37. Niespodzianka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Minęło już ponad dwa miesiące od wydarzeń w Mount Weather. Niby długo, a mam wrażenie że to wydarzyło się wczoraj. Miałam nadzieję, że czas złagodzi ból, mój na pewno zmalał, ale nie Jaspera. Śmierć Mayi całkiem go złamała, ściął nawet swoje włosy. Z dnia na dzień coraz z nim gożej. Nie wiem jak mu pomóc. Pije, zachowuje się jak wariat, ma wachania nastroju, jest opryskliwy i nieznośny. Jest w depresji, widzę jak cierpi i boli mnie to że nie potrafię mu pomóc. Traktuje wszystkich wrednie, a mnie omija szerokim łukiem, nie chce rozmawiać. Próbuję do niego dotrzeć choć nie udaje mi się to, ale nie poddaję się, walczę by odzyskać mojego przyjaciela. Ostatnio nawet jednego dnia był miły i chodził w miarę trzeźwy, wtedy myślałam że to jakiś przełom, ale niestety się myliłam, następnego dnia było jeszcze gorzej. Liczę, że może jednak z tego wyjdzie, że po prostu potrzebuje jeszcze więcej czasu.

Udało mi się dogadać z moją współlokatorką, Raven. Zaprzyjaźliłyśmy się, a przynajmniej tak można to nazwać. Ona też cierpi, widzę to każdego dnia, gdy wstaje z łóżka czy próbuje coś wziąść z wyższej półki. Pogorszył jej się stan z nogą, boli ją biodro. Próbuje tego niepokazywać i grać twardzielkę, ale ja widzę prawdę, męczy się, a ja też nie mogę jej pomóc. Tak sobie myślę czy w ogóle nadaję się do czegoś. Nie potrafię pomóc moim przyjaciołom, o sobie już nie wspominając.

Od wydarzeń w Weather moje relacje z Bellamy'm niezbyt się polepszyły, w końcu wybrał Clarke. A jeśli o nią chodzi, podobno odeszła i zamieszkała w lesie, próbują ją odnaleźć ale im to nie wychodzi.
Wracając do Bellamy'ego, widzę że się stara, próbuję ze mną porozmawiać. Ale nie czuję by był to jeszcze odpowiedni moment na to. Nadal tkwi we mnie ból i gdy na niego patrzę przypominają mi się wydarzenia z gór, to jak razem z Clarke pociąga za dźwignię mimo że prosiłam go by tego nie robił. Ale to już zrozumiałam, gdyby tego nie zrobili nasi ludzie zgineli by, tą decyzję akceptuję mimo że jest mi z nią ciężko bo nie potrafię pogodzić tego faktem co stało się przez to z Jasper'em.

Przez te dwa miesiące chwytałam się wszystkiego tylko po to by zapomnieć i nie wyrzywać się na innych w okół. Jestem na praktykach u Abby, pomagam jej z chorymi, prowadzę treningi szkoleniowe z Lincolnem, czatuję przy bramie jako strażnik, jeżdżę też na zwiady w teren oraz pomagam w czym tylko mogę Raven, przy naprawach. A wieczorami gdy mam jeszcze jakieś siły siedzę przy Jasperze, który zwykle o tej porze jest już całkowicie pijany i niekontaktuje z światem, wspominam wtedy nasze najlepsze i najradośniejsze wspomnienia, przy okazji popijam też sobie trochę. Pewnie nawet mnie nie słucha, ale to mnie w jakiś sposób oczyszcza, sprawia że kolejnego dnia mam więcej siły, więcej chęci do walki.

-Blokuj.- powiedział Lincoln oddając kolejny cios, który z łatwością zablokowałam.- Dobrze, jeszcze raz.

Zamachnął się ponownie, zrobiłam kolejny unik, odskoczyłam w bok. Podcięłam mu nogę, a ten upadł na ziemię.

-Wygrałam.- powiedziałam z uśmiechem i wyciągnęłam do niego rękę by pomó mu wstać.- Czy tylko mi się wydaje czy dajesz mi dzisiaj fory?

-Tylko ci się wydaje. Po prostu jesteś coraz lepsza.- powiedział z uśmiechem.

-Tak, dzisiaj mam wyjątkowo dobry nastrój. Dawaj powtórzmy jeszcze raz.- poprawiłam zawinęty materiał na dłoniach i ustawiłam się do pozycji bojowej.

-Dzisiaj trenujemy dłużej niż zwykle, jeszcze się niezmęczyłaś?

-Nie.- Lincoln pokręcił głową rozbawiony.- Co cię tak śmieszy?

-Zaraz spóźnisz się do Abby. Zapomniałaś?

-O rany. Masz rację.

Podbiegłam do swojej torby leżącej na ławce przy ścianie. Wyciągnęłam z niej ręcznik i wytarłam w niego twarz. Zaczęłam rozwiązywać materiał z rąk i trochę się poprawić bo pewnie jestem rozczochrana.

-Jakim cudem jeszcze się wyrabiasz? Masz ciągle napięty grafik, wszystko wyznaczone co do sekundy. Przemęczasz się. To że coś robisz, nie znaczy że przeszłość zniknie i o niej zapomnisz.

-Wiem.- spojrzałam na Lincolna. Ma rację, na prawdę nie wiem jakim cudem tyle wytrwałam, choć były takie dni, że chciałam rzucić wszystko w cholerę i dać sobie z tym spokój.

-Dobra ja idę, do zobaczenia później.- pożegnałam się z nim i wychodząc na zewnątrz założyłam kurtkę.

-Hej Monel! Najlepszego.- przechodząc obok spiżarni usłyszałam Taylera, który rzucił mi jabłko.

-Dzięki!- odkrzyknęłam mu odwracając się w jego stronę by złapać owoc i jednocześnie idąc przed siebie w stronę punktu medycznego.

Ugryzłam jabłko.

-Mmm, pychota.- powiedziałam robiąc kolejny gryz soczystego owocu i idąc przed siebie podziwiam jaki dzisiaj piękny dzień, a jest dopiero przed południem, mam nadzieję że będzie tak dzisiaj do końca.

Właśnie miałam skręcić w prawo gdy nagle moja twarz zderzyła się z czyimś torsem, a moje jabłko wpadło w błoto. Cofnęłam się o krok by spojrzeć na sprawcę i powiedzieć jakim jest ślepym idiotą, ale język utknął mi w gardle na widok tych pięknych czekoladowych oczu i tego zabójczego uśmiechu.

-Nie nazwiesz mnie idiotą?- zapytał Blake podnosząc jedną brew do góry i uśmiechając się zawadiacko.

Nic nie odpowiedziałam i chciałam go wyminąć ale zagrodził mi drogę.

-Nie mam czasu na rozmowę.- powiedziałam nie podnosząc na niego swojego wzroku.

-Jakoś przez dwa miesiące go niemiałaś. Ale przejdźmy do rzeczy. Masz dziś wolne.

Spojrzałam zaskoczona na jego zadowoloną twarz.

-Niby kto tak powiedział?- zapytałam czując, że to może być jakiś podstęp.

-Kanclerz Gryffin tak zarządziła. A teraz idziemy do ciebie.

-Co? Niby po co?

-Raven cię wzywa.- z podejrzanym uśmiechem ruszył w stronę wejścia do stacji tam gdzie są pokoje mieszkalne. Przewróciłam oczami i podążyłam za nim wyrównując z nim krok.

-Wiesz że ja wiem gdzie śpię każdej nocy więc po co ze mną idziesz? Raven wezwała mnie nie ciebie.

-I wiem też gdzie powinnaś w końcu zacząć spać.- powiedział uśmiechając się znacząco przez co lekko się zarumieniłam i szybko zakryłam policzki włosami. W ostatnich dniach zrobił się jeszcze bardziej irytujący, ciągle za mną łazi. Na początku mnie to bardzo denerwowało ale z czasem przestało i stało się nawet przyjemne, ale tylko trochę.

Dotarliśmy do drzwi pokoju mojego i Raven.

-Panie przodem.- powiedział Bellamy wpuszczając mnie jako pierwszą do środka.

-Niespodzianka!!!

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro