46. Never forget

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Obróciłam się na lewy bok. Bellamy jeszcze śpi. Wygląda tak spokojnie. Mimo że widać na jego twarzy, że nie przespał normalnie kilku dni pod rząd wydaje się być szczęśliwy. Uśmiechnęłam się przyglądając się mu, z bliska lepiej widać jego piegi rozsypane po całej twarzy. Wyciągnęłam spod przykrycia dłoń aby odsłonić niesforne kosmyki włosów, które opadają na jego czoło i przykrywają zamknięte powieki. Pogładziłam go delikatnie po policzku. Uśmiechnął się i powoli otworzył oczy. Złapał za moją dłoń i mocniej przycisnął ją do policzka jakby sprawiało mu to wyjątkową przyjemność.

-Dzień dobry.- powiedział posyłając mi ten swój wyjątkowy uśmiech, który sprawia, że miękną mi nogi, na szczęście leżę więc nie ma problemu.

-Dzień dobry.

-Chciałbym budzić się codziennie z tak pięknym widokiem.- powiedział uwodzicielsko.

-Poważnie? Chcesz żebym codziennie miała tak poobijaną twarz.- podparłam się na łokciu i lekko pochyliłam się nad nim. Bell zaśmiał się.

-Wiesz o co mi chodzi.

-Może.- ciemnowłosy podciągnął się trochę do góry by mnie czule pocałować.- Całkiem miło, ale muszę iść.- wstałam szybko z łóżka zanim dotarły moje słowa do niego.

-Gdzie uciekasz? Liczyłem na jakąś pieszczotę na dzień dobry.- posłał mi łobuzerski uśmieszek, a jego oczy pociemniały. Parsknęłam śmiechem sięgając po spodnie na krzesełku by je założyć.

-A ja chciałabym gwiazdkę z nieba.- założyłam na koszulkę bluzkę z długim rękawem, a następnie rozczesałam dłonią włosy. Podeszłam do łóżka i oparłam się o materac dłońmi pochylając się w stronę bruneta, który leży podparty na łokciach. Musnęłam jego usta swoimi.- Może być?

-Za mało.- tym razem on mnie pocałował, bardzo namiętnie, dłonią łapiąc za kark i przybliżając jeszcze bardziej do siebie przez co prawie upadłam na łóżko. Oderwałam się od niego.- Może teraz zostaniesz?

-Tyle czasu opierałam się twojemu urokowi, musisz lepiej się postarać.- posłałam mu złośliwy uśmiech. Przewrócił oczami.

-Dokąd idziesz?

-Do Abby, chciała żebym przyszła na kontrolę.

-Zostań, dopiero co cię odzyskałem.- spojrzał na mnie prosząco.

-Jeszcze się mną nacieszysz, aż ci się odechce.

-Nigdy.

~

Weszłam do pomieszczenia gdzie po drugiej stronie zastałam stojącą do mnie tyłem kanclerz Griffin. Weszłam głębiej i usiadłam na jednym z łóżek.

-Jak mówiłam, przyszłam.- powiedziałam głośno by mnie usłyszała. Odwróciła się do mnie z delikatnym uśmiechem i świeżym opatrunkem w dłoni. Podeszła do mnie.

-Myślałam, że będziesz trochę później.- powiedziała odklejając stary opatrunek. Przemyła wacikiem ranę i nakleiła nowy opatrunek.- Dobrze się goi, za kilka dni nie będzie śladu.

-Ale blizny na duszy zostaną.- powiedziałam smętnie, a Abby spojrzała na mnie czule.

-Jak się czujesz?

-Minął dopiero dzień, ja... nie wiem.- spuściłam głowę w dół gdy skończyła.

-Potrzeba czasu, ale będzie lepiej.

-Mam nadzieję. Ale zmieniając temat. Kiedy będę mogła wrócić do swoich obowiązków?

-Dopiero co wróciłaś...

-Pytam poważnie.- przerwałam jej przenosząc na nią swoje spojrzenie. Chwilę zastanawiała się.

-Jeśli tak bardzo chcesz, to od jutra. Dobrze?

-Może być.- wstałam i skierowałam się do wyjścia.

Ustałam po środku wolnej przestrzeni i spojrzałam na zagrodę gdzie znajduje się mój koń i koń Octavi. Zamyśliłam się chwilę zastanawiając się za wszystkimi za i przeciw, w najgorszym wypadku kanclerz Griffin zakaże mi bez jej zgody opuszczać obóz, a czuję że muszę tam pojechać.

Ruszyłam przed siebie kierując się w stronę pokoju mojego i pani mechanik. Mam nadzieję, że Raven tam nie ma bo może zauważyć co kombinuję i wątpię by przymknęła na to oko.

Pchnęłam drzwi wchodząc do środka. Nie mam szczęścia, Raven jednak jest w środku. Siedzi przy biurku i coś majstruje, a gdy usłyszała że ktoś przyszedł spojrzała w moim kierunku. I gdy zorientowała się, że to ja przyszłam przerwała swoją pracę i obróciła się całkowicie do mnie posyłając mi dziwny uśmieszek.

-Nie wróciłaś na noc. Miło się spało u Bellamy'ego?- wywróciłam oczami.

-Weź spadaj.

-No co? Stęsknił się za tobą więc chciał to pewnie jakoś odreagować, co?- poruszyła brwiami.

-Nie będę o tym mówić.- skrępowałam się, ona zawsze pyta i mówi w prost. Wybiła mnie przez to z konkretnego powodu dlaczego tu przyszłam.

Pokręciłam głową i podeszłam do swojego łóżka. Wzięłam leżącą kurtkę i dyskretnie schowałam w nią miecz od Rebecky aby Raven nie zauważyła.

-A ty gdzie już idziesz? Dopiero przyszłaś.

-Idę do Abby.- skłamałam.

-Wow, muszę przyznać że jesteś pracoholiczką. Nawet nie odpoczniesz.

-Znasz mnie, nie umiem siedzieć bezczynnie.- zbliżyłam się do wyjścia. Raven spojrzała na trzymaną przeze mnie kurtkę i zmarszczyła brwi. Z poważną miną przeniosła na mnie swój wzrok, zauważyłam w jej oczach też zaniepokojenie.

-Gdzie tak naprawdę idziesz?- zapytała z naciskiem na "naprawdę" łapiąc mnie za ramię.

-Już mówiłam.- powiedziałam i szybko wyszłam zanim zdążyła jeszcze coś dodać. Domyśliła się albo po prostu myśli, że chcę zrobić coś głupiego.

Lepiej żebym się pospieszyła zanim Raven kogoś powiadomi o tym, wtedy mnie nie wypuszczą. Jak najszybciej ruszyłam w stronę zagrody po drodze zakładając kurtkę i przewieszając przez ramię pochwę z mieczem.

-Stęskniłeś się?- zapytałam mojego czarnego wierzchowca gdy dotarłam na miejsce. Koń na mój widok jakby ożywił się i poruszył głową gdy zaczęłam zapinać siodło.-Nasza ostatnia przejażdżka nie zakończyła się zbyt miło, co? Ale tym razem będzie inaczej.- posiadłam konia.-Wio!

Zwierzę ruszyło w stronę bramy. Głową dałam znać strażnikom by otworzyli bramę, o dziwo zrobili to bez żadnego sprzeciwu. Coś czuję, że to ostatni raz gdy robią to bez zezwolenia od kanclerza.

Wyjechałam z obozu i udałam się w stronę miejsca gdzie to się zaczęło, a powinno skończyć.

~

Zatrzymałam konia gdy las się skończył i zsiadłam. Zwierzę cofnęło się nerwowo widząc to miejsce, nie kojarzy mu się zbyt miło.

Urwisko.

Podeszłam do brzegu i spojrzałam w dół gdzie płynie rzeka. Wspomnienia nasiliły się. Dotknęłam drewnianego konika, dał mi go bym pamiętała, ale i bez tego nigdy bym nie zapomniała. Usiadłam na ziemi, może to trochę bezmyślne siadać tak, ale nigdy nie twierdziłam że mam rozsądne pomysły, szalone na pewno.

Przyjechałam tu by w jakiś sposób spróbować pogdzić się z ich śmiercią, z śmiercią ich wszystkich. Byli mi bliscy.

-Może jeszcze się spotkamy.- powiedziałam patrząc w niebo, a samotna łza spłynęła mi po policzku.

Tego właśnie potrzebowałam. Będę walczyć, za nich, dla nich.

Przymknęłam powieki. To boli i zawsze będzie, muszę nauczyć się z tym żyć. Nie mogę pozwolić by mnie to złamało. Po każdej ranie zostaje blizna.

~

Wróciłam do obozu. Gdy wjechałam na koniu zobaczyłam w oddali Raven i Abby, energicznie o czymś rozmawiają. Raven zauważyła mnie, powiedziała coś do Abby, a ta odwróciła się w moją stronę. Nie wiem jaki ma wyraz twarzy bo jestem za daleko, ale nie sądzę by była zadowolona.

Zbliżyłam się w ich stronę i zsiadłam z konia. Ustałam czekając na potok słów jaki mój wyczyn był nieodpowiedzialny i niebezpieczny, ale o dziwo nic takiego się nie stało.

-Pomogło ci?- zapytała Abby przyglądając mi się.

-Trochę tak.- odpowiedziałam trochę zbita z tropu.

-Dobrze. Ale następnym razem kogoś powiadom i... weź lepszą broń.- powiedziała pani Griffin i odeszła w stronę punktu medycznego. Tak jestem zdziwiona, spodziewałam się że całkowicie zakaże mi opuszczania obozu, a tu takie coś.

-Spodziewałam się czegoś... innego.- powiedziałam do stojącej obok Raven.

-Ty i tak nie przestrzegasz zakazów i robisz po swojemu.

-Racja.

-Jak coś to cię kryłam.- poklepała mnie po ramieniu i zaczęła się gdzieś kierować.

Co miała na myśli mówiąc "Kryłam cię"? Czyżby nic nie mówiła Bellamy'emu o mojej krótkiej wycieczce, jeśli tak to dobrze, przynajmniej oszczędziła Bellamy'emu kolejnych zmartwień.
Ruszyłam do zagrody prowadząc tam mojego wierzchowca.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro