Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Edward

Pomimo uspokajającego wpływu pana Merchanta, nie potrafiłem zasnąć przez pierwsze dwa dni. Trzeciego, paręnaście razy budziłem się w nocy, jednak w końcu zaczerpnąłem trochę snu. Dopiero czwartego, śmiało mogłem przyznać, że się wyspałem. W porównaniu do bezsenności, pięć godzin bycia ciągle nieprzytomnym, wydało mi się wybawieniem. Dopóki nie nadeszły koszmary.

Stałem w środku lasu i widziałem w nich Serafinę, jej sina skóra pokryta ranami, z których wypływał przerażający szkarłat. Puste oczy wpatrywały się we mnie z obrzydzeniem, a usta szeptały oskarżenia. Wypominała mi, że jej nie pomogłem, nie spróbowałem jej uratować, że pozwoliłem przerażeniu zapanować nad moim ciałem.

Mówiła również o sposobie, w jakim ją raniłem, nie potrafiąc obdarzyć uczuciem. Przy tych słowach złapała mnie kościstymi palcami, po czym zaczęła ciągnąć w znanym tylko sobie kierunku.

Sceneria raptownie zaczęła się zmieniać, nocne niebo zmieniło kolor na barwę jej krwi, wszystko wokół mnie pociemniało, a ziemia pod nogami stała się czarną cieczą.

Brnąłem za dziewczyną przez coś, co jak podejrzewałem, mogło być smołą, kiedy nagle ona się zatrzymała, odwróciła w moją stronę, a po chwili rzuciła. Nie przewidziałem tego, moje nogi się mimowolnie się ugięły, a poziom cieczy zrównał z moją twarzą.

Nie potrafiłem się wyprostować. Moje usta w końcu się otworzyły, by zaczerpnąć powietrza. Zamiast potrzebnego tlenu, do mojego gardła wlała się czarna substancja. Dławiłem się. Ponownie przeżywałem tragedię z dzieciństwa, kiedy omal się nie utopiłem, podczas wakacji nad jeziorem z rodziną.

Tym razem odczuwałem wszystko mocniej, otaczała mnie ciemność, otwarte oczy piekły i zarazem nie byłem w stanie ich zamknąć. Kaszlałem, starając się pozbyć cieczy, jednak odniosło to odwrotne skutki, połknąłem jej więcej. W klatce piersiowej palił mnie niemiłosierny ból, tak silnego nigdy nie doświadczyłem.

Obudziłem się, dopiero gdy poczułem śmierć, oplątującą mnie swoimi mackami, zabierającą na tamten świat. Ale to był tylko sen. A w śnie śmierć jest pojęciem abstrakcyjnym.

Pierwszym naturalnym odruchem było złapanie oddechu. Powietrze wypełniło moje płuca, a ja mogłem odetchnąć z ulgą i całkowicie rozwiać wątpliwości, dotyczące realności tego, co przeżywałem dosłownie przed momentem. Na szczęście, tylko w mojej głowie.

Zgadywałem, że niedługo będzie dobijać szósta, więc nie musiałem już kłaść się z powrotem. I tak wątpiłem, że umiałbym zasnąć.

***

Udało mi się rozluźnić dopiero podczas śniadania, wsłuchując się w przyziemne rozmowy rówieśników. Sam próbowałem zjeść jak najwięcej płatków z mlekiem, pomimo że przeszkadzała mi gula w gardle. Starałem się wziąć do serca psychologiczną wypowiedź Lucy. Bardzo ją szanowałem za jej siłę woli. Ona, chociaż czasem okazywała melancholię oraz żal, ruszyła dalej. A miałem wrażeniem, że przeżyła gorszą tragedię. Widziała śmierć trójki bliskich przyjaciół i sama o mało nie zginęła. Ja patrzyłem na morderstwo jednej, nie narażając się zbytnio na niebezpieczeństwo. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

Po śniadaniu wróciłem do pokoju po swoje rzeczy, a następnie razem z Lucy i Zackiem, ruszyliśmy do szkoły. Przy współlokatorze nie wspominałem o dzisiejszym koszmarze, jednak gdy tylko nas opuścił, opowiedziałem o nim dziewczynie.

Popatrzyła się na mnie badawczym wzrokiem. Nie odzywała się przez jakiś czas, dopiero po chwili stwierdziła:

– Myślę, że twój główny problem tkwi w tym, że nie potrafisz przestać się obwiniać o jej śmierć. Ale dlaczego cię topiła? Może się to wiązać z jakąś traumą?

– Kiedyś, w dzieciństwie, pojechałem z rodziną nad jezioro. Kąpaliśmy się tam z rodzeństwem i rodzice zawołali nas na obiad. Nie byłem głodny, więc zostałem w wodzie, jako jedyny. Nie pamiętam dokładnie, co się stało, chyba straciłem równowagę, zachłysnąłem się wodą i spanikowałem. No i zacząłem się topić, ale na szczęście moja rodzina jadła obiad nad brzegiem jeziora, więc szybko zauważyli, że coś się dzieje. – Próbowałem przywołać wspomnienia, do których od dawna nie wracałem. – Ale nigdy nie miałem przez to jakiejś traumy. Nie boję się wody.

– Tylko że we śnie nie topiłeś się w wodzie. Mówiłeś o jakiejś czarnej, smołowatej cieczy.

– Myślisz, że to coś znaczy? – zapytałem z nadzieją na logiczne i spójne wyjaśnienie.

– Nie wiem, nie jestem specjalistką. – Przygryzła wargę. – Interesuję się tym, racja, jednak mogę jedynie przypuszczać.

– Więc co przypuszczasz? – Niedługo musiałem iść na niemiecki, lecz wcześniej chciałem poznać jej zdanie.

– Myślę, że po prostu czujesz się przytłoczony przez te wydarzenia, metaforycznie w nich toniesz, nie potrafisz się wydostać z ich wpływu.

– Nawet moje sny mi mówią, że jestem na dnie – stwierdziłem z nutą goryczy.

– A z dna można się tylko odbić – pocieszyła mnie. – À propos osób ze złym samopoczuciem... chyba będę się zbierać. Do zobaczenia na biologii.

Też się z nią pożegnałem, a potem usłyszałem, jak woła Isabellę. Od razu przypomniałem sobie, że razem chodziły na hiszpański. Ja się skierowałem na niemiecki.

***

Po biologii nastąpiła długa przerwa, a my z Lucy zamiast na stołówkę, podeszliśmy do kantorka, gdzie, jak podejrzewaliśmy, znaleźliśmy pana Merchanta.

Siedział na krześle i wypełniał jakieś papiery. Wyglądał o wiele lepiej niż w piątek, przypominał trochę dawnego siebie. Chociaż wciąż brakowało mu jego dumy oraz śmiałości, którą tryskał jeszcze przed tygodniem. Wciąż emanował smętną energią, jedynie z zewnątrz się poprawił.

– Coś się stało? – zapytał, nie unosząc wzroku znad dokumentów.

– Chcieliśmy z panem o czymś porozmawiać – zacząłem poważnie. – Tylko... nie wiemy, czy tutaj możemy...

– Mówcie – zachęcił, lecz nie wydawał się za bardzo ciekawy tego, o co chcieliśmy go spytać.

– Nari, ta dziewczyna, która zmarła na początku września, miała siostrę bliźniaczkę. I jej siostra również zniknęła. Chcielibyśmy się dowiedzieć, co się z nią stało.

Spojrzał na nas z zaskoczeniem, ale szybko wrócił do znudzonego wyrazu twarzy.

– Nie żyje, z czego wiem – odparł po kilku sekundach. – Ale to nie my ją zabiliśmy. Wymazaliśmy jej pamięć i odesłaliśmy do domu, a tam popełniła samobójstwo.

– Czyżby dlatego, że zamordowaliście jej siostrę? – podsunąłem z wyczuwalnym wyrzutem.

– Mówiłem, usunęliśmy jej pamięć. Nie pamiętała, że kiedykolwiek miała siostrę. Po prostu zmagała się z problemami psychicznymi, które dobrze ukrywała. Już wcześniej próbowała się zabić, ale jej siostra ją powstrzymała.

Nie wydawał się poruszony całym wydarzeniem. Mówił o nim, jak gdyby nigdy nie miał do czynienia z żadną z Koreanek. A mnie zdziwiło, że żaden z potworów – morderców mojej przyjaciółki, nie przyczynił się do śmierci Yumi. Tak się nastawiłem przeciwko nim, że obwiniałem ich o całe zło wokół. A tymczasem, ktoś, kto miał z nimi kontakt, nie zginął przez nich.

– Dlaczego dodatkowo odesłaliście ją do domu, zamiast tylko wymazać pamięć? – Głos Lucy wyrwał mnie z zadumienia.

– Większość z nas uznała to rozwiązanie za najlepsze. Nie planowaliśmy śmierci Nari. Jest ona skutkiem tego, że niektórzy z nas postanowili złamać ogólne zasady i postąpić według swoich zachcianek. Normalnie zabijamy tylko cztery osoby na rok.

– Tylko – prychnęła dziewczyna. – Robicie to podczas imprez, prawda?

– Nie bez powodu odbywają się one w czasie bliskim równonocy czy przesileniom – stwierdził.

– Jesteście wtedy silniejsi– powiedziała na głos to, o czym oboje pomyśleliśmy.

– Wiecie już wszystko, co chcieliście? – spytał, zamiast potwierdzić nasz wniosek.

– Chyba tak. – Lucy popatrzyła się na mnie pytająco, a ja pokiwałem głową.

Wyszliśmy z kantorka i skierowaliśmy na korytarz.

– Zostało nam jeszcze trochę czasu, chcesz coś zjeść? – zaproponowała Lucy.

– Jeśli powiem, że nie jestem głody, zrobisz mi wykład, prawda? – zgadłem.

– Może – zaśmiała się. – Szczerze nie spodziewałam się tego. Myślałam, że pozbyli się bliźniaczki w swój typowy sposób.

– Też to podejrzewałem – przyznałem. – Ale teraz wydaje mi się logiczne, że nie planowali jej śmierci. To by przynajmniej jedną rzecz wyjaśniło.

– Mów jaśniej. – Dziewczyna przypomniała mi, że nie wiedziała o początkach naszego śledztwa.

– Obserwowałem panią Archer oraz dyrektora podczas dziwnej rozmowy. A chwilę wcześniej, w miejscu, w którym stali, widziałem Nari. No a ich rozmowa dotyczyła pragnienia czy jakoś tak. – W pamięci bardziej zapadło mi obściskiwanie się tamtej dwójki, co wyparło z umysłu większą część konwersacji. Po ostatnich wydarzeniach ten skandal wydawał się całkowicie niewinny.

– Jakim cudem się nie zorientowali, że ich podsłuchujesz?

Weszliśmy do stołówki i nagle otoczył nas gwar rozmów i zapach smażonego jedzenia. Od razu zacząłem się zastanawiać, jakimi niezdrowymi potrawami zamierzali nas podtruć tym razem.

– Siedziałem na wielkim dębie. Wcześniej go lubiłem. To było, zanim się dowiedziałem, że jest bezpiecznym miejscem, w którym ich... moce? – Nie do końca potrafiłem nazwać te nadnaturalne umiejętności. – Nie działają.

– Nie dziwię ci się. – Posłała mi porozumiewawczy uśmiech. Niezwykle zaraźliwy. Pomimo wewnętrznego, ciągłego niepokoju, kąciki moich ust same się uniosły.

Wzięliśmy tacki z jedzeniem, czyli frytkami oraz niezbyt zachęcającym wizualnie kurczakiem, a następnie rozglądnęliśmy się po sali w poszukiwaniu przyjaciół.

Spędziliśmy trochę czasu na błądzeniu wśród zapełnionych uczniami stolików, nim dostrzegliśmy Maxa i Lanette, zajmujących jeden, czteroosobowy.

Podeszliśmy do nich, na wstępie pytając, dlaczego nie było z nimi Isabelli.

– Chce zrezygnować – poinformowała nas Lanette ze smutkiem.

Zajęliśmy miejsca i od razu kontynuowałem rozmowę.

– Dlaczego? – Z moich ust padło najbardziej oczywiste pytanie.

– Nie mam pojęcia. – Blondynka rozłożyła ręce. – Powiedziała mi tylko, że nie chce już brać w tym udziału.

– Mi wspominała, że jest przytłoczona przez tę sytuację – dodała Lucy. – Co jst raczej zrozumiałe.

– Nie tylko ona. – Lanette nie dawała za wygraną. – Nie można porzucać czegoś takiego w samym środku!
– Dajmy jej czas – poradziła Lucy. – Nie można jej do niczego zmuszać. Niewiedza i ignorancja w tym przypadku jest o wiele bezpieczniejsza niż dociekliwość.

– Nie znasz Isabelli. – Współlokatorka Latynoski wyglądała na podirytowaną. – Razem zaczęłyśmy to śledztwo, więc nie widzę powodu, dlaczego miałaby się rozmyślić, ma po prostu jakiś dziwny kaprys.

Czując zapowiadającą się kłótnię, Max się nagle uaktywnił. Popatrzył z niepewnością na dziewczyny, potem rzucił mi proszący o pomoc wzrok.

– Co myślicie o dzisiejszym daniu? – zagadnął brunet, lecz został zignorowany, jako że Lanette i Lucy toczyły coś na kształt bitwy na spojrzenia.

– A nie ciekawi was, co przekazał nam pan Merchant? – Spróbowałem zwrócić uwagę blondynki, na szczęście skutecznie.

Skupiła całą swoją uwagę na mnie, niemo żądając wieści. Przybiłem sobie niewidzialną piątkę, udaną próbę zlikwidowania napięcia. Nie powiedziałem wszystkiego, mając na uwadze ostrzeżenia nauczyciela. Tak naprawdę udzieliłem jej jedynie zdawkowych informacji, jednak na szczęście Lanette ją całkowicie pochłonęła i nawet nie zauważyła, że nie dowiedziała się niczego konkretnego.

Nim wszyscy porozchodziliśmy się na zajęcia, umówiliśmy się na spotkanie w bibliotece około godziny siedemnastej. Lepiej byłoby załatwić to wcześniej, lecz problemem stały się obowiązkowe, dodatkowe zajęcia Maxa, a nie zamierzaliśmy odwiedzać sekretnego pokoju bez niego.

Po lekcjach wróciłem do pokoju i, korzystając z wolnej chwili, podążając za moją męczącą, dzienną rutyną, odrobiłem część lekcji, a następnie, wziąłem długopis i papier kancelaryjny i udałem się do biblioteki.

Specjalnie zjawiłem się przed czasem, żeby zdążyć napisać wypracowanie o starożytnej Grecji, zadane przez pana Merchanta na dzisiejszych zajęciach. Poprosiłem bibliotekarkę o parę książek związanych z mitologią tej antycznej cywilizacji, a ona uśmiechnęła się do mnie współczująco, komentując, że nie jestem pierwszy.

Ostatecznie dała mi kilka, przypominających bardziej encyklopedie niż zbiory mitów, ale postanowiłem się zadowolić i tym.

Ku mojemu zaskoczeniu całość zajęła mi niecałe pół godziny. Nie musiałem co prawda napisać pracy na parę setek słów, lecz, tak czy inaczej, nie lubiłem rzeczy związanych z historią, więc często się męczyłem podczas zajęć z mitologii.

Ledwo skończyłem, a zjawiła się Lucy, niedługo po niej Lanette oraz Max. Od razu, gdy ich zobaczyłem, schowałem do torby moje przyrządy i ruszyliśmy na piętro.

Oczywiście dokładnie sprawdziliśmy otoczenie, zanim zniknęliśmy za ścianą, przechodząc do tajnego pokoju. Już tradycyjnie, rozsiedliśmy się na kanapach.

– Czemu tak na dobrą sprawę ma służyć to spotkanie? – spytałem.

– Żeby podsumować nasze dotychczasowe wiadomości – stwierdziła Lanette. – A więc...

Uniosłem brwi ze znużeniem i westchnąłem, wiedząc, że mi przypadnie uzupełnienie mojej wypowiedzi z lunchu.

– Co do rozmowy z panem Merchantem, pominąłem niektóre fakty – zacząłem, wpatrując się w swoje dłonie. Kątem oka jednak zauważyłem zaskoczenie, malujące się na twarzy blondynki. – Yumi nie żyje.

– Ale mówiłeś, że odesłali ją do domu – zdziwił się Max.

Na szczęście Lucy postanowiła się włączyć, zdając sprawozdanie z reszty spotkania. Pozostała dwójka słuchała z uwagą, chociaż Max na dłuższą metę nie wydawał się zbytnio pochłonięty całą historią. Nie uznawałem tego za złe, szczególnie że na dobrą sprawę, nie miał większego kontaktu z żadną z dziewczyn. Zresztą, podobnie jak ja.

Na koniec Lanette postanowiła, że musimy zaplanować nasze dalsze kroki. Zgodziliśmy się z nią, lecz ewidentnie bez tej całej determinacji, którą okazywała dziewczyna.

Zastanawiało mnie, jakim cudem, osoba, która na początku wydawała się cichą, spokojną introwertyczką, zmieniła się w nieoficjalną liderkę naszej grupy. Mimo że wciąż bywała flegmatyczna, skądś zyskała pewność siebie oraz zapał. Podejrzewałem, że uwielbienie jej przez Maxa, mogło się do tego przyczynić, ale nie orientowałem się zbytnio w zakresie przemian osób oraz ich powodów, dlatego też postanowiłem zapytać później Lucy. Może ona potrafiłaby mi wytłumaczyć sytuację.

Oprócz dzisiejszej rozmowy poruszyliśmy temat naszej konkluzji, dotyczącej roli róż. Max, tak jak przypuszczałem, opowiedział swojemu obiektowi westchnień o naszym odkryciu.

Dodatkowo przedyskutowaliśmy inne wiadomości, o których powiedział mi pan Merchant. Zdecydowaliśmy nie mówić o czymkolwiek związanym z naszym śledztwem poza „bezpiecznymi miejscami" oraz udawać przed nauczycielami, że zapomnieliśmy. Jakkolwiek trudne by to nie było.

No i zostało nam jedynie ostatnie, niemniej zasadnicze pytanie.

Jak w ogóle zamierzaliśmy powstrzymać te bestie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro