Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Edward

Odkąd spotkałem ją w lesie w poniedziałek, Sera zachowywała się podejrzanie. Była o wiele bardziej zamyślona i powściągliwa. Wydawało mi się, że się na mnie zamknęła. Nie powiedziała mi, co się wtedy wydarzyło, przepytywałem ją całą drogę powrotną, jednak za odpowiedź dostawałem jedynie milczenie. Tak samo następnego dnia, nie odezwała się do mnie słowem.

Martwiłem się o nią, ale zupełnie nie potrafiłem do niej przemówić. Prosiłem, chodziłem, praktycznie cały dzień próbowałem ją zmusić do rozmowy. Na darmo. Najgorsze było to, że nie wiedziałem, czy to ja jej coś zrobiłem, czy miała gorszy dzień. A może stało się coś jeszcze innego. A nie mogłem jej stracić, mojej najlepszej przyjaciółki, na której zawsze polegałem. Byłem w stanie się pozbierać po zerwaniu z Allie, jednak nieodcięciu się Serafiny.

Zack stwierdził, że powinienem jej dać czas i zobaczyć, jak to się rozwinie. Brzmiało dość sensownie, mimo to doskonale pamiętałem, jak Sera mi kiedyś powiedziała, by nigdy takich rzeczy nie robić, bo dziewczyny chcą, aby o nie zabiegano. I weź człowieku bądź mądry.

W środę zdecydowałem, że nie będę tego ignorował. W szkole, gdy tylko nadarzyła się okazja, ponownie ją zagadałem.

– Hej, poszłaś wczoraj po tę kartkę, w sprawie zajęć na ósmej lekcji? – Rzuciła mi znudzone spojrzenie. Stała tak przez chwilę bez ruchu, po czym pokiwała przecząco głową.

– No to chodź do sekretariatu. – kontynuowałem, starając się nie przejmować jej reakcją. – Już dzisiaj się zaczynają, więc musimy wiedzieć, do kogo cię przydzielili.

Sera tylko wzruszyła ramionami i poszła we wskazanym kierunku. Ruszyłem za nią, jako że byłem ciekawy, czy będziemy w tych samych grupach.

Weszliśmy do pomieszczenia, Serafina podała swoje dane, a sekretarka wręczyła jej odpowiednią kartkę. Zdziwiła mnie jej reakcja, kiedy zobaczyła, co zostało tam napisane. Przez jej twarz przeszedł cień uśmiechu.

Zajrzałem jej przez ramię.

– Też masz z panem Merchantem? Czyli jesteśmy razem w grupie! Jak zwykle nam się udało! – I znowu puste spojrzenie. Nic więcej.

Na zajęciach teatralnych panowała między nami kompletna cisza, chyba po raz pierwszy moja przyjaciółka w pełni zajęła się lekcją. Nigdy wcześniej nie widziałem jej takiej skupionej. Może powinienem się z tego cieszyć, ale znałem ją na tyle, że tylko bardziej mnie to zmartwiło.

Na przerwie oddaliła się, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Za to podeszła do mnie Lanette, na której twarzy gościł szeroki uśmiech. Nie rozmawialiśmy wcześniej, na niemieckim, głównie przez brak wymówki oraz moim zaabsorbowaniu sprawą Sery.

– Edward! Mam świetne wieści! Wczoraj Izzy chyba rozwiązała sprawę tych cyfr i „S"! – Obdarowała mnie pozytywnym uśmiechem.

– Naprawdę? To super. – Zamiast ekscytować się tą wiadomością, wpatrywałem się w puste krzesło, na którym przed momentem siedziała Serafina.

– Coś nie tak? – spytała blondynka.

– Serafina się dziwnie zachowuje... ale to pewnie przejściowe – westchnąłem. – To jak z tymi cyframi?

– Może pogadamy gdzie indziej? Tutaj jest... – nie dokończyła, jednak zorientowałem się, co miała na myśli. Pan Groove siedział przy biurku parę metrów od nas i w skupieniu wypełniał papiery. Co oczywiście nie zmieniało faktu, iż był w stanie usłyszeć, o czym gadamy. Poza tym na korytarzach aż roiło się od innych nauczycieli, a wszyscy byli dla nas podejrzani. Przez to w budynku nie byliśmy bezpieczni.

– Okej – zgodziłem się.

– Albo wiesz co? Same ci pokażemy na długiej przerwie. Serafina niech też przyjdzie, ona przecież to odkryła.

– Jak już mówiłem, ma trudny okres i nie wiem, czy ode mnie przyjmie zaproszenie – westchnąłem.

– To ja jej to zaproponuję... – zawahała się przez chwilę.

– Coś jeszcze? – upewniłem się.

– Tak, zastanawia mnie jedna sprawa. – Zanim dokończyła, pozwoliła mi się spakować i wyszliśmy przed klasę. – Wiem, że może jej nie kojarzysz, ale Nari miała siostrę bliźniaczkę, Yumi...

– Nari? – spytałem zdziwiony. Kojarzyłem to imię, ostatnio je słyszałem, ale w mojej głowie pojawiła się jedynie pustka.

– Nie rób sobie głupich żartów. Mówię o mojej przyjaciółce, która... – zacisnęła zęby. – No przecież to przez nią, to całe śledztwo.

Momentalnie mi się rozjaśniło. Jak mogłem o tym zapomnieć?!

– Racja, przepraszam – powiedziałem ze skruchą. – To co z Yumi?

– Nie widziałam jej od tego czasu. I trochę mnie to martwi. Znaczy, domyślam się, że wróciła na jakiś czas do Korei, i tam ma żałobę... ale coś mi tu nie pasuje. Wolałabym się upewnić.

– Okej, tylko jak? – Rozumiałem jej niepokój. Mimo to nie wypadało tak po prostu się zapytać kadry nauczycielskiej, to by wyglądało podejrzanie.

– Kojarzysz Maxa? – wypaliła nagle.

– Siedzi z nami na niemieckim, ciągle za tobą chodzi i tak szczerze, to chyba mu się podobasz – uśmiechnąłem się.

– No wiem. A więc tak. On ma dobry kontakt z taką Valery, są z tej samej Róży, a ta Valery przyjaźni się z Yumi. No i on mógłby z nią pogadać.

– No dobra... – zdziwił mnie ten plan, ale nie miałem nic przeciwko. – Czy mi się wydaje, czy to, że chcesz zaangażować Maxa, nie jest przypadkiem.

– To skomplikowane.

– Czyli chcesz go wtajemniczyć? – zapytałem podejrzliwie.

– Nie. Chyba. Przynajmniej nie teraz. – Wyglądała na niezdecydowaną.

– Słuchaj, ja wtajemniczyłem Serę, więc jeżeli mu ufasz, to nie ma problemu. Tylko nie możemy angażować za wielu osób... – tak naprawdę to pomyślałem, że fajnie byłoby mieć w naszej grupce, czy czym tam to jest, innego chłopaka. Mimo to powinniśmy uważać, kogo wtajemniczamy. Wystarczyłoby trafić na plotkarza, który rozgadałby wszystko całej szkole.

– Ja też bym poprzestała na naszej czwórce. Tylko... wydaje mi się, że on bardzo by się zaangażował i potrafiłby dochować tajemnicy.

– Twoja decyzja. Tylko nas poinformuj wcześniej. To widzimy się w bibliotece, podczas pory lunchu? – Przerwa się dobiegała już końca, więc musieliśmy też skończyć rozmowę.

– Jasne.

***

Pora lunchu zaczynała się po czwartej lekcji, w moim przypadku biologii. Prowadził ją pan bądź, jak kazał siebie nazywać, profesor Oak. To śmieszne, że ktoś o takim nazwisku postanowił wykładać ten przedmiot. On sam jednak śmieszny nie był. Patykowaty mężczyzna z długą, siwą brodą potrafił doprowadzić do szaleństwa nawet najgorliwszych uczniów. Nienawidził przysłowiowych kujonów i zawsze starał im się udowodnić, że wcale tak dużo nie umieją. Nieukami dosłownie gardził, często dodawał im pracy domowej. Przynajmniej tych umiarkowanych, grupę, do której należałem, traktował w miarę dobrze. Choć też nie zawsze bywało przyjemnie. Przez to raczej nie pałano do niego sympatią, ale trzeba było mu przyznać, że nauczyć potrafił. Większość jego uczniów dostawała się na medycynę do najlepszych uniwersytetów bez większych problemów.

Siedziałem na tej lekcji pół przytomny, ciągle rozmyślając o wszystkich ostatnich wydarzeniach. Dlaczego dostałem nagłego zaćmienia pamięci w sprawie Nari? Co oznacza ta ukryta wiadomość? Co się stało pomiędzy mną i Serą? Jaki powód krył się za dziwnym zachowaniem Allie?

Te wszystkie pytania nie pozwoliły mi się skupić. Niestety nie uszło to uwadze surowego profesora. Nagle przerwał w pół zdania i powolnym, dumnym krokiem do mnie podszedł. Stanął przed moją ławkę i spojrzał surowymi, zielonymi oczyma.

– A co pan o tym sądzi, panie Shrewsbury?

– Ja... – nie wypadało się przyznać, że nie miałem bladego pojęcia, o czym wykładał.

– Dobrze. Rozumiem. W takim razie, panie Shrewsbury, wyrobi pan sobie o tym zdanie, pisząc referat na temat historii transplantacji narządów wewnętrznych człowieka. Przynajmniej dwadzieścia stron na... za dwa dni. Jutro za to wszyscy napiszecie sobie test z ostatnich tematów.

W klasie rozległ się szum niezadowolenia. Na moje szczęście profesor Oak dodał, iż planował to już wcześniej, ale stwierdził, że poinformuje nas dzień przed, by sprawdzić, czy uczymy się regularnie.

Praktycznie wszyscy wyszli z lekcji niezadowoleni, ja za to szybko zapomniałem o mnóstwie materiału do przerobienia oraz referacie do napisania. Skupiłem się na obecnym celu i ruszyłem ku bibliotece, starając się nie tracić humoru.

Po drodze natknąłem się na Izzy, Lanette i Serafinę. Zdziwiło mnie, że moja przyjaciółka dała się im namówić, myślałem, że za nimi zbytnio nie przepada, jednak szła obok nich, uważnie się przysłuchując, o czym mówią. Mimo to sama nie włączała się do rozmowy, więc nie tylko w stosunku do mnie była taka wyciszona.

Zupełnie mnie zignorowała, gdy do nich podszedłem, za to Isabella uśmiechnęła się na powitanie.

– No to co, gotowy zrobić krok naprzód, w poszukiwaniu prawdy? – zapytała.

– Tylko nie jesteśmy całkiem pewne, czy to jest rozwiązanie. – Lanette ubiegła moją odpowiedź. – To tylko teoria, właśnie idziemy ją sprawdzić.

– Ja nawet nie wiem, o co chodzi – zaśmiałem się.

– W takim razie nie marnujmy czasu i chodźmy do tej przeklętej skarbnicy książek – powiedziała Izzy z ekscytacją w głosie.

Latynoska zaprowadziła nas na piętro biblioteki, do rzędu „S". Jak tylko tam dotarliśmy, zorientowałem się, co miały na myśli. To było takie oczywiste! Mimo to żadne z nas się od razu nie zorientowało.

– Wpadłam na to wczoraj, po moim własnym wypadzie do biblioteki. Olśniło mnie wtedy. Ale nie wróciłam już, bo późno się robiło, więc nie mogłam sprawdzić, czy moje przypuszczenia są prawdziwe – wyjaśniła Isabella.

– Więc sprawdźmy to teraz – odezwała się Serafina, prawdopodobnie po raz pierwszy tego dnia. Popatrzyłem na nią zaskoczony, ale ona przybrała taką samą minę, jaką miała cały czas. Jakby nic się nie stało.

Podeszliśmy do regału dziewiątego i nachyliliśmy się do dziewiątej półki.

– To będzie pierwsza od prawej czy pierwsza od lewej? – zapytałem.

– Dla pewności weźmy obie – uznała Lanette i wzięła dwie książki.

Pierwsza z nich, o niebieskiej okładce, przypominała typową lekturę. Spojrzeliśmy na tytuł.

– „Stary człowiek i morze"? Nie brzmi jak jakaś tajemnicza księga. Raczej nudna lektura szkolna – jęknęła Izzy.

– A ta druga?

Lanette obróciła drugą, szarą książkę, tak abyśmy mogli ją zobaczyć od przodu. Na jej okładce czarne litery, wyglądające jakby zostały napisane od niechcenia ludzką ręką, układały się w słowo „Szeol".

– Co to jest? – zmarszczyłem brwi.

– Kojarzę nazwę, ale nie pamiętam, co oznacza – powiedziała Lanette.

– Ja tam o tym w ogóle nie słyszałam – stwierdziła Isabella.

– To świat zmarłych – przemówiła Sera. Opierała się o jeden z regałów i patrzyła na nas spod rzęs.

– Aha... Tak czy inaczej, dla bezpieczeństwa lepiej wypożyczymy i tą, i tą. Za to trzeba oddać „Cierpienie upadłych". Przeglądnęłam ją i oprócz tych zakreśleń, nie ma tam nic wartego uwagi. – Blondynka od razu skierowała się na schody, a my podążyliśmy za nią. Podeszliśmy do biurka bibliotekarki, która od razu do nas podbiegła.

– W czym mogę pomóc? – spytała z uśmiechem.

– Chcielibyśmy oddać książkę, którą nam pani poleciła i wziąć zamiast niej dwie inne – poinformowała ją Isabella z szerokim uśmiechem.

– Oczywiście. – Pani Daisy bądź, jak lubili ją nazywać uczniowie, szalona Daisy, zdawała się być wyjątkowo zadowolona, z tego co usłyszała.

Wzięła od Izzy „Cierpienie upadłych" i poprosiła o tytuły lektur, które chcieliśmy wziąć. Potem zaczęła wypełniać jakieś papiery, w międzyczasie zagadując Isabellę.

– Widzę, że podoba ci się tutaj. Który to już raz w tym tygodniu? Czwarty? I jeszcze cały czas zmieniasz towarzystwo – brzmiała trochę jak jedna z tych ciotek, nieświadomie zawstydzająca młodą osobę przed rówieśnikami. Podziałało to, gdyż wszyscy wokół parsknęliśmy śmiechem. Nawet Serafina. Za to na twarzy Latynoski pojawiły się rumieńce.

– Tak jakoś wyszło – mruknęła zawstydzona.

Po jeszcze około minucie bibliotekarka skończyła pracę papierkową i pozwoliła nam wyjść. Przez cały czas podejrzewałem, że Daisy doskonale wiedziała, co robiła, dając Izzy tę książkę z ukrytym kodem. Widząc, jak odprowadza nas dumnym wzrokiem, upewniłem się w tym. Zastanawiał mnie tylko sens tego wszystkiego, jednak na wyjaśnienie musieliśmy jeszcze poczekać.

Na korytarzu postanowiliśmy, że podzielimy się obowiązkami. Isabella i Lanette zdecydowały się przestudiować „Starego człowieka i morze" a mi i Serze dały „Seol". Moja przyjaciółka bez słowa przejęła książkę i schowała ją do plecaka. Uznałem to za znak, że zamierza ją sprawdzić sama. Trochę się ucieszyłem, gdyż dzięki temu mogłem się całkiem skupić na referacie i nadchodzącym teście.

Poza tym Lanette opowiedziała wszystkim o swoim pomyśle, związanym z Maxem. Spotkał się on raczej z aprobatą i uznaliśmy to za swojego rodzaju sprawdzian dla chłopaka, mający pokazać, jak bardzo jest w stanie się zaangażować. Ja od razu wiedziałem, że jeśli blondynka go o to poprosi osobiście, to całkowicie się temu poświęci. Powiedziałem o tym dziewczyną, a one po chwili namysłu się ze mną zgodziły i uzgodniliśmy, że najlepiej będzie, jeżeli ja go o to poproszę. Jakkolwiek podejrzanie to może wyglądać.

Nie mieliśmy już tego dnia żadnych wspólnych zajęć, chociaż nie miałem pojęcia, do której grupy go przydzielono na ósmej lekcji. Mimo to postanowiłem nie ryzykować i znaleźć go na jednej z przerw.

Udało mi się to po szermierce. Akurat szedłem sobie korytarzem, gadając z Justinem – kolegą, chodzącym ze mną na te zajęcia, kiedy go dostrzegłem. Szybko przeprosiłem Justina i podbiegłem do Maxa.

– Hej stary, możemy porozmawiać? – brunet popatrzył na mnie ze zdziwieniem, jednak przytaknął.

– Jasne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro