Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Max

W czwartek siedemnastego października od samego rana szukałem Edwarda, jednak udało mi się go dorwać dopiero w szkole, przed pierwszą lekcją.

– Ty! – zawołałem, wreszcie go zauważając. Blondyn zmarszczył brwi.

– Edward mam na imię, ale to już raczej wiesz. Coś się stało?

– Jak mogliście z Serafiną nawet nie pisnąć słowa! – spytałem z fałszywymi wyrzutami.

– Dalej nie rozumiem, o co ci chodzi. – Odwrócił się do mnie tyłem i ruszył przed siebie, przez co zostałem zmuszony, żeby do niego podbiec.

– A wiesz, co jest za dokładnie dwa tygodnie?

– Halloween... – zaczął, kiwając z wątpieniem głową, jednak po sekundzie się zorientował. – Aaa, ogarniam. Masz na myśli imprezę.

– Dlaczego nam o tym nie powiedzieliście?! Przecież to musi być wydarzenie roku, w tej budzie nie ma żadnych innych rozrywek! No bo tych durnych apeli nie możemy klasyfikować. – Ja, gdybym wcześniej o tym wiedział, pewnie od dawna wszędzie bym o tym trąbił.

– Bo to nic wielkiego. Nie licz, na jakąś nie wiadomo jaką dyskotekę. Uczniowie się poprzebierają, potańczą, urządzą jakieś konkursy i wybory na króla i królową, a wszędzie dookoła będą krążyć nauczyciele. – Edward nie wyrażał nawet grama ekscytacji.

– No i trudno, ale wreszcie mamy okazję, żeby się zabawić! Tylko skąd weźmiemy przebrania? – Ja za to od razu chciałem wszystko zaplanować. – Do tego powinienem jak najszybciej zaprosić Lanette, tylko czy ona się zgodzi? Nigdy jeszcze dziewczyna mi w takiej sytuacji nie odmówiła, ale ona jest... no kurczę nie wiem! Boję się, że mi odmówi, chociaż raczej tego nie zrobi... Edward? Edward, poczekaj!

Przyjaciel najwyraźniej przestał mnie słuchać w trakcie wypowiedzi i podszedł pod klasę od niemieckiego. Szybko dotarłem do niego i posłałem mu nienawistne spojrzenie, a on się zaśmiał.

– Spokojnie ona na pewno się zgodzi. Przestań panikować – zganił mnie, gdy nagle ktoś do nas podszedł.

– Dlaczego Max panikuje? – Lanette posłała nam jeden z tych swoich idealnych uśmiechów.

– Bo chce cię o coś zapytać. – Przyjaciel delikatnie mnie popchnął, w ramach zachęty.

– Mhm? – popatrzyła się na mnie wyczekująco.

– No bo... nie wiem, czy wiesz, ale za dwa tygodnie jest impreza z okazji Halloween. No i tak się zastanawiałem czy... – całkiem nieźle mi szło, ale gdy tylko spojrzałem w jej cudowne oczy, całkowicie zmiękłem. – Czy wiesz skąd mamy wziąć kostiumy?

Usłyszałem, jak Edward uderza swoją ręką o czoło i wzdycha z rezygnacją. Sam nie wiedziałem, dlaczego nie udało mi się jej zaprosić. Czasami nie miałem problemu z byciem przy niej swobodnym, jednak bywały również chwile, w których najzwyczajniej panikowałem. Tak jak teraz.

– Nie wiem Max, właśnie od ciebie się o tej imprezie dowiedziałam. Ale tak czy inaczej, pewnie na nią nie pójdę – powiedziała znudzonym tonem.

– Co? No, ale musisz iść. Przecież nie wiadomo, kiedy będziemy mieli znowu taką okazję! – Nie myśląc o tym, dotknąłem jej ramienia. – Lanette zobaczysz, będziemy się świetnie bawić!

– Następna impreza jest przed Bożym Narodzeniem, tak w ogóle. – wtrącił się Edward, a ja zgromiłem go wzrokiem, za przerywanie mojej chwili przypływu śmiałości.

– Ale ja po prostu nie lubię takich rzeczy. Poza tym pewnie bym się nudziła.

– O nie, nie będziesz się nudziła i ja o to zadbam! Czy tego chcesz, czy nie, zabieram cię na tę imprezę i nie przyjmuję sprzeciwu. Będziemy się świetnie bawić. – Kątem oka zauważyłem, jak Eddie posyła mi zdziwione spojrzenie i dopiero wtedy zorientowałem się, co właśnie wyszło z moich ust.

Lanette gapiła się na mnie przez chwilę z otwartą buzią, gdy nagle zadzwonił dzwonek. Wszyscy wokół nas zaczęli ustawiać się pod klasą, jednak nasza dwójka wciąż nie ruszyła się z miejsca.

– To pójdziesz? – całą moja pewność siebie niespodziewanie gdzieś się ulotniła.

– Niech... będzie. – Pokiwała powoli głową, jakby dalej przetwarzając moje słowa. Po chwili uśmiechnęła się sprytnie i dodała. – Ale tylko jeśli ja wybiorę nam przebrania.

– Zgodzę się na wszystko – zapewniłem ją z radością.

***

Podczas lunchu poinformowaliśmy o wydarzeniu także Izzy, która jak ja i Lanette nie zdawała sobie sprawy z jego istnienia. Nie rozumiałem, dlaczego nikt nie raczył nas powiadomić, przecież powinni to ogłaszać z przynajmniej miesięcznym wyprzedzeniem. Sam dowiedziałem się przez przypadek, gdy ludzie z mojego stolika wspomnieli o tym przy śniadaniu, a dokładniej jedna z dziewczyn spytała się innej, w co tamta by się chciała przebrać.

Najbardziej zastanawiało mnie skąd wziąć kostiumy, ale jak dotąd nie znalazłem odpowiedniej okazji, by kogoś zapytać i w końcu zapomniałem. Na szczęście Isabelli od razu przyszło to do głowy.

– A wy macie już jakieś przebrania, kupujecie je? – Latynoska zwróciła się do Serafiny i Edwarda.

– W tę sobotę są takie jakby specjalne targi. – Serafina, jak wszyscy, którzy znali tę tradycję, nie wydała się tym w ogóle przejęta. – Przywożą mnóstwo strojów, a my mamy prawo sobie po jednym wybrać. Ogólnie jest ogromny wybór, ale lepiej wstać rano, bo po południu już najfajniejszych nie będzie.

– A ile zazwyczaj kosztują? – skrzywiłem się, orientując, że praktycznie nie mam tu kasy. No bo po co? Przecież mieszkaliśmy w internacie w środku lasu, a koszty posiłków pokrywali nasi rodzice.

– Mamy je za darmo, ale jak już wcześniej mówiłam, tylko po jednym. Potem są już nasze na zawsze. No i ten... – Sera rozproszyła się i skierowała swój wzrok na drzwi wejściowe do stołówki.

Obróciłem się i zobaczyłem, jak wchodzi przez nie Adrien Merchant, wywołując tym niemałe poruszenie wśród żeńskiej części uczniów.

Nauczyciele zwykle nie przychodzili tutaj, mieli własną jadalnię, dlatego też było to dość niezwykłe. Lanette od razu się do mnie nachyliła.

– Nigdy wcześniej nie widziałam go w stołówce... myślisz, że to ma związek z...? – kiwnęła głową w kierunku siedzącej naprzeciw mnie brunetki.

Odkąd przyłapaliśmy ich w lesie, postanowiliśmy z blondynką bacznie obserwować zarówno Merchanta, jak i Serafinę. Po dwóch tygodniach udało nam się w końcu dojść, że spotykają się potajemnie. Nie przekazaliśmy tego Isabelli i Edwardowi, choć mocno nas to zaniepokoiło. Postanowiliśmy mimo wszystko poczekać, gdyż nie mieliśmy pojęcia, jak dokładniej ich relacja wyglądała. Baliśmy się, że Sera mogła coś nauczycielowi wyjawić, jednak nie mogliśmy mieć pewności. Tak naprawdę nie byliśmy w stanie zrozumieć, jak ona potrafiła z nim spędzać czas, po tym, co podejrzewaliśmy, choć sam często miałem wątpliwości, czy wszyscy nauczyciele są tacy źli. Przecież na przykład taka pani Ede Martin, opiekunka mojej Róży, nie byłaby praktycznie w stanie skrzywdzić żadnego żywego stworzenia. Zawsze sprawiała wrażenie uśmiechniętej i przyjaznej miłośniczki koni, z którymi spędzała większość wolnego czasu, dzięki czemu zawsze po lekcjach szukało się jej w stajni.

Wyrwałem się z zamyślenia i wróciłem do przyglądania się niewątpliwie przystojnemu nauczycielowi wf-u. Błądził on wzrokiem po całej sali i zatrzymał się dopiero na naszym stoliku. No tak, jakżeby inaczej.

Serafina od razu złapała jego spojrzenie i szybko nas przeprosiła, tłumacząc, że musi z nim coś załatwić. Nie wymówię myśli, które mi przyszły, kiedy to „coś" usłyszałem.

Nikomu oprócz mnie i Lanette ta sytuacja nie wydała się podejrzana i nasi przyjaciele zwyczajnie wrócili do poprzednich czynności. Prawdopodobnie, gdybyśmy nie widzieli, jak się wtedy całują, również nie uważalibyśmy tego za coś niepokojącego, ot trzeba załatwić sprawę oceny czy dodatkowego zadania. Tylko że jak romansuje się z tym nauczycielem, to trudno podejrzewać, że spotkania będą niewinne.

Nie pozostało mi nic innego jak na spokojnie dokończyć swoje danie, składające się z trzech kanapek i soku, po czym pożegnałem się z wszystkimi i ruszyłem pod klasę, w której miałem następną lekcję – nauki społeczne. Prowadził je pan Harrison, dyrektor szkoły we własnej osobie, i chociaż trudno mi było pałać do niego większą sympatią, na samych zajęciach praktycznie się nie nudziłem.

Do dzwonka zostało mi jeszcze parę minut, dlatego też postanowiłem je wykorzystać i wyciągnąłem z plecaka lekturę, którą przerabialiśmy na niemieckim. „Niekończąca się opowieść" to chyba jeden z klasyków, które każdy powinien znać. Mnie się przyszło z nim spotkać jedynie w wersji filmowej, chociaż książka również do nudnych nie należała i nawet trochę mnie, osobę, która z reguły stroni od czytania, wciągnęła.

Nie zdążyłem dokończyć strony, kiedy ktoś mi położył rękę na ramieniu. Podniosłem powoli wzrok i ujrzałem przed sobą hebanowe tęczówki Valery.

– Hej – wyszczerzyła perłowo białe zęby.

– No cześć – odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem.

– Już dawno nie gadaliśmy. – Teatralnie westchnęła. – Brakuje mi ciebie.

– No wiesz... – to zdanie zabrzmiało dla mnie dwuznacznie, jednak nie dałem tego po sobie poznać. – Miałem trochę na głowie, chciałem spróbować zdobyć dobre oceny i tak dalej.

– Och, rozumiem. – Popatrzyła się na swoje jasnoróżowe paznokcie. – Ale tak sobie pomyślałam, bo jest ta impreza halloweenowa za dwa tygodnie i może poszlibyśmy na nią razem. – Posłała mi słodkie spojrzenie.

– Kurczę Val... – Pewnie fajnie byłoby z nią iść, jednak nie śmiałbym zapomnieć, że zależy mi tylko i wyłącznie na Lanette. Dlatego też wziąłem głęboki oddech i odmówiłem jej najdelikatniej, jak umiałem. – Naprawdę chciałbym, tylko że już się z kimś umówiłem...

– No, ale mamy jeszcze dwa tygodnie, przecież chyba możesz to odwołać. – Niespodziewanie się oburzyła.

– Nie, nie za bardzo mogę. Przykro mi, może innym razem... – Chciałem załagodzić sytuację, więc mówiłem jak najbardziej potulnym tonem.

– No to innym razem – warknęła i odgarnęła ręką włosy, a potem się obróciła i poszła wzdłuż korytarza, przesadnie poruszając przy tym biodrami.

Parę osób gapiło się na mnie z ciekawością, ale na szczęście zadzwonił dzwonek i mogłem po chwili wejść za panem Harrisonem do klasy.

W pierwszym półroczu zajmowaliśmy się politologią, czyli ogólniej rzeczami związanymi z polityką. Dla wielu osób wydawałoby się to pewnie nudne, jednak ja postanowiłem, że będę z tym wiązać swoje przyszłe życie, więc starałem się uważać. No a dzięki Harrisonowi nawet mi się ten przedmiot spodobał.

W rezultacie lekcja minęła mi szybko i przyjemnie, jednak pod sam jej koniec dyrektor poprosił, abym został przez chwilę na przerwie.

W ten sposób zostałem zmuszony czekać i patrzeć, jak moi rówieśnicy wychodzą z klasy, a sam miałem za chwilę zostać sam na sam ze skrywającym wiele sekretów dyrektorem. Super.

– Chciałbym porozmawiać o twoim ostatnim zadaniu domowym Maximilianie – rzekł starszy mężczyzna, przez co odetchnąłem z ulgą. – Naprawdę bardzo spodobała mi się twoja praca, już dawno tak dobrej nie czytałem.

– Emm... dziękuję. – Nie spodziewałem się takiej pochwały, szczególnie że jakoś bardzo się nad tą pracą nie starałem, potraktowałem ją jak większość zadań domowych.

– Nie chciałbym zmarnować tak dobrze zapowiadającego się talentu, dlatego też mam dla ciebie propozycję. Pewnie nie wiesz, jednak po lekcjach o szesnastej prowadzę kółko dla zainteresowanych polityką. Widziałbym cię jako jednego z jego członków.

– Wie pan, nie jestem pewny... – Intuicja podpowiadała mi, żeby odmówić i postanowiłem się jej posłuchać.

– Może źle się wyraziłem. To nie była do końca propozycja Maximilianie. – Kąciki ust dyrektora znacznie uniosły się w górę, a mi ten uśmiech wydał się przynajmniej złowieszczy. – Spotkania odbywają się o godzinie szesnastej, w tej sali. Mam nadzieję cię tam zobaczyć od poniedziałku. Teraz jesteś już wolny.

Poczułem się jak przestępca, który najpierw został złapany, a ostatecznie jakimś cudem uniewinniony. Co prawda nie wiem, jak dokładnie taki człowiek się czuje, jednak wydaje mi się, że porównywalnie. Pan Harrison, pomimo że mógł się wydawać miłym, starszym człowiekiem, ewidentnie coś ukrywał. A, jako że ja miałem pojęcie o istnieniu tego sekretu, widziałem maski, które ciągle dyrektor przybierał. Ale nikt nie jest w stanie udawać cały czas i czasem zauważałem te niebezpieczne iskry w jego oczach.

Na moje nieszczęście od razu, gdy wyszedłem z klasy, musiałem skierować się pod salę do historii, gdzie odbywały się lekcje z wiedźmą nad wiedźmami, czyli panią Archer. Jakkolwiek ze swoją niezaprzeczalną urodą nie przypominała może czarownicy, jednak ta ksywka nie wzięła się znikąd. Trudno byłoby znaleźć ucznia, który by ją lubił za charakter. Uwielbiała wymyślać dla nieposłusznych kary, szukać błędów w pracach, tak aby móc postawić im oceny niedostateczne, a poza tym gromiła wszystkich oczyma. Chodziły nawet plotki, że jakiś chłopak z czwartej klasy podstawówki zemdlał pod naporem jej wzroku. Biedny dzieciak.

Pocieszał mnie jednak fakt, iż Izzy, Lanette i Serafina także znajdowały się w tej klasie, a jako że siedzieliśmy w miarę blisko siebie, mogliśmy powymieniać znaczące spojrzenia i wspierać duchowo w razie potrzeby.

Lekcja jak zawsze niemiłosiernie się dłużyła, chociaż ostatecznie przebiegła bez większych nieprzyjemności, może nie licząc płaczącej dziewczyny z Czerwonej Róży przy odpowiedzi, ale takie sytuacje nikogo tu nie dziwiły.

Po dzwonku ruszyłem na nudne zajęcia o kulturze, a kiedy i one dobiegły końca, wreszcie mogłem iść na ostatnią lekcję tego dnia.

Zajęcia z mitologii nie należały może do moich ulubionych przedmiotów, jednak w porównaniu z innymi, dało się na nich zrelaksować i posłuchać ciekawych rzeczy.

Może i nie zaliczałem się do członków fanklubu pana Merchanta, ale dozgonnie dziękowałem mu w myślach, za luz, który nam dawał. Co prawda czasem zadawał zadania wymagające jakiejś większej pracy, tylko że z czego się orientowałem, w porównaniu z innymi nauczycielami mitologii, to on traktował nas bardzo ulgowo.

Zasiadłem na swoim stałym miejscu obok Lanette i wyciągnąłem potrzebne przybory. Wtedy do klasy wkroczył pan Merchant i posłał nam jeden ze swoich idealnie-nadawałbym-się-na-top-modela uśmiechów. I oczywiście wywołał tym mnóstwo westchnień. Jak codziennie.

Pierwszą jego czynnością było oddanie nam naszych ostatnich wypracowań, całkiem nas przy tym chwaląc, po czym ogłosił, że skończyliśmy właśnie dział mitologii egipskiej i chciałby, abyśmy jako następną wzięli grecką.

Nie usłyszał żadnych słów sprzeciwu, więc odwrócił się do nas tyłem i zaczął szukać czegoś w swojej aktówce. W tym samym czasie Lanette nachyliła się do mnie.

– Już chyba wiem, w co się przebierzemy Max.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro