Rozdział 26.5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedział na sali, ponuro obserwując poprzebieranych uczniów. Nie chciał tu być, wolałby leżeć obok dziewczyny, do której coś poczuł, pomimo przeszkód jakie napotkał. Niestety, musiał stwarzać pozory. Inaczej jego pobratymcy by się dowiedzieli. O ile już się czegoś nie domyślali.

Wodził wzrokiem po pomieszczeniu, sprawdzając, kto jeszcze pilnował nastolatków. Dostrzegł Ede Martin, która skinęła mu, gdy ich oczy się spotkały. Znalazł także profesora Oaka, lecz zabrakło mu jeszcze dwóch opiekunów. I to dwóch, których najbardziej chciałby zobaczyć, nierobiących niczego podejrzanego.

Jego przypuszczenia, związane z cukierkami, otumaniającymi umysł pod wpływem odpowiedniego uroku, znowu go uderzyły. Odkąd zauważył, że są rozdawane wszystkim na wstępie, zrozumiał, że dyrektor i jego najbliżsi współpracownicy coś planują.

Upewnił się, że Ede z Oakiem sobie poradzą i, kierowany intuicją, wyszedł ze szkoły. Musiał upewnić się, że z Serafiną wszystko w porządku.

Nie dotknął go chłód nocy, lecz i tak postanowił narzucić na siebie płaszcz ciemniejszy, niż otaczający go mrok. Nie odczuwał temperatur w ten sam sposób co ludzie, potrafił wytrzymać w, zarównolo wiele mroźniejszych, jak i cieplejszych warunkach.

Nie zwracał na siebie uwagi, szedł z pozoru spokojnie, pełen opanowania. W duchu jednak bał się, że coś mogło się jej przydarzyć. Chciałby móc pobiec, dotrzeć tam jak najszybciej, ale reszta by na pewno to wyczuła, a wtedy zaczęłyby się nieprzyjemne pytania.

Nie musiał wchodzić do Czarnej Róży, wystarczyło mu stanięcie obok ogromnego budynku i oparcie ręki o jego ścianę. Nie odebrał jej aury, więc Serafiny nie mogło tam być. Wtedy doszło do niego, iż naprawdę działo się coś złego.

Nie przejmując się już pobratymcami, uaktywnił wszystkie swoje ukryte zmysły, tylko po to, żeby po krótkiej chwili rzucić się do morderczego biegu.

Przez ostatni czas zdążył poznać Serafinę, a nawet wcześniej ją dyskretnie obserwował. Doskonale wiedział, że ona nie znosiła większych zbiorowisk drzew, a znalazł ją na polanie w środku lasu za kompleksem akademii. Do tego usłyszał jej nienaturalnie wolno bijące serce.

Jedynie Merle potrafiła spowalniać u ludzi ten mięsień, a działo się to wtedy, gdy kontrolowała ich ciała oraz umysły, które poddawały się pod wpływem przeklętych, ziołowych cukierków.
Znał zasady i zdawał sobie sprawę, co zamierzali zrobić tego wieczoru, jednak fakt, że z nich wszystkich wybrali Serafinę, nie był przypadkiem. Jakoś się dowiedzieli.

Nie wiedział w jaki sposób, kto zawinił, lecz wiedział, że nie zostawią sprawy w spokoju. Chcieli ją zakończyć.

Znalazł się w odpowiednim miejscu pięć razy szybciej, aniżeli zrobiłby to zwykły człowiek. Bez problemu ominął każde drzewo, krzak, kamień czy inne większe przeszkody. Zawdzięczał to swojej bezbłędnej orientacji w terenie i równowadze. Po tych latach oglądania ludzi, nabijających sobie siniaki czy łamiących sobie kończyny podczas biegu w trudnych warunkach, nudziły go jego umiejętności, także chciałby się bardziej namęczyć. W tamtym momencie jednak był za nie wdzięczny losowi. Przynajmniej do czasu, gdy ujrzał Serafinę z Merle oraz Alanem.

Zanim zdążył zrobić cokolwiek, kobieta, będąca dopiero w połowie swojej przemiany, jednym, wyrafinowanym ruchem skręciła kark jego ukochanej.

Adrien Merchant stanął jak wyryty, widząc życie uchodzące z Serafiny. Nie chciał uwierzyć w to, co widział. Nie raz był świadkiem bezwzględności Merle, a wciąż nie dopuszczał do siebie myśli, iż zabiłaby jedyną osobę, na której mu zależało. Oczywiście była ona do tego zdolna, prawdopodobnie nawet czynienie mu bólu sprawiało jej przyjemność, lecz skąd wiedziała? Tak bardzo przecież starał się utrzymać swój związek w tajemnicy.

Wewnątrz jego emocje szalały niczym huragan, jednak na zewnątrz wydawał się oazą spokoju. Oczy o lodowej barwie nie wyrażały uczuć, a usta zaciskały się w wąską linię. Nie zamierzał pokazać im w jaki potężny sposób jej śmierć go dotknęła.

Dlatego też wyraz twarzy mężczyzny nie zmienił się ani gdy ciało dziewczyny bezwładnie padło na ziemię, ani kiedy Merle spojrzała wprost na niego z triumfalnym uśmiechem, odsłaniającym wszystkie kły.

Następnie schyliła się nad ciałem Serafiny, aby się na niej pożywić. Wyssać duszę, jak to kiedyś nazywaliśmy. Zresztą, uważałem tę nazwę za odpowiednią, nie jedliśmy przecież ludzkiego mięsa czy nie piliśmy krwi.

Zabieraliśmy od nich coś znacznie ważniejszego i bardziej skomplikowanego. Niektórzy z nas nadali temu nazwę energii życiowej czy, biorąc pod uwagę zamierzchłe czasy, duchowości. A biały dym, unoszący się z ust martwych ciał, potem pochłaniany przez nas, działał na wyobraźnię. Dlatego też tamte określenia nie należały do jedynych.
Kiedy Merle skończyła, Alan ją odepchnął i również trochę spróbował. Nie mogli zjeść całości, według nakazów musieli się podzielić.

Dawny przyjaciel Adriena zażył swoją porcję, aby po kilku minutach razem z Merle Archer wziąć ciało, w celu zaniesienia go do Donalda, „dyrektora" tej placówki.

Adrien nie spuszczał z nich wzroku, aż nie zniknęli za gęstą ścianą drzew. Dopiero wtedy dał on najlżejszy upust emocji, na jaki mógł sobie pozwolić. Zacisnął dłonie w pięści i uwolnił trochę buzującej w nim energii. Ucierpiało na tym najbliższe drzewo, które całkowicie obumarło. Nie bez powodu nazywali go panem śmierci.

Chciał wrócić do Czarnej Róży i skonfrontować się z Merle. Miał ochotą zabić ją z zimną krwią, tak samo, jak ona zabiła jego miłość. Niestety fizycznie nie potrafił, nie póki nie przyjęłaby odpowiedniej postaci, a teraz na pewno wróciła do swojej codziennej – niezniszczalnej.

Obrał już najlepszą drogę, gdy nagle dostrzegł Edwarda. Chłopak cały się trząsł, ledwo poruszał nogami. Z trudem wyszedł na polane, miejsce zdarzenia całej tej katastrofy. Nogi same się pod nim ugięły, padł na kolana, a chwilę później zakrył rękoma twarz, wyrażającą czystą rozpacz.

Ludzie nie potrafili tak dobrze tłumić emocji, a dla chłopaka ona też była kimś ważnym. Adrien doskonale o tym wiedział, do tego zdawał sobie sprawę, że pomiędzy Edwardem i Serafiną mogłoby do czegoś dojść. Mimo to chłopak nigdy nie spojrzał na nią inaczej niż na przyjaciółkę, a ona z roku na rok coraz bardziej cierpiała. A Adrien Merchant ją przez cały czas obserwował i cierpiał razem z nią, dlatego też postanowił za pomocą swoich umiejętności zmienić obiekt jej westchnień na siebie, jednak nie wszystko, co czuła względem niego, wynikało z uroku. Po pewnym czasie go zdjął, a ona, choć targały nią wątpliwości, postanowiła zostać.

Edward, wciąż będąc na kolanach, zgiął się w pół. Trudno mu się było dziwić, przed chwilą widział śmierć swojej własnej przyjaciółki, prawdopodobnie najlepszej. Może pomiędzy nimi nie działo się najlepiej, jednak przyjaźń nie znika tak po prostu.

Adrien, pomimo wahania, postanowił choć troszeczkę uśmierzyć ból chłopaka. Bezszelestnie do niego podszedł i stanął obok. Odchrząknął, wyrywając go ze swoich myśli, krążących wokół rozpaczy po stracie.

Edward uniósł powoli wzrok, a na jego twarzy pojawiło się jawne obrzydzenie. Po tym, co widział, mógł pomyśleć, że nauczyciel był współwinny, co Adrien całkowicie rozumiał.

– Zostaw mnie w spokoju – poprosił chłopak słabym głosem. Nie miał siły na kłótnie.

– Ja też ją kochałem. – Adrien nie umiał wymyślić nic lepszego. I tak nie podszedł do niego, żeby porozmawiać, tylko pomóc.

Edward nie odpowiedział, jedynie odwrócił głowę.

– Powinieneś wracać – dodał mężczyzna po minucie ciszy. – I udawać, że nic nie pamiętasz.

Za ostatnie zdanie otrzymał mocne uderzenie w twarz. Nie zareagował i kiedy Edward ochłonął, kontynuował powoli.

– Oni wiedzą, że wszystko widziałeś i oczekują, że wymażę ci pamięć. Zresztą i tak byś wkrótce zapomniał. Tak działa to miejsce. Dlatego uczniowie pozapominali o tych Koreankach.

– Ale Lanette i Isabella pamiętały. – Chłopak zaczął myśleć logicznie, odstawiając żal na bok. Moc mężczyzny już powoli na niego wpływała.

– Bo mają w pokoju tablet, a on, nawet rozładowany, zakłóca działanie naszych uroków – uświadomił go mężczyzna.

O ich sprzęcie wiedział od samego początku, jemu przypadało wykrywanie ich. Pamiętał, że zamierzał poinformować Merle o próbie ukrycia, ale coś go powstrzymało. Może wcześniejsza kłótnia z kobietą albo chęć wprowadzenia chaosu? Powody nie miały później znaczenia, tylko seria wydarzeń, które nieumyślnie wywołał. Ktoś wreszcie zobaczył, co się działo w tym miejscu i chciał odkryć prawdę.

Mężczyzna jako jeden z winnych powinien chcieć ją ukryć, jednak zadziałał impulsywnie, a potem zdecydował pozostawić sytuację samą sobie. Może gdyby bardziej im pomagał, nie doszłoby do śmierci Serafiny. W środku czuł, że musiał odkupić swoje winy.

Nie był w stanie powiedzieć tajemnicy Akademii Róż, wiązała go zbyt silna przysięga. Mógł za to wskazać im drogę i zasłonić przed wzrokiem innych.

Dawniej takie rozwiązanie wydałoby mu się bezsensowne, nie przyszłoby mu do głowy, niestety, abstrahując od zabójstwa jego ukochanej, coraz częściej zastanawiał się, jak mogą skończyć. Nie tylko on miał wątpliwości, niektórzy próbowali podejmować jakieś działania, lecz on jak dotąd trzymał się na uboczu. Być może nadszedł czas na zmianę.

– Dlaczego to robisz? – Z rozmyślań wyrwał go drżący głos blondyna. – Dajesz mi odejść.

– Powiedzmy, że z zemsty. – Nie znalazł lepszego powodu. A zemst wydawała się idealnym oraz sensownym.

– I jak ty sobie to wyobrażasz? Co potem?

– Dalej będziecie prowadzić wasze śledztwo. Niedługo poznacie prawdę i... sami zdecydujecie, co z nią uczynicie.

Edward nawet się nie zorientował, że Adrien wpływał na jego samopoczucie. Zagłuszył cierpienie, zostawił smutek. Zadziałał jak czas.

– A co z Serafiną? Mamy im pozwolić stać ponad prawem?! Nie poniosą żadnych konsekwencji?!

– Dzień, w którym zapłacą, kiedyś nadejdzie. – Mężczyzna uciął krótko.

– Wracaj do pokoju. A jutro oprowadzisz nową koleżankę. Może wam kilka spraw wyjaśnić.

Zasiał w umyśle Edwarda ziarno i czuł, jak zaczyna kiełkować. Niedługo miało się ono przerodzić w zaufanie i wiarę w nową dla niego sprawę.

~°~

Hej kochani! Jak pewnie zauważyliście rozdział został napisany w narracji trzecioosobowej, jednak było to działanie zamierzone, jako że rozdział ten jest rozdziałem bonusowym i mam nadzieję, że się spodobał i pare spraw wyjaśnił 😁 w tym tygodniu normalnie powinien pojawić się rozdział 27 i, jak pewnie się spodziewacie, poznamy w nim nową (chociaż nie do końca) bohaterkę. ❤

Domyśla się może ktoś, kim ona będzie? 😁

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro