40. Rzeka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ustaliśmy nad brzegiem rzeki. Kaylo wziął do ręki kamyk i rzucił nim, a ten odbił się kilka razy po tafli wody zostawiając koła, a następnie zniknął pod wodą.

-Teraz ty.- ciemnowłosy podał mi kamyk. Wzięłam go i rzuciłam, ale mój nie zrobił żadnego fajnego efektu tylko od razu utonął.

-Chyba jednak nie umiem puszczać kaczek.- właściwie to pierwszy raz gram w tą grę.

-Musisz bardziej zgiąć nadgarstek.- Kaylo pokazał mi, a następnie ponownie rzucił kamykem, który odbił się jeszcze dalej niż poprzedni.

-Mogę się starać, ale ciebie nigdy nie przebiję.

-Ale warto próbować, może kiedyś pozwolę ci mnie pokonać.- uśmiechnął się zaczepnie.

-Uważaj bo zaraz się tak stanie.- zaśmiałam się, a następnie rzuciłam kamykem tak jak pokazywał mi Kaylo. Tym razem mi się udało, odbił się kilka razy, ale i tak nie przebiłam rekordu Kaylo.

-Brawo.- pochwalił mnie chłopiec.

-No widzisz, jestem świetna.- wypięłam dumnie pierś do przodu. Zaśmialiśmy się oboje.- Przybij piątkę.

Wyciągnęłam w górę dłoń, w którą po chwili przybił Kaylo.
Zerknęłam w tył i zauważyłam, że pod drzewami siedzą dzieci i nas obserwują.

-Chyba mamy widownię.- wskazałam głową na dzieci.

-Nic dziwnego, każdy chciałby poznać człowieka z nieba.

-Więc niech do nas dołączą, jeśli nie masz nic przeciwko.

-Naprawdę mogą?- zapytał, a ja przytaknęłam. Następnie pobiegł w stronę dzieci i po chwili wrócił z nimi idąc na samym czele grupki, w krzakach wydawało się być ich mniej, teraz widzę szóstkę nie licząc Kaylo, trzy dziewczynki i trzech chłopców.

-To Maik, Aiden, Ferro, Rey, Mirra i Ozza.- przedstawiał mi po kolei. Najpierw wskazał dziesięcioletniego blondyna, następnie ośmioletnich brązowowłosych bliźniaków, później rudowłosą, sześcioletnią dziewczynkę, kolejno dziesięcioletnią blondynkę i na koniec trzyletnią mulatkę, którą trzyma w rękach blondynka.

-Hej.- powiedziałam trochę skrępowana tak liczną gromadką, nigdy wcześniej nie miałam okazji zajmować się dziećmi, a zwłaszcza w tak dużej jak dla mnie liczbie.

-Naprawdę spadłaś z nieba?- zapytała z zaciekawieniem rudowłosa.

-Tak, lądowanie nie było zbyt przyjemne.- dzieci zachichotały.

~

Właśnie Kaylo pochlapał mnie wodą, a ja w odwecie jego też. Dzieci chciały bym pobawiła się z nimi w wodzie. Oczywiście tam gdzie jest płytko, by nic złego się nie stało. Chlapiemy się wodą, teraz sama czuję się jak małe dziecko.
Tym razem chlapneli we mnie wodą bliźniacy. Cofnęłam się o krok do tyłu by zrobić unik i wtedy źle ustałam i przewróciłam się do tyłu puszczając swój kij. Zamoczyłam się cała, skrzywiłam się czując jak rana mnie boli. Kaylo zaniepokoił się tym i podbiegł do mnie.

-W porządku?- przykucnął obok mnie, a reszta przestała się bawić i podeszła do nas.

-Przepraszamy.- powiedzieli jednocześnie bliźniacy.

-Nie macie za co, jest dobrze. Muszę tylko trochę odpocząć.

Kaylo podał mi kij i pomógł wstać. Wyszliśmy z wody i podeszliśmy do obwalonego drzewa. Usiadłam na nim, a dzieci otoczyły mnie uważnie mi się przyglądając. Znowu poczułam się zakłopotana.

-Może poróbmy teraz wianki.- zaproponowała ochoczo blondynka.

-Sama sobie je rób.- powiedział nie miło blondyn, dziewczynka wypięła mu język.

-Ej, mam pomysł ja z dziewczynkami porobię wianki, a chłopcy zrobią turniej na kije, który będziemy oglądać. Co wy na to?

-A jaka będzie nagroda jeśli ktoś wygra wszystkie pojedynki?- zapytał blondyn.

-A jaką chcecie?- zapytałam, a chłopcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo i jednogłośnie powiedzieli:

-Buziaka!

-Więc buziak w policzek.- powiedziałam.

Nie sądziłam, że robienie wianków jest tak przyjemne. Teraz wyglądam jak prawdziwa matka natura, dziewczynki przyozdobiły mnie ogromem różnokolorowych wianków, a Mirra zrobiła mi warkoczyka z pasma moich białych włosów. Jeśli chodzi o zwycięzcę pojedynku, był nim Kaylo.

Czas bardzo szybko zleciał, słońce powoli już zachodzi. Nadal jeszcze jesteśmy nad rzeką, dzieci bardzo nalegały abym im coś opowiedziała więc opisałam im jak wygląda ziemia z góry, skupiłam się tylko na tych fajnych elementach by ich nie zanudzać.

-Chciałabym kiedyś polecieć w kosmos.- powiedziała rozmarzona rudowłosa.

-Na ziemi jest o wiele ciekawiej.- powiedziałam wiedząc, że życie na Arce wcale nie było zbyt kolorowe.

-Weda koma go nigh homu.- spośród drzew wyszła starsza kobieta i zawołała dzieci, które na jej głos pobiegły w jej stronę uprzednio żegnając się ze mną. Starsza kobieta posłała mi nieufne spojrzenie i razem z dziećmi zniknęła wśród zieleni. Został ze mną jedynie Kaylo.

-My też już chodźmy.- wstałam powoli podpierając się o kij. Kaylo złapał mnie za dłoń i zaczęliśmy iść w stronę wioski.

Kaylo to typowy rozrabiaka i uwielbia się bawić, ale widzę w jego oczach również ból i tęsknotę za czymś. Brakuje mu rodziców, próbuje być twardy, ale przecież jest tylko dzieckiem, potrzebuje miłości i czułości, każdy czasem tego potrzebuje.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro