Kiedy uprowadza Cię do Akatsuki.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pain:

Szłam sobie lasem z którego wyjścia nadal nie znalazłam kiedy nagle usłyszałam dziwny szelest. Rozejrzałam się w około jednak niczego dziwnego nie załważyłam. Wszystko jest tak samo jak było przed chwilą. Spojrzałam spowrotem w kierunku do którego zmieżałam, ale zamiast dalszej części lasu zobaczyłam Rudowłosego. Nic nie powiedział, a za chwilę poczułam dosyć mocne uderzenie w brzuch po którym już nic nie pamiętam...

Obudziłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Było tam łóżko na którym leżałam, biurko i jakaś szafka. Wstałam do pozycji siedzącej i złapałam się za brzuch... Nie wiem gdzie jestem i co doprowadziło mnie do takiego stanu... Mam wielkie dziury w pamięci.
Nagle usłyszałam skrzypnięcie  otwierających się drzwi. Spojrzałam w ich stronę i zobaczyłam znajomego już chłopaka w czarnym płaszczu.

-P-pain? Gdzie ja jestem? Skąd tu się wzięłam?- Zaczęłam wypytywać o wszystko z słyszalnym przerażeniem.

-Od dzisiaj należysz do Akatsuki. Stwierdziłem że przyda nam się twoje leczące jutsu.- Powiedział po czym rzucił w moją stronę czymś czarnym zapakowanym w torebkę foliową. Jak się później okazało był to taki sam płaszcz jaki on miał... Był na mnie trzy razy za duży ale kto by się tym przejmował co nie?

-J-jak to!? A co jak ja nie chcę!?-Wykrzyczałam w stronę Rudego. Na co on odpowiedział swoim naturalnym oschłym tonem:

-To mnie nie obchodzi. Nie masz wyboru.- Mówiąc to wyszedł.

Tobi (Obito):

W pewnym momencie poczułam silny uścisk. Kiedy odwróciłam się do tyłu zobaczyłam mężczyznę w pomarańczowej masce.

-(Imię)-Senpai!!! Przyjaciele Tobi'ego chcą by (Imię)-Senpai z nami zamieszkała! Tobi zaprowadzi (Imię)-Senpai! Tobi to grzeczny chłopiec!-Wykrzyczał zamaskowany shinobi, złapał mnie za rękę i w podskokach udał się do miejsca z którego przyszedł. Poszłam za nim i spytałam.

-Em... Tobi? A tak właściwie to... Gdzie to jest?

-To tajemnica! Wszystkiego dowiesz się jak będziemy na miejscu!- Powiedział i prowadził mnie dalej.

Po około godzinie drogi byliśmy chyba na miejscu.
-To tutaj!- Wykrzyczał Tobi, a ja zobaczyłam dziwną grotę której wejście było zasłonięte głazem.
Chłopak w masce wykonał jakieś ruchy rękoma i po chwili głaz się odsunął.

Itachi:

Jakoś od tygodnia nigdzie nie widziałam czarnowłosego. Może ma ważniejsze sprawy na głowie? Chodzi na misję lub trenuje. Chociaż zwykle zachowuje się dosyć oschle to muszę przyznać że trochę go polubiłam, a może to dlatego że od kiedy mnie uratował widuje tylko go?
Między drzewami zobaczyłam jaskrawe promienie słońca. Czy to wyjście z tego przeklętego lasu? Pobiegłam tam w uśmiechem na twarzy. Jednak zamiast wyjścia zobaczyłam kolejną małą polanę otoczoną lasem. Płynęła przez nią wąska rzeczka od której wody odbijało się światło słońca. Jednak nie to mnie przejmowało najbardziej. Pod drzewem zobaczyłam ciemnookiego. Czytał on jakąś książkę. Podeszła. Do niego uśmiechnięta.
-Ohayō Gōzaimas Itachi-kun!- wykrzyczałam i pomachałam ręką na powitanie. On spojrzał na mnie i odwzajemnił gest z ironicznym uśmiechem.

-O część (Imię)... Szukałem Cię wiesz?- Powiedział w moją stronę.

-Serio? A po co?- odpowiedziałam pytaniem na co on uruchomił swojego sharingana i spojrzał mi w oczy. Po chwili byłam w tym samym miejscu ale chłopaka tu nie było. Nagle zrobiłam się senna... Więc siadłam, oparłam się o drzewo i po chwili już spałam.
Obudziłam się w dziwnym pomieszczeniu. Leżałam na łóżku, a na jego końcu zobaczyłam chłopaka z klanu Uchiha.

-Gdzie ja jestem?- Spytałam chłopaka lekko zaspana.

-W kryjówce Akatsuki. Od dzisiaj jesteś jedną z nas.- powiedział cicho.

Kisame:

W oddali zobaczyłam Rekina. Nie wiem czemu mówienie tak na tego dziwnego niebieskoskórego chłopaka mi się spodobało. W sumie niczym się nie różnił od naszego ostatniego spotkania. Ma na sobie ten sam płaszcz przez co nie widać jego sylwetki i ubrań pod spodem.

-Hej Kisa...- Nie udało mi się dokończyć ponieważ wykonał jakąś technikę i po chwili znajdowałam się w wodnym więzieniu. A to zdrajca.

-(Imię) wiem że i tak się nie zgodzisz, a uwierz że chcę uniknąć walki z tobą.- Powiedział do mnie. Ja jednak nie miałam za bardzo jak odpowiedzieć.- Po prostu dostałem misję Cię sprowadzić... Lider chcę się z Tobą widzieć. Chcesz że mną iść po dobroci czy tak spędzić całą drogę?- Spytał na co ja pokiwałam głową twierdząco. - Eh... No dobra już nie będę taki okrutny... Ale jak będziesz chciała uciec to tak się dla ciebie skończy!- Po chwili jego technika zniknęła, a ja w końcu mogłam odetchnąć. - Wyjaśnię Ci wszystko po drodze, a teraz chodź.

Hidan:

Od spotkania z Jashinistą minęło już parę dni. Może to zabrzmi dziwnie ale... Trochę nudno tu bez niego. Może był głośny i trochę irytujący, ale lepsze to od siedzenia samej przez parę dni. Szłam dalej wąską leśnią dróżką. Zobaczyłam nagle pień ściętego drzewa na którym sobie siadłam by na chwilę odpocząć. Jednak nie było mi to pisane bo zaraz usłyszałam jakieś piski i tak dalej. Wstałam z pieńka i zobaczyłam co to. Za krzakami stał chłopak o wzorach na skórze które przypominały kościotrupa. Czyli Hidan... Tylko tym razem nie muszę patrzeć na morderstwo. Wszystko jest już skończone. Aktualnie Jashinista się modli do swojego bożka. Masakra... Mam nadzieję że nie będzie już tak przynudzać na temat Jashina. Po jakoś piętnastu minutach platynowowłosy wstał z klęczków i wytrzepał się z kurzu.

-O cześć kurwo!- powiedział chłopak szczerząc się.- Właśnie miałem Cię znaleźć wiesz?

-A po co ci ja...?- Spytałam.- Chyba nie jestem potrzebna do jakiejś super ważnej ceremonii dla Jashina nie? Jak tak to od razu się wypisuje!- powiedziałam patrząc na chłopaka. Na co fiołkowooki westchnął i kontynuował.

-Niestety kurwo powód nie jest taki wspaniały. Mam dla ciebie niespodziankę. Dostaniesz darmowe miejsce do spania, jedzenie i niewielką wypłatę.- Wymieniał chłopak.- Jednak za to musisz opatrywać i leczyć wszystkich naszych.

-Niech będzie- Wydało mi się to opłacalne- A gdzie mieszkacie?

-Niespodzianka.- Powiedział i poprowadził mnie to dziwnego miejsca...

Deidara:

Nadal leciałam z blondynem. Ta podróż dłużyła się w nieskończoność... W końcu musiał pokazać mi wszystkie wybuchy które potrafi zrobić. Zachwycać się nimi i wciskać regułkę że sztuka jest wybuchem. W sumie przy nim zmęczenie od razu poszło w zapomnienie.

-(Imię)?- Spytał chłopak patrząc na mnie.- Coś się stało? Hm?

-M-mi?! Zupełnie nic!!!- Wykrzyczałam rumieniąc się i machając rękami.- Z-zamyśliłam się po prostu hahaha...

-A to dobrze... Słuchałaś mnie w ogóle...? Hm?- Powiedział chłopak na co ja pomerdałam głową na nie.- Eh... To powiem to jeszcze raz... Chciałabyś  żyć w innym miejscu niż las? Jak by... Z moimi znajomymi i ze mną? Hm?- Spytał niebieskooki patrząc na mnie z niewielkim uśmiechem.

-Wiesz... Brzmi kusząco... Ale muszę odmówić...- Powiedziałam do Blondyna na co on zmarszczył brwi.

-W takim razie niestety muszę załatwić to inaczej. Hm.- Wyjął ręce z sakiewki i stworzył węża z gliny który mnie obwiązał. Oczywiście chciałam się wyrwać ale mi się nie udało.- Tak chciał lider więc nawet jak nie chcesz to nie masz wyboru... Po prostu chciałem to załatwić bez walki.

Sasori:

Może to i dobrze że nie spotykam krwistowłosego. Do mojej głowy tylko nasuwałyby się pytania które bym chciała mu zadać by go lepiej poznać. Jednak najpewniej znowu się zawstydzę... W końcu w ogóle się nie znamy.
Zobaczyłam wokół siebie fioletowy gaz... I wtedy cały obraz się urwał... Słyszałam tylko czyiś głos.
Obudziłam się w dziwnym pomieszczeniu... Stało tam łóżko i szafka. Jest tu dosyć pusto... Wstałam do pozycji siedzącej, a kiedy wszystko się wyostrzyło to wstałam. Rozejrzałam się w około i zobaczyłam drzwi jakiś metr ode mnie. Podeszłam do nich i je otworzyłam po czym wyszłam na korytarz... Doszłam do dziwnego miejsca z kanapą gdzie było kilka osób... Jednak jak zostałam załważona przez jasnowłosego chłopaka to uciekłam. Pobiegłam po schodach i weszłam do pierwszego pokoju z brzegu. To chyba był mój błąd. Zobaczyłam tam siedzącego przy biurku niskiego chłopaka o brązowych oczach. Inaczej to ten którego widziałam dwa razy...

-Em... Hej?-Przywitałam się z nim.- Powiesz mi gdzie ja jestem?

-A co Cię to obchodzi?- Serio znowu tak odpowiada... To robi się trochę wredne.

Kakuzu:

Starszy Shinobi bardzo mnie irytował... Szczerze? Od kiedy zabrał mi pieniądze "na szczytne cele", a ja od tego czasu nic nie jadłam!
Usłyszałam głośne burczenie w brzuchu... Masakra... Dobrze że nikogo nie ma w pobliżu bo bym się zawstydziła na śmierć...

-Hej (Imię)!- Usłyszałam znany głos, a kiedy się odwróciłam to zobaczyłam znajomego już mężczyznę. On rzucił mi owiniętą folią kanapkę... Czyli jednak ktoś to słyszał...

-A-arigato...- powiedziałam cicho i zaczęłam zajadać... W tej kanapce było coś nie tak... Poniedział po zjedzeniu jej zrobiłam się śpiąca... Aż tak że praktycznie po chwili już spałam.

Obudziłam się na kanapie w jakimś dziwnym miejscu... Wokół mnie stało około pięciu ludzi. Wszyscy na mnie patrzyli i czekali aż się obudzę.

"Witaj w Akatsuki!" Wykrzyczeli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro