Dzień 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

JAAAA UWIELBIAM JOOOM!
ONA TU JEEEEST! I TAŃCZY DLAAAA MNIEEE BOOOO! DOBRZE TO WIE! ŻE PORWĘ JOOOM!! I W SERCUUU SCHOWAM NA DNIEEE,
OOOO!!! - Poranek w rezydencji jak zwykle rozpoczął się koncertem Alice, która śpiewała.. Wait.. Krzyczała za każdym razem, gdy wchodziła do pokoi laureatek, skutecznie je budząc. Połowa dziewczyn miała jednak dziś wyjątkowy dzień. Nie musiały wstawać na rozgrzewkę, ponieważ ubiegłego wieczoru wygrały w familiadzie. Dla przypomnienia były to: Hitoshi, Nath, Hope, Raph oraz Lucy. W przypadku tej pierwszej i tej ostatniej, był to już drugi dzień z rzędu kiedy mogły pospać sobie dłużej. Te dziewoje, które wczoraj przegrały musiały niestety wstawać.

Gdy punktualnie piętnaście po szóstej grupa przegranych stawiła się na dziedzińcu, wszystkie ocetki były wyjątkowo zmęczone. Przecierały oczy przeciągały się i jęczały.
- Witam, witam i o zdrowie pytam! - przywitała je Alice wychodząc z rezydencji.
- A co wy takie zmęczone, hę? Czy ja o czymś nie wiem???
- Być moż.. - zaczęła Dziudzia, lecz Lena skutecznie zasłoniła jej buzię. Lepiej żeby Wonderful nie wiedziała o skoku jaki przegrane przeprowadziły na spiżarnię.. Tak wramach nagrody pocieszenia, hehe...
- Nie, wiesz o wszystkim! - wyszczerzyła się kuzynka Otisa.
Siostra Alana przyglądała się im podejrzliwie dłuższą chwilę aż w końcu powiedziała:
- Mhmm.. W każdym razie te wygrane leszcze mogą żałować, że ich dzisiaj nie ma!
- Akurat - mruknęła Firi, poprawiając swój luźny koczek.
- Akurat! Bowiem na dzisiejszą rozgrzewkę przygotowałam coś wspaniałego!
- Uuuu - Marionetce z ciekawości zaświeciły się oczy.
- Co takiego?? - spytała.
- W ramach rozgrzewki zagramy dziś w grę, którą sama wymyśliłam! I uwaga.. Do wygrania są słodycze! - Laureatki ożywiły się.
- Jakie słodycze? - zapytała Milly.
- Żelki, batony, cukierki, ciastka.. Najróżniejsze! Jest pięć paczek.
Każda paczka zawiera inny rodzaj łakoci. Paczki są pilnowane przez mieszkańców rezydencji, którzy schowali się w lesie. Waszym zadaniem jest ich znaleźć! Gdy znajdziecie mieszkańca da on wam zadanie do wykonania, na przykład dziesięć przysiadów. Po wykonaniu zadania dostajecie paczkę i wracacie do mnie. W momencie gdy się u mnie zameldujecie z paczką, rozgrzewka jest dla was skończona! Uwaga! Każda z was bierze tylko jedną paczkę! Rozumiecie wszystko?
- Tak! - przytaknęły zgodnie Marionetka, Milly, Firi, Lena oraz Dziudzia.
- W takim razie cudnie.
Życzę wam powodzenia i..zaczynamy! - Na te słowa dziewczyny rozbiegły się w różne strony w poszukiwaniu morderców.

Lena biegła przez las rozglądając się uważnie. Mniej więcej znała te tereny, więc miała trochę łatwiej. Biegnąc pod starym dębem usłyszała kichnięcie. Stanęła. To mógł być ptak? Raczej nieee.. Ostrożnie spojrzała do góry i spostrzegła... BENA!

- Serio? - spojrzała na chłopaka rozbawiona.
- Schowałeś się na drzewie?
- Taak.. I gdybym nie.. - znów kichnął. - Gdybym nie kichnął to nie znalazłabyś mnie! - gdy skończył mówić ponownie kichnął.
- Rety.. Może ty masz jakąś alergię?
- Pfff.. Na co? Na żołędzie?
- Na świat realny? Tyle siedzisz w tym wirtualnym świecie, że może zacząłeś mieć alergię na prawdziwy?
- Nie praw mi teraz.. *kichnięcie* morałów! Nie chcesz się dowiedzieć co... *kichnięcie* musisz zrobić aby dostać paczkę? *kichnięcie*
- Jasne, że chcę! Próbowałeś jakichś leków na tą alergię?
- To już ci mówię! *kichnięcie* Nie, nie próbowałem.. Aby... *kichnięcie* zdobyć paczkę musisz tu po nią.. *kichnięcie* przyjść!
- Wkurza mnie to twoje kichanie... Czaj.. Tam do ciebie mam wejść? Na górę? Tam masz paczkę?
- *kichnięcie* Tak. - Blondyn wskazał na pudełko leżące obok niego. Lena westhnęła. Ben kichnął. Nie za bardzo chciała wchodzić tak wysoko.. jednak chęć na słodycze wzięła górę i dziewczyna zaczęła wspinać się po dębie chwytając się każdej gałęzi. W pewnym momencie złapała się jednak jakiejś spruchniałej i z hukiem spadła z drzewa, obdzierając sobie przy tym łokieć.
- Ałć.. - syknęła.
- Nikt nie mówił, że będzie *kichnięcie* łatwo.. - wzruszył ramionami Ben.

Szatynka uparcie jednak podjęła drugą próbę wejścia na drzewo. Jest takie powiedzenie: do trzech razy sztuka. W przypadku Leny nie sprawdziłoby się ono, gdyż dziewczyna dosięgnęła paczki już za drugim razem.
- Mam cię! - ucieszyła się, a następnie zeszła z powrotem na ziemię i otworzyła pudełko. Było pełne paczek z żelkami.
- Jestem w niebie - szepnęła i zaczęła kierować się znów na dziedziniec rezydencji gdzie czekała Alice.

Równocześnie, Marionetka znalazla Eyeless Jacka tuż obok starej studni.
- Ha! - ucieszyła się.
- Znalazłam cię!
- Taaa.. Masz mnie. Gratulacje.
- A dziękuję.
- Zastanawiasz się pewnie gdzie paczka.
- Yepp.. Więc.. Gdzie ona jest?
- Tam - Eyeless wskazał na prawo, gdzie były drzewa. W końcu byli lesie..
- Gdzieś na tych drzewach? - upewniła się Mari.
- Nie! W studni idiotko!
- Studnia jest po przeciwnej stronie - zauważyła nastolatka. Jack szybko wskazał przeciwną stronę.
- Niewidomego się czepia... Paczka jest w studni. Musisz ją jakoś wyłowić.
- Serio? Wrzuciłeś paczkę do studni?
- To nie ja.. Znaczy nie zrobiłem tego umyślnie.. Potknąłem się o korzeń i tak jakoś wyszło.
- Ahha.. - mruknęła dziewczyna nachylając się nad studnią i wrzucając do niej wiadro, którym zamierzała wyłowić słodyczne.
- Myślałeś nad tym, żeby kupić sobie laskę dla niewidomych? - zapytała.
- Nie! Coś ty? Zwariowałaś?! To słabe! Widziałaś kiedyś mordercę z laską? Weeeeź.. Muszę dbać o dobre imię.
- Oj tam, ale pomyśl! Taka laska to świetna broń! Ktoby się spodziewał, że zabijesz go laską dla niewidomych? - Marionetka w końcu poczuła, że coś udało jej się złowić i zaczęła wciągać wiadro, wymagało to nie lada wysiłku, jednak udało jej się.
- Zabójstwo laską? To mało spektakularne! Kto bałby się laski dla niewidomych? Noża czy patelni to taaak! Ale laski?
- Zdziwiłbyś się ile osób taka laska by przeraziła. - zauważyła, zaglądając do wiadra. Było tam całe, mokre, kartonowe pudełko.
- No fajnie.. - mrukęła i ostrożnie otworzyła paczkę. Znajdowały się tam mokre paczki z ciastkami. Całe szczęście, żadna paczka nie była kartonowa i ciastka przetrwały!
- Kamień z serca.. Dzięki Jack - podziękowała mordercy i już chciała odejść, ale zawachała się.
- Może pójdziesz ze mną? Wiesz.. Możesz się zgubić po drodze.
- Jesteś tu pierwszy raz.. Tobie zguba grozi bardziej - odparł chłopak.
- Ale przynajmniej mam wzrok. Idziesz czy nie?
- Eee.. Niech będzie.. Ale nikomu o tym ani słowa! Jeszcze pomyślą, że jestem kaleką i sam nie potrafię wrócić do domu..
- Ale ty jesteś kaleką!
- Nieprawda!!!

W tym samym czasie Dziudzia skocznym krokiem penetrowała las w poszukiwaniu mieszkańców rezydencji.
Znalazła wcześniej Bena Drowneda, ale dowiedziała się od niego, że uprzedziła ją Lena.
Szukała więc dalej. W końcu natrafiła na Toby'ego, który siedział sobie spokojnie przy drzewie, gwizdał i rysował coś patykiem w ziemi.
- Tobyyy! - ucieszyła się na jego widok.
- Tyyy! Nie wiem jak masz na imię, wybacz..
- Dziudzia - wyszczerzyła się po czym dodała:
- Mam nadzieję, że jestem u ciebie pierwsza..?
- Taak, jesteś pierwsza. I dobrze, bo jeszcze chwila i bym sobie stąd poszedł. Paczkę mam w plecaku. - wskazał plecak leżacy niedaleko.
- Jeżeli chcesz ją dostać, musisz dla mnie zatańczyć - poruszył zabawnie brwiami. Dziudzia zamarła.

- Suprajs madafaka!
Żartowałem! - zaśmiał się na cały głos.
- A ty dałaś się nabrać, ahahahahhahhh!
- To nie jest śmieszne! Przestraszyłeś mnie! Poza tym to spojrzenie i brewki, było godne samego Offendera.
- Nie wiem czy powinienem trakotować to jako komplement.. W każdym razie do rzeczy! Chcesz paczkę, to musisz zrobić dziesięć pompek.
- Ile?!
- Dziesięć.
- ILE?!
- No przecież słyszałaś.. Nie udawaj głuchej tylko zaczynaj, bo już chcę stąd iść.
- Okeej.. - Dziudzia zaczęła robić pompki. Zrobiła jedną. Drugą. Trzecią. Czwartą. Piątą. Nawet szóstą.. a potem... Padła.
- Nje, nje, nje.. To dla mnie za dużo, mogę robić dosłownie wszystko, ale nie pompki!
- Nie chce mi się teraz wymyślać czegoś w zamian.. Jak na dziewczynę i tak dobrze ci poszło.
- Ej! Czy ty mnie dyskryminujesz?!
- Stwierdzam fakty.. Łapaj paczkę! - Proxy wyjął z plecaka paczkę i rzucił ją w stronę Dziudzi, która złapała i szybko otworzyła pudełko aby zobaczyć co jest w środku. Zawartością pudełka były najróżniejsze batony.
- Ooo ^0^ - ucieszyła się nastolatka.
- No i fajniee. To pa. - I Rogers zaczął odchodzić.
- Czekaj! - zawołała Dziudzia i zaczęła za nim biec.
- Nie przyjmuję zwrotów ani reklamacji! W tym celu zgłoś się do Alice! - chłopak się nie zatrzymał.
- Nie o to chodzi! Mogę wrócić z tobą? Bo nie jestem pewna czy trafię.. - zapytała doganiając go.
- Spoko, nie ma sprawy - zgodził się.

Milly od kilkunastu minut chodziła po lesie. Nie mogła w ogóle znaleźć żadnego z mieszkańców rezydencji. Poddała się zupełnie, kiedy po raz piąty minęła sporej wielkości głaz. Zrezygnowana usiadła na nim aby odpocząć. Zastanawiała się jak w razie czego wrócić.. Jej rozmyślania przerwały głosy.
- Ja pierdolę..
- Nie pierdol, bo rodzinę powiększysz, a jeden idiotyczny brat mi wystarczy.
- Łał. Zabawne. - Jak się okazało byli to Masky i Hoodie. Szli przez las, obaj mieli na sobie ciężkie buty i bluzy z kapturami. W rękach trzymali łopaty (możecie się domyślać dlaczego..). Widząc Milly, Masky uśmiechnął się i zawołał:
- Oo! Kotek Silly!
- Nie Silly, tylko Milly, debilu - poprawił go brat.
- Co tu robisz? - zapytał ingnorując słowa Briana.
- Odpoczywam.. Alice kazała nam w ramach rozgrzewki szukać w lesie mieszkańców waszego uroczego domku.. Mają dla nas paczki pełne słodyczy.. A ja chyba się zgubiłam.
- Ahahh, współczuję - powiedział Masky.
- Właśnie wracamy do rezydencji, możesz wrócić z nami.. jeśli chcesz.. - zaproponował Hoodie. Milly zastanowiła się przez chwilę. Po namyśle zdecydowała przyłączyć się do proxych.
- Pewnie, znając życie i tak nie znalazłabym swojej paczki...
- A chuj z paczką - zaśmiał się Tim.
- Sally ma w domku dla lalek schowane lizaki!
- A Laughing Jack pod łóżkiem cukierki! Niektóre są trujące, ale jednak! - dodał Hoodie. Elfka rozpromieniła się i odparła:
- W sumie racja.. Wezmę lizaka od Sally, cukierków wolę nie brać..
- I słusznie - zgodzili się z nią pomocnicy Slendermana i razem z laureatką zaczęli kierować się w stronę rezydencji.

Firicja najspokojniej w świecie przemierzała tereny lasu. Znała je na pamięć, więc miała pewność, że się nie zgubi.
Wiedziała w jakich miejscach będą mordercy, bo podsłuchała ubiegłego wieczoru ich rozmowę z Alice. Doszła do starych ruin spalonej niegdyś biblioteki i tak jak się spodziewała, zastała tam Alana, który siedział i bawił się nożyczkami.
- Jestem! Już możesz stąd iść, daj tylko słodycze i..
- O nie, nie, nie Firi - zaśmiał się brat Alice.
- Najpierw wykonasz zadanie.
- Jakie? - westchnęła hybryda.
- Zrobisz dwadzieścia pajacyków.
- Naprawdę??
- Taak, naprawdę. - Białowłosa spojrzała morderczo na Alana i zaczęła wykonywać zadanie. Nie minęły dwie minuty, a ona skończyła.
- Teraz dostanę słodycze?
- Teraz tak - uśmiechnął się Alan podając dziewczynie paczkę, ta szybko ją otworzyła.
- Babeczki?? Mogło być lepiej.. Uuu! Ta jest z cynamonem! - Firi wyjęła jedną babeczkę i zjadła ją ze smakiem.
- Wyborna!
- Też spróbuję - Alan chciał wyjąć jeden smakołyk z pudełka, ale zatrzymało go zimne spojrzenie proxy.
- Nawet. Się. Nie. Waż. To. Moje. Babeczki. - Chłopak cofnął rękę.
- Prawidłowo - skomentowała dziewczyna i ruszyła w drogę powrotną zostawiając Alana samego.

Alice siedziała na murku, na dziedzińcu rezydencji i zajadała paczkę żelków, którą zabrała Lenie. Lena, Dziudzia, Marionetka i Firi już wróciły. Brakowało tylko Milly. W końcu jednak się pojawiła. Nie była jednak sama, bo w towarzystwie Masky'ego i Hoodiego.
- Gdzie twoja poczka? - spytała Wonderful.
- Niee mam.. Nie znalazłam i się zgubiłam, całe szczęście spotkałam Tima i Briana, którzy pomogli mi wrócić.
- Uuu.. Znaczy to, że Jeff dalej tam czeka..
- To źle? - spytała eflka.
- Pff.. No coś ty! To świetnie! Żadna strata! Mamy go z głowy na kilka dnia, ahahahh, idź się szykować, za kilka minut śniadanie. - poleciła Alice, a Milly kiwnęła głową i zniknęła w rezydencji. Niebieskowłosa dokończyła jeść żelki i poszła w jej ślady...

Śniadanie zaczęło się z lekkim opóźnieniem, gdyż Zero i Jill, które miały tego dnia dyżur, spaliły jajecznicę i musiały szybko dorobić płatki śniadaniowe, muesli, jogurty i poobierać owoce. Koniec końców, jednak udało im się, podać mieszkańcom rezydencji smaczny posiłek.

- Także możecie nam zazdrościć, mamy teraz tygodniowy zapas słodkości. Ha! - śmiała się Lena, opowiadając Hope i Raph o rozgrzewce.
- Eee taaam... Ja wolę dłużej pospać niż narażać zdrowie dla słodyczy. - Raph starała się udawać, że ani trochę nie żałuje.
- Ahaa, jesne. - Dziudzia szturchnęła ją lekko łokciem.
- Poza tym jakie zdrowie? - spytała, a upadła anielica wskazała na zabandarzowane ramię Leny.
- Ee.. To nic, te wszystkie żelki były tego warte!
- Poza tym bez ryzyka nie ma zabawy! - wtrąciła Marionetka, śmiejąc się.

- Ja nie znalazłam swojej paczki.. Co oznacza, że Jeff został w lesie. Więc w sumie dobrze wyszło - powiedziała Milly.
- W sumie tak, ale jak wróciłaś? Dałaś radę sama trafić? - spytała Nath.
- Jakoś dałam radę... Poza tym spotkałam Masky'ego i Hoodiego, oni mi pomogli.
- Nie myślałam, że są tacy uczynni- uśmiechnęła się, a elfka odrzekła:
- Ja też nie, haha!

- To jest dramat. Wyprowadzam się - jęknęła Hitoshi, wpatrując się w jogurt truskawkowy.
- Dlaczemu dramat?- spytał Alan, siedzący obok niej.
- Żeby w tym wielkim domu jedynym produktem zawierającym truskawki był jogurt...
- Cóż.. To nie ja zjadłem wszystkie inne takie produkty.
- Pfff.. - nadąsana dziewczyna zaczęła niechętnie, ale ze smakiem, zjadać jugurt.

- I co? Mam babeczki, możesz już być zazdrosna.. - powiedziała Firi do Lucy, ta mruknęła ospale:
- Przynajmniej dłużej pospałam... Poza tym i tak dasz mi jedną.. Albo dwie? - I nim hybryda zdążyła zareagować, Black wyjęła z jej pudełka dwie babeczki i zaczęła z nimi uciekać.
- NIEE! LUCYNA WRACAJ TU! - krzyknęła białowłosa i chciała ją gonić, ale w jadalni było tłoczno i szatynka zniknęła jej z oczu.
- Zabiję... Poćwiartkuję i ugotuję!- mruczała Firi z powrotem zajmując swoje miejsce.

- Jestem przekonana, jednakże nie do końca, ale mam przeczucie, że..
- Że co? - spytał Alan.
- Że o czymś zapomniałam.. - odpowiedziała Alice, jej brat spiął się lekko.
- Nieee, coś ty! Gdybyś o czymś zapomniała to ja bym pewnie pamiętał! Hehe, a ja nic nie pamiętam!
- Mówisz?
- Mówię.
- Hmmm.. A mimo to jestem absolutnie pewna, że o czymś zapomniałam.- Alan słysząc to, przełknął głośno ślinę.
- AHA! JUŻ WIEM! - krzyknęła nagle Wonderful, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych.
- Na- naprawdę? - jęknął Alan.
- Eee niee.. Jednak nie.
- Noże Alice! Wiesz jakiego zawała ja tu dostałem?
- A coo? Masz coś do ukrycia?? - siostra spojrzała na niego podejrzliwie.
- Coooś ty, w życiu!
- No ja myślę.. - mruknęła Alice dalej, pogrążając się w szukaniu tego o czym zapomniała.

Śniadanie trwało półtorej godziny. Niektórzy zostali trochę dłużej, aby porozmawiać czy jeszcze coś zjeść. Z laureatek była to tylko Marionetka, która kończyła swojego tosta.

Czas wolny jaki został dziewczynom po śniadaniu, postanowiły wykorzystać na najróżniejsze sposoby.

- A więc... Jak zamierzamy wszystko odkręcić?
- Jak to? - nie rozumiała Lena.
- Plan nie poszedł po naszej myśli! Jak to odkręcimy?!
- Kip kalm Dziudzia, czy jak to się mówi.. Nic nie róbmy. To najlepsze wyjście.
- Jak to nic?
- No nic. Sprawa w końcu ucichnie.. - odparła szatynka przyjmując pozę typowego mafiozy..

- Został tylko ten jeden jogurt - mruknęła Hitoshi przyglądając się truskawkowej jogobelli.

*LOKOWANIE PRODUKTU
MODE ON*

- Tak, tak, to bardzo smutne, łączę się w bólu.. - powiedziała Nathalie kręcąc się po pokoju.
- A tobie co? - Hitoshi zwróciła uwagę na współlokatorkę.
- Myślę.
- Oo.. To rzadkie zjawisko, nie przeszkadzam.
- Hitoshi!
- Co.
- Ty!
- Ja.
- Ehhh
- Mech?
- *facepalm*
- *peacefalm*
- Co?
- Co?
- Poddaję się! - zawołała Nath wychodząc z pokoju. Hitoshi siedziała chwilę zrezorientowana po czym przypomniała sobie o dramacie związanym z jogurtem i truskawkami.

- Nie, nie, nie, to nie ma najmniejszego sensu - stwierdziła Firi.
- Dlaczego? - spytała Hope.
- Lepiej będzie jeżeli pójdziemy lewym korytarzem. Jest bardziej oddalony od gabinetu Slendermana.
- Popieram - zgodziła się Lucy.
- No dobrze, pewnie macie rację. Teraz ustalmy godzinę. O której wszyscy śpią? - zwrociła się do proxych Raph.
- Tutaj nigdy wszyscy nie śpią. Ale największy spokój jest około trzeciej nad ranem - odparła Black.
- Właśnie, wtedy większość wychodzi, a ci którzy zostają są albo zajęci sobą w swoich pokojach, albo śpią - dodała hybryda.
- Czyli trzecia - oznajmiła Milly, a dziewczyny przytaknęły.
- Wiemy gdzie trzymają słodycze? - upewniła się Hope.
- Wiemy. W spiżarni, w dużym pudle na najwyższej półce - odpowiedziała Lucyna.
- Świetnie. Ten skok się musi udać! - zawołała wilczyca.
- Musi - potwierdziła Milly i wszystkie obecne przybiły piątki.
- Trzeba jeszcze tylko powiedzieć Lenie, Dziudzi, Hitoshi i Nath.
- Co mi powiedzieć? - zainteresowała się Nath, wchodząc do pokoju.
- Ja wam mówię, z tą truskawą się nie da wyczymać! Głupie to takie...
- Hahahh - zaśmiała się Marionetka.
- To.. O czym musicie mi powiedzieć?
- O skoku - wyjaśniła Hope.
- Ściśle tajnym skoku - dodała Raph.
- W takim razie słucham - Nath rozsiadła się wygodnie, na łóżku upadłej anielicy, zakładając nogę na nogę.

O dziesiątej trzydzieści wszystkie laureatki stawiły się na korytarzu, były ciekawe z kim, tym razem będą miały zajęcia.
- Uhuhuhu! Gotowe na dzisiejsze zajęcia? - zapytała Alice. Dziewoje przytaknęły, Wonderful klasnęła w dłonie.
- Wspaniale! Grupa pierwsza, czyli Dziudzia, Lena, Nath, Hitoshi i Hope mają zajęcia z... Laughing Jackiem! A druga grupa z... Laughing Jill! Ooo taaak! Wszyscy się cieszą!
Jill czeka na tyłach rezydencji, a Jack na jej przodzie! Nie zwlekajcie, goł! - I dziewczyny rzuciły się w stronę schodów, niektóre z nich spokojnie, inne z ogromną werwą.

Pierwsza grupa dotarła na dziedziniec rezydencji i zastała tam uśmiechniętego pajacyka pośród mnóstwa balonów. Dziewczęta z zaintrygowaniem zaczęły się rozglądać.
- Usiądźcie wygodnie - L.J. wskazał im rozłożone na ziemi kolorowe koce. Zajęły miejsca i z wyczekiwaniem wpatrywały się w mordercę. Trwało to dłuższą chwilę.
- ZACZYNAJMYYY NOOO! BO ROBIĘ SIĘ GŁODNA!! - przerwała Hitoshi, a Nath błyskawicznie zasłoniła jej buzię, szepcząc:
- Psujesz nastrój głupia... - Hitoshi polizała jej rękę, a ocetka waffis z obrzydzeniem ją zabrała i wytarła w kocyk.

- Witam, witam, witam - odezwał się Jack.
- I o zdrowie pytam.. - powiedziała cicho wielbicielka truskawek przez co została zdzielona po głowie przez Nath.
Pajacyk spojrzał na dwie nastolatki uważnie, po czym zwrócił się do pozostałych.
- Ponieważ Alice prosiła aby nie było drastycznie.. Zamiast uczyć was moich ulubionych tortur... Będę uczył was moich ulubionych skręcanek z
balonów. - Ku zdziwieniu mordercy.. cała grupa ucieszyła się i równocześnie odetchnęła z ulgą.

W tym samym czasie druga grupa weszła na taras, zeszła po schodkach do.. Ogrodu? Tak to można chyba nazwać. A więc w ogrodzie czekała już Jill.
- Cześć - przywitała się.
- Hejka
- Siemka - odpowiedziały laureatki.
- Dostałam od Alice pewne wytyczne, także nie zdziwcie się, ale nie będziemy nikogo zabijac! Po wczorajszej akcji z Helenem musiałam podpisać umowę, że wasza psychika zostanie nienaruszona.
- Jakby moją psychikę można było jakoś ratować.. - mruknęła Lucy, myśląc przez chwilę o tych wszystkich ludziach, którym na zlecenie operatora odebrała życie.. Nie było ich specjalnie wiele, gdyż w większości to męscy proxy czynili honory.
- I właśnie ze względu na tą umowę, dzisiaj się zabawimy, grzecznie. To będzie luźne kilka godzin.. Znalazłam kufer z czasów gdy jeszcze byłam.. kolorowa... - Tu przerwała i widać było jak jej oczy stają się szkliste. Wypuściła jednak gwałtownie powietrze i kontynuowała.
- W kufrze znalazłam takie rzeczy jak szczudła, rowerek jednokołowy, kręgle do żąglerki i wiele innych rzeczy, więc myślę, że będziemy się dobrze bawić! -Dziewczyny chyba także tak myślały, bo z zapałem ruszyły w stronę otwartego, brązowego, sporej wielkości kufra.

Jeszcze tylko skręcamy tutaj i.. Proszę! Mamy psa! - oznajmił Jack pokazując grupie pieska z balona.
- Na moje oko to wiewiórka.. - mruknęła Hitoshi, a Nath spiorunowała ją wzrokiem. Jack zignorował tą uwagę i kontynuował.
- Teraz wasza kolej! Robicie z pamięci, ja nie podpowiadam. Możecie wybrać sobie kolor balonika! Hahha!
- Bez podpowiedzi?? - przestraszyła się wielbicielka truskawek.
- Ja nie słuchałam!
- To masz problem! Było trzeba uważać! - zauważyła roześmiana Nath.

Zaraz spadnę!! - krzyczała Marionetka, jadąc na jednokołowym rowerku.
Nagle rozległ się huk, a Marionetka miała bliskie spotkanie z sosną.
- Ałaaa! - jęknęła, podnosząc się.
- Żyjesz? - zaniepokojone koleżanki podeszły do niej.
- Ale glebłaś! Ahahahahah! - śmiała się głośno Lucy.
- Prawie jak Jane z gaśnicą! - dodała Firi także, śmiejąc się jak głupia. Mari otrzepała się i wróciła do jazdy. Tym razem była asekurowana przez Milly.
Raph uczyła się żąglerki, a jej nauczycielką była Jill, żąglująca sześcioma piłeczkami naraz.
- To się nigdy nie uda! - powiedziała z wyrzutem upadła anielica.
- Oj tam nie uda, dasz radę! - podniosła ją na duchu biało-czarna dziewczyna. I rzeczywiście.. Po godzinie ćwiczeń Raph całkiem nieźle wychodziło żąglowanie trzema kulkami, Marionetka już prawie w ogóle nie wjeżdżała w drzewa (głównie dzięki asekuracji Milly, ale ciii), a Lucy i Firi? Cóż... Lucy całkiem nieźle wychodziło chodzenie na szczudłach, a Firi zabawa na trapezie.
Zajęcia skończyły się o dwunastej trzydzieści, jednak grupa Jill tak dobrze się bawiła, że nikt nie wrócił do pokoju. Wszyscy bawili się dalej.

- Wyszedł mi jamnik - stwierdziła Lena, przyglądając się swojemu balonowemu psu.
- A miał być kundelekkk..
- Ale coś nie pykło - rzuciła Dziudzia i dostała śmiechowej padaczki.

- Ja nie wiem co to jest. - Hitoshi przyglądała się swojemu małemu pieskowi z naprawdę długim ogonem.
- Pies z długą pałą? - zaproponowała Nath, a Hitoshi zdzieliła ją balonem.
- Przestaaań! Pimpek się obraża!
- Dałaś balonowemu psu na imię Pimpek?
- Mój przynajmniej ma imię. - Nath słysząc to, strzeliła solidnego facepalma.

- To taki bardziej wilczek - mruknęła Hope.
- Taki bardzo wilczek.. - dodała Lena.
- Dobrze ci wyszedł.. - stwierdziła, patrząc raz na swój twór, raz na wilczycy.
- Zdecydowanie dobrze!
- Mogę was jeszcze nauczyć mieczy, kwiatków, rowerków.. Czego tylko chcecie - zaproponował Jack, a dziewczyny zgodziły się bez zastanowienia. One także nie zamierzały wracać do wnętrza w taki piękny, ciepły dzień.

Jednak w końcu trzeba było wrócić. Na obiad. Rozpoczął się on o czternastej. Laureatki przybiegły spóźnione, a z nimi Jill i Jack. Nie umknęło to uwadze Sledermanowi, który upomniał ich o wymaganej punktualności. Ponieważ dzień był wyjątkowo upalny, na obiad podano chłodnik, na deser można było zjeść lody.

- Całkiem zgłodniałam - stwierdziła Lena, jedząc.
- Ja też - poparła ją Dziudzia.
- A tobie co? - zwróciła się do Hitoshi.
- Nie ma... Lodów.. Truskawkowych - rozpłakała się.
Szatynki wymieniły spojrzenia.
- Nie mówcie nic - wtrąciła Nath.
- Jej i tak już nic nie pomoże.
- Truskawki pomogą.. - mruknęła czarnowłosa.

- Uczyłaś się chodzić na szczudłach? - spytała Hope.
- Taak.. Było całkiem fajnie.. - odparła Milly.
- W końcu mogła spojrzeć na kogokolwiek z góry - zaśmiała się Marionetka, a niska elfka uderzyła ją łyżką w głowę.
- Ała! Milly!
- No co?

- Oddaj. - wycedziła Alice.
- Nie. - odpowiedziała złośliwie Jane odsuwając od niebieskowłosej serwetki.
- Tak.
- Nie.
- TAAK.
- Niee?
- ODDAWAJ, ALE TO JUŻ!!! - wrzasnęła Alice, zwracając tym samym uwagę wszystkich zebranych. Wonderful rzuciła się na Jane przez cały stół, rozlewając zawartość swojej miski.
W końcu powstrzymał ją jednak surowy głos operatora.
Reszta obiadu minęła bez problemów.

Po obiedzie nastał czas wolny.
Laureatki wróciły do ogrodu.
Hope i Milly huśtały się na huśtawce z opony, Marionetka ganiała się z Raph, Lucy drażniła Firi (i na odwrót), a Dziudzia, Nath, Hitoshi i Lena grały w zbijaka, świetnie się przy tym, bawiąc. Czas mijał im tak świetnie, że nawet żadna z nich nie poszła na kolację.

O szesnastej czterdzieści pięć do ogrodu weszła Alice.
- UWAAAAAAGA! - krzyknęła, a zaciekawione laureatki podeszły bliżej niej.
- Widzę, że wspaniale się bawicie! To bardzo dobrze szczególnie, że za chwilę zaczynamy wieczór niespodziankę! A dziesiejszą niespodzianką wieczoru... Jest...
OGNISKO! Tak! Robimy sobie ognisko z opowieściami, kiełbaskami i wszystkimi innymi zajebistymi rzeczami! - Wszystkie dziewczyny ucieszyły się.

- Jejku.. Uwielbiam ogniska! - zawołała Hope.
- Ja też - potwierdziła Lena.
- I ja! - dodała uśmiechnięta Marionetka.

- No dobrze moje drogie... Macie piętnaście minut, żeby się przygotować, bo ognisko.. Trzeba będzie znaleźć! Istrukcje poda wam Ben, który o siedemnastej będzie czekał na dziedzińcu! Jeżeli się spóźnicie.. Ben odejdzie, a wy będziecie musiały same szukać miejsca ogniska! Czas na przygotowanie start! - I laureatki wbiegły do rezydencji jak Aliszja do autobusu (faster, faster).

*Ciąg dalszy nastąpi*
Czekam na opinie i komentarze!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro