Odkrycie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu dogoniłyśmy tajemniczą parę. Znajdowała się naprzeciwko otwartych drzwi, zza których sączyło się ciepłe, kojące światło. Wyczułam zapach suszonych kwiatów i ziół. Spośród nich najbardziej wybijał się przyjemny aromat lawendy.

Zauważyłam, że kobieta nie podtrzymywała już nieznajomego, lecz stała obok niego wyprostowana jak struna.

— Wejść — rozkazał kobiecy głos z pokoju.

Brzmiał na nieco przytłumiony, jakby znajdował się dalej od wejścia.

Teraz dostrzegłam, że śledzoną przez nas kobietą była Arnika Ziółko, medyczka Akademii Ciemnogrodzkiej. Nazywaliśmy ją szkolną pielęgniarką, ale tak naprawdę była lekarzem, zielarką, naturopatką, uzdrowicielką... wszystkim. Jej wiedza i doświadczenie były ogromne i wydawać by się mogło, że nie ma choroby, na którą nie znalazłaby lekarstwa. Zamiast tradycyjnego kitla założyła czarne ubrania wyszywane zieloną nicią. Ciemne włosy zaplotła w warkocz. Miała bardzo ciemną karnację, która zwykle kojarzyła się ze zdrowiem, słońcem i witaminami, jednak teraz jej skóra była matowa i blada. Wydawała się zdenerwowana i spięta. Całe jej ciało znajdowało się w stanie najwyższej gotowości, chociaż starała się to ukryć.

Co mogło ją tak stresować?

Wychyliłam się bardziej, by lepiej dostrzec mężczyznę, który jej towarzyszył. Dalia zrobiła to samo, jej włosy – już pozbawione magii – połaskotały mnie w nos. Ledwo powstrzymałam się od kichnięcia, które niechybnie by nas zdradziło.

Naraz wydało mi się, że ciemnowłosy mężczyzna obserwuje nas kątem oka. Było w nim coś niepokojąco znajomego.

Szybko pociągnęłam Dalię za sobą. Schowałyśmy się. Po chwili zaryzykowałam zerknięcie na oświetlony fragment korytarza. Nikogo nie było, więc wzięłam wiłę za rękę i razem zakradłyśmy się w stronę wejścia. Na kolanach weszłyśmy do środka i natychmiast schowałyśmy się za meblami.

— Nie wierzę, że minęło tyle czasu, a nam nadal nie udało się odkryć żadnego pewnego śladu — odezwał się ponownie apodyktyczny głos. Miałam wrażenie, że już go słyszałam, choć wtedy jego właścicielka musiała mówić diametralnie odmiennym tonem. — Od tygodni wiemy o tym, co się wydarzyło. I nic!

O czym oni rozmawiali? Naszło mnie jakieś dziwne przeczucie...

— Dostaliśmy od niej jedną jedyną wskazówkę. Fragment naszywki z herbem Akademii Ciemnogrodzkiej, który utkwił w dłoni Waleriana.

Nagle moje serce zaczęło bić tak szybko, jak nigdy wcześniej. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Całe moje ciało zmieniło się w lodową bryłę. Lumi zamarł, równie zaskoczony jak ja. Szum krwi w uszach niemal zagłuszał kolejne słowa kobiety.

— Spodziewałam się, że po takim czasie tobie, Arsenie, uda się natrafić na konkretny ślad prowadzący do mordercy. Albo przynajmniej na jakąś solidną poszlakę, która wskaże nam, gdzie i czego powinniśmy szukać. Komu jak komu, ale tobie powinno zależeć na odnalezieniu zabójcy Waleriana i, pośrednio, twojej ukochanej Kordelii. Nie patrz tak na mnie, myślisz, że nie widać po tobie, że dalej ją kochasz? Jak to było w tym filmie dla dzieciaków? „Always"? Otylia cały czas jest na ciebie wściekła, że jeszcze ci nie przeszło. — Odetchnęła głęboko. — W każdym razie nie muszę chyba mówić wam, jak bardzo niezadowolona jestem z braku postępów.

To wszystko nie mogło dziać się naprawdę. Profesor Oh szuka zabójcy mego ojca? I jest zakochany w mojej matce? Nagle zrozumiałam, dlaczego traktował mnie inaczej niż pozostałe uczennice.

— Pani dyrektor, Arsen robi, co może — odezwała się Ziółko. Czyli ostry głos należał do pani Walewskiej. — Przeczesał już większość terenów otaczających szkołę, intensywnie badał każdy cień w budynku Akademii, zareagował, by obronić uczniów, kiedy ktoś wypuścił wendigo...

— Dość.

To jedno słowo było jak smagnięcie biczem.

— Zacznijmy od tego, że kilkadziesiąt dorosłych, doświadczonych istot nie było w stanie powstrzymać napastnika przed wypuszczeniem wendigo. Ratowanie uczniów to było już tylko gaszeniem pożaru, nim doszczętnie spalił Akademię Ciemnogrodzką. I chyba nie muszę wam przypominać, jaki wkład w ocalenie uczennicy miała Liwia Dracca.

Moje imię w ustach dyrektor Walewskiej zazgrzytało nieprzyjemnie.

— Macie szczęście, że udało mi się zablokować jej zdolności telepatyczne, inaczej już dawno by nas przejrzała. I co odkryłaby ta biedna dziewczyna, która wkrótce zostanie sierotą? Że jej nauczyciele nie potrafią znaleźć niebezpiecznego mordercy, który wciąż znajduje się na wolności. W dodatku ten psychopata może czyhać na naszych uczniów.

Walewska nie krzyczała, jej głos był opanowany, ale słychać w nim było lodowatą wściekłość i rozczarowanie.

— Znalazłem coś w jeziorze — rzekł słabym głosem profesor Oh.

Wyciągnął do Walewskiej rękę, choć widziałam, ile kosztował go ten ruch. Dłoń profesora drżała, była jednocześnie blada i posiniaczona. 

Nie udało mi się jednak dostrzec, jaki przedmiot wręczał Walewskiej, za to zobaczyłam, jak oczy kobiety rozszerzają się z na jego widok. Dyrektorka głośno wciągnęła powietrze do płuc.

— To nie może być...!

— To jest dokładnie to.

Jak widzicie, niektóre spośród Waszych typów z komentarzy się sprawdziło :) A macie pomysły, czym jest tajemniczy przedmiot, który profesor OH! wręczył pani Walewskiej? ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro