Rozdział 12 'Powerless'

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*perspektywa WonHo*

Przeciągnąłem materiał między palcami.
Nie wiedziałem dlaczego to zrobiłem.
To był impuls.
Dzisiaj dowiedziałem się, że moje podejrzenia są słuszne.
Robiłem coś złego na rozkaz Jooheon'a.
Jak mogłem się wcześniej nie zorientować?
Przed oczami stanął mi obraz tych ciemnych i zimnych piwnic.
A na końcu te drzwi z kartą.
Nie pomyślałabym, że te podziemne więzienie jeszcze istnieje.
Byłem pewny, że zostało zniszczone.
Zamknąłem oczy.
Znowu widziałem sylwetkę Jooheon'a wrzucającego za drzwi chleb i butelkę wody.
Ktoś tam był i najprawdopodobniej walczył o życie.
Musiałem tą osobę wypuścić i wynagrodzić całą krzywdę jej wyrządzoną.
Ktokolwiek by tam nie był.
Z roztargnieniem pociągnąłem się za włosy.
Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć.
To miała być dobra zabawa.
Finalnie doprowadziło nas to na dno.
Chciałem powiedzieć o tym reszcie, ale coś mnie powstrzymywało.
Coś mi mówiło, że tą sprawę muszę rozwiązać sam.
Lepiej żebym naraził się Jooheon'owi tylko ja.
To był koszmar.
Miałem nadzieję, że prawda będzie łagodniejsza.
Okazałem się pionkiem do jakiejś chorej gry i nie wiedziałem nawet o jak dużą stawkę się ona toczy.
Teraz miałem świadomość tego, że właśnie ode mnie zależy czyjeś życie.
Jakiś człowiek jest zdany na moje decyzje.
Byłem pewny, że jeśli zrobię coś nie tak, ta osoba prędzej czy później umrze.
Wtedy wyrzuty sumienia nie dadzą mi dalej żyć.
Nie chciałem się zadręczać do końca życia dlatego postanowiłem działać.
Musiałem się dowiedzieć kogo tak urządziliśmy i dlaczego.
Przez moją głowę przemknął obraz zupełnie nieświadomego I.M'a z oczami wypełnionymi pustką, wypranymi z koloru, emocji.
Były wyblakłe.
Każdy z chłopaków tak wyglądał.
Jakby ktoś odebrał im ich tożsamość.

Mój przyjaciel wyglądał na naprawdę zdziwionego.
- Dlaczego pytasz? - odezwał się dopiero po chwili.
- Nie może brać udziału w wyścigach.
Potrzebuje nowego motoru.
- Chcesz być sponsorem?
- Nie powiesz jej, że to ja. - odparłem zakładając na ramiona bluzę.
Gunhee spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Motory to jej pasja. Jest dobra w tym co robi a teraz nie ma warunków do rozwoju swojego talentu.
Wiem, że nie masz na tyle pieniędzy, żeby jej kupić nowy motor.
A ja mam i nie dopuszczę do tego, aby przestała się ścigać. Nie może się zmarnować, nie po tym wszystkim. - nigdy nie sądziłem, że to przyznam.
Danah była jak Minho pod względem wyścigów.
Nawet, jeśli jej nie poszło to ona się nie poddawała.
Wiedziała, że w pewnym momencie, nawet małymi kroczkami, znajdzie się na szczycie.
Była nieugięta.
Nie chciała odpuścić... Przez to jeszcze bardziej przypominała Minho.
Wzdrygnąłem się lekko.
Brunet próbował wyłapać z wyrazu mojej twarzy jakiś żart czy ironię.
Nie udało mu się, ponieważ ja wcale nie żartowałem.
Może to nietypowe albo nawet dziwne, ale tak było.
Chciałem w jakiś sposób zrekompensować krzywdy,  których doznała.
Nawet jeśli nie będzie wiedziała, że to ja.
Miałem nadzieję, że jej antagonistyczny stosunek do mnie się kiedyś zmieni.
Nigdy wcześniej tego nie chciałem.
Coś się we mnie zmieniło.
Szkoda, że nie wiedziałem czy na lepsze czy na gorsze.
- Ona się domyśli. - rzucił Gunhee w drzwiach.
- Raczej będę ostanią osobą o jakiej pomyśli. - uśmiechnąłem się.
W moim uśmiechu nie było szczerości a ból, trochę goryczy i żalu.
Żalu do samego siebie.
To mogło wyglądać inaczej...
Teraz jestem bezsilny.

*perspektywa Danah*

Nadal machinalnie poprawaiłam coś na nadgarstku mimo, że bandany już tam nie było.
Czułam się strasznie.
Dobijał mnie fakt, że ślady z niebieskiej substancji w pewnym momencie po prostu się urwały.
Jakby osoba, która je zostawiła, zapadła się pod ziemię.
Jinwoo wielokrotnie sprawdził ogród i nie odnalazł nic więcej.
Trop nam się urwał.
Żałowałam, że tak się stało.
Nie było już nic co mogło poprawić mi humor.
Los najwyraźniej działał przeciwko mnie i jak narazie dobrze mu szło.
Chciałam żeby było inaczej.
Sama chęć niestety nie wystarczała.
- Zamierzasz tak siedzieć do skończenia świata? - spytał Gunhee, przeskakując przez oparcie kanapy i siadając obok mnie.
Obrzuciłam go znaczącym spojrzeniem.
Nie miałam najmniejszej ochoty rozpoczynać bezsensownej konwersacji albo wszczynać kłótni.
Nie odezwałam się.
Wiedziałam, że kuzyn się nie obrazi. Znał mnie.
Nie byłam w nastroju do odpowiadania mu w sarkastyczny sposób a tym samym nawet w zwykły.
- Coś się stało?
- Nie wiem. - nie skłamałam. Naprawdę nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje i co mi jest.
Sama strata bandany nie była aż tak bolesna.
Chyba badziej dobijał mnie fakt, że gdybym nie zasnęła, mogłabym już znaleźć Minho.
To było straszne i niesamowicie przygnębiające.
Byłam tak blisko a teraz znowu wróciłam do punktu wyjścia.
To trwało za długo.
Bałam się, że jeśli szybko go nie znajdę to mogę go już nigdy nie znaleźć.
Wszystko jest takie skomplikowane a czas nieustannie ucieka.

Jeśli Gunhee myślał, że się nabiorę na jego bajeczkę to się grubo mylił.
- Nadal będziesz się upierał przy swoim? - spytałam z lekkim uśmiechem błąkającym się na moich ustach.
- No dobra... To nie ja.
- To w takim razie kto?
Kuzyn spojrzał na mnie z wyższością.
Robił tak za każdym razem, kiedy wiedział coś więcej niż ja.
Spojrzałam po raz kolejny na piękny biały motor zaparkowany na podjeździe.
Nie potrafiłam uwierzyć własnym oczom.
Ktoś podarował mi taką wspaniałą maszynę zupełnie bez okazji.
Szkoda, że nie wiedziałam kto.
- Nie powiem Ci.
Prychnęłam.
On chyba żartował.
- W takim razie sama się dowiem. - odparłam a Gunhee wybuchnął śmiechem.
- Szczerze wątpię.
Brunet wyglądał na bardzo pewnego wypowiadanych słów.
Faktycznie.
Do głowy nie przychodził mi nikt, kto mógłby kupić mi nowy motor.
Jinwoo uważał, że wyścigi i motory to głupota.
Na pewno nie dałby mi, jak on to mówił, ' biletu na drugą stronę '.
Zico?
Szczerze wątpiłam.
Chłopak raczej miał już na kogo wydawać pieniądze a ja go nie interesowałam.
Odwróciłam wzrok.
Nie chciałam, żeby Gunhee zobaczył w moich oczach smutek mieszany z tęsknotą.
Najgorsze jeszcze było przede mną i nie mogłam wracać do przeszłości.
Ona przeminęła.
Spojrzałam z ukosa na bruneta i próbowałam wyczytać cokolwiek z jego twarzy.
Niestety, Gunhee miał kamienną twarz, idealną do gry w pokera.
Jęknęłam z frustracją. Gunhee znowu uśmiechnął się cwanie.
- Dowiem się. - oznajmiłam, ruszając w kierunku motoru.
Trzeba było go sprawdzić.
- Powodzenia! - usłyszałam za sobą przepełniony pewnością głos kuzyna.

* perspektywa WonHo*

I.M wyglądał jakbym właśnie uderzył go z całej siły w twarz.
Cała moja opowieść wstrząsnęła młodym.
- Wiedziałem, że coś jest nie tak... - chłopak wplątał palce we włosy i zaczął za nie ciągnąć.
Przychodziło mu to automatycznie, kiedy się denerwował.
Pomasowałem ręką kark i wróciłem do swojej poprzedniej pozycji.
Czułem się jakby ktoś włożył mi wnętrzności do pralki i włączył na dwugodzinne wirowanie.
Bardzo nieprzyjemne uczucie.
Tkwiło mi w gardle tyle niewypowiedzianych słów.
Odpowiedziałem chłopakowi jedynie część historii.
Ominąłem mnóstwo rzeczy i szczegółów.
Chciałbym powiedzieć mu więcej, ale nie potrafiłem się do tego zmusić.
Na mnie już spoczywał ciężar tajemnicy i uznałem, że sam muszę go udźwignąć.
Pora sprawdzić swoje mięśnie.
Ale to było słabe... Miałem ochotę pokręcić głową nad swoją niebywale zabawną uwagą.
Wszyscy się popłakali ze śmiechu.
Spojrzałem przez okno.
Na dworze było już ciemno i padał deszcz.
- Myślisz, że da się od tego uwolnić? - spytał brunet, podnosząc wzrok.
- Na pewno. - ja już zadbam o to żeby się dowiedzieć jak.
Choćbym miał użyć siły.
Wydawało mi się, że jestem silny.
Psychicznie jak i fizycznie.
Szkoda, że brakowało mi takiej siły żeby przestać.
Widziałem jak mnie to osłabia a jednak brnąłem w to dalej.
Ślepo wierzyłem, że będzie lepiej a tymczasem było coraz gorzej.
Jak to możliwe, że zabrakło mi asertywności.
Tak wiele niewypowiedzianych słów zawisło nieraz w powietrzu.
Tak wiele ważnych decyzji, których nie podjąłem.

Usiadłem na mostku i przyglądałem się swojemu odbiciu w wodzie.
Było już późno. Zbliżała się północ, ale ja za nic nie potrafiłem wysiedzieć w domu.
Sen również nie wchodził w grę.
Musiałem sobie wszystko bardzo dokładnie przemyśleć i zaplanować.
Chciałem wiedzieć kogo trzymaliśmy za tymi drzwiami.
Ktokolwiek tam był, potrzebował pomocy.
Robiło mi się niedobrze na samą myśl o tym ile zwłok mogło tam kiedyś leżeć.
Ile ludzi zginęło w tym podziemnym więzieniu, nie mając żadnej nadzieji.
Zostali zdani na łaskę oprawców.
Ktoś kto wymyślił taką klatkę dla ludzi powinien smarzyć się w piekle.
Najbardziej zastanawiał mnie fakt, że nigdzie nie znalazłem wejścia do piwnicy ogrodu.
Tak jakby rozpłynęło się w powietrzu.
Jooheon miał naprawdę sporo do ukrycia i dopiero teraz zauważyłem jaki byłem naiwny.
Gdybym tylko wiedział, że tak to się rozegra nigdy nie wziąłbym w tym udziału.
Odmówiłbym od razu.
Szkoda, że nie miałem świadomości tego co robię.
- Co tam? - usłyszałem obok siebie i aż mną szarpnęło.
Mistrzyni w straszeniu.
Spojrzałem na szatynkę i jej zadowolony wyraz twarzy.
Pokręciłem głową i wbiłem wzrok w taflę wody.
- Co tu robisz? - spytałem beznamiętnie.
Dziewczyna usiadła po turecku i obrzuciła mnie krótkim spojrzeniem.
- Akurat przejeżdżałam i cię zobaczyłam. Pomyślałam, że może chcesz się utopić. - mimowolnie uniosłem kąciki ust, słysząc jak dziewczyna stara się nie zabrzmieć za bardzo sarkastycznie.
Jeszcze lepsze było to, że Danah nie miała pojęcia kto zapewnił jej możliwość jeżdżenia sobie po nocy i brania udziału w wyścigach.
- Dzięki za troskę. - odparłem podnosząc wzrok, który skrzyżował się ze spojrzeniem dziewczyny.
Pierwszy raz patrzyła na mnie w zupełnie inny sposób.
Moje kąciki ust delikatnie zadrżały.

______________________________________

Być może jest sens publikować to opowiadanie nadal... Tak sobie ostatnio o tym myślałam i napisałam coś.

Wyszedł rozdział ^^

Komentarz + gwiazdka = motywacja 😍

Do kolejnego moi drodzy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro