Rozdział 26 'Last meet'

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*perspektywa WonHo*

- Mogłeś go zabić, niezrównoważony kretynie. - warknął Kihyun a ja spojrzałem na niego spod łba.
Zico w pełni zasłużył na to, co mu zrobiłem.
Nie czułem się ani trochę winny, ale Kihyun i tak musiał odprawić mi kazanie. Myślał, że mnie zbawi.
Czasami jest śmieszny w tym swoim przekonaniu, że każdego można uratować.
Z drugiej strony zazdroszczę mu takich pokładów nadzieji i wiary w drugiego człowieka.
- Dostał jedyne... - wyciągnąłem ręce z kieszeni i zacząłem liczyć. - Chyba zabrakło mi palców. - uśmiechnąłem się pod nosem, co szatyn skomentował warknięciem.
- To nie było zabawne.
- Słyszałeś co powiedział?! - spytałem chłopaka ze złością. Przyjaciel odrobinę się cofnął.
Ostatnio byłem niczym bomba zegarowa, szukałem zaczepki i przy każdej możliwej okazji wybuchałem.
Stałem się agresywny.
Dlatego ktoś musiał mnie ustawić.
Nie miałem tylko za bardzo pojęcia, dlaczego miał tego dokonać Kihyun.
- Siadaj. - rzucił szatyn.
Kolana same się pode mną ugieły. W życiu jeszcze nie słyszałem takiej stanowczości w głosie Kihyun'a.
Miał łagodną naturę, ale wyglądało na to, że potrafił również przyjąć wojowniczą i stanowczą postawę.
- Jak myślisz co Danah by sobie pomyślała, jak by się dowiedziała co zrobiłeś Zico? - spytał chłodnym tonem szatyn.
Jego głos był opanowany, nie karcił mnie, ale mimo to poczułem się winny.
- Nie mówię, że Zico sobie nie zasłużył. Po prostu nie możesz reagować w ten sposób. Uspokój się wreszcie, bo skrzywdzisz kogoś, na kim ci zależy.
Chłopak opuścił salon a ja zostałem tam i próbowałem zrozumieć co się właśnie stało.
Kim jesteś i co zrobiłeś z Kihyunem?

Nadszedł nowy dzień.
Znowu wypełniał mnie lęk, jeszcze więcej niż w ostatnim czasie.
Przewróciłem się na plecy i wbiłem wzrok w sufit.
Trudno będzie jej spojrzeć w oczy.
Już wczoraj miałem z tym problem, a co dopiero teraz.
Czuję się fatalnie, mojego stanu nie są w stanie opisać żadne słowa.
Chciałbym uciec, ale doskonale wiem, że poczuję się jeszcze gorzej.
Mam świadomość tego, co muszę zrobić.
Zdaję sobie sprawę z tego, że mówiąc jej prawdę postąpię słusznie.
Znienawidzi mnie i zostawi.
Trudno, muszę wziąść odpowiedzialność za swoje słowa i czyny.
     Moje życie to żart. Coraz częściej w ten sposób myślę.
Myślę, że to przez wydarzenia minionych miesięcy.
Czuję się jak bohater jakiegoś filmu.
Wręcz horroru.
      Zico zniknął, Jooheon uciekł i nie został po nich żaden ślad. Nie ma nawet tropu.
Skłamałbym gdybym stwierdził, że nie interesuje mnie ta dwójka. Wolałbym wiedzieć gdzie są i co planują. Mogą uderzyć w każdej chwili.
Nadal miałem w pamięci słowa Zico.
On chciał zemsty. Była dla niego celem, do którego dążył po trupach.
Dosłownie.
      Bałem się o moich przyjaciół. Wiedziałem jak I.M ukrywa swój zły stan a Kihyun powstrzymuje się od płaczu, kiedy ból paraliżuje jego ciało.
Patrzyłem bezradnie jak Minhyuk rzuca się w spazmach, Shownu na wpół umiera od wysokiego ciśnienia.
Sam nie czułem się najlepiej, ale doskonale wiedziałem jak z tym walczyć.
Zamień słabość w siłę.
To proste.
Mówiłem o tym chłopakom, ale nie wiem co zrobią z tą informacją.
Jestem bezsilny, nie mogę im pomóc a pragnę tego najbardziej na świecie.
Byłoby mi lżej gdyby udało mi się ich uratować.
Czułbym się lepiej widząc, że są szczęśliwi i wszystko z nim w porządku.
Ze mną i tak może być jedynie gorzej.

*perspektywa Danah*

- To było naprawdę beznadziejne zagranie.
- Rozgrywający powinien się zmienić.
- Ten atakujący nie potrafi wykorzystać jego podania.
- Wszystko dlatego, że wystawa jest za szybka.
Zabijcie mnie. Posiadanie dwóch mężczyzn w domu to koszmar.
Sport leci dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Zmieniłam pozycję na fotelu, nie chcąc już oglądać meczu, ale mój brat wraz z kuzynem nadal entuzjastycznie komentowali.
- Zagrywka leży i nie wstaje.
- Myślisz, że to jest blok? Zabawny jesteś?
- Znowu ten niedopracowany szybki atak.
- Dotknięcie siatki u rywala było, ty ślepy capie!
- Ten sędzia jest zwyczajnie tępy.
- Ale u nas to wszystko widzi!
- Błagam weźcie zmieńcie rozgrywającego, litości. - Gun posłał ze złością poduszkę w moją stronę. Dostałam w plecy.
Nie poruszyłam się w myślach licząc do dziesięciu.
- Atakujący nie ma szans. Ich blok gra dzisiaj świetnie.
- Nasz za to aż się prosi o zdjęcie z boiska.
- Ooo tego lubię. Jako jedyny zagrywa z wyskoku i jest charyzmatyczny.
- To Ok TaecYeon. Nie jest aż tak wysoki, ale nadrabia skokami i zagrywką.
Przeciwnik nie potrafi jej odebrać, to niesamowita siła, której nie są w stanie zatrzymać.
  To imię i nazwisko mi sporo mówiło.
Odwróciłam się spowrotem w stronę telewizora.
Właśnie przygotowywał się do zagrywki.
Pogodne oczy, ciemne włosy opadające delikatnie na czoło.
Chłopak w skupieniu odbijał od ziemi piłkę, po czym wyrzucił ją w powietrze.
Wziął rozbieg, wyskoczył i uderzył.
Piłka została posłana w środek boiska przeciwnika i uderzyła w nie bez oporu.
Nikt nie odebrał zagrywki TaecYeon'a.
To było niesamowicie precyzyjne zagranie.
Ale jak ten chłopak potrafił kontrolować taką siłę?
- Podoba się, co? - spytał Minho z krzywym uśmieszkiem, widząc, że się ożywiłam przy brunecie, który wykonywał zagrywkę.
- Może. Jak on to robi?
- Nikt nie wie. To lewoskrzydłowy, niebezpieczny i jedyny w swoim rodzaju. Duma naszej drużyny.
- Przy okazji przystojny. - w tym momencie Minho razem z Gunhee wybuchneli śmiechem. Powiedziałam to na głos, cholera.
- Typowa kobieta.

Z zadowoleniem przyjęłam chwilę, w której zadzwonił do mnie WonHo.

- Jesteś bardzo zajęta? - spytał chłopak.
- Nie, chyba, że oglądanie meczu z dwoma popapranymi i przekrzykującymi się osobnikami, to zajęcie.
Usłyszałam jak WonHo tłumi śmiech.
- Też oglądam.
- Coś słabo skoro do mnie dzwonisz.
- Akurat jest przerwa.
- Myślałam, że dzwonisz z innego powodu. - burknęłam, udając urażoną.
- Fakt. Spotkajmy się dzisiaj wieczorem na torze. Mam... Muszę ci coś powiedzieć. - głos blondyna nagle absolutnie się zmienił.
Wyczuwałam w nim napięcie.
- Jasne. Może być przed dwudziestą.
- Okej. - może mi się zdawało, ale to co WonHo miał mi powiedzieć, nie było niczym przyjemnym. - Do zobaczenia. - tutaj głos chłopaka się złamał.

   Odłożyłam telefon na miejsce i oparłam głowę na dłoniach.
Co się stało?
- TaecYeon znowu w akcji.
- Spójrz, piłka jest beznadziejnie wystawiona, ale... - ryk tłumu w telewizorze i dwójki przed ekranem powiadomił mnie o zdobytym punkcie przez geniusza zagrywki.
Próbuję myśleć.
Zresztą może mi się tylko wydawało... Może WonHo po prostu mówił w inny sposób.
Mógł być zmęczony albo zawiedziony wynikiem meczu.
Wszystko mogło mieć wpływ.
Tylko dlaczego mnie to tak martwi?
Miałam złe przeczucia co do samopoczucia WonHo.
- Danah, twój przystojniak właśnie zdjął koszulkę.
- Oh, zamknij się. - rzuciłam poirytowana, co jedynie spotęgowało śmiech Minho.

*perspektywa WonHo*

Sądziłem, że jeśli będziemy spędzać czas razem, będzie lepiej.
Niestety, jak zawsze podczas takich rzeczy, chłopaki się pokłócili.
- JinHo ma genialną wystawę!
- Jest beznadziejny! Spójrz jak zagrywa Hinata po drugiej stronie siatki.
- To przeciwnik, kretynie.
- Ale uchodzi za świetnego rozgrywającego!
- Wystarczy. - przerwałem kłótnię między I.M'em a Shownu.
Brunet spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Hinata to jeden z najlepszych rozgrywa...
- ChangKyun, dość. - uciąłem a młodszy usiadł naburmuszony na swoim miejscu.
- Skupcie się na meczu, Hinata i JinHo się przyjaźnili i popatrzcie jak się zachowują. - Kihyun wskazał na dwójkę rozgrywających, którzy uśmiechając się szczerze, wymieniali szybko uwagi. - To przeciwnicy a zachowują się lepiej niż wy. - powiedział szatyn, patrząc na Shownu i najmłodszego karcącym wzrokiem.
Sprawdziłem godzinę. Wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych.
Ubrałem kurtkę i buty, po czym zostałem zatrzymany krzykiem Kihyun'a.
- Gdzie cię niesie?
- Jesteś moją mamą? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Dobra już rozumiem. - zaśmiał się szatyn i wrócił do oglądania rozgrywki.
Przez chwilę zastanawiałem się o co mu chodziło.
Może wie o czymś o czym ja nie mam pojęcia?
Zresztą nieważne.
Pociągnąłem za klamkę i wyszedłem.

Wiatr rozwiewał jej włosy. Wyglądała tak charyzmatycznie stojąc na najwyższym punkcie trybun.
Była idealna. Dlatego ją stracę.
- Danah! - krzyknąłem.
Dziewczyna obróciła się w moją stronę i obrzuciła mnie swoim krytycznym spojrzeniem.
- Spóźniłeś się. - później na jej twarzy wymalował się uśmiech. Niestety, nie mogę go oglądać wiecznie.
Teraz będę musiał wypowiedzieć słowa, które zmienią bieg mojego życia.
Nie boli mnie to, że się ranię.
Najbardziej cierpię, wiedząc iż ją skrzywdzę.
- Muszę coś powiedzieć, ale bez względu na wszystko, obiecaj, że wysłuchasz mnie do końca.
Wyraz twarzy dziewczyny natychmiast się zmienił.
Przepraszam, że znowu Cię ranię.
- Obiecuję. - odparła zaskoczona szatynka.
Wziąłem głęboki wdech.
Nie ma znaczenia jak daleko zabrnąłem w kłamstwo, prawda i tak zobaczy światło dnia.
Nie stchórzę, nie wycofam się. Nie chcę jej okłamywać.
Trzeba to przerwać albo zdarzy się tragedia.
- To ja porwałem Minho. - nie byłem w stanie spojrzeć na jej twarz. Potok słów wylewał się z moich ust. - Zrobiłem to pod wpływem narkotyku.
To było za silne. Nie potrafiłem przestać, ale to wszystko przez moją słabość.
Byłem słaby a narkotyk mógł postępować.
Nieważne.
Dopuściłem się czegoś, po czym nie myślę o sobie jako o człowieku. Ty pewnie też.
Mogę teraz przepraszać i mówić o intrygach Zico oraz Jooheon'a, ale nie będę mniej winny.
Nadal będę czuł się jak imitacja człowieka, bo widzisz nie ma już we mnie mojego 'ja'.
Nie posiadam tożsamości.
Nie wiem kim jestem.

*perperspektywa Danah*

- Wiedziałem, że mogę Ci pomóc więc wszedłem w to jeszcze bardziej. Kolejny raz zabrakło mi asertywności. - widział moje łzy. Patrzył na mnie z żalem i wyczekiwaniem. Nie byłam w stanie się odezwać. Nie zrobiłam tego nawet, kiedy skończył mówić.
    W końcu on nie wytrzymał.
- Nie rozumiesz? Zrobiłem to dla Ciebie, wszedłem w to wszystko dla Ciebie! Jak możesz teraz mnie tak traktować
Wiem, zrobiłem coś okropnego, ale błagam wybacz mi. Musisz to zrobić. Nie byłem sobą, nie kontrolowałem tego.
Myślisz, że ja nic nie czuję, ale to nieprawda. Jak mam Ci udowodnić jak wiele dla mnie znaczysz?!
Proszę wybacz mi! - wykrzyczał chłopak patrząc na mnie zbolałym wzrokiem, który kruszył mi serce.
Nie potrafiłam mu zaufać ani wybaczyć chociaż tego chciałam.
Spojrzałam na niego zaszklonymi oczami.
Tak bardzo chciałabym go teraz po prostu przytulić.
Dotknąć miękkich blond włosów i powiedzieć mu co czuję i ile on dla mnie znaczy.
Ranił mnie jego ból, ponieważ nauczyłam się z nim dzielić uczucia.
- Nie potrafię Ci wybaczyć. Nie teraz. - wyszeptałam.
Oczy chłopaka posmutniały jeszcze bardziej.
Widziałam jak blondyn z całych sił walczy ze łzami.
Zacisnął pięści i wypuścił powietrze z płuc.
Spojrzał na mnie po raz ostatni, jego oczy były pełne smutku, żalu i niewyobrażalnego cierpienia.
Chwilę później odwrócił się i odszedł.
W tym momencie moje serce pękło na miliony kawałków.

"Całym sobą wchodzę w to
Gdybyś była moja, mógłbym zrobić wszystko
Tylko dla ciebie wchodzę w to
To nie kłamstwo
Od teraz, tylko dla ciebie."

______________________________________

Okej... Miło było, ale się skończyło ;-;

Podziękowania tradycyjnie w epilogu ^^

Smutno mi troszku. Snif.

Piszcie jak się podoba koniec ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro