Rodzinne tradycje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Lepiej na nią uważaj - powiedziała lekkim tonem Dalia, gdy tylko opuściłyśmy salę. - Kokówa nie lubi, jak się jej zachodzi za skórę. Ale ponoć jest sprawiedliwa. Pewnie dlatego nie dała ci uwagi za to, że wyrzuciłaś kogoś już po dzwonku.

Nawet nie usłyszałam, że przed wymianą zdań z jaszczurzym pomiotem zadzwonił dzwonek. Czyżbym była aż tak zdenerwowana? Ta szkoła źle na mnie wpływała.

- Kokówa? - dopytałam. - Masz na myśli Żmijewską?

Dalia skinęła głową. Jej włosy w kolorze pszenicy rozsypały się na ramiona. Kilku chłopców obróciło głowy i wpatrywało się w moją nową znajomą, jakby ten ruch ich zahipnotyzował. Dalia posłała im uwodzicielskie spojrzenie, a potem bez krępacji wzięła mnie za rękę.

- Przezwisko wzięło się od tego, że zawsze ma włosy spięte w kok - wyjaśniła blondynka, kiedy ramię w ramię przemierzałyśmy gwarny korytarz. - Zresztą... „Żmija" była już zajęta.

- Przez kogo? - dopytałam.

- Nauczycielkę od staro-cerkiewno-słowiańskiego - padło wyjaśnienie. - SCS to ponoć zmora wielu uczniów, ale ja go uwielbiam. A te jery... - mruknęła z rozmarzeniem.

Zastanawiałam się, czy sobie nie żartuje.

- Skąd przyjechałaś? - spytała Dalia.

Zawahałam się. Wiedziałam, że moja miejscowość była miejscem turystycznym, więc możliwe, że nie zdradziłaby tak od razu, do jakiego gatunku istot nadprzyrodzonych należę, ale ostrożności nigdy dość.

- Z Tatr - powiedziałam więc oględnie.

- Krajanka! - pisnęła Dalia i przytuliła mnie mocno.

Zamarłam. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Już trzymanie ręki obcej dziewczyny było niecodziennym doświadczeniem, ale czułam, że Dalia jest kimś, kto potrzebuje kontaktu fizycznego w takiej samej mierze, jak powietrza. Dla niej to było po prostu naturalne, toteż nie spodziewała się, że u kogoś innego może to wywoływać dyskomfort.

- To dlatego od razu wiedziałam, że się polubimy!

Dziewczyna puściła mnie wreszcie. Odetchnęłam ze skrywaną ulgą.

- Kiedy przyjechałaś do szkoły? - Blondynka kontynuowała indagowanie. - Nie widziałam cię na rozpoczęciu. W którym dormitorium mieszkasz?

- Przyjechałam rano - wyjaśniłam. - Miałam mały... poślizg. Zostawiłam swoje rzeczy w pokoju i od razu poszłam na pierwszą lekcję.

- Masz taką wielką, niebieską walizkę?

Pokiwałam głową.

Dalia znowu pisnęła, aż uszy mnie rozbolały.

- Mieszkamy w jednym dormitorium! To musi być przeznaczenie!

Nie zdążyłam odpowiedzieć, nim ktoś nie wszedł pomiędzy nas. Znowu poczułam cudzą rękę na ramieniu. Czy nikt w tej przeklętej akademii nie respektuje przestrzeni osobistej?

- Witajcie, piękne panny - rozległ się głos tuż obok mojego ucha. Obróciłam głowę w jego stronę i popatrzyłam prosto w szare oczy obcego chłopaka o srebrzystych włosach. - To co mamy teraz w planach?

- Wiktorze, nieładnie tak wtrącać się do rozmowy - zganiła go Dalia, a jej oczy rozbłysły groźnie, choć pełne wargi wciąż układały się w uśmiech jak z reklamy pasty do zębów. - Poza tym, puszczaj Liwię, tylko ja mogę jej dotykać i nie wypaść za okno!

- Widziałem to - mruknął Wiktor, nic sobie nie robiąc z ostrzeżenia koleżanki. - Niezła akcja. Ale Drogomir ci tego nie odpuści. Na twoim miejscu miałbym oczy dookoła głowy, śliczna Liwio - szepnął, nawijając na palec kosmyk moich błękitnych włosów.

Zamrugałam. Nie byłam pewna, czy szarooki blondyn mnie ostrzega, podrywa czy się zgrywa. Powoli ściągnęłam z siebie jego rękę.

- Spokojnie - powiedziała miękko Dalia. - Wiktor gra do drugiej bramki.

- Gram do obu bramek - wtrącił chłopak. - Wiktor Kuszyński, do usług.

- Tylko zbyt często nie wchodź na mój teren łowiecki, bo nasze spotkanie może nie skończyć się dla ciebie dobrze - upomniała go dziewczyna.

Co tu się działo? Jakimi stworzeniami oni byli? Chętnie bym zapytała, ale wtedy czułabym się zobowiązana, by wyjawić im swoją naturę, a to nie wchodziło w grę. Bezpieczniej było zmienić kierunek rozmowy.

- Drogomir to ten z oczami jak u jaszczura? - dopytałam.

- Dokładnie - potaknął Wiktor. - To właśnie nasz Mirek.

- On nie znosi, gdy się go tak nazywa - zauważyła blondynka, wskazując, do której sali powinniśmy wejść.

- Właśnie dlatego wszyscy robią to tylko wtedy, gdy nie ma go w pobliżu - wyjaśnił mój nowy znajomy. - A nawiasem mówiąc, masz fajny tatuaż między obojczykami. Prawdziwy? Też chciałbym jakiś mieć, ale moi starzy ciągle się nie zgadzają.

- Nie wszyscy lubią facetów z tatuażami - wyjaśniła Dalia. - Zawęziłbyś sobie grono potencjalnych ofiar. Poza tym, władze szkoły nie wyrażają zgody na tatuaże u uczniów. Aż dziwne, że u Liwii to przeszło.

- Dostałam specjalne pozwolenie - powiedziałam, starając się jak najbardziej trzymać prawdy. Wtedy prawdopodobieństwo, że ktoś nakryje mnie na kłamstwie, będzie niższe. - To nasza rodzinna tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie.

- Ale ci zazdroszczę - westchnął Kuszyński, przepuszczając nas w drzwiach. - Tradycją mojej rodziny jest doroczny zjazd, podczas którego tańczymy nago przy wielkim ognisku nad jeziorem przy pełni księżyca, a po części oficjalnej dorośli urządzają sobie orgię. Nudy.

Poczułam, jak moja blada twarz pokrywa się rumieńcem.

- U mnie jest podobnie - przyznała Dalia, przewracając oczami. Zajęła wolne miejsce i poklepała krzesło obok siebie, dając mi tym samym znak, bym usiadła. - Idziemy nocą z latarniami nad Morskie Oko, tańczymy, śpiewamy, a potem następuje zacieśnienie stosunków, jeśli wiesz, co mam na myśli.

Niepewnie pokiwałam głową. Oderwałam wzrok od koleżanki i rozejrzałam się po sali lekcyjnej. Podobnie jak w poprzedniej były tu wysokie okna z fantazyjnymi szprosami, rzędy ławek z ciemnego drewna oraz tablica z kredą. Jednak tutaj w czterech rogach pomieszczenia stały donice, z których wyrastały drzewka o cienkich pniach i rozłożystych koronach, których gałęzie splatały się ze sobą niczym kochankowie z opowieści moich nowych znajomych. Zarumieniłam się na to porównanie. Dzięki gałązkom obsypanym wąskimi, ciemnozielonymi liśćmi pomieszczenie wydawało się przytulne. Jesienne słońce zostało przytłumione przez roślinność. Na biurkach tańczyły plamy promieni słonecznych. Przez ułamek sekundy poczułam się jak w domu.

Do czasu, gdy coś nie wbiło się w drewniany blat, na którym trzymałam dłonie. Pięć ostrych szponów wysunęło się z ławki i przesunęło się w moją stronę, pozostawiając po sobie głębokie bruzdy. Jak miałam pisać na tak krzywej powierzchni? Podniosłam wzrok z wyraźną irytacją malującą się w moich lodowobłękitnych tęczówkach.

Przede mną stał Drogomir. Chłopak dyszał żądzą mordu. Jego oczy połyskiwały złoto.

- Zapłacisz mi za to - syknął, nie siląc się na powitanie. - Wiesz, co rośnie za tamtym oknem? Ciernie! Przez czterdzieści minut wyciągałem je z tyłka!

Dalia wybuchła niekontrolowanym śmiechem.

- I to niby moja wina? - spytałam jaszczurzego pomiotu. Zaczynałam przywykać do tej nazwy. - Gdybyś był zwinniejszy, w ogóle nie spadłbyś w krzaki.

Widocznie nie spodziewał się takiej odpowiedzi, bo aż się zapowietrzył.

- Ty...! - Wyciągnął ku mnie oskarżycielski palec. - Sugerujesz, że brak mi zwinności?!

- Właściwe słowo to: imputujesz. Tak, posądzam cię o to, że brak ci zwinności.

Drogomir zamachnął się w moją stronę ręką z jaszczurzymi pazurami, ale odchyliłam się na krześle, więc chłopak zacisnął dłoń na powietrzu. Zamrugał, wyraźnie zaskoczony, że nie udało mu się mnie pochwycić za gardło.

W tym momencie wybrzmiał dzwonek.

- Tym razem masz szczęście - wycedził. - Ale dzwonek nie będzie ratować cię za każdym razem. Spodziewaj się mnie, kiedy będziesz się tego najmniej spodziewać.

- Trochę bez sensu to powiedziałeś, nie uważasz?

Drogomir zacisnął szczękę tak mocno, że aż zazgrzytał zębami.

- Na swoje miejsce - upomniała go nauczycielka, która właśnie wkroczyła do klasy.

Chłopak rzucił mi wrogie spojrzenie i zajął ostatnią wolną ławkę. Całą lekcję czułam na plecach jego nienawistny wzrok.

***

Jakie są Wasze wrażenia po drugim rozdziale? Czy udało mi się chociaż raz kogoś zaskoczyć kreacją świata lub zwyczajami nadludzkich istot, które się tu pojawiają? :) Jak myślicie, czy Liwii uda się przetrwać w Akademii Ciemnogrodzkiej? Oraz czy zdoła odnaleźć mordercę ojca?

Jestem naprawdę wdzięczna za każdy Wasz komentarz i głos <3 Dzięki Wam mam motywację do tego, by pisać <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro