3. My tylko udajemy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mimo że od naszej gry w prawdę czy wyzwanie minęły 3 dni, w ciągu których przygotowywałem się do meczu, dalej nie mogę uwierzyć w to, że naprawdę będziemy udawać parę. Na początku myślałem, że Delilah się wycofa, bądź Julian sobie odpuści, ale tego nie zrobili, wręcz przeciwnie, założyli się o pieniądze o to, czy damy radę.

-Gotowy? -pyta siedzący obok mnie Brandt.

-Zawsze jestem gotowy na mecz. Przecież mnie znasz. -odpowiadam mu, zakładając klubową koszulkę.

-Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o to. Pytałem, czy jesteś gotowy do związku z Delilah. -kręci głową wzdychając.

-Udawanego związku. -zauważam, na co przewraca oczami.

-W każdym razie jest to wciąż związek. Powinieneś być mi wdzięczny. -dumnie się prostuje i szeroko uśmiecha.

-Ależ oczywiście. Dlaczego miałbym nie być? -mówię z sarkazmem.

-Przynajmniej media nie będą kwestionować twojej orientacji seksualnej! -mówi oburzony na co reszta zawodników reaguje śmiechem.

Julian niestety tak jak przewidywaliśmy stał się tematem numer jeden wśród kibiców Leverkusen oraz na stronach poświęconych świecie piłki nożnej. Tylko że dzisiaj miało się to zmienić, a jego miejsce miałem zająć ja i Delilah. Na samą myśl robiło mi się słabo, bo mimo że o tym marzyłem to boję się jak to wszystko będzie wyglądać. A co jeśli wycofa się w ostatniej chwili?

-Chłopcy wychodzimy! -do szatni zajrzał trener wołając nas na boisko.

Pokonując drogę na murawę starałem się pozbyć obaw i natrętnych myśli, by skupić się na grze, lecz było to niemożliwe. Z westchnięciem wszedłem na murawę rozglądając się po kibicach. O dziwo to zawsze mnie uspokajało i miałem nadzieję, że stanie się tak i tym razem. Jednak wzrok mimowolnie przeniosłem w miejsce, gdzie były miejsca naszych przyjaciół i wtedy ją zauważyłem, a wszystkie wątpliwości zniknęły. Stała w związanej za dużej koszulce z moim nazwiskiem i czarnych dżinsach. Rozpuszczone kręcone włosy okalały jej twarz z delikatnym makijażem, którego jedynym mocnym akcentem była ulubiona czerwona szminka brunetki, która kontrastowała z narzuconym białym płaszczem. Patrzyła się w moją stronę z szerokim uśmiechem, który szybko odwzajemniłem.

-Jeszcze mi podziękujesz, Havertz. -powiedział Julian zarzucając mi rękę na ramiona. -Ale przez następne 90 minut skup się na grze, a nie na swojej dziewczynie. -zaśmiał się po czym powoli podbiegł na swoją pozycję, co uczyniłem chwilę po nim, a przed tym jeszcze raz zerkając na stojącą z przyjaciółmi Delilah.

Trafiliśmy na ciężkich przeciwników, przez co, gdy zostały ostatnie minuty meczu był remis jeden do jednego. Na szczęście udało nam się strzelić jeszcze jedną bramkę, dzięki czemu wygraliśmy dzisiejsze spotkanie.

Nadszedł czas na to, co nieuniknione, a że w moich żyłach nadal płynęła adrenalina, podbiegłem w stronę znajomych. Niewiele myśląc przeciągnąłem Delilah nad barierką i ją pocałowałem. Brunetka po chwili zaskoczenia oddała pocałunek, dzięki czemu zrozumiałem co tak naprawdę zrobiłem.

Boże, ja naprawdę ją pocałowałem!

-Czy ktoś to nagrywa?! -usłyszałem krzyk podekscytowanego Luka, więc oderwałem się od dziewczyny.

-Nie sądziłam, że to zrobisz. -wyszeptała Delilah. -Ale teraz na pewno wszyscy w to uwierzą. -uśmiechnęła się delikatnie, a ja powróciłem do rzeczywistości.

Bo przecież my tylko udajemy. Przez chwilę całkowicie o tym zapomniałem.

-Tak, masz rację. -powiedziałem cicho. -Chodź, poczekasz pod szatnią. Pewnie jest Ci zimno. -dziewczyna pokiwała głową, zgadzając się, więc skierowaliśmy się w jej stronę.
Po chwili poczułem, jak złącza nasze dłonie, przez co nie mogłem powstrzymać uśmiechu, a gdy na nią spojrzałem robiła to samo.

Tak, więc szliśmy w stronę szatni, trzymając się za ręce z uśmiechami na twarzach, na oczach tysięcy kibiców i dziennikarzy, przy których zresztą chwilę temu się całowaliśmy.

Jeszcze nigdy nie przebierałem się tak szybko, co Julian skomentował głośnym śmiechem. Byłem podekscytowany i szczęśliwy, co zdarzało się rzadko.

-Idziesz? -pytam blondyna na co przytakuje głową z głupim uśmiechem na twarzy.

-Przecież ci nie ucieknie. -zaśmiał się, zarzucając sportową torbę na ramię i po chwili mogliśmy opuścić szatnię, pod którą czekali na nas znajomi.

-No, Havertz, niezłe dałeś przedstawienie. -rzuca Luke, gdy tylko nas zobaczył.

-Zamknij się, Lukas. -odezwała się Delilah i podeszła do mnie splatając nasze dłonie.

-Oh, chciałabyś. Mam nadzieję, że ktoś to nagrał! -posłał nam głupi uśmiech.

-Oj na pewno, Keller. -Julian z wielkim uśmiechem na twarzy podszedł do bruneta. -Nie obejdzie się bez dramy fanek Havertza!

-Boże, idziemy świętować wygraną czy dalej będziecie nam dokuczać? -zapytałem, na co wybuchnęli śmiechem. -Jak z dziećmi. Chodź. -pociągnąłem szatynkę i skierowaliśmy się w stronę wyjścia na parking.

-A wy gdzie idziecie? - krzyczy Lukas. -Del jak coś to gumki mam w szufladzie nocnej! -krzyknął i wybuchł kolejny raz śmiechem, a Julian mu zawtórował.

-Ej! Czekajcie! Nie zostawiajcie mnie z tymi debilami! -Lilith zabrała głos po raz pierwszy, biegnąc za nami.

Chwilę później wsiadaliśmy do mojego samochodu, a w tym czasie Julian z Lukasem pojawili się na parkingu.

-Kiedy przestaniecie zachowywać się, jak przedszkolaki to możecie do nas dołączyć w Himmel! -krzyknęła blondynka po czym wsiadła na tylne siedzenie w moim samochodzie.

-Oh, serio? Znowu tam? -nie ukrywam niechęci, gdy zajmuję miejsce kierowcy.

-Dasz radę. -odzywa się siedząca obok mnie Delilah. -Przynajmniej teraz mogę bawić się tam z wami. -wzrusza ramionami i posyła mi lekki uśmiech, który szybko odwzajemniam i włączam się do ruchu.

-Gdybym was nie znała, pomyślałabym, że serio jesteście w sobie zakochani. -odezwała się Lilith. -Powinniście przemyśleć, zaczęcie kariery aktorskiej. -zaśmiała się, a ja poczułem ciepło na policzkach. Cholera jest tak blisko prawdy.

-Zastanowię się nad dopisaniem tego do mojej listy, ale nie jestem do końca przekonana, bym była dobrą aktorką. -mówi Delilah, a moje serce bije niespokojnie. Bo jak bardzo chciałbym by ona też nie udawała.

-Wysiadamy moje panie. -odzywam się, gdy zaparkowaliśmy pod barem, a one nawet się nie poruszyły z miejsc.

-Tylko jedna jest "twoja"- powiedziała z uśmiechem. -Duetu żartownisiów nie ma. -niebieskooka rozgląda się po parkingu. -Zadzwonię do tych debili. -wzdycha po czym wysiada z samochodu.

-Hm... czyli teraz muszę uważać na twoje fanki? -pyta szatynka odpinając pas.

-Przecież wiesz, że nie pozwoliłbym cię skrzywdzić. -patrzę na nią uważnie.

-Wiem, ale musisz też pamiętać, że nie potrzebuję rycerza na białym koniu. Potrafię sama o siebie zadbać. -uśmiecha się w ten typowy dla siebie sposób. -Ale teraz o tym nie myślmy. Idziemy świętować wasze zwycięstwo. -zadowolona wysiada z samochodu.

Gdy zamykam samochód zauważam idących w naszą stronę chłopaków i Lili. Z daleka bez problemu mogę dostrzec głupie uśmiechy na ich twarzach, które zapowiadają dalszy ciąg docinek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro