poziom zostanie skażony.- powiedziałam.

-Więc się rozdzielmy.

Maya i Daniel razem z Octabią idą na poziom 5, a ja z Bellamy'm, Montym i Clarke pójdziemy do Dantego.

-Uważaj na siebie i pilnuj się planu.- przytuliłam Jaspera.

-A ty nie rób niczego głupiego.- zaśmiałam się.

-Ty też.

Podszedł do nas Daniel, Jasper wrócił do Mayi.

-To chyba porzegnanie więc żegnaj.- powiedział przybity blondyn.

-Co? Na pewno jeszcze...- nie dane mi było dokończyć ponieważ Daniel mnie pocałował. Był to krótki ale namiętny i pełny emocji pocałunek. Blondyn oderwał się po chwili ode mnie, posłał mi swój serdeczny uśmiech i ruszył z innymi na poziom 5.

Aż z szoku wrosłam w podłogę. Niewiem co bardziej mnie zaskoczyło, to że odważył się pocałować mnie przy Bellamy czy to że pocałował mnie i pożegnał się jakbyśmy nigdy więcej nie mieli okazji się już spotkać.

Odwróciłam się przodem do reszty. Monty i Clarke są zaskoczeni, a Bellamy, właściwe sama nie wiem, wygląda na wkurzonego ale też i zranionego.

-Chodźmy już.- powiedziałam przerywając nieprzyjemną ciszę.

~

Doszliśmy do pomieszczenia gdzie znajduje się Dante. Na naszą niekorzyść okazało się, że wcale nie jest chętny by nam pomóc.

-Odcieliście zasilanie. Ryzykowaliście życie wszystkich na tej górze, nawet tych którzy wam pomogli.- rzekł oskarżycielsko spoglądając na nas.

-Wiedzieliśmy, że będą bezpieczni na poziomie 5, nie wyłączyliśmy turbin tlenowych. To my jesteśmy ci dobrzy, nie wy.- powiedziała do niego Clarke.

-Gdybyśmy wypuścili ich ludzi i waszych to co stało by się z nami?- zapytał Dante.

-Żylibyście tak jak do tej pory. Czy aż tak bardzo chcecie wyjść na powierzchnię, że jesteście gotowi zabijać?- zapytałam go.

-A czy wy jesteście gotowi zabić by zyskać wolność?- odpowiedział mi pytaniem. Trochę się tym pytaniem zmieszałam, czy zasługujemy na wolność bardziej niż oni?

-Chodźmy. Tracimy tu tylko niezbędny czas.- rzekł Bellamy.

-Zabierzemy go ze sobą czy mu to się podoba czy nie.- powiedziała Clarke podchodząc do Dantego.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro