Rozdział 23 'All true'

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*perspektywa Danah*

- I nieważne jak bardzo się starałam. Zawsze musiałam coś popsuć.
Nieistotne jak bardzo mi zależało.
Zawsze musiałam to utracić.
Może to fatum? Może to jakieś cholerne stadium przypadku.
Nie wiem.
Po prostu nie wiem.
Tak bardzo się starałam, chciałam nie stracić już nikogo.
Teraz wiem, że mi nie wyszło.
Czego bym się nie tknęła, zawsze jest źle.
Dlaczego los tak bardzo mnie nienawidzi?
Gdzie popełniłam błąd?
Wystarczy jedno słowo.
Naprawię wszystko.
Tylko odezwij się do mnie... Błagam.
Pozwól mi usłyszeć twój głos.
Nie musisz się ze mną spotykać, jeśli nie chcesz mnie widzieć, ale proszę, pozwól mi ciebie usłyszeć.
Brakuje mi tego.
Gdzie jesteś, kiedy potrzebuję cię tak bardzo?
Chciałam wierzyć, że nie jesteś mi potrzebny.
Chciałam wierzyć, że sama dam sobie radę.
Byłam głupia, ale czy z tego powodu mnie skreśliłeś?
Czy taki miałeś plan?
Zostawić mnie.
Nie wierzę, że mógłbyś to zrobić.
Rozumiesz? Nie wierzę w to!
Nie chcę. Jesteś taki irytujący, ale zaufałam ci.
Nadal chcę ci ufać.
Tylko... Dlaczego milczysz?
Dlaczego cię tutaj nie ma?
Proszę, gdziekolwiek jesteś, wróć. Teraz potrzebuję cię jak nigdy.
Przepraszam, wróć.
Proszę, WonHo.

Zeszłam z motoru i przeszłam pod siatką.
Wiatr zawiał mi w oczy.
Ruszyłam przed siebie, mimo łez cisnących się do oczu.
Bolało. Chyba tak miało być.
Usiadłam na trybunach i wpatrzyłam się w horyzont.
Niesamowite.
Jeszcze niedawno siedziałam tutaj martwiąc się o Minho. Wtedy też uciekałam przed WonHo.
Zacisnęłam ręce w pięści.
Kolejny raz popełniłam błąd.
Zamiast uciekać mogłam się zatrzymać i stawić czoło moim uczuciom.
Mogłam zawrócić i zmierzyć się ze wszystkimi problemami.
Teraz dopiero się zatrzymałam.
Teraz, kiedy nagle zrozumiałam, że nie mam przed czym uciekać.
Zostałam sama.
Mimo, że otaczają mnie moi najbliżsi, czuję się samotna.
Gdzieś na dnie serca, wiem, że zostałam sama.
Nie powiem, że było mi z tym dobrze.
Czułam się okropnie a nie miałam na to wpływu.
Już nie.
Podkuliłam nogi pod brodę i objęłam kolana rękami.
Tak bardzo za nim tęsknię.
Nie widziałam go tylko kilka dni a nie potrafię normalnie funkcjonować.
Co się ze mną stało?
Nigdy, przenigdy nie czułam się taka samotna.
Nawet, kiedy odszedł Zico, nawet, kiedy porwali Minho.
Nigdy.
Spojrzałam gdzieś przed siebie.
Tak długo się cofałam i teraz straciłam to, na czym zależało mi najbardziej. Nie wierzę, że uciekałam. To do mnie nie podobne.
Zacisnęłam powieki.
Miałam dość łez.
Bolało, ale sama sobie na to zasłużyłam.
Mogłam nie uciekać.

*perspektywa Minho*

 Nadal byłem w szpitalu.
Leżałem całymi dniami i myślałem.
Myślałem o wszystkich swoich przeżyciach minionych miesięcy.
Myślałem o strachu, lęku, tęsknocie, ale i ogromnej sile jaką włożyłem w przetrwanie.
Przez to przez co przeszedłem stałem się silniejszy.
Nie zamierzałem się poddać i mi się udało.
Uwierzyłem, że są jeszcze dobrzy ludzie.
Próbowałem przypomnieć sobie chwilę, kiedy zamaskowany chłopak mnie stamtąd wyciągnął.
Chciał pozostać neutralny.
Tylko... Dlaczego?
Tego również nie potrafiłem zrozumieć.
Przyczynił się do ocalenia mojego życia więc dlaczego nie chciał bym poznał jego tożsamość.
Mógłbym podziękować.
Byłem mu to winien. W końcu uratował mi życie.
Przewróciłem się na drugi bok.
Zdecydowanie miałem zbyt wiele niewyjaśnionych spraw.
Tyle pytań bez odpowiedzi.
Nie o to mi chodziło.
Nie chciałem żyć w niewiedzy, ale nie było już rady.
Pewne rzeczy nigdy się nie wyjaśnią. Wiem o tym.
Nie ma co się okłamywać, że wyjaśnię wszystko.
Nie mam takiej mocy. Chciałbym tylko odzyskać to, na co tak ciężko pracowałem.
Odzyskać swój tytuł, szacunek i uznanie.
Na pewno mi się nie uda to z anemią, zapaleniem krtani i kilku innych rzeczy, ale mam nadzieję, że później sobie poradzę.
Nie przeszedłem przez to wszystko dla zabawy.
Wiedziałem ile jestem wart i chciałem udowodnić to wszystkim.
Nawet tym, którzy zafundowali mi zejście do piekieł.
Udało mi się wyjść.
Teraz mogłem być pewien tylko jednego.
Nigdy więcej nie dam się podejść.
Nigdy.

*perspektywa WonHo*

Tęskniłem.
Całym sercem, umysłem i duchem.
Chciałem uciec przed nostalgią, ale nie potrafiłem.
Zresztą czy ja już zbyt długo nie uciekam? Czasami bywa tak, że biegniemy przed siebie ze wszystkich sił i staramy się uciec przed słabościami. Z czasem napotykamy różne przeszkody, ale strach mobilizuje nas do tego, by je pokonać.
Nadal uciekamy, ale kiedyś musimy się zatrzymać i kiedy już to robimy, jest za późno.
Zwracamy, ale nie mamy do czego.
Wszystko to, co chcieliśmy teraz pokonać, zniknęło.
Wtedy następuje nasza porażka.
Kiedy zorientujemy się, że tak naprawdę uciekaliśmy przed naszą największą siłą.
Wystarczyło jedynie podjąć próbę.
Okazać się godnym takiej siły.
Tymczasem ja stchórzyłem i uciekłem.
Chciałem tak w nieskończoność a dopiero w momencie, gdy wszystko się ułożyło, chciałem wracać.
Poszedłem na łatwiznę.
Kim ja jestem?
Chyba nawet ja tego nie wiem.
Ilekroć myślałem nad sobą, dochodziłem do wniosku, że jej potrzebuję.
Chociaż wiedziałem jak bardzo ją zranię.
Najbardziej na świecie chciałem tego uniknąć.
Nie potrafiłbym sobie wybaczyć, gdybym ją zranił czy doprowadził do łez.
Przypomniałem sobie jaką krzywdę wyrządziłem jej podczas naszego ostatniego spotkania.
Ona nie chciała mi mówić o tym, co się zdarzyło a ja tak bardzo naciskałem.
Wywarłem na niej presję.
Powiedziała mi.
Zaufała mi.
Zacisnąłem ręce na narzędziu, które czyściłem ze smaru.
Tak bardzo ją skrzywdziłem.
To co zrobiłem było egoistyczne.
Nie chodziło wtedy o nią a o mnie i moją chęć dowiedzenia się.
Jestem takim egoistą... Cholernym egoistą.
Nie zasłużyłem na jej zaufanie.

- Co ci jest? Od kilku dni zachowujesz się dziwnie. Nie jesz, mało pijesz, siedzisz całe dnie w garażu albo uderzasz w worek.
Co się z tobą dzieje? - podniosłem wzrok.
No tak, Kihyun nie byłby sobą, gdyby nie zatroszczył się o kogoś.
Na to tym bardziej nie zasługiwałem.
- Muszę wam o czymś powiedzieć.
- Jooheon'a nie ma w domu.
- I dobrze. - rzuciłem i wytarłem brudne ręce. Ruszyłem po schodach w górę.
Kihyun szedł za mną i obserwował każdy mój ruch.
Chyba go zmartwiłem swoimi słowami.
Zresztą podobnie jak postawą. Westchnąłem cicho i zacząłem układać sobie w głowie monolog.
Musiałem wyjaśnić im wszystko bardzo dokładnie i klarownie.
Należało im się to.
Poczułem przypływ lęku... A co jeśli odwrócą się ode mnie?
Zapragnąłem znowu uciec.
Nie, Hoseok. Teraz nie ma odwrotu czy drogi na skróty.
Musisz iść przed siebie.
Wszedłem do salonu, w którym zastałem pozostałą trójkę chłopaków.
Wszyscy wyglądali na przybitych.
Powiało depresyjną atmosferą.
Nie pomagacie mi ani trochę, chłopaki.
Usiadłem po środku tak, że po prawej miałem Kihyun'a a po lewej I.M'a.
Oni, jako bardziej wtajemniczeni, nie musieli mieć ze mną stałego kontaktu wzrokowego.
- Chcę wam o czymś powiedzieć... Chodzi o to, w czym uczestniczymy już od przeszło roku.
Jooheon nas okłamał. Mówił, że nie rozumie tego procesu... Mówił, że nie ma pojęcia jak to działa.
To wszystko kłamstwo.
Miałem wątpliwości co do tego, że Jooheon mówi prawdę i postanowiłem się przekonać.
Okazało się, że moje przeczucia były słuszne. Zrobiliśmy coś okropnego... Może nieświadomie, ale jednak. - zamknąłem na chwilę oczy a później dokończyłem swoją historię. Czułem się lepiej, ale przygniatały mnie spojrzenia chłopaków.
- Czy po tym wszystkim mogę nazwać się człowiekiem? To mnie zniszczyło, zabrało mi moją wolę i tożsamość.
Nie wiem kim teraz jestem.
A wy? - spojrzałem przelotnie na moich przyjaciół.
Żaden się nie odezwał.

*perspektywa Danah*

Poniekąd zaczęły mnie denerwować te podchody.
Zarówno z jego jak i z mojej strony.
O co mu właściwie chodziło?
Może po prostu chciał poznać moje słabości i później je przeciwko mnie wykorzystać?
Nie wiedziałam jak mam to odbierać.
Był dużo bardziej interesujący niż mi się wydawało.
A może po prostu mnie irytował? Niemożliwe.
Nie tęskniłabym za osobą, która jedynie mnie denerwuje.
Gdybym wtedy nie zachowała się jak dziecko, może by ze mną rozmawiał?
Gdybym nie zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Czułam, że źle zrobiłam, ale on zrozumiał moje zachowanie.
Zawsze je rozumiał, lepiej niż ktokolwiek.
Dlaczego każde każde wspomnienie jego twarzy tak bardzo mnie boli?
Przyłożyłam ręce do klatki piersiowej.
Tak, właśnie tam bolało. Lekko po lewej stronie.
Ból duszy jest niczym przy krwawiącym sercu, prawda?
Nie wiem czym zasłużyłam sobie na coś takiego.
Ah...
Całe życie wzbraniałam się przed uczuciami.
Niełatwo jest czuć się dobrze, kiedy ktoś, kto je pobudził nagle znika.
Przygryzłam dolną wargę. Uspokój się.
Wzięłam napoje z automatu i ruszyłam szpitalnym korytarzem.
Nie pomożesz Minho z taką miną.
Nawet jeśli cierpisz nie wolno ci pokazać co przeżywasz.
Nie mam prawa ich martwić.
Już wystarczająco dużo uwagi i troski mi poświęcili.
Jestem dorosła, powinnam radzić sobie sama.
Weszłam po schodach i wzięłam głęboki wdech.
Wyszłam zza rogu i ruszyłam w stronę śpiącego przed salą bruneta.
Był wykończony.
Siedział tutaj bardzo długo.
Ostatnio nawet musiał odrzucić zaproszenie na wyścig.
Miałby wygraną w kieszeni a jednak wolał spędzać czas w szpitalu.
Zawsze martwił się zarówno o mnie jak o Minho.
Okazywał nam ogrom wdzięczności.
Gunhee z natury był wdzięczną osobą... Zawsze musiał znaleźć możliwość na podziękowanie w należyty sposób.
Podziwiałam go za to i bardzo szanowałam.
Wzbudzał we mnie takie pozytywne emocje.
Usiadłam obok śpiącego kuzyna i położyłam mu napój na kolanach.
Dziękuję, że jesteś.

______________________________________

Uh wena coś nie chce ze mną współpracować 😢

No cóż, narazie udało mi się napisać tyle xd 

Gwiazdka + komentarz = motywacja 💗

Pozdrawiam, do następnego 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro