drugi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aziraphale zmierzał raźnym krokiem w kierunku biura Metatrona. Dzisiaj miało odbyć się dość istotne dla anioła wydarzenie - jego status pryncypała zmieniał się w status archanielski, podobny do tego Gabriela...a przynajmniej do momentu, w którym nie wyrzucili go z Nieba. Teraz to jasnowłosy miał przejąć jego obowiązki i, będąc szczerym, odczuwał poddenerwowanie - co, jeśli zawiedzie Metatrona? Nigdy mu nawet do głowy nie przyszło, że ktoś taki zainteresuje się aniołem, jakim był Aziraphale (okrzyknięty zresztą zdrajcą za spoufalanie się z demonem). To było niedopuszczalne i powinien ponieść taką samą karę, jak Gabriel, który wybrał Belzeebub ponad Niebo, co samo w sobie było już wyrokiem.

Od tamtej sytuacji, mającej miejsce w księgarni, minęło kilka dni i, choć bardzo chciał, nie potrafił o niej przestać myśleć. To był pierwszy raz od...w zasadzie od zawsze, kiedy Crowley się przed nim otworzył. Było to coś zdecydowanie zaskakującego i niespodziewanego, ale nie nieprzyjemnego. Znali się przecież tak długo. Przeżyli masę przygód. Ufali sobie, a taka relacja pomiędzy aniołem i demonem była...no właśnie, jaka? W dotychczasowych dziejach Góry i Dołu, taka sytuacja nigdy wcześniej nie miała miejsca. Ponad 6000 lat udawali wzajemną niechęć przy spotkaniach z odgrywania swoich ról (czy też wykonywania swoich obowiązków) i chyba dopiero tamta przemowa Crowleya, podziałała na niego jak kubeł zimnej wody. Otworzyła mu oczy. Aziraphale zrozumiał, że tylko przy tym rudowłosym demonie był sobą i nie musiał niczego udawać. Że tak właściwie, czuł się dobrze tylko w jego towarzystwie. Crowley go nie oceniał, nie mówił, co ma robić. Nawet tolerował jego zajawkę prestidigitatorstwem, mimo, że magik z niego fatalny. Musiał to przyznać przed samym sobą - naprawdę darzył Crowleya sympatią i nie chciał się z nim rozstawać. 

Dlatego tak bardzo pragnął jego powrotu do Nieba. Pamiętał go z czasów, gdy był jeszcze aniołem - Crowley był przecież wtedy szczęśliwy, prawda?

Dlaczego więc odszedł?

Stanął przed drzwiami prowadzącymi do biura Metatrona. Zapukał i po usłyszeniu zaproszenia, wszedł do środka. Starszy anioł uśmiechnął się do niego przyjaźnie i gestem wskazał, aby podszedł.

- Witaj, Aziraphale'u. Cóż Cię do mnie sprowadza?

Ten zmarszczył brew, pytanie trochę wytrąciło go z rytmu.

- Przyniosłem plik z opisem zachowań ludzkich, jakie zaobserwowałem podczas mojego pobytu na Ziemi - odparł. - Jak, emm, zresztą chciałeś.

- Oh, no tak! Wybacz, pamięć już nie ta - uśmiechnął się przepraszająco. - Skrupulatny jak zawsze. Może chciałbyś opowiedzieć co nieco o ludziach?

- Z wielką chęcią! - rozpromienił się. - Ludzie to naprawdę niesamowite istoty, ostatnio mogłem zobaczyć na własne oczy, jak...-

I właśnie w takich chwilach, na scenę wchodzi ktoś trzeci. Z głośników wybrzmiał głos jednego z aniołów, wzywający Metatrona. Wystarczy, że jesteś pierwszy w kolejce do przyjmowania wszelkich niebiańskich spraw pod nieobecność Boga i od razu nie masz ani chwili wytchnienia.

- Aziraphale'u, spotkamy się później - wyszedł zza biurka. - Sam widzisz, obowiązki wzywają. Zostaw proszę ten plik na tamtej półce - wskazał palcem miejsce i pospiesznie opuścił swoje biuro, pozostawiając go samego.

Anioł westchnął z rezygnacją, posłusznie podchodząc do regału. Położył kartki obok rzędu białych teczek i już miał wychodzić, gdy zauważył kawałek czegoś czerwonego. Nie powinien grzebać w cudzych rzeczach, ale przecież tylko spojrzy i zaraz sobie stąd pójdzie.

Przedmiotem również była teczka, wciśnięta na sam tył i trochę obszerniejsza, niż pozostałe, papierowa, dlatego do jej otwarcia nie był potrzebny żaden wyższy status. Prawdę mówiąc, żaden status nie był tutaj potrzebny. Aziraphale pociągnął za sznurek i otworzył zawartość, zamierając.

Mnóstwo zdjęć Crowleya, sporo ich dwójki razem. Notatki skupiające się na możliwościach demona. Najnowsze zdjęcie z datą sprzed kilku dni, kiedy doprowadzał księgarnię do porządku po balu - anioł uśmiechnął się ciepło. Notka o treści: "połączył moc z Aziraphale'm, alarm w Niebie". Nigdy do tej pory nie zastanawiał się nad umiejętnościami Crowleya. Demon po prostu zawsze był obok, gotów mu pomóc.

A on naprawdę był potężny.

Po co Metatron zbierał informacje na jego temat? Przecież nie był już aniołem, dlaczego się nim interesował?

Zobaczył siebie jako Crowleya w wannie pełnej święconej wody i podpis: "odporny na święconą wodę, Księga Życia" - chyba wtedy do niego dotarło.

Metatron chciał go z powrotem wcale nie dlatego, żeby przywrócić mu anielski status. Chciał wreszcie się go pozbyć, raz na zawsze, bo obawiał się jego możliwości.

Crowley był w niebezpieczeństwie.

Wypadł z biura Metatrona, biegnąc prosto do windy. Miał szczerą nadzieję, że na nikogo nie wpadnie, nie miał na to ani chęci, ani czasu. Może Bóg jak raz wysłuchał jego próśb i pozwolił bez problemów dotrzeć na Ziemię. Wybiegł na ulicę, prosto do księgarni. Maggie pomachała mu z drugiego chodnika, ale nie zdążył odwzajemnić gestu. Musi ją koniecznie przeprosić.

Zastał Muriel w środku, układającą książki na półce.

- Oh, Aziraphale, cóż za niespodzianka! - uśmiechnęła się szeroko, po chwili trochę smutniejąc. - Czy to oznacza, że się nie sprawdziłam? Muszę wracać do Nieba?

- Co? Nie, nie! - zaprzeczył. - Szukam Crowleya, jest tu?

- Był dzisiaj rano, ale pojechał do mieszkania. Coś tam mówił, że kiedy mieszkała tam Shax...-

- Shax? - zmarszczył brew. - A po co tam Shax?

- No, mieszkała tam przez chwilę, kiedy pracowała jako wysłannik Londynu. Crowley żył w swoim samochodzie, nie mówił Ci?

Teraz to Aziraphale przestał cokolwiek z tego rozumieć.

- Ja...nie. Odezwę się później, muszę z nim porozmawiać, świetnie Ci idzie!

Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem, zostawiając Muriel w dezorientacji.

Crowley przesadził ostatnią z jego zielonych śliczności do wielkiej, czarnej donicy, uśmiechając się lekko. Oparł się o ścianę i sięgnął po kieliszek czerwonego wina, wypijając wszystko za jednym zamachem.

- Mam nadzieję - zaczął poważnym tonem - że tym razem obejdzie się bez żadnych nieprzyjemności związanych z plamami. Liczę na Was - spojrzał na nich groźnie, dolewając alkoholu.

- Crowley! Crowley, jesteś tu?

W pierwszej chwili, pomyślał, że się przesłyszał.

W drugiej, że może to wino zaczęło tak szybko działać i ma omamy słuchowe. Ale kroki nie ustawały, ba, były słyszalne coraz mocniej. Przyniosły ze sobą postać Aziraphale'a, który stanął w progu i w jednej chwili rozpromienił się na widok demona. Wyglądał, jakby wygrał właśnie główną nagrodę na loterii. Odrzucił na ziemię czerwony, prostokątny przedmiot i w trzech krokach znalazł się przy zdziwionym Crowleyu, mocno go obejmując. Tak właściwie, był to ich pierwszy poważniejszy kontakt fizyczny, nie wliczając uścisków dłoni.

Ah, i tamtego pocałunku.

- Co ty robisz? - zapytał z oburzeniem. - Dlaczego tutaj jesteś? Nie mianowali Cię jeszcze archaniołem... - urwał, odsuwając się od niego na krok. - ...czyżbyś jednak zmienił zdanie?

Ból, jaki Aziraphale słyszał w jego głosie powodował, że miał ochotę cofnąć czas i zmienić bieg wydarzeń, byleby nie widzieć takiej wersji Crowleya.

- Schrzaniłem, Crowley - wyznał cicho. - Tak strasznie Cię przepraszam, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że możesz kazać mi stąd iść. I masz do tego pełne prawo! - uniósł wzrok, napotykając obojętne spojrzenie demona. - Ja po prostu... - odwrócił głowę i sięgnął ręką po teczkę. - Znalazłem to u Metatrona w biurze.

Crowley wziął ją do rąk i od niechcenia otworzył. Momentalnie wybałuszył ze zdziwienia oczy, widząc zawartość. Nic z tego nie rozumiał.

- Co...co to jest?

- Myślę, że Metatron wcale nie chciał Cię z powrotem w Niebie - szepnął Aziraphale. - Chciał, żebym Cię przekonał do powrotu, ale to byłaby pułapka. On się Ciebie boi - Crowley uniósł brew. - Jesteś silny, Crowley. Byłeś bardzo potężnym aniołem, przecież wiesz, że nasz wspólny połowiczny cud wszczął alarm w Niebie. Ja jestem tylko pryncypałem, Metatron na pewno chce się Ciebie pozbyć, a ja mu prawie w tym pomogłem... - urwał, chowając twarz w dłonie. - Crowley, jesteś dla mnie ważny, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo. Jestem beznadziejny w tych...eee, sprawach, zwykłym aniołem, którego wciąż łatwo zadziwić. Nie mogę Cię prosić o wybaczenie już, teraz, bo wiem, że to zwyczajnie niemożliwe. Nie zasługuję na to - przetarł twarz dłonią - ale może kiedyś...kiedyś na to zasłużę.

- Doskonale wiesz, że ja nie przebaczam, Aniele.

Unforgiveable, that's what I am.

- Wiem - Aziraphale zacisnął powieki, czując gromadzące się w kącikach oczu łzy. Prawie podskoczył z wrażenia, czując, jak Crowley go obejmuje.

- Aczkolwiek mam nieodparte wrażenie, że tym razem mogę zrobić wyjątek. ALE - musisz zatańczyć.

/////

SIEMA TO JA DAJCIE MI JUZ 3 SEZON BO OSZALEJEEEE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro