Rozdział 16 Cieszę się...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  No Game No Life Opening Full  

Mam do was takie pytanie. Dwie już osoby rzuciły pomysł tego typu by rozdziały pojawiały się jeden raz w tygodniu. Wolicie by było tak jak one chcą, czy też by było tak jak dotychczas?

– Alesia –

To co stało się później było dla mnie czymś czego nigdy nie zrozumiem. Pamiętam, że po tym jak napiłam się krwi Arediego, zapadłam w sen. Jednak gdzie obecnie jestem? Dlaczego nie mogę otworzyć oczu i czuję, że ktoś gdzieś mnie niesie? W chwili, kiedy poczułam pod plecami miękki materac, spróbowałam otworzyć oczy. Niestety, ale bezskutecznie. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa.

Słyszałam multum kroków i jakieś głos. Skupiłam się na nich bardziej, chcąc rozróżnić pojedyncze słowa. Czuła się dziwnie... To tak jakby ktoś głaskał mnie po czole.

– Ojcze, jesteś pewien, że jest to córka Lessa?

Wreszcie byłam wstanie zrozumieć cokolwiek z tego, co mówili. Jednak kim jest osoba, która się odezwała? Nigdy wcześniej nie słyszałam tego głosu... Po chwili byłam pewna, że ktoś dotyka moich włosów.

– Tak, Ferisie – odpowiedział z dumą w głosie kolejny mężczyzna. – To ona. Pachnie podobnie do niego... – mruknął, a ja poczułam na swojej twarzy czyjś ciepły oddech. Miałam ochotę nakrzyczeć na nieznajomego; nie podobało mi się, że mnie dotyka. – Sam powinieneś to czuć. Krew płynąca w jej żyłach jest prawie, że taka sama jak nasza.

Usłyszałam westchnięcie.

– Masz rację, ojcze, lecz trudno mi uwierzyć, że dziecko, które uznawaliśmy od szesnastu lat za martwe, leży przede mną – oznajmił chłodno – wnioskuje – syn mężczyzny.

Jak to, uznawali mnie za martwą? Co jeszcze ważnego ukrył przede mną Sisif? Ja... Mimo tego wszystkiego tęsknię za nim. Chciałabym by był obok mnie. Mimo, że Aredi jest do niego podobny i kiedy z nim przebywam czuję coś dziwnego, to wiem, że Sisif i Aredi to dwie różne osoby; chociaż czasami mam co do tego wątpliwości.

– Wiedziałem, że ona musi żyć – oznajmił niespodziewanie drugi głos.

Usłyszałam krok.

– Jak to? Przecież pożar...! – zaczął.

– Synu, gdyby Alesia umarła, Vég zostałby aktywowany i wszyscy byśmy umarli – przypomniał z kpiną ojciec wampira.

O czym oni mówiąc?! Kim ja do cholery jestem, że moja śmierć zgładziłaby wszystkich? Mam coraz więcej pytań, a mniej odpowiedzi. Chciałabym się obudzić i zobaczyć, kto głaszcze mnie po włosach. Obawiam się, że to jakiś stary pedofil czy coś. No dalej! Jestem pewna, że dam radę unieść te powieki do góry!

– Ojcze, myślisz, że Sisif się nią opiekował? – zapytał.

Skąd on zna Sisifa? I czy na pewno mówi o moim przeznaczonym? Ech! Co blondyn ma niby z tym wszystkim wspólnego?! Ach... Logicznym przecież jest, że zapewne zna – większość – ludzi, których do tej pory spotkałam. Ukrywał przede mną tak wiele; fakt iż jestem księżniczką, a śmierć moich rodziców doprowadziła do wojny. Zataił przede mną tak wiele...

– To pewne, Ferisie – rzucił. – Pamiętam doskonale, jak szesnaście lat temu ten chłopiec zabił swojego ojca, tylko dlatego by ona była bezpieczna. Mówiąc szczerze z jednej strony to przerażające, że sześcio latek był gotowy na coś takiego – uznał, a ja miałam wrażenie, że czas się zatrzymał.

Sisif zabił własnego ojca... I to dlaczego? Chciał mnie chronić? Ale przed czym? Co takiego mi zagrażało?! Ja... Chciałabym się dowiedzieć tego wszystkie od niego. Nie chcę by ktoś nieznajomy mówił mi o jego czynach i wpływał na moją opinię dotyczącą mężczyzny. Chciałam otworzyć oczy i wkładałam w to wszystkie swoje siły. Nie mogę pozwolić na słabość! Nie jestem już małym dzieckiem, a szesnastoletnią dziewczyną. Muszę przynajmniej być w stanie sama siebie obronić. Z trudem uniosłam delikatnie do góry powieki. Na samym początku obraz był bardzo rozmazany, lecz z czasem nabierał ostrości. Po chwili moim oczom ukazał się czarnowłosy mężczyzna. Wampir nie patrzył na mnie; jego głowa była obrócona w bok.

– Ojcze, możliwe, że ten dzieciak wiedziałby coś na temat śmierci mojego młodszego brata – przypomniał drugi wampir.

Moje serce przyśpieszyło. Nie chciałam już słuchać, ani o swoich rodzicach ani o Sisifie. W obecnej chwili ilość zdobytych informacji, przytłaczała mnie. Zacisnęłam dłoń w pięść, a starszy mężczyzna spojrzał w moim kierunku. Przez moment wpatrywał się we mnie zaskoczony. Moje źrenice się rozszerzyła, a ja pchnięta instynktem odskoczyłam od wampira w najdalszy kąt łóżka. Mierzyłam dwójkę nieznajomych nieufnym spojrzeniem. Mimo wszystko muszę być czujna, nie wiadoma czy nie mają złych intencji.

– Zadziwiająca, że tak szybko się obudziłaś... – oznajmił zamyślony młodszy wampir. – Twoja odporność jest dość niezwykła, nawet jako członka rodziny królewskiej.

Dalej nie mogę uwierzyć, że mój ojciec był kimś tak ważnym... Ciekawe kim są ci mężczyźni? Starszy wyciągnął w moim kierunku dłoń i posłał uśmiech. Przegryzłam wargę, wpatrując się w rękę mężczyzny z niepewnością.

– Boisz się? – spytał.

Pokręciłam głową.

– To bardziej niepewność niż strach – wyznałam, a on skinął głową. Powiedziałam prawdę. – Kim jesteście?

Oczy młodszego z wampirów zabłysły. Poprawił swoje okulary.

– Nazywam się Xeres, a to mój syn, Feris – powiedział straszy, nim Feris zdążył się odezwać.

Spojrzałam na okularnika. Zauważyłam, że jego spojrzenie pozostaje chłodne i opanowane. To tak jakby stłumił on swoje uczucia... To takie dziwne, ale i ciekawe.

– Twoje oczy, Alesio, są takie podobne do tych Lessa – oznajmił niespodziewanie Xeres.

Młodszy westchnął, kręcąc głową.

– Masz rację, ojcze. Jej spojrzenie jest tak samo zuchwałe jak mojego brata.

Brata? Mój ojciec był jego bratem? Ale to by oznaczało, że Xeres jest jego ojcem!

– Skąd znaliście mojego tatę? – spytałam, chcąc potwierdzić, bądź wykluczyć swoje podejrzenia.

Xeres uśmiechnął się, przybliżając do mnie swoją dłoń. Zagryzłam wargę, po czym z nieśmiałością złapałam go za rękę. Skóra czarnowłosego była chłodna, lecz nie lodowata. Przybliżyłam się do wampira.

– Znałem twojego ojca, ponieważ był on moim synem – wyjaśnił.

A więc miałam rację! Ale w takim razie Xeres jest obecnym królem wampirów i moim dziadkiem. Nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek spotkam kogoś ze swojej rodziny... Kąciki moich ust drgnęły. Ja... cieszę się. Może nie znam go dokładnie, lecz czuję, że łączą nas więzy krwi. Po prostu tak podpowiada mi moje serce.

– Jak się czujesz?

Ziewnęłam.

– Chcę mi się trochę spać, lecz po za tym to dobrze – powiedziałam szczerze.

Król skinął głową wstając.

– Feris, popilnuj jej przez chwilę – polecił, podchodząc do dziwnego urządzenia, po czym znikł.

Zagryzłam wargę. Dalej nie przyzwyczaiłam się do telepotrów...

Uniosłam wzrok, patrząc na brata mojego ojca. Wyglądał on dość groźnie. Nagle kąciki jego ust drgnęły delikatnie, a on sam podszedł do mnie. Przeraziłam się, że chce mnie skrzywdzić, lecz on tylko usiadł obok. Dotknął mojego policzka, a moje powieki stały się strasznie ciężkie. Co to...? Czyżby używał na mnie swojej mocy?

– Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa, bratanico – oznajmił, głaszcząc mój policzek. – Smacznych snów, Alesio... – wyszeptał.

Jego pierwsze słowa bardzo mnie zaskoczyły. Nigdy bym się nie spodziewała, że ktoś o tak chłodnym spojrzeniu jest wstanie powiedzieć cos takiego!

Opadłam na materac, pozwalając by pochłonął mnie zesłany przez Ferisa sen.

CDN

Kolejny już w poniedziałek!

(Data opublikowania tego rozdziału: 07.07.17r)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro