Chwila

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lumi ostrożnie położył mnie na polanie, a potem spoczął tuż obok. Skorzystałam z okazji i oparłam się o niego plecami. W odpowiedzi trącił mnie pyskiem. Z jego nozdrzy uleciał lodowy podmuch. Ciało smoka zaczęło emanować magią, która wnikała głęboko w moje komórki, wypełniała ubytki, łagodziła urazy, uspokajała połączenia nerwowe.

Wydaje się miły, powiedział Lumi.

Nie musiałam pytać, kogo miał na myśli.

— To ten chłopak, którego pierwszego dnia wyrzuciłam za okno — odparłam, przymykając oczy.

Wiem. Jednak nie mogę nie zauważyć, że to jemu wyjawiłaś nasz mały, smoczy sekret. Lumi zaśmiał się nisko i głęboko, a ten dźwięk rezonował w mojej klatce żebrowej. Nawet wile nie zdradziłaś, kim tak naprawdę jesteś. Nie ufasz jej?

Zastanowiłam się nad tym pytaniem.

— Ufam — odparłam wreszcie. — Po prostu jeszcze nie nadszedł czas. W odpowiednim momencie wszystkiego się dowie.

Oszukujesz sama siebie, rzekł Lumi. Tak naprawdę pokazałaś mnie Drogomirowi, bo chciałaś mu zaimponować.

— Zrób coś dla mnie i przez chwilę bądź cicho — poprosiłam, czując, że moja druga dusza trafiła niebezpiecznie blisko prawdy.

W odpowiedzi ponownie usłyszałam śmiech smoka. Tym razem przypominał on chichot. Nie wiedziałam, że Lumi potrafi chichotać! Rzuciłam mu karcące spojrzenie, choć kąciki mych ust same powędrowały do góry, co znacząco osłabiło efekt.

— Jutro zakradnę się do korytarza, którym prowadził mnie profesor Oh — zapowiedziałam. — Daj mi odpocząć. Mogę potrzebować sił.

Boisz się czegoś?

— Wyczułam tam kiedyś coś dziwnego — przyznałam. Samą mnie zaskoczyło, że Oh prowadził mnie wspomnianym korytarzem zaledwie miesiąc temu. Miałam wrażenie, jak gdyby to było w innym życiu. — Nie wiem, czego się spodziewać, więc wolę być przygotowana na najgorsze.

Weź ze sobą jaszczura, podsunął Lumi.

— Zapomnij.

Dlaczego po prostu nie zajrzysz do umysłów każdego w szkole?, spytał smok.

— Bariera postawiona przez dyrektorkę działa — przyznałam niechętnie.

Wróciłam wspomnieniami do drugiego dnia mojej obecności w Akademii Ciemnogrodzkiej. Pani Walewska przywołała mnie do siebie. Musiałam stawić się u niej jeszcze przed pierwszymi promieniami świtu. Kiedy już pozwoliła mi przekroczyć próg gabinetu, od razu poleciła mi stanąć w narysowanym kredą skomplikowanym kręgu.

— Wiesz, po co cię tu wezwałam, duszko? — spytała.

Przyjrzałam jej się. Była urodziwą kobietą w średnim wieku. Miała kręcone blond włosy w nieco popielatym odcieniu, duże oczy otoczone rzęsami, które nieodmiennie malowała niebieskim tuszem, małe, zgrabne usta, upodabniające jej buzię do twarzy lalki. Do tego przepadała za ubieraniem się w różnokolorowe garsonki, a na szyi zawsze miała zawieszony sznur pereł z małą, ametystową łezką pośrodku. Była średniego wzrostu, nieco pulchniejsza niż Żmijewska, o delikatniejszej urodzie. Pachniała szyprowymi perfumami. Znałam ten zapach, ów aromatyczny konglomerat jaśminu, hiacyntów, drzewa sandałowego i piżma. Tylko skąd?

Wciągnęłam zapach głębiej i wtedy coś w mojej głowie przeskoczyło. No przecież... to Pani Walewska! Zaśmiałam się w duchu.

Krąg, w którym stałam, podpowiadał mi, że dyrektorka jest wiedźmą. Lubiłam to słowo. Oznaczało „tę, która wie". A kto jak kto, ale pryncypałka Akademii Ciemnogrodzkiej powinna wiedzieć różne rzeczy.

— Panno Dracca. — Głos Walewskiej był przyjemny, cichy, przemawiał do najgłębszych pokładów duszy. Czy też dwóch dusz. — Wezwałam cię tu dziś w związku z twym niezwykłym talentem, jakim jest telepatia. Rozumiem, że czytanie w myślach jest bardzo przydatną umiejętnością, lecz niestety mogłaby ona zaburzać twoje wyniki w nauce, skoro mogłabyś wyciągnąć prawidłową odpowiedź z umysłu nauczyciela lub innego ucznia. Aby wyrównać szanse, będę musiała zablokować twój dar na czas nauki w Akademii Ciemnogrodzkiej. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? — spytała słodko, choć zupełnie retorycznie, ponieważ linie kręgu, w którym się znajdowałam, lśniły już elektryzującym fioletem.

Miałam wiele przeciwko, ale widziałam, że wszelki opór jest daremny, dlatego w milczeniu skinęłam głową, choć wszystko wewnątrz mnie krzyczało, że to nie w porządku i że tylko niepotrzebnie wydłuży moje poszukiwania zabójcy ojca.

Wzięłam głęboki oddech. Magia połaskotała mnie w łydki i zaczęła wspinać się coraz wyżej.

— Cieszę się, że udało nam się porozumieć w tej sprawie — rzuciła Walewska głosem wibrującym od magii.

Jakbym miała coś do gadania.

Jej sprytny, lawendowy czar piął się wyżej i wyżej, oplątał się wokół mej szyi, pokrył policzki, a wreszcie wszedł do głowy przez nos, zupełnie jak jej perfumy. Syknęłam, poczuwszy dyskomfort. Wrażenie, jakby coś zaciskało się wokół mojego mózgu, nasiliło się. Wszystko wokół rozbłysło bielą. Kiedy myślałam, że dłużej już tego nie zniosę, zaklęcie niespodziewanie opadło i rozwiało się jak dym z dopalającego się ogniska w wietrzny wieczór.

— Gotowe — zawołała Walewska i klasnęła w ręce niczym mała dziewczyna, której udała się sztuczka. — Możesz iść. Na twoim miejscu byłabym dziś ostrożna. Moje czary mogą tymczasowo osłabić, a ty przecież jesteś w Akademii Ciemnogrodzkiej, której najważniejszy punkt regulaminu brzmi: „Przeżyj". — Zachichotała. — Możesz już iść, panno Dracca. Uważaj na siebie!

To nie było przyjemne doświadczenie, przyznał Lumi. Jednak cieszę się, że jej czar nie wpłynął na naszą komunikację.

— Ja również — przyznałam sennie.

A potem mimowolnie zaczęłam odpływać do krainy snów. Nareszcie choć przez chwilę czułam się bezpieczna i kochana, ponieważ czułam zapach i ciepło płynące od ciała Lumiego. Przez moment mogłam udawać, że jestem w domu, że nic takiego się nie stało, że rodzice – jak najbardziej żywi i szczęśliwi – znajdują się gdzieś blisko, a nad naszymi głowami nie pojawiły się ciemne chmury.

Przynajmniej przez ten chłodny, jesienny, zamglony wieczór...

Lumi okrył mnie swym skrzydłem i przyciągnął bliżej siebie.

Zasnęłam.

Jak wrażenia? :) Czy ktoś zwrócił uwagę na to, że Liwia potrafiła czytać w myślach, a potem... nagle już nie? I jak sposobała Wam się pani dyrektor? :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro