Kiedy dołączasz do organizacji

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pain

Kiedy do twoich uszu zaczął docierać dźwięk śpiewu ptaków, delikatnie otworzyłaś powieki. Próbowałaś zorientować się co się wydarzyło i dlaczego jesteś przez kogoś niesiona. W końcu kiedy przypomniałaś sobie, że jesteś porywana, zaczęłaś się szarpać i krzyczeć w niebowłosy.

-Odstaw mnie na ziemię, ty źle zrodzona wiewiórko!!!

-Nie krzycz, inaczej następnym razem obudzisz się na dnie rzeki.-Oznajmił to takim głosem, że po twoim ciele przeszły ciarki, a krew zamarła ci w żyłach. Odetchnął i szepnął do siebie.-Od razu lepiej... Zapomniałem ci się przedstawić, jestem Pain. Jestem Bogiem.-zwrócił się do ciebie. Kiwnęłaś głową i zaczęłaś zastanawiać się, w co się wpakowałaś.

-A gdzie mnie niesiesz?-spytałaś

-Udajemy się do bazy Akatsuki. Od dzisiaj będziesz członkiem mojej organizacji.-odpowiedział, patrząc na ciebie ukratkiem.

-A jeśli nie chce?

-Wtedy zginiesz.-rzekł z powagą, zupełnie nie przejmując się w jaki sposób to wypowiedział.

-Ty marny śmiertelniku! Jak śmiesz mnie do czegoś zmuszać! A zwłaszcza do śmierci!-wykrzyknęłaś, dając ponieść się emocją. Ale gdy poczułaś jak aura zaczęła w jednej sekundzie się zmieniać, postanowiłaś się nie odzywać.

-Teraz nie żartuje. Jeśli dalej będziesz otwierać tą wiecznie gadatliwą jadaczkę, to zabije cię tu i teraz bez żadnych skrupułów.-Powiedział, a jego Rinnegan błysnął niebezpiecznie. W tym momencie byłaś pewna jednego. Jeśli się go nie posłuchasz, będziesz miała przerąbane.

-A idź na drzewo jeść orzeszki...

Sasori

Po wybudzeniu się, od razu zorientowałaś się, że jesteś niesiona przez marionetkę. Twoje oczy szukały sprawcy tego zamieszania. Czerwone włosy i skupione brązowe oczy.

"Boże, to znowu on... Brońcie mnie niebiosa." Przeszło ci przez głowę, tym samym wyrywając się z uścisku lalki. Gdy tylko ci się to udało, pobiegłaś najszybciej przed siebie. Omijałaś wszystkie drzewa, słysząc dźwięk szybkich kroków za sobą. Kiedy miałaś się bardziej rozpędzić, twoje ciało zostało zatrzymane. Chciałaś się poruszyć, jednak przed tobą pojawił się znany ci już mężczyzna.

-Przez ciebie straciłem mnóstwo czasu.-powiedział tylko.

-C-co jest?!-wyszeptałaś do siebie, zauważając nici chakry.-Jesteś marionetkarzem...

-Mam ci za to jakąś nagrodę? Idziemy, nie chcę aby na mnie czekano.-Wbrew swojej woli, poruszyłaś się idąc za brązowookim.

-Gdzie mnie zabierasz?

-Do bazy Akatsuki. Dostałem misję, aby cię przyprowadzić do brzasku.

-Co takiego?! Niby dlaczego ja?! -powiedziałaś głośno.

-Zamknij się. Mnie nie pytaj o takie rzeczy. Nie jestem liderem, nie odpowiem ci na to.-kiwknęłaś zrozumiale głową. Zrozumiałaś, że jesteś na przegranej pozycji. Nie możesz używać swojej chakry, ponieważ jest zablokowana. Nie masz jak uciec, ponieważ masz doczynienia z marionetkarzem. Świetnie, cudownie wręcz.

-To powiedz mi przynajmniej jak się nazywasz.-rzekłaś

-Sasori.

Deidara

Obudził cię wiatr, który dobijał się do twojego ciała, wprawiając twoje włosy w ruch. Otworzyłaś powoli oczy i spostrzegłaś, że na czymś lecisz. Przypominając sobie twoje ostatnie wspomnienie, gwałtownie podniosłaś się i gdyby nie jakieś ręce na twoich biodrach, spadłabyś z kilkunastu metrów. Spojrzałaś na swojego bohatera, a przy okazji porywacza.

-Ty? Znowu ty? Posłuchaj mnie, nie wiem do czego jestem ci potrzebna, ale skoro mnie porwałeś to znaczy, że ci zależy abym była z tobą... Gadaj, czego ode mnie chcesz.-wycedziłaś przez zęby. Chłopak patrzał w twoje oczy, aby następnie odwrócić głowę przed siebie.

-Udajemy się do bazy Akatsuki. Lider chce cię w swojej organizacji, hm. Nie powiem ci dlaczego, bo sam nie jestem pewien. Dostałem po prostu misję przyprowadzenia cię. Dobrowolnie, bądź też siłą.-Wytłumaczył.

-Wybrałeś opcję trzecią, czyli nieświadome porwanie blondyneczko...-powiedziałaś pod nosem.-Podejrzewam, że nie będę miała jakiegoś wielkiego wyboru.-rzekłaś głośniej.

-Raczej mnie. A tak przy okazji, jestem Deidara, hm.-przedstawił się, a ty kiwnęłaś głową.

-A ja (Y/N) Uchiha. Mam nadzieję, że już nigdy mnie nie porwiesz.

Uchiha Itachi

Otworzyłaś oczy, gdy poczułaś jak coś dotyka twojego policzka. Zobaczyłaś scenerię lasu, a koło ciebie siedział czarnowłosy mężczyzna.

-Gdzie ja jestem? I lepsze pytanie, czemu tu jestem?-zapytałaś automatycznie.

-Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: las. Na drugie mogę jedynie odpowiedzieć, że zabieram cię do bazy Brzasku. Więcej nie potrzebujesz wiedzieć.-odpowiadał bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy.-Byłem zmuszony zrobić postój. Trochę przebyliśmy drogi, ale na moje nieszczęście nie jesteś lekka.

Poczułaś jak twoja twarz zaczyna się rumienić. Nigdy byś nie przypuszczała, że Uchiha Itachi jest w stanie mówić takie rzeczy.

-Nie mam zamiaru nigdzie iść...-powiedziałaś, obserwując teraz czarne oczy twojego porywacza.

-A ja nie chcę z tobą walczyć. Dla twojego dobra i mojego niemarnowania czasu, lepiej nie próbuj niczego głupiego.-oznajmił, odwracając głowę w przeciwnym kierunku. Ty natomiast zwróciłaś swoją głowę w dół, patrząc na swoje dłonie. Byłaś świadoma, że Itachi jest silniejszy, musiałaś mu to przyznać. Sama nie potrafisz w pełni używać Sharingana, a co dopiero jakbyś miała się zmierzyć z kimś, kto jest ekspertem w tej dziedzinie. Jedyne co potrafiłaś do perfekcji, do medyczne jutsu!

Przegryzłaś delikatnie wargę, zdając sobie sprawę z swojej bezsilności. Po co oni cię chcią w Akatsuki, nie wiedziałaś. Ktoś tak słaby i bezużyteczny jak ty, nie powinien w ogóle się tam znaleźć. Raptownie zostałaś podniesiona do góry w stylu panny młodej. Zarumieniłaś się lekko na ten czyn.

-Koniec postoju.-powiedział tylko i ponownie zaczął iść, w tylko sobie znanym kierunku. Ty natomiast obserwowałaś jego piękne i czarne niczym węgiel oczy, które mieniły się pod wpływem słońca. Mimo wszystko, w tym momencie dziękowałaś niebiosom, że to właśnie Itachi cię porwał.

Tobi/Uchiha Obito

Z przyjemnego snu wybudziło cię wołanie twojego imienia. Czułaś jak coś kłuje twój policzek w jednym tempie. Powoli otworzyłaś oczy i zobaczyłaś, że leżysz na łóżku, a koło ciebie siedzi czarnowłosy mężczyzna z pomarańczową maską.

-Karmelku, żyjesz!-krzyknął, przytulając cię mocno. Jednak ty szybko wyswobodziłaś się z jego uścisku. I wstałaś na równe nogi.

-A czemu miałabym być nieżywa?-zapytałaś.

-Tobi nie umie odpowiedzieć na to pytanie.

-W takim razie może umie odpowiedzieć, gdzie się aktualnie znajdujemy, hm?

Mężczyzna obserwował jak spięta się stajesz. Wyczuł, że w razie potrzeby jesteś gotowa go zaatakować. Ha! Dobre sobie.

-W bazie Akatsuki!-odpowiedział szczęśliwy, a następnie skłonił się.-Witamy cię, o piękny karmelku, w naszej rodzinie!

"Gdybym nie była w takiej sytuacji w jakiej jestem, pewnie zaczęłabym się śmiać, ale nie mam teraz humoru na takie coś. Zostałam porwana, a w dodatku jestem w bazie Brzasku!"Myślałaś gorączkowo. Odwróciłaś się z zamiarem wyjścia.

-Gdzie idziesz?-spytał zdezorientowany.

-Uciekam. Nie dołącze do Akatsuki.

-Ale...!

-Nie ma "ale" Tobi! Nie zostanę tutaj.-gdy miałaś chwycić klamkę, twoja ręka została zatrzymana w grubym i stalowym uścisku. Mężczyzna trzymał kurczowo twoją dłoń tak mocno, że zaczęła sinieć.

-Zostajesz w bazie, czy tego chcesz czy nie.-Rzekł, a jego głos diametralnie się zmienił. Gruby i aksamitny, jednak w środku dało słyszeć się ukrywające się niebezpieczeństwo. Jedyne co mogłaś zrobić, to stać i patrzeć się na niego, czując jak strach przejmuje nad tobą kontrolę.

Hidan

Dotyk na twojej nodze. Jeździł wyżej i wyżej, aż poczułaś że twoje ciało samo zareagowało. Pięść wylądowała na twarzy zboczeńca, tym samym od razu budząc cię z krainy Morfeusza.

-Kur*a niby za co znowu?!-wykrzyknął fiołkowooki.

-Nie jest ci wstyd! Cały czas, gdy tylko masz okazję, macasz mnie!!

-Niestety nie potrafię się powstrzymać.-odpowiedział, oblizując usta. Przeszedł cię nieprzyjemny dreszcz, który sprawił, że poczułaś zimno.

-Natomiast ja nie potrafię się powstrzymać od ponownego uderzenia cię!-powiedziałaś, składając jedną z dłoni w pięść, aby następnie strzelić palcami.

-Robi się zabawnie! No dalej, moja mała suczko! Hahaha!!!-krzyczał w niebogłosy. Zaczełaś biec w jego kierunku. Chciał uderzyć cię swoją kosą, jednak zrobiłaś unik i podciełaś mu nogi. Ostrze jego kosy przecieło twój policzek. Spostrzegłaś, że jego uśmiech się poszerzył. Odskoczył od ciebie i zaczął tworzyć dziwny znak.

Nagle wbił sobie jakiś pręt do nogi. Nie wiedziałaś co robi. Wtem poczułaś ogromy ból w miejscu, gdzie szarowłosy przebił nogę. Od razu padłaś na ziemię krzycząc, a z twojej rany zaczęła wylewać się krew.

Patrzyłaś na Hidana jak spokojnie do ciebie podchodził, jakby zapomniał o tym, że przed chwilą zadał sobie poważny cios, który mógł go unieruchomić, tak jak stało się w twoim przypadku.

Podchodził do ciebie powoli, będąc pewnym, że jego ofiara mu nie ucieknie. Z przerażeniem w oczach, obserowałaś jak pochylił się nad tobą, a następnie poczułaś jego ciepły oddech na uchu.

-Ze mną nie wygrasz. -szepnął. Poczułaś, że cię uderzył, przez co straciłaś kontakt z rzeczywistością.

Hoshigaki Kisame

"Co jest? Kto woła moje imię...? Gdzie ja jestem? Co to za wielka pusta?"Pytałaś siebie w swoich myślach."Ah no tak... To moja głowa, haha...Hm? Mam się budzić? Mam otworzyć oczy...? Ale po co?"

-(Y/N), pobudka. Budzimy się.-do twoich uszu docierał głos jak przez mgłę. Powoli, aczkolwiek z wielką ostrożnością, otworzyłaś oczy aby zobaczyć nad sobą Kisame.

-Ne-nemo...?

-O, nareszcie się obudziłaś! To dobrze. Chodź, mamy jeszcze daleką drogę przed nami.-powiedział, a następnie wziął cię w stylu panny młodej, zahaczając twoją kostką o wystający pień. Syknęłaś tylko, czując jak ogromny ból ci towarzyszy.

-Co jest, do jasnej ciasnej?-zapytałaś, zaciskając zęby.

-Oh, wybacz.-zaczął, a wasze spojrzenia się skrzyżowały.-Kiedy cię niosłem, przez przypadek cię upuściłem. Podejrzewam, że masz skręconą kostkę.-powiedział jak gdyby nigdy nic. Na jego twarzy pojawił się charakterystyczny dla niego uśmieszek.

-Że... Co?!! Kisame!-krzyknęłaś tak głośno, że pobliskie ptaki odfrunęły, a jego imię odbijało się o las.


Kakuzu

W twojej głowie pojawiały się wspomnienia, które uderzały ciebie z ogromną siłą. Liczne walki, śmierć twoich rodziców, ucieczka i wiele innych. Czułaś przez sen, jak twoje ciało jest spięte, a pot spływa po niektórych jego częściach. Nie byłaś w stanie stwierdzić dlaczego akurat teraz pojawią się te koszmary. Może to przez to, że zostałaś porwana? Może przez to, że jesteś słaba? Nie wiedziałaś.

Miarka przebrała się, gdy w koszmarze krwawa ręka leciała z zabójczą prędkością w twoim kierunku. Otworzyłaś szeroko oczy, budząc się z pułapki twojego umysłu. Podniosłaś się, oddychając szybko. Twoje ręcę się trzęsły, a głowa niemiłosiernie bolała.

-Obudziłaś się w końcu. Już nie mogłem słuchać jak krzyczysz przez sen.-usłyszałaś gruby głos. Odwróciłaś głowę w tamtym kierunku.

-T-ty? Ah no tak... Zostałam porwana...-zaśmiałaś się, zdzierając sobie gardło nowo zaistniałą chrypką.

-Tak, zostałaś. A teraz weź się do kupy. Masz spotkanie z naszym liderem.-oznajmił, podchodząc do ciebie. Podał ci butelkę z wodą, po którą z ostrożnością wyciągnęłaś ręke.-Weźmiesz to w końcu? Nie mam zamiaru cię zabijać póki co. Chyba, żebyś mnie bardziej zdenerwowała.

Otworzyłaś zakrętne i wielkim ruchem wypiłaś połowę zawartości. Zaczęłaś kaszleć, ale poczułaś jak ciemnoskóry klepie twoje plecy.

-D-dziękuje...-szepnęłaś, kładąc butelkę na wygodnym łóżku. Rozejrzałaś się wokoło. Pokój jak zwykły pokój... Drewniane meble, szare ściany i brak jakiegokolwiek koloru, który mógłby ożywić to pomieszczenie. Wszystko wyglądało zupełnie jak martwe.

-Skoro już doszłaś do siebie, zaprowadzę cię do Paina. -powiedział, kierując się do drzwi. Otworzył je i jednym ruchem wskazał, abyś za nim poszła. Uczyniłaś to szybko, bacznie trzymając się pleców wysokiego mężczyzny.

-Zgaduję, że nie będę miała jakiegoś większego wyboru jak przystąpienie do Brzasku?-rozpoczęłaś rozmowę po kilku minutach ciszy. Szliście korytarzami, które były koloru jasnego brązu. Cóż, przynajmniej nie szarości.

-Nie sądzę, aby zapowiadało się inaczej. W każdym bądź razie, witaj w Akatsuki.-przystanął, a ty wpadłaś na jego plecy. Spojrzał na ciebie z góry. Zapukał do drzwi przed wami, a gdy tylko otrzymał pozwolenie aby wejść, zrobił to.-Przyprowadziłem ją liderze.

-Dobrze, możesz odejść. Natomiast muszę porozmawiać z tobą Yuki (Y/N).-zwrócił się do ciebie rudowłosy mężczyzna, siedzący za biurkiem. Zostałaś wepchnięta do środka. Przełknęłaś ślinę i podeszłaś bliżej nieznajomego.

Co się tyczy Kakuzu, ulotnił się do swojego pokoju. Nie chciał sobie tego przyznawać, ale emocje zaczęły płatać mu figle. Gdy widział jak męczysz się podczas twojego koszmaru, poczuł zmartwienie wobec twojej osoby. Mimo wszystko, jego umysł szczelnie zamknął na kłódkę takie myślenie, zastępując to martwieniem się o pieniądze.


Do wszystkich:

Po dotarciu do kryjówki Akatsuki, odbyłaś spotknie z liderem. Po długich rozmowach, w końcu udało mu się przekonać cię do jego racji. Mimo iż uznałaś, że masz również swoje własne powody dla których tutaj jesteś, postanowiłaś dołączyć do Brzasku. Jednakże nie wiedziałaś jeszcze wtedy, jakie dziwne przygody będziesz musiała przeżyć. 


*****

Jeśli mam być szczera, najprzyjemniej pisze mi się Kakuzu! Mówię serio! Aż sama się sobie dziwie... Kisame też dobrze mi się pisze!

Wiąże wielkie nadzieję co do Kakuzu XD 

Będę starać się, aby odwzorować jego charakter, sprawiając że z czasem będzie mięknął w stosunku do naszej kochanej (Y/N)   ;>>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro