6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odwróciłem się na drugi bok, podciągając kołdrę tak, żeby światło księżyca nie padało akurat na moją twarz. Nie znosiłem pełni, szczególnie nocując na zawodach, głównie dlatego, iż często w pokojach nie było rolet, a nic nie przeszkadzało mi tak, jak światło, przez które było niemal tak jasno jak za dnia. Starałem się jednak leżeć bez ruchu, bo to często pomagało, jednak tym razem, oprócz księżyca, do problemów z zaśnięciem doszło coś jeszcze. Mianowicie fakt, iż Ziga miał najwyraźniej ten sam kłopot co ja, z tym, że on praktycznie co chwilę przewracał się na drugi bok. W ciągu ostatnich dziesięciu minut, zmienił pozycję chyba ze trzy razy i to tak, że wręcz usłyszałem sprężyny w jego łóżku.

- Też nie możesz spać? – zapytałem na tyle cicho, aby ewentualnie nie obudzić go, jeśli rzucał się tak przez sen, w co jednak szczerze wątpiłem.

Miałem rację, bo po paru sekundach Ziga odwrócił się w moją stronę.

- Obudziłem cię?

- Nie, nie mogę zasnąć przy pełni – i trochę dlatego, że się wiercisz, ale tę część zostawiłem już dla siebie.

- Ja też – stwierdził Ziga, aczkolwiek miałem poczucie, że mijało się to z prawdą, dlatego, że na jego łóżko światło praktycznie nie padało, a poza tym, spał pod ścianą, więc kiedy tylko odwrócił się tyłem do okna nic nie mogło mu przeszkadzać.

- I coś cię męczy – dodałem, ciągle szeptem. Nie wiem dlaczego, ale wpadło mi do głowy, że jeśli zacznę mówić głośniej, w jakiś sposób go spłoszę.

- Skąd wiesz?

- Pomyślmy... mieliśmy dziś kilkugodzinny trening, i to taki, że prawie padaliśmy na twarze, poza tym, musieliśmy zapieprzać do hotelu z buta, bo przez te zaspy nikt nie mógł pod nas podjechać, a poprzedniej nocy spaliśmy zaledwie po 6 godzin. Mam z tobą pokój nie pierwszy raz i z reguły w takich sytuacjach zasypiałeś od razu jak tylko dotknąłeś łóżka nawet jedną kończyną.

- Nie spodziewałem się, że jesteś aż tak spostrzegawczy.

- Nie gadaj tu o mnie – prychnąłem, ciągle jednak szeptem. – Tylko mów co cię męczy.

- Domen...

- Obiecuję, że nikomu nie powiem – dodałem. – Jest noc, jest ciemno... Mogę się odwrócić do ciebie tyłem, jeśli będzie ci łatwiej.

Jelar roześmiał się cicho.

- Nie musisz bawić się w psychoterapeutę Domen.

- Nie bawię się. Po prostu rzucasz się na tym łóżku jak ryba w sieci i zapowiada się bezsenna noc. Bo nie zaśniesz, dopóki nie dojdziesz do ładu czy do czegokolwiek z własnymi myślami. A jeśli mam ci w jakiś sposób pomóc i nie wiem, doradzić coś, albo chociaż pozwolić ci wyrzucić coś z siebie, to muszę wiedzieć o co chodzi. Chociaż nikły zarys sytuacji.

Na wszelki wypadek rzeczywiście odwróciłem się na drugi bok i przyciągnąłem do siebie kołdrę.

Cisza, która zapadła, trwała tak długo, że już zacząłem myśleć, iż Ziga zdążył w tym czasie zasnąć. W momencie, w którym ja sam zrezygnowany przymknąłem już oczy i miałem minimalną nadzieję na chociaż drobną dawkę snu, ten jednak zdecydował się odezwać.

- Nie możesz spróbować domyśleć się o co chodzi?

Z racji tego, iż mój umysł zaczął gdzieś tam balansować na granicy snu i jawy, zajęło mi parę sekund, aby dojść do sedna tego, co próbował mi przekazać.

- Ale że masz na myśli.... A, okej, już wiem – przewróciłem się na plecy, układając ręce pod głową. – Czy dobrze dedukuję, że dotyczy to naszej ostatniej dłuższej rozmowy?

Zauważyłem, że Ziga w ciemności wcale nie jest aż taki rozgadany jak zazwyczaj, co dziwne, bo z tego co czytałem, to ludzie w nocy są bardziej skorzy do zwierzeń. No, chyba, że dotyczyło to bardziej poruszane tematu, niż pory dnia.

- Tak.

Zajęło mi jeszcze kilkanaście sekund, żeby połączyć wszystkie elementy układanki.

- Okej, rozumiem – westchnąłem ciężko. – Czyli, że kiedy mówiłeś mi, że byłeś kiedyś zakochany, to miałeś na myśli teraz? I zakładam, że ta druga osoba o tym nie wie?

- No... dokładnie tak.

- No cóż... Powiem ci z doświadczenia, że przejebane.

Ziga roześmiał się cicho.

- To znaczy, no wiesz, chciałem powiedzieć, że rozumiem co czujesz i wiem, jak to jest – sprostowałem.

- Dokładnie takiego pocieszenia się spodziewałem – Jelar nadal brzmiał na całkiem rozbawionego, co przypisałem sobie jako swój sukces.

- Wiesz, nie jestem ekspertem i wróżbitą – wzruszyłem ramionami, mimo że w ciemności mój współlokator nie mógł tego widzieć. – Ale myślę, że może nie jest aż tak źle jak myślisz. A w ogóle to jest to chłopak czy dziewczyna?

- Chłopak. Ale nic więcej ci nie powiem – aczkolwiek głos Zigi ciągle był dosyć radosny, postanowiłem nie drążyć tematu. Nie w tej chwili.

- Nie musisz – „nie musisz, bo znajdę jakąś okrężną drogę, aby się tego dowiedzieć", pomyślałem, jednak na głos dodałem co innego. – Pewnie nie zamierzasz mu powiedzieć?

- Gdybym zamierzał, to raczej bym ci o tym nie opowiadaj.

- Generalnie rzecz biorąc to nie opowiadasz – skwitowałem. – Ja się domyślam, a ty potwierdzasz.

- I na tym poprzestańmy – odezwał się Słoweniec, po czym ziewnął. – I chodźmy jednak spać, bo musimy pamiętać o tym, że jutro jest pobudka o szóstej. Właściwie ja muszę pamiętać, bo to i tak ja będę cię wyciągał z łóżka za dziesięć.

- Nie zamieniaj się w Petera, błagam – jęknąłem, przewracając poduszkę na drugą stronę.

I mimo że Ziga sam nalegał na pójście spać, to kilkukrotne przewracanie się z boku na bok, zanim ja zapadłem w sen, utwierdziło mnie w przekonaniu, że temat rozmowy jest dużo bardziej skomplikowany niż przypuszczałem.

__________

Doszłam do wniosku, iż pasowałoby wam wrzucić kolejny rozdział 🤔 dlatego witam w kolejnej zagmatwanej części tej historii. Myślę że to ten etap że nie muszę was już zachęcać do komentowania, bo już to robicie 😉

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Do zobaczenia,

Ola

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro