2# Miłogost

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czułem ogromną złość na Waleriana. Nie potrafiłem zrozumieć jego pesymistycznego podejścia do życia. Miał wszystko. Dom, pracę, jedzenie. Czego mógł jeszcze chcieć? Moja wściekłość nie trwała jednak długo. Przypomniałem sobie, jak długo zajęło mi przyzwyczajenie Waleriana do tego, że nie będę go bił za najdrobniejszy błąd. Dwa tygodnie wcześniej opowiedział mi o swojej przeszłości. Byłem przerażony i szczerze mu współczułem. Zrozumiałem, że on nie jest z natury pesymistą, lecz tak ukształtował go los, który nie był zbyt łaskawy. Chciałem go przeprosić i planowałem to zrobić od razu po przyjściu do domu.

Po drodze zobaczyłem Deiro rozmawiającego z moją sąsiadką. Widząc mnie, umknął szybko. Wydało mi się to całkiem dziwne, ale nie miałem zamiaru sobie tym na razie zaprzątać głowy. Na pierwszym planie był Walerian. Wszedłem do domu. Mój przyjaciel siedział w kuchni czytając swoje notatki. Nigdy nie pokazywał mi tego notatnika. To był dziennik z czasów, gdy jeszcze mieszkał w Akademii. Odkąd zamieszkaliśmy w stolicy, nie czytał swoich zapisków z tamtego okresu. Myślałem, że sprawia mu to ogromny ból. Teraz jednak uśmiechał się patrząc na zdania skreślone w czasie cierpień.

- Wszystko w porządku, młody? – pokiwał głową, zerkając na mnie dużymi niebieskimi oczami. Zawsze wydawało mi się, że są fiołkowe, a może byłem zmęczony? Przygotowałem sobie obiad i nałożyłem też porcję Walerianowi.

- Nie, dziękuję. Nie jestem głodny – odparł i odszedł do swojej sypialni. To także dało mi do myślenia. Wal nigdy nie odmówił zjedzenia mojej potrawki. Poszedłem za nim i siadłem na skraju jego łóżka. Zerknął na mnie zdumiony – Co chcesz?

- Wal – westchnąłem – Wiem, że jesteś na mnie zły, po naszej wcześniejszej kłótni. Rozumiem, że nie miałem prawa kazać ci zacząć od razu wszystkich tolerować. Wybacz mi, ale czy nie wydaje ci się, że życie w strachu cię niszczy? Książę nie miał złych intencji, śmiejąc się wtedy. Po prostu trochę go to rozbawiło – Walerian kiwał tylko głową.

- Nie jestem już zły. Po prostu nie wyspałem się i trochę boli mnie głowa – potarł lewą skroń. Przysunąłem do niej dłonie.

- Blizna się odzywa? – zapytałem, a Wal odepchnął nagle moją dłoń – Coś się stało? Dlaczego to zrobiłeś? – zaczerwienił się zasłaniając ucho.

- Po prostu nie chcę, żebyś dotykał. Naprawdę bardzo boli. Dam sobie radę sam. Wypchnął mnie z pokoju i zatrzasnął drzwi – Dobrej nocy życzę! – usłyszałem jeszcze, a potem zapadła cisza.

- Dobranoc, Walerianie – mruknąłem, odchodząc do mojej sypialni. Zaścieliłem sobie posłanie i ruszyłem do łazienki. Był w niej Walerian – Nie wziąłeś swoich medykamentów? – zapytałem zdumiony. Mój uczeń używał specjalnych mydeł i kropli do kąpieli, które nie wpływały na odsłonięte, nie do końca zaleczone rany – Przyniosę z twojej sypialni – wyszedłem z łaźni, by wrócić po chwili z sakiewką – Proszę.

- Bardzo dziękuję... Możesz już iść. Dam sobie radę sam – znów wypchnął mnie z pomieszczenia, zamykając drzwi tuż przed moim nosem. Usłyszałem szum wody. Uznałem, że jest zmęczony i wciąż jeszcze trochę się na mnie gniewa. Czekałem więc spokojnie opodal łazienki. Walerian wyszedł z niej po piętnastu minutach.

- Chcesz żebym dzisiaj też przyszedł z tobą porozmawiać? – pokręcił głową, odbiegając do swojej sypialni. Coś przykuło moją uwagę, ale stwierdziłem, że musiało mi się przywidzieć. Odświeżyłem się i udałem na spoczynek. Długo nie potrafiłem zasnąć. Nigdy tak bardzo nie kłóciłem się z Walem. Nie podnosiłem też na niego głosu. Musiał być zbity z tropu. Obiecałem go nie krzywdzić, nawet psychicznie. Złamałem obietnicę. Pewnie dlatego nie chce mnie widzieć na oczy ani spędzać ze mną czasu.

- Przepraszam cię. Tak mi przykro – szeptałem w kółko, jak jakąś mantrę. Wiedziałem, że moje słowa nic już tutaj nie zdziałają. Ponowne uzyskanie zaufania Waleriana zajmie mi sporo czasu. Miałem nadzieję, że i on wykaże chęć ponownej zgody. Mój czas zbliżał się do końca. Moje zdrowie nie było takie jak kiedyś. Serce miałem chore. Nie mogłem za nadto się przemęczać, ale robiłem to, bo Wal czuł się w warsztacie jak ryba w wodzie. Mógł dowieść, że jest czegoś wart, że się przydaje. Nie zauważałem, że ma jeszcze inne zdolności, prócz siły i umiejętności władania orężem – Dobrej nocy, Walerianie. Śpij spokojnie. Niech wspomnienia nie dręczą cię tej nocy – rzekłem w ciemność, nie licząc na to, że mój uczeń je usłyszy. Powiedziałem je po to, by upewnić sam siebie, że jestem tym dobrym, że nie chcę skrzywdzić mojego chłopca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro