Alexithymia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dla xMomokux z okazji jej urodzin. Wszystkiego najlepszego, mam nadzieję, że Ci się spodoba!

a/n; to mój ostatni one-shot z trzydziestu zaplanowanych fanfików. zostało mi jeszcze tylko dziewięć opowiadań do napisania, wiecie?

(jeśli Was to pocieszy, to aż cztery z nich to ff o taekookach i jeden o yoonminach)

mam nadzieję, że jesteście zdrowi i szkoła nie męczy Was tak bardzo, trzymajcie się tam!

i byłoby mi bardzo miło, gdybyście zostawili coś po sobie;;

***

Yoongi od zawsze wolał trzymać się z daleka od ludzi. Nie lubił tych pełnych pogardy spojrzeń, którymi był obdarowywany. Czuł się wtedy jak nic, jakby był wart mniej niż zero. I choć codziennie patrzył na siebie w ten nieodpowiedni sposób, w towarzystwie innych to uczucie się nasilało. Unikał tłumów, w szkole zawsze trzymał się na uboczu i dosłownie za każdym razem, gdy gdzieś wychodził, towarzyszyły mu słuchawki, które wkładał do uszu.

Ale z czasem znalazł się ktoś, dzięki komu Yoongi mógł pozwolić sobie na branie większych wdechów i spokojniejsze oddychanie.

***

Na korytarzu panował hałas rozmów i śmiechów nastolatków, a w słuchawkach Mina płynęła melodia kolejnej piosenki. Muzyka była jego odskocznią, jedyną rzeczywistością, w której nie odstawał w żaden bolesny dla niego sposób. Czasami miał wrażenie, że gdyby nie ona, oszalałby; jeśli oczywiście można było powiedzieć, że jeszcze tego nie zrobił.

Wiedział, w którym momencie jego życie gwałtownie się zmieniło. Pamiętał tamten dzień, jakby to było dzisiaj. Był piątek, wracał do domu z ojcem i starszym bratem, z którym był na kilkudniowym obozie nad morzem. Uśmiechał się delikatnie, można powiedzieć, że był wtedy szczęśliwy, choć trochę. Nie wiedział, czy dobrze nazywa to uczucie, ale mama uczyła go, że gdy jest się szczęśliwym, kąciki ust podążają w górę, a wrażenie wewnętrznej pustki znika. Dlatego zgadywał, że był szczęśliwy.

Jednak to uczucie uciekło z niego bardzo szybko. Miał nadzieję zobaczyć po powrocie do domu matkę, która, w przeciwieństwie do ojca, rozumiała i akceptowała pewnego rodzaju defekt syna. Natomiast jedyne, co zastał na miejscu, to palące się ostatki szkieletu domu i kilka wozów strażackich, wokół których biegali strażacy, próbujący ugasić pożar.

Nie był w stanie powiedzieć, czy płakał. Nie pamiętał, jak zachowywał się zaraz po wyjściu z samochodu. Ale był pewien, że to bolało. Bardzo, ale to bardzo bolało. Tak bardzo, że do tej pory czuł ten okropny ból, dalej nieustępujący i towarzyszący mu w każdym momencie jego życia.

Wraz ze stratą matki jego świat stracił wszelkie barwy, które miał wcześniej. Patrząc na swoje otoczenie, widział tylko odcienie szarości i czerni. Nawet biel była rzadkością. Teraz już nikt nie próbował mu wytłumaczyć, czego ludzie od niego oczekują. Jak powinien się zachować, jak nazywa się to, co czuł. Był zagubiony w tym wielkim świecie i nikt nie starał się pomóc mu odnaleźć, nawet własny ojciec. Z odejściem mamy został wręcz porzucony, niezdolność do rozumienia swoich uczuć i brak wsparcia ze strony bliskich po takiej stracie powoli go niszczyły, z roku na rok, z dnia na dzień.

Tak bardzo, jak potrzebował bliskości, odpychał ją. Odpychał brata, gdy ten chciał mu pomóc, jakby jeszcze nie zdążył zrozumieć, że jemu już nie da się pomóc. Często miał wrażenie, że jest przeklęty albo coś w tym stylu; po prostu przestał wierzyć, że jakiekolwiek działania mające na celu poprawienie stanu jego psychiki coś poradzą. Zupełnie, jakby już na starcie spisał siebie na straty.

Nie było to zbyt dalekie od rzeczywistości. Dawał sobie jedynie kilka lat życia. Szczerze powiedziawszy, nie zdziwiłby się, gdyby nie dożył służby w wojsku. Były momenty, w których naprawdę chciał ze sobą skończyć i wydawało mu się, że ostatnio jest ich coraz więcej.

Wyszedł ze szkoły powolnym krokiem, z minuty na minutę przyspieszając. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, ale nie miał siły na przeciskanie się przez tłum nastolatków. Wolał trochę poczekać i nie mieć z nimi aż tak dużego kontaktu.

Kilka minut później szedł praktycznie pustą ulicą. Niewiele osób zwykło tędy chodzić, dlatego Yoongi wybierał ją jako drogę powrotną. Miał w uszach słuchawki i słuchał głośno playlisty z piosenkami Skillet. Muzyka tego zespołu pozwalała mu odreagować, dodawała mu sił. Sprawiała, że choć trochę nie czuł się samotny.

Wsłuchując się w mocniejsze brzmienia, nie słyszał kroków za sobą. Miał jednak wrażenie, że ktoś go śledzi. Dlatego zmienił trochę swoją trasę i gdy po skręceniu w zaułek dalej kątem oka widział jakąś sylwetkę, nie wytrzymał. Odwrócił się gwałtownie i tylko przytrzymanie się ściany budynku zapobiegło jego upadkowi. Zakręciło mu się w głowie, musiał zamrugać kilka razy, zanim spojrzał w oczy osobie, która go śledziła.

Przed nim stała wątła i znacznie niższa od niego Koreanka, ubrana w szkolny mundurek. Przyjrzał jej się uważnie. Nie poznawał tych rysów twarzy, choć mina dziewczyny i jej strój wskazywały na to, że mogą się znać.

— Kim jesteś? — zapytał, nawet nie siląc się na miły ton. Zresztą, nigdy tego nie robił; nie widział sensu w udawaniu, w naginaniu rzeczywistości, by przypodobać się innym. — Mów, do cholery.

Nastolatka wzdrygnęła się lekko pod wpływem jego głosu, ale nie zrobiła kroku w tył. Przybrała poważniejszy wyraz twarzy i odparła powoli:

— Oh Naejin, chodzimy razem do klasy.

To imię i nazwisko nic mu nie mówiły. Nigdy nie miał głowy do zapamiętywania, kto jest z nim w klasie. Ledwo co kojarzył tych ludzi z twarzy, o tym, jak kto się nazywa, nie wspominając.

Złość dalej sprawiała, że w jego żyłach buzowała krew i ani myślał, żeby odpuścić. Nienawidził, gdy ktoś nie rozumiał, że do niego się nie odzywa i z pewnością nie śledzi. Zdecydowanie wolał, gdy ludzie omijali go szerokim łukiem.

— Po co za mną szłaś? Nie masz co robić? Idź stą-

— Wyglądałeś, jakbyś miał się zaraz przewrócić. Lepiej po prostu pozwól mi się odprowadzić, jeśli nie chcesz zostać zadźgany i okradziony w tym zaułku, gdy zemdlejesz.

Mimo małego wzrostu, jej głos był stanowczy i poważny. Bardzo władczy, jakby była pewna, że nie odpuści, dopóki Min nie przystanie na jej „prośbę". Ale Yoongi bardzo lubił być wbrew zasadom. I zdecydowanie wolał nie wracać do domu w towarzystwie nieznajomej dziewczyny.

Odwrócił się na pięcie i skierował w stronę swojego celu. Naejin nie poszła za nim.

***

Jego pokój był jedynym miejscem, w którym mógł być sobą. Lubił być sam. Wolał decydować o tym, kiedy cisza zostanie przerwana i w jaki sposób, a nie zdawać się na innych. W tym pomieszczeniu pracował nad muzyką, dlatego wolałby nie wpuszczać tu nikogo obcego. Nie miał przyjaciół i gdy czasami słuchał tych nieśmiesznych żartów swoich rówieśników, że oni nie mają nikogo, miał ochotę wstać i powiedzieć, jak to jest, kiedy naprawdę jest się samemu.

Wiedział jednak, że to nic nie zmieni i niepotrzebnie zepsułby sobie nerwy. Dlatego zawsze wybierał pisanie tekstów piosenek z dala od nieznośnych ludzi.

Zamykał się we własnym świecie, zupełnie odcinając od otoczenia. Był jak w amoku, nie reagował na bodźce zewnętrzne. Tylko w takim stanie był zdolny coś napisać, nie przejmując się niczym.

Tak naprawdę, gdyby nie muzyka, załamałby się do końca. Przed pożarem kochał ją bardzo mocno i uwielbiał grać ze swoją rodzicielką na pianinie, które stało w rogu salonu. Kochał ten dźwięk, który wydawały kolejno naciskane przez niego klawisze. Był delikatną melodią graną przez równie delikatną osobę.

Zaraz po śmierci matki nie przejmował się faktem, że instrument spłonął. Wtedy ważniejsza była strata ukochanej rodzicielki, bez obecności której ten świat stał się dla niego chłodniejszy, bardziej obcy. Po dwóch miesiącach przypomniał sobie o pianinie. Nie było ich stać na kupno nowego, więc udał się do starego domu. Zastał zgliszcza, które niczym nie przypominały jego rodzinnego domostwa.

Po przerzuceniu części gruzów dostał się do miejsca, w którym niegdyś był salon. Bezmyślnie, z dłońmi schowanymi w kieszeniach, przesuwał nogą nadpalone części różnych przedmiotów: ramek, w których wisiały jego zdjęcia, porcelanowych filiżanek, które matka Yoongiego tak uwielbiała i wiele, wiele innych, których nie był w stanie rozpoznać.

Gdzieś wśród sterty spalonych rzeczy znalazł kilka białych klawiszy swojego ukochanego instrumentu. Schował je do kieszeni i wyszedł.

Od tamtego czasu co jakiś czas wracał, by kucnąć przy stojącej jeszcze ścianie i nawet przez godzinę wpatrywać się w jedyną pozostałość po pianinie. Obracał jasne klawisze między równie białymi palcami. Trzymał chociaż jeden z nich w kieszeni, by mieć jakieś zaczepienie, powód, by zostać.

Jednakże czasami było mu zbyt ciężko, żeby mógł obiecać matce, że zostanie.

***

Tak bardzo, jak Yoongi chciał spędzać przerwy samotnie, Naejin wydała się obrać za cel towarzyszenie mu. Starał się ją ignorować, z początku w szczególności. Próbowała rozmawiać, a chłopak ani trochę nie miał zamiaru tego robić. Z kolejnymi minutami, które mijały, zrozumiała, że nieważne, ile razy będzie próbowała, nie uzyska zamierzonego efektu.

Siedzieli w ciszy i o ile większości osób coś takiego by nie przeszkadzało, to Minowi działało to na nerwy. Znajomi z klasy siedzący obok siebie byli codziennością, ale bardzo denerwującą codziennością, której nastolatek wolałby unikać. Nie mógł wytrzymać jej towarzystwa, w pewnym momencie poderwał się do góry i po prostu odszedł. Później dziewczyna próbowała jeszcze kilka razy, ale znowu na nic. Yoongi zbywał ją, ile mógł.

W ten sposób spędzał przerwy przez kolejne kilka dni, dopóki nie stwierdził, że ma dość. Naprawdę, starał się wytrzymać jak najdłużej... nie, nie starał się. Po prostu miał już jej dosyć, nie był przyzwyczajony do tak długiego „kontaktu" z kimś.

Nie pamiętał, co dokładnie wykrzyczał. Ale wiedział, że jego głos był zdecydowanie głośniejszy, niż zwykle, ostrzejszy i chłodniejszy. Nie panował nad słowami i po wyrazie twarzy dziewczyny mógł sądzić, że powiedział coś, czego raczej nie powinien mówić.

Naejin nie pozostawała mu dłużna. Tak naprawdę, nie krzyczała dużo. Ale dobrała słowa tak, że zabolało. Nawet jego.

— Mógłbyś wreszcie przyjąć moją pomoc?! Nikt nie chce dla ciebie źle, zrozum to w końcu!

Odwróciła się i odeszła, tak jak on zrobił to poprzednio.

***

Myśli Yoongiego krążyły wokół tamtego wydarzenia. Ostatni raz, gdy tak gwałtownie i niemalże agresywnie się zachował, miał miejsce niedługo po śmierci jego matki. Ojciec chciał wyrzucić jakiś przedmiot, który należał do kobiety, chłopak nie był teraz nawet w stanie powiedzieć, co to było. Wściekł się i pokłócił z mężczyzną, ostatecznie wywalczając możliwość pozostawienia pamiątki po mamie.

A teraz? Teraz zareagował nieodpowiednio. Czy żałował? Tak. Chyba tak właśnie nazywało się to, co odczuwał. Chciał jakoś przeprosić Naejin, ale bardziej dlatego, że matka go tego nauczyła i czuł, że powinien tak zrobić.

Nie miał do tego siły. Potrafił jedynie leżeć na plecach na swoim łóżku i gapić się w sufit, myśląc o tym, co należałoby zrobić w tej sytuacji. Gdyby mógł, nie ruszałby się nawet o centymetr, ale po kilku godzinach w pokoju zaczęło robić się jaśniej. Wkrótce zadzwonił budzik i musiał wstać do szkoły. Nie podobało mu się to, ale mus, to mus.

Od dobrego tygodnia unikał Naejin i miał wrażenie, że ona również to robi. Z jednej strony świadczyło to o tym, że uraził ją swoimi słowami, ale z drugiej nie musiał jej ignorować, skoro nawet do niego nie podchodziła.

W szkole nie mógł odnaleźć jej wzrokiem, choć musiał przyznać, że nie szukał dokładnie. Robił to niedokładnie, więc takich też wyników oczekiwał. Nie miał siły, by się zaangażować. Zupełnie, jakby cała energia życiowa uleciała z niego już dawno.

Wracał do domu, gdy przypadkiem natknął się na dziewczynę siedzącą samotnie na schodach budynku mieszkalnego, który mijał po drodze. Wyglądała... inaczej. Smutniej. Po jej policzkach nie spływały łzy, ale miała taki wyraz twarzy, że równie dobrze mogłaby zaraz zacząć płakać.

Coś go tknęło, żeby się zatrzymać. Tak po prostu. Kolejne mięśnie jego ciała skierowały go na schody, by usiadł obok nastolatki. Nie odezwał się. Jedynie siedział i wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą. A Naejin nie miała z tym problemu. Wręcz przeciwnie, w duchu dziękowała mu, że, choć tak naprawdę się nie znali, był w stanie dotrzymać jej towarzystwa, gdy tego potrzebowała.

***

Nie spodziewał się, że z ich pokręconej relacji faktycznie coś wyjdzie, ale pół roku później dalej utrzymywali kontakt. Mógł nawet powiedzieć, że bardzo dobry; byli dla siebie niemalże jak przyjaciele. Spędzali razem dużo czasu. Głównie milczeli, Yoongi nie był skłonny do rozmów. A Naejin to akceptowała, jakby sama obecność chłopaka jej wystarczała. I tak było, oboje byli dla siebie — zawsze wtedy, kiedy czuli się samotnie, zawsze wtedy, gdy potrzebowali kogoś.

Dziewczyna po jakimś czasie zrozumiała, że Min ma problem z wyrażaniem swoich uczuć. Dlatego kontynuowała swoją swego rodzaju pomoc i starała się wytłumaczyć mu niektóre ludzkie zachowania oraz pokazać, jak je okazywać. Wiedziała, że w ten sposób bierze na swoje barki dużą odpowiedzialność, bo ten chłopak, który w dzieciństwie stracił matkę i nie miał praktycznie nikogo, miał trudny charakter, ale nie żałowała. Chciała mu pomóc.

Pewnego dnia zaprosił ją do siebie. Była pierwszą osobą, która nie należała do jego rodziny i weszła do jego pokoju. To było jak wpuszczenie jej do swojego serca. Pokazanie jej tego kawałka siebie, który chował przed wszystkimi.

Wtedy też po raz pierwszy napisał przy kimś piosenkę. Delikatną i spokojną, będącą odzwierciedleniem jego emocji. To właśnie czuł, będąc przy niej — brak presji, odprężenie, komfort psychiczny. Tylko ona potrafiła zapewnić mu spokojniejsze oddechy, miarowe bicie serca.

Yoongi bardzo cenił jej obecność, choć miał problem z okazaniem tego.

***

Była jego muzą. Jego inspiracją. Zmieniła wiele w jego życiu, zaczynając od nauczenia go, jak rozmawiać z ludźmi, kończąc na wyrażaniu emocji. Był jej bardzo wdzięczny i nie wyobrażał sobie życia bez niej.

Nie spodziewał się, że jego życie tak się potoczy. Myślał, że nie wytrzyma i w końcu popełni samobójstwo, że nawet nie dożyje dwudziestki. A teraz? Teraz siedział przy swoim biurku i bazgrał kolejne słowa na kartce papieru. Miał pomysł na nową piosenkę, bardzo osobistą, ale mimo wszystko chciał pokazać ją światu. Co prawda, sam jej nie wykona, ale na pewno któryś z artystów z wytwórni ją zaśpiewa. Od jakiegoś czasu pracował jako tekściarz, mimo że nie była to duża firma, to zawsze coś — w końcu musiał jakoś zacząć.

Naejin wróciła z wykładów, a on natychmiast ruszył w stronę drzwi. Wiedział, że będzie zmęczona, w końcu medycyna była wymagająca. Ale ona to kochała, tak samo, jak on kochał muzykę.

Przytulił ją mocno, wdychając zapach jej perfum i z ufnością położył głowę w zagłębieniu szyi swojej ukochanej.

Czasami zastanawiałem się, jak to jest czuć,

Świat był taki wyblakły, widziałem tylko czerń i szarość.

Myślałem, że spędzę w ten sposób całe moje życie,

Chciałem zniknąć praktycznie codziennie, to było trudne.

Ale nagle pojawiłaś się ty, dalej w to nie wierzę,

Jesteś jak szczęście w ludzkiej postaci.

Delikatna z wyglądu, ale tak silna w środku,

Pragnę być przy tobie każdego dnia.

Nadałaś mojemu życiu nowe znaczenie,

Bez ciebie sam bym do tego nie doszedł.

Zawdzięczam ci wiele, chcę ci podziękować,

Myślę, że zajęłoby mi to chyba całą wieczność.

Ale nagle pojawiłaś się ty, dalej w to nie wierzę,

Jesteś jak szczęście w ludzkiej postaci.

Delikatna z wyglądu, ale tak silna w środku,

Pragnę być przy tobie każdego dnia.

Kocham cię całym moim kruchym sercem,

Nauczyłaś mnie, co to miłość, teraz masz ją całą.

Będąc przy tobie, czuję, że naprawdę żyję,

Czynisz cuda, jesteś jedyna w swoim rodzaju.

Ale nagle pojawiłaś się ty, dalej w to nie wierzę,

Jesteś jak szczęście w ludzkiej postaci.

Delikatna z wyglądu, ale tak silna w środku,

Pragnę być przy tobie każdego dnia.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro