Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Ty nie żartowałaś? —Zapytał trochę przerażony stojąc już przed drzwiami do swojego pokoju.

— Czekaj. — Sapnęłam ledwo utrzymując się na nogach. Zanim dotarliśmy do jego akademika musieliśmy zejść z wieży, w której znajdował się akademik dziewcząt, później wyjść z zamku, by przejść przez dziedziniec i wejść do drugiego budynku gdzie znów byliśmy zmuszeni do wdrapania się na trzecie piętro wieży oraz przejście całego korytarza. Nie wiem jak ja tu przeżyję. — Czemu ty kurwa nie masz na sobie nawet kropli potu? — Zapytałam zduszonym głosem opierając dłonie na kolanach.

— Sądzę, że to kwestia przyzwyczajenia. — Wzruszył nonszalancko ramionami. — Odpowiesz mi?

— No nie żartowałam. Myślisz, że ja bym tam kurwa wytrzymała? Ja tam się czułam jak w pieprzonej bajce barbie. — Spojrzałam na niego dosadnie.

— Ja nie wiem czy.. — Spojrzał nerwowo na drzwi po czym na mnie.

— Mów wprost proszę, mój mózg już nie wyrabia.

— Ja..

— Nie chcesz żebym z tobą mieszkała?

— Nie! Wręcz przeciwnie, nie przeszkadzałoby mi to. A nawet osobiście bym chciał żebyś.. ze mną mieszkała. — Uśmiechnął się. Znowu ten piękny uśmiech. — Lecz obawiam się opinii moich współlokatorów.

— Walić ich. Ty chcesz, ja chcę i chuj. A teraz otwórz drzwi żebym wreszcie mogła odpocząć. — Wytarłam pot z policzków i czoła.

— No dobrze.. — Otworzył drzwi i wszedł by następnie znów mnie przepuścić.

Gdy weszłam do pokoju zamknął za nami drzwi.

— O matko... Od razu lepiej. — Powiedziałam rozglądając się z lekkim uśmiechem.

— Kurwa dziewczyna. Matt! — Krzyknął blondyn, który jeszcze chwilę temu leżał rozłożony na łóżku w trochę rozpiętej białej koszuli, poluzowanym czarnym krawacie i równie ciemnych bokserkach. Teraz natomiast szybko zarzucił na siebie burgundowe spodnie. — Uprzedzaj wcześniej, że ktoś przyjdzie! — Warknął na mojego towarzysza i zjechał go ostrym spojrzeniem.

Matt się zaśmiał, a ja natomiast stałam wpatrzona w wysokiego blondyna z pięknymi miodowymi oczami, lekko zarysowanymi kościami policzkowymi, gęstymi brwiami i pełnymi lecz małymi ustami.

— Ty przeklinasz. — Powiedziałam z iskierkami w oczach.

— Fakt, przepraszam panienkę za mój nietakt. — Pohylił się ze skruchą przez co zaczęłam się głośno śmiać. Ten natychmiast się wyprostował i spojrzał na mnie pytająco.

— Wybacz. — Powiedzialam nadal rozbawiona. — Zaczyna mnie już bawić ta wasza wyszkolona prezencja czy chuj wie co to jest. — Prychnęłam. — Ty też przeklinasz? — Odwróciłam się do Matta.

— Nie wypada. — Pokręcił głową na co ponownie prychnęłam.

— Czyli jednak tylko ty masz kij w dupie. — Rzuciłam. Chłopak lekko się oburzył i już chciał się tłumaczyć jednak przerwał mu blondyn.

— Kim ona jest?

— Pozwól, że

— Że przedstawię ci księżniczkę Eve Royal. — Przerwałam mu dokładnie wiedząc co powie. — Jednak od razu mówię że zaszła pomyłka, bo jak widzisz księżniczką nie jestem.

— Księżniczka? — Podniósł brwi zdziwiony. — Przepraszam, ale naprawdę mi księżniczki nie przypominasz.. Może te rysy twarzy są trochę szlacheckie, ale..

— Wiem i właśnie o tym mówię. — Uśmiechnęłam się. — Jednak, jeśli mam tu zostać cieszę się, że znalazł się tu ktoś taki jak ty. Na szczęście nie wszyscy są tak sztywni. — Spojrzałam wymownie w oczy Matta.

— Słuchaj mnie uważnie. — Spojrzał na mnie ostro. — Nie jestem sztywny. Po prostu trzymam się zasad. Chociaż to też nie do końca prawda, bo choć nie powinienem to jechałem z tobą motorem.

— Uspokój się. — Przewróciłam oczami.

— Jeździsz motorem? — Odezwał się jeszcze nieznany mi głos. Od razu odwróciłam się w jego stronę.

— O kurwa.. — Szepnęłam patrząc na równie wysokiego chłopaka co pozostała dwójka. Ten jednak miał w swoich gestach, sylwetce, mimice, twarzy i po prostu wszystkim co go dotyczyło coś po czym od razu można było powiedzieć, że pochodzi z rodziny szlacheckiej. Miał coś co czyniło go bardziej wyrafinowanym od pozostałych. Morskie oczy były podłużne, nieco drapieżne i tajemnicze. Tuż nad nimi znajdowały się gęste, zadbane czarne brwi. Małe, pełne usta dopełniały całość. Przydługie włosy opadające mu na oczy wydawały się dodawać mu seksapilu, a jednocześnie dostojności. — Jak się nazywasz?

— Nicholas Cote de Clare. — Lekko uniósł kącik ust.

Zaraz zemdleję.

— Tak, jeżdżę na motorze. — Odchrzaknęłam.

— Ja nazywam się Christopher Frederic Charles jakby ktoś pytał. — Odezwał się blondyn.

— Ekhem, czy Eve może z nami mieszkać? — Zapytał niespokojnie Matt.

— Ev będzie z nami mieszkać?! — Krzyknął radośnie Chris. — Jestem za!

— Nie mam nic przeciwko. — Nicholas posłał mi lekki uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro