Adopcja...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- I jak poszło?- zapytała Lissa kiedy wraz z Dymitr'em przyszliśmy do gabinetu królowej, która siedziała przy biurku w towarzystwie go narzeczonego.

- Na razie musimy czekac.- powiedział Dymitr z spokojnem obejmując mnie delikatnie.

Wraz z Dymitr'em nie dawno odbyliśmy bardzo poważną rozmowę jaką jest dziecko.

Tak wraz z Dymitr'em postanowiliśmy zaadoptować dziecko. Dzisiaj udaliśmy się na umówione spotkanie z opiekunką domu dziecka, z którą mieliśmy uzgodnić wszystko.

Kobieta powiedziała że zadzwoni do nas gdy tylko adopcja będzie możliwa i teraz jedyne co nam jeszcze pozostało to czekać cierpliwie co w moin wykonaniu graniczy z cudem.

- Będzie dobrze. - powiedziała morojka po czym podeszła do mnie i przytuliła radośnie.

- Cieszę się.- dodała szeptem królowa powoli odsuwając się ode mnie.

- Nadal nie wierzę że słynna Rosemarie Hathaway chcę mieć dziecko. To cud prostu. - powiedział rozbawiony Ozera.

- No cóż Ozera z naszej dwójki ktoś musi dorosnąć.- powiedziałam złośliwie na co moroj pokazał mi środkowy palec.

Jezu...on naprawdę jest jak dziecko....

- Oj tam uspokojcię się. - powiedziała królowa z delikatnym uśmiechem, po czym dodała.

- Chcecie zaadoptować dziewczynkę czy chłopca?

- Obojętne czy chłopiec czy dziewczynka.- powiedziałam zgodnie z prawdą tuląc się do ukochanego.

Nie obchodzi nas jakiej płci ma być dziecko. Nie myśleliśmy nawet O tym. Chcielibyśmy tylko zaadoptować takie maleństwo, któremu będziemy mogli dać miłość i ciepło rodzinne.

- To mam nadzieję że szybko dostaniecie swoje maleństwo.- powiedziała podekscytowana królowa.

Oj Lisso uwierz mi też mam nadzieję...

~ Kilka Dni Później ~

- A Ty co taki radosny?- zapytałam wchodząc do kuchni gdzie był juz dawno Dymitr.

- A bo dzwoniła pani z domu dziecka i otrzymamy niedługo nasze maleństwo.- powiedział mój ukochany, a usmiech od razu wkradł się na moją twarz.

- To kiedy będziemy rodzicami, towarzyszu. - powiedziałam do strażnika z radością na twarzy.

- Coś z początkiem grudnia.- powiedział strażnik, na co ja zaśmiałam sie delikatnie.

- Prezent gwiazdkowy?- powiedziałam rozbawiona.

- Jak widać.- powiedział strażnik,po czym dodając.

- Jestem taki szczęśliwy.

- Ja też.- powiedziałam cicho do ukochanego, po chwili krótkiego namysłu dodając.

- Dlaczego za pół roku dopiero?

- Ponieważ jeszcze nie urodziło. - zaśmiał się mój ukochany, a do mnie wszystko dotarło.

Nasze dziecko jest jeszcze w brzuchu jakieś kobiety...

W sumie chcieliśmy zaadoptować takie maleństwo więc to raczej dobrze.

- To mamy pół roku na naszykowanie się.- powiedziałam,na co mój ukochany wpił się w moje usta z namietnoscią.

Już niedlugo zostaniemy rodzicami...

Niedługo...

~ • ~ • ~

Sory za opuźnienie!

Mam nadzieje ze ten rozdział się spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro