Rozdział 5 'Weak'

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*perspektywa Minho*

Było mi zimno.
Zmarznięty i przewiany do granic możliwości, kuliłem się przy lodowatej ścianie.
Łzy nieustannie cisnęły mi się do oczu.
Cierpienie.
Nigdy nie doświadczyłem go w takim stopniu.
Każda komórka mojego ciała błagała o litość.
Chciałem żeby ktoś mnie stąd wyciągnął.
Z tej ciemnej i zimnej przestrzeni na granicy bytów.
Czułem jakbym jedną stopą był już na tym drugim świecie.
Rozpaczliwie próbowałem obronić się przed chłodem, ale nie posiadałem jakiegokolwiek okrycia.
Nie miałem niczego.
Śmierć wydawała się taką przyjazną perspektywą  a jednak nie mogłem umrzeć.
Robiłem co mogłem by przetrwać, ponieważ nie potrafiłem odejść ze świadomością opuszczenia jej na zawsze.
Nie byłbym w stanie tego zrobić.
Podjąłem walkę i nie odpuszczę.
Kiedy zamykałem oczy widziałem ją i to dodawało mi siły.
Czym sobie zasłużyłem na los jaki mnie spotkał?
Nigdy nikogo nie obraziłem, starałem się zawsze grać uczciwie względem innych.
Chciałem po prostu pokazać ile jestem wart.
Udowodnić coś samemu sobie.
Miałem ochotę krzyczeć z bólu.
Moje ciało było takie wycięczone i odmrożone, żołądek domagał się choćby odrobiny pożywienia a  oczy pragnęły zobaczyć światło.
Byłem taki słaby...
Ale nie poddam się.
Przetrwam.
Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać.

*perspektywa WonHo*

Kolejny raz wyszedłem z potyczki jako przegrany.
- To jest niemożliwe! - krzyknąłem, schodząc z motoru i podchodząc do rozbawionego Gunhee. - Coś wymyśliłeś? - popatrzyłem podejrzliwie na bruneta.
Gunhee rzucił mi pełne politowania spojrzenie.
- To, że Ci dzisiaj nie idzie, nie jest kwestią tego, że zrobiłem coś żeby tak było. - westchnął brunet i wzruszył ramionami.
Nie chciałem się pogodzić z faktem, że chłopak zmiażdżył mnie dzisiaj na torze.
A powinienem.
Bądź co bądź po części sam sobie byłem winny.
Nie potrafiłem się skupić na prowadzeniu motoru.
Zbyt dużo myśli kłębiło się w mojej głowie.
Nie dawało mi spokoju zachowanie Danah, ona nie dawała mi spokoju.
Była taka tajemnicza i skryta.
Czułem, że jest dla mnie wyzwaniem, którego musiałem się podjąć.
Podejrzewam, że nie tylko to wywoływało we mnie takie rozkojarzenie.
Słabłem.
- Fakt. - zdjąłem kurtkę z ramion i usiadłem na niej.
Nie byłem  zmęczony, bardziej zrezygnowany.
Nic mi nie wychodziło więc nie było sensu ciągnąć tego w nieskończoność.
- Masz dość. - stwierdził Gunhee przyglądając mi się uważnie.
- Tak, ale Ty możesz jeździć, pokibicuję Ci. - uniosłem kciuki w górę a brunet kiwnął głową.
Chłopak wsiadł na motor i ruszył.
Spojrzałem na słońce wysuwające się zza chmur.
Taka piękna pogoda na pościganie się a ja marnuję ją na myślenie.
To się na mnie później odbije ...

*perspektywa Danah*

Szukałam Gunhee już chyba wszędzie i nigdzie nie mogłam go znaleźć.
No tak!
Został jeszcze garaż.
Szybko zbiegłam po schodach i weszłam do garażu.
Pomieszczenie było słabo oświetlone, ale nawet w takim świetle zorientowałam się kto w nim jest.
Blondyn był zbyt zajęty swoją pracą żeby zobaczyć, że w garażu jest ktoś oprócz niego.
Widziałam jak ubrudzone smarem i lśniące od potu bicepsy napinają się pod wpływem siły jaką musiał włożyć w czynności, którą wykonywał.
Blond włosy były poprzyklejane do skupionej twarzy chłopaka.
Czarna koszulka opinała się na nim, podkreślając jego mięśnie
Musiałam przyznać, że było na co popatrzeć.
- Będziesz tak stała i mi się przyglądała? - usłyszałam rozbawiony głos chłopaka i otrząsnęłam się z rozmyślań.
Nie krępowało mnie w żaden sposób to, że mnie przyłapał.
Będzie mógł sobie podnieść samoocenę, która i tak sięga już zenitu.
- Widziałeś Gunhee? - spytałam zdawkowo, ignorując poprzednią uwagę blondyna.
WonHo zdjął rękawice i podszedł do mnie, uśmiechając się cwaniacko.
- Co dostanę za udzielenie Ci informacji? - blondyn oparł się o futrynę, znajdując się tym samym jakoś zbyt blisko mnie.
Spojrzałam na chłopaka z politowaniem.
- Nic.
- Nie bądź taka. - mruknął WonHo patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
Chłopak miał piękne oczy a co za tym szło hipnotyzujące spojrzenie.
Ku jego nieszczęściu, na mnie ono nie działało.
- Albo mi powiesz gdzie on jest albo pójdę go szukać dalej. - rzuciłam i zrobiłam krok w stronę wyjścia.
WonHo zrezygnowany wrócił do swojej pracy.
Wzruszając ramionami, zaczęłam wspinać się po schodach.
- Pojechał po coś do sklepu, wróci za chwilę. - usłyszałam za sobą kiedy byłam w połowie drogi.
Uśmiechając się pod nosem, weszłam na górę.

Rozpuściłam włosy i z gracją zeszłam z motoru.
Mojemu kuzynkowi coś dzisiaj nie poszło.
- Nie rozmawiam z Tobą. - rzucił chłopak, zdejmując kask.
Jego męska duma ucierpiała w tym starciu.
- Nie złość się, Gunhee-oppa. - posłałam mu jeden ze swoich uroczych uśmiechów, ale chłopak zasłonił rękami zarówno uszy jak i oczy.
- Odejdź. Kobieta mnie zniszczyła, nie wierzę. - wymamrotał pod nosem brunet.
Najwyraźniej bardzo go zaskoczyłam swoją dobrą  formą.
Nie spodziewał się tego po mnie, bo przecież jestem tylko małą dziewczynką bez doświadczenia.
Element zaskoczenia był bardzo przydatny.
- Przestań. - szturchnęłam chłopaka biodrem a on rzucił mi wymowne spojrzenie.
- Jesteś taka sama jak Minho. - pokręcił ze śmiechem głową Gunhee.
Niektórzy nie lubią kiedy ktoś porównuje ich do rodzeństwa.
Ze mną było inaczej, uwielbiałam gdy ktoś mówił mi, że przypominam Minho.
Było to dla mnie swego rodzaju zaszczytem mimo, że nigdy nie powiedziałam tego na głos.
Mój brat był dla mnie wzorem, ceniłam go sobie, ponieważ przeszedł przez piekło zgotowane mu przez własnych rodziców.
Zniósł to wszystko i rozwinął skrzydła bez niczyjej pomocy.
Poradził sobie sam.
Imponowało mi to już od małego.
Za każdym razem, kiedy ktoś mówił mi, że jestem podobna do Minho, obdarzałam go uśmiechem.
Czułam się dumna, że mam takiego brata.
- Wiem. - odparłam, uśmiechając się lekko.
Chciałabym go odzyskać.

*perspektywa WonHo*

- Jutro. - powtórzyłem tępo.
Mieliśmy to zakończyć a my wchodzimy w to coraz badziej.
To uzależnienie.
Powinniśmy spróbować się odzwyczaić, ale każdy z nas tego potrzebuje.
Jesteśmy tacy słabi.
Bez tego niedługo nie będę potrafił wejść na motor.
Potrzebowałem tego do życia... Chyba właśnie to przerażało mnie najbardziej.
Byłem zależny od takiej małej rzeczy.
To mną zawładnęło.
- Tak. - kiwnął głową Jooheon. Nie mogłem na niego nawet spojrzeć.
Za bardzo przypomniał mi o tym co stało się z Hyungwonem.
Chciałbym żeby to poświęcenie nie poszło na marne.
Szkoda, że robimy wszystko aby stało się na odwrót.
Czuję, że robię źle, ale nie potrafię przestać.
To jest zbyt silne.
Sam się uzależniłem.
Zbyt łatwo przychodziło mi uleganie pokusie, nie próbowałem walczyć.
Nie miałem siły.
Dobre chęci to za mało żeby wcielić je w życie.
Potarłem kark i rzuciłem porozumiewawcze spojrzenie Kihyunowi.
Trzeba było im powiedzieć.
- Można spróbować zrobić to świadomie? - spytałem.
Wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę.
Jooheon intensywnie myślał.
Może jednak jest szansa.

Przewróciłem się na drugi bok i zkopałem kołdrę z łóżka.
Nie potrafiłem spać.
Raz było mi za ciepło, raz za zimno.
Czułem jakbym po prostu miał gorączkę, jakbym był chory.
Doskonale znałem to uczucie.
Działo się tak zawsze kiedy potrzebowałem tego.
Jedynej rzeczy, która mogła mi pomóc.
Byłem osłabiony i rozkojarzony.
Wytarłem twarz z potu w podkoszulek, który chwilę później wylądował na podłodze.
Błyszczące kropelki potu znaczyły mój tors.
Wszędzie było za ciepło...
Postanowiłem zejść na dół i się czegoś napić, bo nie potrafiłem wytrzymać.
Nawet otwarte na oścież okno nic nie dało.
Zbiegłem po schodach i zapaliłem pasek ledów, biegnących pod szafkami w kuchni.
Otwarłem butelkę wody i duszkiem wypiłem jej zawartość.
- Więc nie jestem sam... - do kuchni wszedł I.M.
Brązowe włosy miał niemal mokre a twarz lśniła od potu.
Chłopak włożył głowę pod kran i puścił wodę.
Otworzyłem kolejną butelkę.
- Nie jesteś. - odparłem gdy I.M wyciągnął twarz spod kranu i potrząsnął głową przy okazji, zraszając wszystko wokół siebie.
Może by mi to przeszkadzało gdyby nie fakt, że zimna woda przynosiła ulgę.
Mój organizm powoli zaczął się ochładzać.
Odetchnąłem z ulgą.
Przy każdej takiej akcji bałem się, że mój sprawdzony sposób może nie poskutować i będzie ze mną nieciekawie.
Niezrozumiałe było dla mnie to, że tylko ja i I.M mieliśmy takie skoki temperatury.
Reszta była osłabiona, ale mogła spać spokojnie.
Widocznie na każdego z nas działało to w inny sposób.
- Jeszcze tylko kilka godzin. - uśmiechnął się I.M, wycierając włosy w szary podkoszulek.
Spojrzałem na zegar.
Wytrzymam.

______________________________________

Występy z MAMA 2016 obejrzane więc wzięłam się za pisanie :')

Także historia kreuje się w ten sposób.

Komentarz + gwiazdka = motywacja 😚

Do następnego, moi drodzy 🐼

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro