Przyjazd

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alice od rana biegała po całej rezydencji. W związku z przyjazdem gości miała sporo roboty. Musiała przygotować pokoje, jadłospis i plan zajęć na całe wakacje, całe szczęście miała do pomocy kilka zacnych morderców (część zmusiła, ale ciii!).

- Toby, Masky, Hoodie, jak tam dekoracje? - zapytała stając przy nich.
- Ty wiesz, że nawet dobrze? - odpowiedział Tobiasz.
- Jestem pewien, że im się spodoba - dodał Masky.
- No dobra, pokażcie co tam macie. - Proxy odsłonili sporej wielkości plakat z napisem "Witamy" oraz zdjęciem przedstawiającym...
- Czy to jesteście wy?
- No! A spójrz tutaj! Mam mięśnie! - wyszczerzył się Hoodie.
- Ach te marzenia kochany. - gofrożerca poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Poza tym, jaka laska nie chciałaby zobaczyć takich seksiaków na dzień dobry?
- Ja bym nie chciała - mruknęła niebieskowłosa i przeszła do kuchni.

- Jeff, Jane? Jak tam powitalne babecz...ki.. - umilkła widząc Jeffa przywiązanego do stołu i Jane robiącą ciasto z jego krwi.
- Mogłam się tego spodziewać.. Jane może chcesz zrobić sobie przerwę?  Ja mogę dokończyć babeczki za ciebie.
- Całe szczęście, myślałam, że nigdy nie przyjdziesz i mnie nie wyrzucisz! -
psychopatka z radością opuściła pomieszczenie. Alice westchnęła, wyrzuciła ciasto zrobione przez Jane i zaczęła robić swoje. Właściwie. Po upływie trzydziestu minut babeczki były gotowe. Została jeszcze ich dekoracja.
- Ja się mogę tym zająć! - zaproponował Jeff, który dalej był przymocowany do stołu. Niebieskowłosa zastanowiła się chwilę.
- Gdyby nie to, że mam mało czasu nie zgodziłabym się na to, ale ze względu na okoliczności teraz muszę... - Podeszła do stołu i odwiązała od niego śmieszka, który z uśmiechem (jakże by inaczej?) chwycił w dłoń krwisto czerwoną tubkę z lukrem i ruszył w stronę babeczek.
- Okej... To ja Cię zostawię. Tylko ich nie zniszcz! - zawołała na odchodne. W salonie zastała proxych, którzy w najlepsze grali w skojarzenia..
- Łyżka!
- Gofry!
- Sernik!
- Ciasto!
- Gofry!
- Sernik!
- Ej to już było, ciągle mówicie to samo, nie gram z wami!
- Ej chłopaki! Powiesiliście już plakat w przedpokoju? - zapytała.
- Ee.. Nie? A powinniśmy? - Toby spojrzał na nią zdezorientowany.
- No raczej, że tak! Idźcie wieszać! No już! - krzyknęła Alice, a trójka chłopaków poderwała się i pobiegła z plakatem na korytarz.

- Hej, Alice, pokoje gotowe - oznajmiła Zero pojawiając się znikąd.
- Super, mogę iść je zobaczyć?
- Tak jasne, chodź. - Weszły schodami na pierwsze piętro rezydencji i skręciły do prawego skrzydła gdzie znajdowało się pięć, wyremontowanych, zupełnie nowych pokoi.
- Będą dwie osoby na jeden pokój, urządziliśmy je raczej na biało i czarno - powiedziała Zero, chwilę później z ostatniego pokoju wyszli Laughing Jack i Laughing Jill.
- Wszystko gotowe na przyjazd gości, cukierrrreczka? - L.J. podsunął im pod nosy garstkę podejrzanie wyglądających landrynek.
- Obejdzie się bez - mruknęła Alice i zeszła z powrotem na dół.

- Już są! - Usłyszała krzyk brata.
- Tak! Slender, Alan, chodźcie ze mną je przywitać - rozkazała niebieskowłosa. Jej brat bliźniak natychmiast stanął obok niej, a po chwili pojawił się także Slenderman.
- Dobra idziemy, tylko uwaga! Zachowujmy się godnie, musimy zrobić na nich dobre wrażenie. - Panowie pokiwali głowami i razem z Alice wyszli na dziedziniec rezydencji.

- Niech ja cię zobaczę na oczy, to nie będziesz wiedział gdzie góra, a gdzie dół!!! - krzyczała do odjeżdżającego autokaru (a raczej jego kierowcy)
wysoka dziewczyna z czarnymi włosami i różowymi końcówkami.
- Plecy mnie bolą.. - mruknęła inna.

Alice głęboko wciągnęła powietrze. Była bardzo podekscytowana. Długo czekała na ten moment i teraz on w końcu nadszedł..
- Uwaga! Proszę o uwagę! - zawołała, a grupa głośnych dziewczyn zamilkła.

- Nazywam się Alice Wonderful i przez najbliższe dwa miesiące będę Wam towarzyszyć w rezydencji. Jeżeli myślicie, że przyjechałyście tu na wakacje to grubo się mylicie. W najbliższych tygodniach czeka Was dużo pracy, ekstremalnych wyzwań i przygód! Z pewnością nie będziecie się nudzić! Jednak szczegóły poznacie dziś wieczorem.

- Jakiś obóz przetrwania? Tego nie było w umowie (suchary zawsze spoko)! - szepnęła jedna z dziewczyn.

- Jak już wcześniej wspomniałam, ja jestem Alice, po mojej lewej stronie jest mój brat bliźniak - Alan, a po prawej Pan całej rezydencji, ale myślę, że go znacie. Slenderman. - Facet bez twarzy ukłonił się gościom.

- Jeżeli będziecie czegoś potrzebować zgłoście się albo do mnie, albo do Wujka Slendiego, do Alana się nie zgłaszajcie bo to ciota i wam nie pomoże... Cóż, nie będę już za dużo mówić, bo pewnie wszystkie jesteście zmęczone podróżą. Teraz wyczytam listę pokoi, każda z Was będzie miała współlokatorkę!
Pokój pierwszy: Dziudziana i..

- Dziudzia. Nie Dziudziana - zaprzeczyła szatynka z włosami zaplecionymi w grubego warkocza.
- Zapamiętam. A więc Dziudzia i Lena. Drugi pokój Nathalie i Hitoshi, trzeci pokój Raph i Hope, czwarty Milly oraz Marionetka (od KotMarionetka16-7, zwyciężczyni konkursu na rymowanki). Ostatni pokój dzielić będą Lucy i Firi.

- Ale ty sobie zdajesz sprawę, że my już mieszkamy w rezydencji? - zapytała białowłosa dziewczyna, której głowę zdobiła para czerwonych rogów: Firicja.
- Właśnie. W końcu jesteśmy proxy - dodała Lucy.
- W ogóle to po co kazałaś nam się tłuc autokarem razem z innymi?! 
- A poza tym my już mamy pokoje w rezydencji - zauważyła Firi.
- To na wakacje będziecie miały
nowe. - Obie proxy przewróciły oczami. Alice wyszczerzyła się do nich po czym oznajmiła:

- Skoro już każdy wie z kim ma pokój z przyjemnością zapraszam Was do rezydencji gdzie czeka na Was miłe powitanie ze strony jej mieszkańców. Więc bagaże w dłoń i idziemy! - Dziewczyny chwyciły swoje walizki, torby i plecaki, i pod przewodnictwem Alice weszły do rezydencji. Alan szedł za nimi, a Slenderman postanowił się dyskretnie wycofać.

Alice nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi.
- WITAJCIE W REZYDENCJI!!! - rozległ się krzyk. W przedpokoju stali Masky, Hoodie, Toby, Jeff, Zero, Laughing Jack, Jill, Jane i inni, którzy pomagali w przygotowaniach do przyjazdu dziewczyn. Proxy trzymali wysoko swój plakat, a Jeff z uśmiechem prezentował babeczki.
Za plecami Alice rozległy się odgłosy śmiechu, westchnień, podziękowań.

- Hejka dziewczyny! - Toby uśmiechnął się głupio przez co parę oddechów przyspieszyło.
- Babeczkę???? - Jeff podsunął gościom pod nosy tackę z babeczkami, które miały.. lukrowe podobizny jego twarzy. Niebieskowłosa zgromiła go wzrokiem.

Goście poczęstowali się babeczkami, a następnie pod przewodnictwem Alice zostali zaprowadzeni na pierwsze piętro gdzie znajdowały się pokoje.

- No dobra, mam nadzieję, że babeczki były dobre i nie zniesmaczyła Was ich dekoracja. Teraz macie kilka godzin na odpoczynek, a o osiemnastej spotykamy się w jadalni na wspólnej kolacji! - ogłosiła Alice.

- Idę do siebie
- Ja też. - I obie proxy (Lucy i Firi) nie zwracając uwagi na protestowanie Alicji poszły do lewego skrzydła piętra.
Reszta dziewczyn z podekscytowaniem poszła obejrzeć swoje pokoje.

Ala odetchnęła z ulgą. Pierwsze koty za płoty. Jeszcze będzie miała okazję lepiej poznać laureatki, dzisiaj trzeba dać im czas na zaznajomienie się z..

- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!! - z jednego z pokoi dobiegł głośny krzyk, a później na korytarz wybiegła wyraźnie wystraszona dziewczyna z krótkimi, czarnymi włosami i czerwonofioletowymi rogami. Widząc Alice podbiegła szybko do niej i się za nią schowała. Kilka sekund potem na korytarzu pojawiła się kolejna dziewczyna. Ta sama, która wcześniej groziła kierowcy autokaru.
- Czy ktoś może mi wytłumaczyć co jakiś ochydny koleś robił w szafie?! - zawołała poirytowana.
- "O nie. Tylko nie to." - pomyślała Alicja i ostrożnie weszła do pomieszczenia, z którego wybiegły dwie dziewczyny.

- Offenderman... Możesz już wyjść. - Gwałciciel niechętnie wyszedł z szafy.
- Co ja Ci mówiłam o gwałceniu naszych gości?!!!
- Że nie. Że nie mogę.
- Właśnie! Więc co ty do cholery jasnej robiłeś w tej szafie!?!! - Offender nie odpowiedział.
- Nie no, ja nie mogę.. Idziemy, idziemy! A ty idziesz ze mną! - Alice złapała go za płaszcz i siłą wyciągnęła na korytarz.
- Przepraszam za niego, on... nie ważne - zwróciła się do dwóch dziewczyn, które niepewnie lustrowały ją i Offa wzrokiem.
- Nic nie szkodzi.. - mruknęła ta z rogami.
- Tak w sumie to Hitoshi jestem.
- A ja Nath. - Obie wyciągnęły do Alice dłonie, ta z trudem je uścisnęła.
- Tia.. Miło mi, a teraz wybaczcie, ale muszę... no. To cześć! - pożegnała się i szybko, ciągnąc Offendera za sobą zeszła na parter.

- Ha! Poszło nam świetnie!
- Prawda! Widzieliście jak rzuciły się na moje babeczki?
- JEEEEEFF!!!!!! - Wszyscy spojrzeli na niebieskowłosą.
- CO TO BYŁY ZA BABECZKI?!! Mówiłam. Że. Miałeś. Ich. Nie. Zniszczyć!!!! Tłumacz mi się, ale już!!!
- Hej! Odczep się od Jeffa! Ja uważam, że te babeczki były cudowne! - wtrąciła się Nina.
- Ugh... Trzymajcie mnie, bo zaraz jej coś zrobię!
- Swoją drogą, może powiesz nam wszystkim co robiłaś z Offem? - zapytała po chwili fanka The Killera znacząco patrząc to na mężczyznę, to na Alicję, która uśmiechnęła się głupio.
- Nic z nim nie robiłam.
- Ale gdybyś tylko chciała, to byś mogła - gwałciciel wyszczerzył się przez co został brutalnie uderzony w twarz i został odrzucony kilka metrów dalej.
- Nina? - Alice uśmiechnęła się sztucznie.
- Chcesz być następna? - dodała. Fangirl prychnęła, a później odeszła mamrocząc coś pod nosem.
- To co Jeff? Odpowiesz na moje pytanie?
- Odpowiedziałbym. Ale nie mogę. - Jeff jak najszybciej opuścił przedpokój. W Alice aż się krew zagotowała.

Przyjęcie gości będzie wymagało od niej o wiele więcej stresu niż się spodziewała. Dzisiaj musi przetrwać kolację. A później kolejne dwa miesiące... Da radę, w końcu musi dać, czyż nie?

- Hej Alice, zostały jeszcze babeczki Jeffa? - zapytała Lucy schodząc po schodach.
- NIEEEEEEEEE!!!!! NIE MA ŻADNYCH BABECZEK JEFFA!!!!!!!!!!!!!!

* The End *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro