Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Max

Nie miałem bladego pojęcia co odpowiedzieć. Przechadzałem się spokojnie korytarzem, gdy w pewnej chwili zaczepił mnie Edward. Odkąd Lanette zaczęła ze mną normalnie rozmawiać, blondyn przestał mnie denerwować, a przynajmniej zmniejszyło się to do delikatnej irytacji. Jednak nie widziałem powodu, dla którego zagadałby do mnie, tak sam z siebie. Wydało mi się to lekko podejrzane.

I się nie pomyliłem. Jego prośba kompletnie mnie zaszokowała.

– Chcesz, żebym się spytał Valery, co się stało z jakąś dziewczyną? W ogóle kim ona jest? – zapytałem zdezorientowany. Żadne z dwóch imion, które podał, Nari i Yumi, nic mi nie mówiło.

– Dziwne. – Na czole chłopaka pojawiła się głęboka zmarszczka. – Nie kojarzysz ich? Ani trochę?

– Nie... – przeszukałem jeszcze raz całą pamięć, aby się upewnić. – Nigdy o nich nie słyszałem. Bo jako tako jestem tu od ilu, trzech tygodni? Raczej to za krótko, by zapomnieć imiona osób, które w tym czasie poznałem.

Patrzył się na mnie niepewnie, intensywnie nad czymś dumając.

– Musimy znaleźć Izzy i Lanette – odezwał się z niespodziewanym komunikatem, po czym ruszył przed siebie, nie patrząc nawet, czy za nim podążam. Przez parę sekund stałem w miejscu, rozważając, czy iść. Ostatecznie wizja dodatkowej szansy na rozmowę z Lanette mnie przekonała, dlatego też pobiegłem za Edwardem.

– Hej, poczekaj! O co chodzi? – wysapałem, jak tylko znalazłem się blisko niego. Kto by pomyślał, że w tak krótkim czasie, można przemieścić się z parteru, na pierwsze piętro i jeszcze przejść połowę korytarza.

– Coś dziwnego tu się dzieje. Jeszcze w sobotę imię Nari było na ustach każdego ucznia – powiedział, ostrożnie się przy tym rozglądając.

– W sobotę? Ale dlaczego, co się stało w sobotę? -pytając o to, zdałem sobie sprawę, że praktycznie nie pamiętam przebiegu tego dnia.

Blondyn nie zdążył odpowiedzieć, gdyż akurat dostrzegł Isabellę. Podbiegł do niej, już całkiem ignorując moje pytanie.

– Izzy, musimy porozmawiać. Wszyscy – stwierdził od razu.

– Okej, akurat teraz mamy z Lanette i Serafiną historię. Maxa też to dotyczy? – spojrzała na mnie, unosząc brwi.

– Chyba. Według mnie możemy go od razu wtajemniczać, bo obawiam się, że z próby nic nie wyjdzie. – westchnął.

Wpatrywałem się w nich zdezorientowany. Znaczy, nie trudno było odgadnąć, że próbą miało być spytanie Val o informacje na temat tych Koreanek. Tylko w co mnie zamierzali wtajemniczać? I czy Lanette też o tym wiedziała. Pewnie tak, przecież większość rzeczy robiły z Latynoską razem.

Przez moje rozmyślania całkowicie się wyłączyłem i nie słuchałem wyjaśnień Edwarda. Oprzytomniałem dopiero, kiedy z potoku ich słów wyodrębniło się moje imię.

– Pójdę najwyżej z Maxem teraz do tej Valery, a ty Izzy znajdź dziewczyny i spotkamy się tutaj za parę minut. Ale wątpię, żebyśmy się czegoś od niej dowiedzieli.

– Okej. To do zobaczenia za chwilę! – Isabella uśmiechnęła się i pognała przed siebie.

Edward za to zwrócił się do mnie.

– Gdzie może być ta Valery?

– Tu, na pierwszym piętrze, pewnie w okolicy sali przemówień – odparłem automatycznie, wiedząc, że prawie zawsze się tam kręci. – Mógłbyś mi powiedzieć, o co tu chodzi?

– Za chwilę ci wszystko wyjaśnimy. – I blondyn znowu poszedł, nie zaszczycając mnie odpowiedzią.

Znalezienie Val nie sprawiło nam kłopotów, żółte mundurki mojej Róży zawsze najbardziej rzucały się w oczy, a w połączeniu z wyglądem dziewczyny, wyróżniała się ona w grupce swoich koleżanek. Zgadywałem, że specjalnie sobie wybrała towarzystwo normalnych dziewczyn – dzięki nim prościej zwracało się na nią uwagę, a Valery to uwielbiała.

Podszedłem do niej, pytając o te Yumi i Nari. Ona jedynie się skrzywiła i pokręciła głową.

– Nie kojarzę – oznajmiła, po czym jej spojrzenie wylądowało na Edwardzie, stojącym obok mnie. Uśmiechnęła się do niego zalotnie i odwróciła, wracając do swojej świty.

Wywróciłem oczami. Co one w nim widziały?!

Bez słowa wróciliśmy do miejsca, w którym mieliśmy się spotkać. Tam musieliśmy chwilę poczekać, jako że dziewczyny się jeszcze nie zjawiły. Myślałem, że spędzimy ten czas w milczeniu, ale Edward niespodziewanie się odezwał.

– Więc ty i Lanette... coś was łączy? -spytał ze słyszalną ciekawością.

– Tak. Nie. Jeszcze nie. Jeszcze. – Dlaczego mu to powiedziałem? Mogłem najzwyczajniej w świecie stwierdzić, iż to nie jego sprawa. Ale z drugiej strony pewnie chciał po prostu nawiązać jakąś rozmowę. Poza tym mogłem przy okazji sprawdzić, czy nie będzie dla mnie stanowił konkurencji.

– Jeszcze? – uśmiechnął się znacząco. – W takim razie powodzenia. Jeśli chcesz wiedzieć, ona też cię chyba lubi. Jest dość zmieszana, kiedy o tobie rozmawiamy.

– Dzięki. Za wiadomość. – Nie dałem tego po sobie poznać, ale zalała mnie fala ulgi. Ona mu się nie podobała, co więcej pewnie byłby w stanie mi z nią pomóc. Nagle zniknęła nawet lekka irytacja wobec niego i zmieniła się ona w sympatię. Jakby się zastanowić, to wyglądał na spoko gościa. Może powinniśmy się zakumplować? – A co z tobą?

Jego twarz spochmurniała i odwrócił wzrok.

– To dość skomplikowane. Miałem dziewczynę, Allie, ale zerwaliśmy niedawno. Zmieniła się po wakacjach. Prawie o wszystko się mnie czepiała i miała wieczne pretensje.

– To musi być dziwne. Niby kogoś znasz, ale po jakimś czasie okazuje się, że ta osoba jest zupełnie inna – stwierdziłem ze współczuciem.

– Zdarza się – powiedział. – O, patrz, dziewczyny postanowiły się wreszcie zjawić. Szkoda, że za moment skończy się przerwa.

Jak na zawołanie, na ciemnych korytarzach rozbrzmiał dzwonek i Edward skierował się pod swoją klasę.

Ja, Lanette i Izzy weszliśmy do klasy od historii. Usiadłem w ławce za nimi i przez całą lekcję wpatrywałem się w nie, zastanawiając, co ukrywały. Mogłem niby zapytać chwilę temu Edwarda, jednak wcześniej nie chciał mi powiedzieć, więc wątpiłem, że zrobi to bez nich. One tymczasem ciągle się do siebie nachylały i szeptały o czymś, za cicho, bym mógł usłyszeć.

Nie potrafiłem też się skupić na niemiłosiernie nudnym wykładzie pani Archer, więc skutkowało to godziną patrzenia się przed siebie i ewentualnego udawania zainteresowania. Wciąż stosowałem taktykę nienarażania się nauczycielom i jak dotąd działała idealnie.

Od razu po końcu lekcji dopadłem do Lanette i zażądałem wyjaśnień. Oczywiście zrobiłem to najmilej, jak potrafiłem, udając jedynie trochę zainteresowanego.

Blondynka zbyła mnie z enigmatycznym uśmiechem, a Isabella z trudem powstrzymała parsknięcie.

– Chodź Max, mamy teraz wiedzę o kulturze. Wszystko ci wytłumaczymy, obiecuję, tylko... zrobimy to w bardziej odosobnionym miejscu. – Latynoska pociągnęła mnie za rękaw w stronę drzwi, jednocześnie unikając patrzenia na czujną sylwetkę pani Archer.

***

-Boże jak ja nienawidzę tego przedmiotu – jęknąłem godzinę później, wlekąc nogami za Isabellą.

– Sam go sobie wybrałeś – powiedziała rozdrażniona. Popełniła ten błąd i usiadła obok mnie, co skutkowało słuchaniem moich narzekań na nudę. Doskonale wiedziałem, jak wkurzający potrafiłem być, jednak nie umiałem się powstrzymać. A Izzy pomimo zdenerwowania, na pewno nie będzie długo chować urazy.

– Nie moja wina, że pan Groove wydawał się taki fajny – broniłem się.

– Nie jego wina, że prowadzi takie denne zajęcia. – Dziewczyna spojrzała na mnie przekornie.

– Racja, nie ma do tego smykałki. A pomyśleć, że wszyscy tak chwalą jego lekcje z teatru.

Z poprawionymi humorami zbliżaliśmy się do sali numer sześćdziesiąt osiem, znajdującej się na drugim piętrze. Okazało się, że chodziliśmy razem na te nowe zajęcia. Ucieszyło mnie to, a jeszcze więcej radości dostarczyła mi wiadomość, że Lanette też tam będzie.

Klasa wyglądała zupełnie inaczej, niż inne, w których odbywały się lekcje. Ściany miały czarną barwę, tak samo drewniana podłoga. Okna zostały zasłonięte ciemnofioletowymi zasłonami, a lampy dawały słabe światło, wiec w pomieszczeniu panowała mroczna atmosfera. Mimo to sala wydawała się również nowocześniejsza, dzięki białej tablicy magnetycznej, stojącej przed trzema rzędami podwójnych ławek.

Powoli wokół nas zaczynali się zbierać równie zdziwieni uczniowie i zajmowali miejsca, głównie z tyłu klasy. My z Izzy czekaliśmy na Edwarda, Lanette i Serafinę (tę przyjaciółkę blondyna), którzy także w końcu się zjawili.

– Siadasz ze mną? – Lanette zapytała Isabellę.

– Eeee no wiesz... – Latynoska spojrzała na mnie, zastanawiając się co zrobić. Doskonale wiedziała, że zależało mi, by usiąść z jej przyjaciółką, jednak prosiłem ją, aby tego nie mówiła. Wolałem, żeby to wyszło tak naturalnie.

– Hej, wszystko w porządku? – blondynka popatrzyła się na nią zmartwiona.

– Tak, po prostu... – jeszcze rozglądnęła się po pokoju i jej spojrzenie spoczęło na ładnej brunetce w czarnym mundurku. – Obiecałam Courtney, że z nią usiądę. Przepraszam, tak jakoś wyszło. – Uśmiechnęła się zakłopotana.

– Acha... no dobra. – Lanette westchnęła i zerknęła na Edwarda, ale on już zajął miejsce obok Serafiny. Dopiero wtedy zwróciła się do mnie. – To Max...

– Jasne, chętnie. – Nie pozwoliłem jej dokończyć i odsunąłem dla niej najbliższe wolne krzesło.

Akurat w tamtym momencie skończyła się przerwa i do sali punktualnie wkroczył nienagannie wyglądający pan Merchant. Wszędzie wokół dało się usłyszeć rozmarzone westchnięcia dziewczyn. Przynajmniej Lanette nie była jedną z nich, więc mogłem wygodnie się oprzeć o rękę i jak zwykle udawać, że obchodzi mnie, co się dzieje wokół.

Adrien Merchant w tym czasie zdążył odłożyć swoją aktówkę i przeczesać ręką włosy niczym profesjonalny model. To akurat zauważyłem, głównie dzięki kolejnej fali westchnięć.

Nauczyciel podszedł do tablicy, wziął do ręki marker i odwrócił się do uczniów.

– No cóż. Jak już pewnie się domyślacie, mają to być zajęcia z mitologii. Nie będę was oszukiwał, według mnie te zajęcia są wam do niczego nie potrzebne, więc postaram się was zbytnio nie zanudzać. Tylko ani słowa dyrekcji! – Merchant pokiwał teatralnie palcem, a w klasie zapanowała wesoła atmosfera. – No dobrze, mamy dość rozległy materiał, jednak działy możemy realizować w dowolnej kolejności. Nie będziemy też korzystać z żadnych podręczników, ale macie obowiązek robienia notatek, dlatego proszę was, byście na następnej lekcji przynieśli zeszyty. To chyba wszystko, co musicie wiedzieć. W takim razie... jaką mitologię chcecie przerabiać jako pierwszą?

– A jakie mamy do wyboru? – zapytał jakiś chłopak, leniwie rozkładając się na krześle.

– Hmm... – nauczyciel wyjął z czarnej aktówki kartkę i zaczął czytać napisane na niej notatki. – Grecką, rzymską, słowiańską, chińską, egipską, Indian, Majów, Azteków, nordycką, celtycką i liźniemy też japońską.

Skrzywiłem się, słysząc o tym wszystkim i, biorąc pod uwagę reakcje Merchanta, gdy się na nas spojrzał, nie byłem jedyny.

– Spokojnie, naprawdę postaram was się oszczędzać. Wyobrażacie sobie, co by się stało, gdyby zamiast mnie, stała tu pani Archer. No to co chcecie pierwsze?

Zdania były podzielone, dlatego postanowiliśmy zrobić głosowanie, które o dziwo wygrała mitologia egipska. Zdziwiło mnie to o tyle, że powszechnie panowało przekonanie, iż to grecka jest najciekawsza i, co najważniejsze, prawie wszyscy ją znają. Tak czy inaczej, wybrano tą mniej popularną.

– Może być interesująco. – Niespodziewanie szepnęła do mnie Lanette. Uśmiechnąłem się mimowolnie, jako że blondynka rzadko kiedy odzywała się do mnie pierwsza.

– Nawet. Mam nadzieję, że nie będziemy dostawać wielu zadań domowych.

Do końca lekcji dyskutowaliśmy głównie o sensie tych zajęć, gdyż Merchant stwierdził, że skoro nie możemy niczego notować, nie opłaca się mu robić normalnych lekcji. Tak więc, za pomocą tej dyskusji, doszliśmy do wniosku, że szkoła nie lubi, jak uczniowie mają za dużo wolnego czasu i starają się go jak najbardziej ograniczyć.

Jak po dzwonku wyszliśmy z klasy, doszło do mnie, dlaczego Adrien Merchant jest tak lubiany. Oczywistym było, że dziewczyny go uwielbiały (żeby nie powiedzieć wielbiły) za wygląd, ale nawet męska część uczniów pałała do niego sympatią. Tak wyluzowanego nauczyciela jeszcze nie spotkałem.

Szybko przestałem o tym myśleć, jako że wreszcie nadszedł czas, kiedy miałem się dowiedzieć, co takiego się działo. Przypomniałem o tym Isabelli, gdyż rozmawiając z nią, czułem się najpewniej. Ona uniosła pytająco brwi, zwracając twarz do reszty.

– Okej, tylko chodźmy w jakieś bezpieczne miejsce – uznał Edward.

– To do naszego pokoju? – zaproponowała Izzy.

– Prosto do jaskini lwa – zaśmiał się Edward. – No wiecie, pod nos Pani Archer, opiekunki waszej Róży.

– Ona nie przypomina lwa – powiedziałem pełen wątpliwości.

– No racja, bardziej takiego sępa, który krąży nad wykończonymi uczniami, czekając, aż padną, by wtedy wyssać ich energię życiową – zakomunikowała Isabella pełnym powagi tonem, by chwilę potem skręcać się z nami ze śmiechu. Tylko ta Serafina patrzyła się na nas półprzytomnie, trochę tak, jakby uważała nas za kompletnych idiotów. A wydawało mi się wcześniej, że ona była taka trochę... niewpasowująca się w standardy tych normalnych osób.

Pomimo niechęci do Archer, zdecydowaliśmy się iść do dziewczyn. One, w porównaniu do nas, nie miały innych współlokatorów. Tak też usadowiliśmy się u nich w pokoju, Izzy i Lanette rozłożyły się na łóżku blondynki, a ja z Edwardem na tym należącym do Isabelli. Serafina za to sztywno usiadła na krześle przy jednym z biurek.

– Od czego by zacząć? – westchnęła Isabella. Rozejrzała się po pokoju, szukając wsparcia.

– Po prostu mi powiedzcie – zachęciłem, nie mogąc się doczekać.

– To nie takie proste – zaśmiał się Edward. – Wiesz, jak ci o tym powiemy, to pewnie uznasz to za bzdury. To zabrzmi naprawdę... nieprawdopodobnie. I to głównie nasze przypuszczenia.

– No... – uniosłem brwi, pośpieszając ich zarazem ruchem ręki.

– Ostatniego piątku umarła nasza przyjaciółka, Nari – zaczęła Latynoska. – I podejrzewamy, że nauczyciele z naszej szkoły mieli z tym coś wspólnego.

***

Słuchałem ich wywodu z otwartymi ustami, próbując pojąć to wszystko. Teoria, którą mi przedstawiali, początkowo wydała mi się całkiem bezsensowna, jednak czym więcej „dowodów" i dziwnych zbiegów okoliczności wskazywali, tym bardziej wszystkie logiczniejsze się stawało. A przynajmniej spójne. Poza tym rzeczywiście zorientowałem się, że znałem takie dziewczyny jak Nari i Yumi i rzeczywiście w sobotę było dość duże poruszenie, spowodowane śmiercią tej pierwszej. Tylko dlaczego kompletnie o tym zapomniałem? Gdy Edward wspomniał dzisiaj o nich na korytarzu, w głowie miałem jedynie pustkę, jednak teraz w pamięci rysowały mi się konkretne twarze dziewczyn o azjatyckich rysach, jednej z włosami w kolorze karmelowego blondu, a drugiej z naturalnymi, czarnymi. Nie potrafiłem pojąć tej amnezji. Poza tym gdzieś z tyłu głowy przypomniał mi się dziwny sen z pierwszego dnia szkoły. O nim również zapomniałem, prawie od razu po przebudzeniu. Wtedy wydawał mi się typowym koszmarem. Czymś, co najlepiej jak najszybciej wymazać z pamięci. A może powinienem był o tym pomyśleć? Zastanowić się, czy kobieta o czerwonych oczach i kruczych włosach naprawdę była jedynie wytworem mojej wyobraźni?

Isabella skończyła mówić i trzy pary oczu wpatrywały się we mnie wyczekująco (Serafina wyglądała na tak samo znudzoną, jak przez cały dzień, więc ona akurat zajmowała się czymś innym). Oparłem się o ścianę i uniosłem wzrok na sufit.

– To... wierzysz nam? – spytała Lanette z wahaniem.

– Wiecie, jak głupio to wszystko brzmi? – stwierdziłem.

– Skoro tak twierdzisz, to po prostu sobie idź i zapomnij. – Serafina odezwała się lodowatym głosem.

– Daj mi dokończyć – poprosiłem. – To brzmi cholernie głupio, ale macie racje. Dzieje się tu coś dziwnego. I jeżeli chcecie mnie zaangażować... to możecie na mnie liczyć. I dzięki za zaufanie tak w ogóle.

Intuicyjnie spojrzałem na Lanette i ku mojej satysfakcji, na jej twarzy gościł dumny uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro