One - shot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



O jakimż to dla człeka przekleństwem jest miłość!

Eurypides ,,Medea"


I deszcz przychodzi i odchodzi
I wszystko jest przebaczone
Możemy nauczyć się odpuszczać?
Więc wszystko jest przebaczone

Kiedy chmury się spalają
Wszystko jest przebaczone
Kiedy po nocy przychodzi dzień
Wszystko jest przebaczone

Default ,,All is Forgiven"

https://youtu.be/4NwEpyxoI4U



Tej nocy po raz pierwszy od lat Medea ujrzała Hekate. Boginii magii ukazała się jej w swych mrocznych komnatach w krainie zmarłych, przy ciemnym kotle, z którego unosiły się obłoki dymu.

— Pani — wydusiła Medea na widok mrocznej postaci bogini o czarnych włosach i padła na kolana.

— Podnieś się, ty przed nikim nie klękasz —  pouczyła ją Hekate. — Gdybyś to robiła, nie byłabyś teraz w Atenach u boku tego starca, ale wróciłabyś do Kolchidy, jako wygnana żona.

Medea zacisnęła ręce w pięści. Nie chciała wracać pamięcią do tych upiornych dni, kiedy jej ukochany mąż Jazon, miłość jej życia, oznajmił jej, że tak naprawdę nie jest jego żoną i ma wrócić tam, skąd przyszła, bo on bierze ślub z inną kobietą. Nigdy nie chciała przypominać sobie tamtego bólu i upokorzenia. Niestety, wspomnienia odtrącenia przez Jazona, jego ,,wspaniałomyślnego" planu na odesłanie jej do Kolchidy i rozdzielenie z dziećmi oraz zadowolonej twarzy narzeczonej tego zdrajcy nieustannie ją prześladowały.

Tak samo jak bolesna śmierć Kreuzy, którą jej zadała, rozpacz Jazona, a także morderstwo jej własnych dzieci. Mimo upływu lat i założenia nowej rodziny Medea wiedziała, że nigdy nie pozbędzie się z głowy tamtych widm.

— Dlaczego mnie wezwałaś, pani?—  zapytała pokornie królowa Aten.

 — Jesteś moją najlepszą służebnicą, może nie licząc Kirke, bo ona jest nieśmiertelna, a ty pozostajesz tylko człowiekiem — powiedziała z tajemniczym uśmiechem Hekate. — Moją powinnością jest strzec cię od zła.

 — Zła?  — powtórzyła Medea. — Spotkało mnie już najgorsze zło, jakie mogłam przeżyć. Mężczyzna, którego kochałam i dla którego porzuciłam moją rodzinę, zostawił mnie. Zabiłam własne dzieci! Straciłam miłość, niewinność i dom. Nic gorszego nie może mnie spotkać. Nie mam już słabości.

— Masz jedną — przypomniała Hekate. — Masz syna.

Medea spuściła głowę. Rzeczywiście, ze związku z królem Aten Egeuszem doczekała się jedynego syna. Początkowo była przekonana, że wspomnienie zmarłych dzieci, tęsknota i wyrzuty sumienia, nie pozwolą jej pokochać malca i przez całą ciążę prawie nie czuła z nim żadnej więzi, a jedynie ból i strach. Jednak gdy chłopiec przyszedł na świat i po raz pierwszy wzięła go w ramiona, stał się najważniejszą istotą w jej życiu. Zrobiłaby dla niego absolutnie wszystko i nikogo tak nie kochała. Nie potrafiła obdarzyć uczuciem Egeusza, ale nie wpłynęło to na jej miłość do jego syna. Zresztą, czasem miała wrażenie, że tak naprawdę to ona jest jedynym rodzicem tego dziecka, zwłaszcza że otrzymało imię na jej część, Medos, a nie honorujące ród jego ojca, jak to było w zwyczaju w Grecji.

 — Kto mógłby skrzywdzić Medosa? — wykrztusiła Medea. — On jest następcą tronu Aten.

— Nie, nie jest — pokręciła głową Hekate. — Egeusz ma jeszcze jednego syna, młodzieńca, którego matkę porzucił przed laty. Chłopak zdaje się uroczy i czarujący, ale tak naprawdę tkwi w nim obłuda, taka jak w jego ojcu. Strzeż się go, Medeo, bo przyjdzie dzień, gdy chłopak zawita do Aten i wtedy nastaną ciężkie czasy dla ciebie i twego dziecka.

Medea poczuła, jak przechodzi ją dreszcz. Już raz wystawiła bezpieczeństwo swych dzieci na próbę, sprowadziła na nich zagładę i wiedziała, że nigdy sobie tego nie wybaczy. Powtarzała sobie, że nie miała wyjścia i bogowie znają jej serce, ale to samo serce nie pozwalało jej zapomnieć, że to ona tak naprawdę była winna i powinna srodze za to odpokutować. I może przystałaby na to, gdyby chodziło tylko o nią, ale przyrzekła sobie, że kolejnego dziecka już nie narazi i musi żyć tylko po to, aby zapewnić mu bezpieczeństwo. Nie mogła ocalić synów Jazona, ale Medosa musiała. W przeciwnym razie pozostało jej samobójstwo i wieczność w Tartarze.

 — Będę go strzegła, pani — zapewniła czarodziejka. — Nie dam nikomu skrzywdzić mego Medosa.

Hekate uśmiechnęła się i skinęła głową. Po chwili Medea otworzyła oczy i zobaczyła, że leży w swoim łożu w Atenach. Szybko zerwała się z miejsca i poszła do pokoju Medosa. Położyła się obok synka i objęła go, chcąc uchronić go przed całym złem świata.

— Mamusiu? — Chłopiec otworzył swoje ciemne oczy i przyjrzał się matce z niepokojem.  — Co tu robisz?

— Nic, nie mogłam zasnąć  — Pokręciła głową Medea. — Musisz mi pozwolić zostać z tobą, musisz mnie bronić. Teraz śpij.

Medos zachichotał na myśl, że to on miałby bronić swoją mamę, a nie ona jego.



Medea nie miała zamiaru marnować czasu. Użyła mocy wizji, dzięki czemu dokładnie poznała wygląd oraz miejsce pobytu syna Egeusza. Tak długo wpatrywała się w jego twarz, przeklętą twarz, że nie pomyliłaby jej już z żadną inną. Wiedziała, że chłopak ma na imię Tezeusz i żyje w ukryciu ze swoją matką Ajtrą, którą Egeusz uwiódł, a następnie porzucił. Zobaczyła moment, kiedy Ajtra wyznała synowi prawdę o jego pochodzeniu. A później wyprawę Tezeusza do Aten, by odnaleźć ojca i odzyskać tron. Tron, który miał przypaść Medosowi.

—  Droga żono — powiedział któregoś dnia Egeusz, gdy jedli obiad razem ze swoim synem. — Na dwór przybył jakiś młodzieniec z Trojzeny. Chce mi się oddać na służbę.

 — Ach, tak? —  Uniosła brew Medea, udając zaskoczenie. Oczywiście wiedziała, kim był ów młodzieniec. Śledziła go od dawna i wcale nie była zaskoczona tym, że akurat dzisiaj pojawił się w Atenach przed ojcem. Bardzo zdziwiło ją to, że Tezeusz od razu nie przyznał się Egeuszowi, że jest jego synem i nie wystąpił o koronę. Najwidoczniej był bardzo ambitny i chciał najpierw zdobyć uznanie króla. Bo Medea ani przez chwilę nie wątpiła w to, że Tezeusz nie wyprze się swych praw i będzie dążył do zdobycia tronu.

—  Oczywiście, nie mogę przyjmować na służbę byle kogo — kontynuował Egeusz. — Powinienem oddać go jakimś wojownikom do usługiwania, ale w tym chłopaku jest coś urzekającego, wydaje mi się znajomy, chociaż ostatni raz byłem w Trojzenie...

Medea nie dała mężowi dokończyć. Nie miała zamiaru wysłuchiwać historii jego młodzieńczego pobytu w Trojzenie i patrzeć jak ten sprytnie próbuje pominąć wątek swojego romansu z tamtejszą księżniczką.

 — Skoro ten młodzieniec tak bardzo pragnie ci służyć, a tobie wydaje się dobrym kandydatem na wojownika, to powinieneś poddać go jakiejś próbie — zasugerowała.

—  Szesnastoletniego chłopca? — zdziwił się Egeusz. W jego głosie zabrzmiała troska, której nigdy nie wykazywał jako ojciec Medosa.

 — To już mężczyzna.  — Medea obojętnie wzruszyła ramionami. —  Powinien nauczyć się, czym jest życie. Przypominam ci, że pola Maratonu nadal są pustoszone przez wielkiego byka, podobno zesłanego przez Posejdona. To świetna okazja, żeby ten młody człowiek mógł się wykazać.

Nie lubiła wspominać o byku, który już od jakiegoś czasu niszczył uprawy oraz był winien kilku ludzkich śmierci. Tajemnicą poliszynela było to, że jej własna ciotka, Pazyfae, królowa Krety, obcowała z tą kreaturą i w efekcie wydała na świat monstrum, będące połączeniem człowieka i byka. Medea dziwiła się, że ktoś ją nazywa niebezpieczną i zwyrodniałą. Co tacy ludzie powiedzieliby o kobiecie, która zdradziła męża ze zwierzęciem?

Wstydziła się postępku ciotki i jego szkaradnych konsekwencji, ale skoro miała bronić Medosa, to była gotowa się upokorzyć i przypomnieć Egeuszowi, że pochodzi co prawda ze spokrewnionej z bogami, ale zdegenerowanej rodziny.

 — Byk jest niebezpieczny!  — zawołał Egeusz. — Nie mogę narażać tego chłopca...

 — To jest dorosły mężczyzna! — wrzasnęła Medea. —  Herakles w jego wieku miał już za sobą kilka mężnych dokonań, więc przestań się tak trząść. Kiedy Medos ostatnio spadł z drzewa i złamał obie ręce, w ogóle cię to nie obeszło!

Egeusz poczuł się zawstydzony. Wiedział, że nie jest przykładnym ojcem dla Medosa i mężem dla Medei, ale cóż. Zawarli dobrą umowę. On uratował ją przed karą śmierci, jaka czekałaby ją w Kolchidzie, a ona spokrewniła go z bogami i wiele razy użyła swojej magii dla dobra Aten. Nie obiecywał Medei miłości i to nie była jego wina, że nie potrafił kochać ich syna tak, jak kochałby dziecko Ajtry.

 — Dobrze. —  Niechętnie westchnął król. — Zlecę młodemu Tezeuszowi to zadanie.

Medea pogłaskała Medosa po głowie i uśmiechnęła się triumfalnie, ale tak, aby mógł to zauważyć jedynie jej syn.



Czekała na powrót Tezeusza ze spokojnym sercem. Nie wierzyła, by ten młokos zdołał pokonać byka, z pewnością zginie i w ten sposób Medos pozostanie jedynym synem Egeusza. Tezeusz mógł być sobie silny i potężny, ale był tylko człowiekiem. Nawet Jazon, który był o wiele mężniejszy i odważniejszy, w wyprawie po Złote Runo skorzystał z jej pomocy.

Cóż, mogła mu nie pomagać. Ostatecznie doprowadziła tylko do tego, że waleczny heros zaczął wstydzić się tego, że zawdzięcza powodzenie w wyprawie kobiecie.

Żeby odpędzić od siebie myśli o pierwszym mężu, Medea udała się do komnaty Egeusza, który wciąż wyglądał przez okno, oczekując powrotu Tezeusza.

 — Jeszcze nie wrócił? — zapytała z udawaną troską czarodziejka.

—  Nie powinienem ci ulegać i wysyłać go na tego byka. — Egeusz odwrócił się i popatrzył na żonę ze złością. — Byk jest niebezpieczny, a ten chłopak to jeszcze dziecko!

 — Nie przesadzaj  — prychnęła Medea.

 — Może dla ciebie śmierć młodego człowieka, czy dziecka nie ma znaczenia, ale dla mnie ma – dodał Egeusz, patrząc na nią prawie że z nienawiścią.

Medea poczuła, jak przechodzi ją lodowaty dreszcz. Egeusz nigdy się tak do niej nie odnosił. Nie kochał jej, nie traktował z czułością, ale zawsze ją szanował i zdawał się rozumieć powody, dla których zabiła Kreuzę oraz synów Jazona. Sam zaproponował jej schronienie w swoim zamku. A teraz patrzył na nią, jakby była najgorszym potworem.

Pewnie była, ale nadal on pozostawał ostatnią osobą, która miała prawo ją tak traktować.

  — Jak śmiesz... — zaczęła Medea, unosząc rękę, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Egeusz odwrócił się do okna i ujrzał nadchodzącego Tezeusza. Zakrwawionego, obdartego i brudnego, ale bez wątpienia żywego.

,,Niech będzie przeklęty" pomyślała czarownica. Egeusz natychmiast wybiegł na dziedziniec, by powitać chłopaka. Medea ruszyła za nim. Chciała zachować choć odrobinę kontroli nad sytuacją.

 — Tezeuszu!  — wykrzyknął Egeusz, gdy znalazł się przed młodzieńcem. — Pokonałeś byka?

 — Tak, panie — odpowiedział chłopak z radością w oczach. —  Nie było to takie trudne.

Medea poczuła, jak ogarnia ją nieludzka złość. Nienawidziła z całego serca tego dumnego, śmiałego młodzieńca, który przybył, aby odebrać jej synowi prawa. Już raz próbowano zrobić z jej dzieci bękartów. Taka sytuacja nie może się nigdy powtórzyć.

—  Z radością przyjmę cię do siebie na służbę, Tezeuszu — powiedział Egeusz, dotykając ramion chłopaka. —  Witaj w Atenach.

 — Dziękuję, panie  — uśmiechnął się Tezeusz. — Ale jest jedna rzecz, której ci nie wyznałem.

 — Co takiego?  — zdziwił się Egeusz, a Medea zrozumiała, że nie ma już dla niej nadziei. Miała ochotę krzyczeć i protestować, ale to na nic już by się nie zdało.

 — Jestem twoim synem — powiedział z dumą Tezeusz.



Egeusz był w prawdziwej euforii, że oto okazało się, że jedyny romans w który włożył serce, a nie tylko żądzę, okazał się owocny, i że wymarzony pierworodny stanął na progu jego domu. Oczywiście, całkowicie oddalił myśli od Medosa, z miejsca nazwał Tezeusza następcą tronu i wyprawił ucztę na jego cześć.

Medeę aż skręcało ze złości, tak jak tego dnia, gdy Jazon oznajmił jej, że ma zamiar poślubić Kreuzę, ale starała się opanować. Tezeusz właściwie nie zrobił nic złego, wydawał się miły i sympatyczny. Może dałoby się nawiązać z nim jakiś sojusz i ubłagać go, by zgodził się na koregencję z Medosem?

Wpatrywała się w skupieniu w ciemne, lekko kręcone oczy chłopaka i jego orzechowe oczy. Bardzo przypominał Egeusza, ale nie to ją poruszało. Gdyby jej pierworodni, Mermeros i Feres, nadal żyli, byliby w podobnym wieku. Też walczyliby z dzikami zwierzętami i zadziwiali społeczność odważnymi czynami, nie wątpiła w to. Ogarnęła ją czułość i duma, ale zaraz po tym przeszedł lodowaty dreszcz na myśl o tym, że to się nigdy nie stanie i może o to obwiniać jedynie siebie. Gdy wycierała ręce po jedzeniu, miała wrażenie, że widzi na nich krew.

Póki Mojry nie przetną nici jej życia, nie dane jej będzie wynagrodzić własnym dzieciom swych czynów, ale może los dał jej szansę i postawił przed nią Tezeusza, aby udowodniła, że naprawdę mogłaby być dzisiaj dobrą matką.

Gdy po skończonej zabawie młodzieniec udał się do przygotowanej mu przez ojca komnaty, Medea śmiało ruszyła za nim.

 — Och, to ty  — powiedział obojętnie na jej widok Tezeusz. — Medea. Księżniczka – czarodziejka.

 — Królowa — poprawiła Medea. — Królowa Aten.

Tezeusz spojrzał na nią z litością.

—  Z tego, co wiem, nikt nie dał ci rozwodu z Jazonem, więc formalnie wciąż jesteś jego żoną, a dla mojego ojca tylko konkubiną.

Medea miała ochotę, żeby rzucić na tego plugawego chłopaka jakąś okropną klątwę, ale postanowiła zachować spokój i przeciągnąć go na swoją stronę.

 — Moje małżeństwo z Jazonem nie było ważne. Twój ojciec, Egeusz, jest moim jedynym mężem, a mój syn...

 — Teraz ja jestem następcą tronu — przerwał jej Tezeusz. —  Wiem, że czujesz się rozczarowana, ale tak jest.

Medea coraz bardziej miała dość protekcjonalnego tonu pasierba, ale postanowiła zacisnąć zęby i działać dalej.

 — Medos jest twym bratem i nie chciałabym źle wpływać na wasze relacje... Mój syn z chęcią się z tobą zaprzyjaźni i będzie posłusznym młodszym bratem, a gdy Egeusz umrze...

 — Gdy Egeusz umrze, ja będę królem!  — krzyknął Tezeusz. — Wybij sobie z głowy, że mogłoby być inaczej, wiedźmo!

Medea zadrżała. Spojrzała w oczy Tezeusza i nie widziała już wesołego, nieco zbyt śmiałego młodzieńca, który bawił się na uczcie i był dumny z zabicia potwora. Teraz widziała przed sobą groźnego człowieka, który nie cofnie się przed skrzywdzeniem innych, by osiągnąć swoje cele. A skoro tak, to i ona nie miała zamiaru udawać potulnej macochy.

 — Egeusz nie ma prawa wydziedziczyć Medosa — powiedziała twardo.

 — Już to zrobił. —  Uśmiechnął się złośliwie Tezeusz. — A kiedy ojciec umrze, nie będzie pod moim dachem i w moim królestwie miejsca dla ciebie, czarownicy i dzieciobójczyni, oraz twojego syna.



Ta rozmowa ostatecznie zniechęciła Medeę do prób porozumienia się i stworzenia jakiegoś rodzaju sojuszu z Tezeuszem. Przez kilka dni kobieta starała się schodzić pasierbowi z drogi i nie okazywała mu niczego poza oficjalną grzecznością. Młodzieniec triumfował i snuł wspaniałe plany na przyszłość, kiedy już zostanie królem Aten i wygna macochę i przyrodniego brata. Egeusz był dumny z powodu pozbycia się świętego byka oraz szczęśliwy z odzyskania syna, i całkowicie przestał poświęcać czas żonie i Medosowi, co okazało się Medei na rękę.

Tydzień po oficjalnym uznaniu Tezeusza księciem Aten, czteroosobowa rodzina (a raczej osoby, które próbowały udawać rodzinę) jadła razem kolację w otoczeniu kilku strażników.

 — Powinniśmy znaleźć żonę dla Tezeusza  — rzucił nagle Egeusz. — Co o tym sądzisz, Medeo? Może nada się któraś z twoich kuzynek z Krety? Ariadna, Fedra albo Akalle?

Medea skrzywiła się w duchu na myśl, że któraś z córek jej ciotki Pazyfae miałaby zostać żoną butnego Tezeusza. Złotowłosa Ariadna była zbyt uczuciowa i wrażliwa, by sprostać takiemu komuś, a ciemnowłosa Fedra nie weszła jeszcze w wiek kobiecy. Akalle była dzieckiem niewiele starszym od Medosa i o niej Egeusz w ogóle nie powinien myśleć.

 —  Z Krety? — powtórzył Tezeusz. — Chodzi ci o córki królowej Pazyfae, ojcze? Tej, która... — Nie dokończył, ale chrząknął wymownie i posłał ironiczne spojrzenie macosze.

 — Nie powinniśmy oceniać córek przez działania ich matki  — westchnął Egeusz. — Chociaż oczywiście taką matką nie ma co się szczycić.

Medea nie czuła się związana z próżną i kochającą zaszczyty ciotką Pazyfae, i oczywiście nie mogła być dumna z krewnej, która poczęła dziecko ze zwierzęciem. Mimo to uznała, że musi stanąć w obronie królowej Krety, chociażby dlatego, że najwidoczniej Tezeusz postanowił wykorzystać jej naganne prowadzenie się jako kolejny argument przeciwko niej i Medosowi.

 — Oczywiście, wszyscy myślimy z odrazą o działaniach Pazyfae, nawet jeśli dopuściła się haniebnego czynu za sprawą bogów, nie w pełni świadomie  — powiedziała czarodziejka. — Ale staram się nie myśleć o niej aż z tak dużą pogardą. Jej mąż zdradza ją na prawo i lewo z osobami obojga płci. — Zerknęła niepewnie na Medosa, zastanawiając się, czy synek powinien słuchać takich rzeczy, a potem na kielich z winem Tezeusza. Chłopak nie upił jeszcze ani łyku.

 — Może ma swoje powody — prychnął książę Aten i sięgnął po kielich. Medea spuściła wzrok i zaczęła bawić się szarfą przy sukni. Podniosła oczy dopiero, gdy Tezeusz padł w konwulsjach na podłogę.

W sali zapanowało ogromne poruszenie. Egeusz krzyczał, wzywał medyków i popędzał strażników, żeby przyprowadzili mu kucharki do przesłuchania, Medos się rozpłakał, a Medea po prostu tuliła go do siebie, uznając, że i tak zapewne nikt nie spodziewa się po niej, by bardzo troszczyła się o pasierba.

Kiedy Tezeusz został już wyprowadzony do swoich komnat, gdzie mieli czekać na niego medycy, Egeusz powstrzymał chęć, by pobiec do syna i postanowił odkryć tożsamość truciciela.

 — Która z was otruła mojego syna?! — krzyknął, gdy przyprowadzono do niego pałacowe kucharki.

Medea przewróciła oczami.

 — Nie śmiałybyśmy skrzywdzić naszego kochanego księcia — zapewniła najstarsza ze służących.   — My? Panie, my jesteśmy proste kobiety, żyjemy, by służyć tobie i twej rodzinie.

 — To jest któraś z was!  — krzyknął Egeusz. — Poza wami nikt nie miał wstępu do kuchni!

 — Przepraszam bardzo!  — oburzyła się jedna z kucht.  — Królowa weszła do nas na chwilę przed podaniem posiłku, żeby doglądać prac!

Oczy Egeusza zwróciły się na Medeę. Medos zadrżał w ramionach matki.

 — Ty wiedźmo! — krzyknął król. — Chciałaś zabić mojego syna!

 — To nieprawda! — zaprotestowała Medea.  — Te głupie kobiety kłamią!

Egeusz nie odpowiedział, tylko wyrwał miecz z rąk jednego ze strażników i przystawił go do gardła żony.

  — Tatusiu, daj spokój mamusi — poprosił Medos ze łzami w oczach, ale ojciec nawet nie zaszczycił go spojrzeniem.

 — Powiedz prawdę, wiedźmo — rozkazał Egeusz, patrząc na Medeę z nienawiścią.

 — Chcesz prawdy?  — zadrwiła czarodziejka. — Oto prawda. Tak, próbowałam zabić twego syna. W przeciwnym wypadku on skrzywdziłby mojego. 

Następnie zamknęła oczy, a Egeusz poczuł, że drżą mu ręce, a miecz zaczął mu się wydawać okropnie ciężki. Wypuścił go z rąk. Medea wyszeptała pod nosem zaklęcie, które w sekundę uśpiło króla, straże i służbę.

 — Coś ty zrobiła, mamo?  — zdziwił się Medos. Matka złapała go za rękę i pobiegła w stronę drzwi. — Co robisz?

 — Zabieram cię tam, gdzie nie spotka cię nic złego — odpowiedziała Medea i ruszyła w stronę portu, ciągnąc za sobą syna.

Ku swojej rozpaczy, zamiast statków znalazła tylko małą łódkę, przy której stał jakiś staruszek z siwą brodą.

 — Ile za tą łódź? — zapytała mężczyzny. Ten spojrzał na nią zaskoczony. Po co królowej mała łódka?

 — Ona nie jest na sprzedaż — wybąkał.

 — Masz dzieci, dobry człowieku? — spytała Medea.

  —  Trójkę... I pięcioro wnucząt. Ale co to ma do rzeczy?

—  Zatem sprzedaj mi tę łódź jak ojciec matce — poprosiła czarodziejka. Zdjęła z palca pierścień, który Egeusz podarował jej w prezencie zaręczynowym i podała go mężczyźnie. — Jest o wiele więcej wart niż ta twoja łódź. — Uśmiechnęła się do mężczyzny, a następnie usadowiła się z Medosem w swoim ,,nowym nabytku".

Młody książę, a raczej już były książę, nadal nie rozumiał, co właściwie jego matka chce zrobić. Natomiast ona włożyła dłoń do wody, chlapiąc nią w stronę południa.

 — Prowadź nas —  powiedziała. Po chwili łódka sama zaczęła płynąć.



Przez całą drogę Medea tuliła do siebie syna. Od czasu do czasu próbowała poruszyć z nim temat wydarzeń na zamku. Nie chciała, by Medos bał się jej i uważał za niebezpieczną, do czego niejako miał prawo po tym, jak przyznała się, że próbowała zabić jego przyrodniego brata.

  — Tezeusz chciał nas wygnać nas oboje  — mówiła, głaszcząc synka po włosach.  — Nigdy nie chciał być dla ciebie bratem. Ja... Chciałam tylko cię chronić, kochanie  — zapewniła, chociaż podejrzewała, że dla niewinnego, nieznającego zła dziecka jej argumenty będą niezrozumiałe.

Zastanawiała się, co zrobi Medos, gdy dorośnie i dowie się, że jego matka przed jego narodzeniem miała jeszcze dwóch synów, których pozbawiła życia. Chciałaby wierzyć, że syn ją zrozumie i wybaczy, że będzie pewny jej miłości do siebie, ale na dnie serca odzywała się w niej obawa, że Medos zareaguje gniewem i nienawiścią, a potem się jej wyrzeknie. Albo zacznie się jej bać, tak jak zapewne baliby się Mermeros i Feres, gdyby Hades pozwolił im żyć.

Po kilku godzinach rejsu łódka zatrzymała się u wybrzeży samotnej wyspy.

—  Gdzie jesteśmy, mamo?  — zapytał z niepokojem Medos, który jeszcze tydzień temu był dziedzicem tronu Aten, a dziś stał się wygnańcem.

  — Na wyspie Ajai  — wyjaśniła Medea.  —  Odwiedzamy ciocię Kirke.

  — Tę, która zamienia ludzi w zwierzęta?  — przestraszył się Medos, a Medea po raz kolejny pomyślała, że rzeczywiście nie powinna się chwalić rodziną. Jedna z jej ciotek urodziła monstrum, druga została skazana przez bogów na odosobnienie, a daleka krewna Scylla pożerała żeglujących po wodach marynarzy. O kuzynie Minotaurze lepiej w ogóle zapomnieć.

  — Nie zrobi nam nic złego  — zapewniła syna Medea.  — Tak naprawdę jest bardzo dobra i sympatyczna. Bardzo mi pomogła, kiedy...  — umilkła. Kiedy prawie dwadzieścia lat temu wraz z Jazonem uciekała z Kolchidy po zabiciu własnego brata.

Wzięła syna za rękę i ruszyła w kierunku domostwa Kirke. Wiedziała, że ciotka codziennie wygląda podróżnych, których następnie zmieniała w zwierzęta. Znaczy się, mężczyzn. Ciotka Kirke zdecydowanie nie darzyła sympatią mężczyzn od czasów, gdy jeden z nich odtrącił ją dla jej kuzynki Scylli, która była wtedy piękną młodą dziewczyną. Można się łatwo domyślić, kto stał za późniejszą przemianą panny w potwora morskiego.

  — Kto zakłóca mój spokój?!  — Nagle rozległ się donośny głos Kirke. Medea uniosła oczy i spojrzała na ciotkę. Jak na prawdziwą boginię, córkę Heliosa, nie zmieniła się wcale przez te wszystkie lata. Nadal miała gładką cerę, gęste kasztanowe włosy, błyszczące oczy i smukłą sylwetkę. Medea po raz pierwszy uświadomiła sobie, że z kolei ona się postarzała. Nie wyglądała staro, ale z pewnością nie była już tą samą świeżą dziewczyną, która zakochała się w przystojnym wojowniku.

Ciekawe jak teraz wygląda Jazon.

  — Medea?  — wydusiła Kirke na widok bratanicy.  — W co ty się, dziewczyno, znowu wpakowałaś?



Kirke pozwoliła Medei i jej synowi zostać na Ajai tak długo, jak bratanica uzna to za słuszne. Była królowa Aten ze zdziwieniem stwierdziła, że nie brakuje jej zamkowych wygód i służby. Z przyjemnością pomagała Kirke w domu, gotowała, karmiła zwierzęta, pielęgnowała ogród i zbierała zioła, a wieczorami czytała Medosowi baśnie do snu, a gdy syn zasnął, siadywała z ciotką przy kominku, popijając wino.

  — Nie tęsknię za pałacem Egeusza  — powiedziała pewnego razu z całkowitą szczerością.  — Dla niego zawsze byłam obca... Zawsze byłam narzędziem. Tutaj, z tobą, ciociu, czuję się naprawdę chciana i potrzebna.

Kirke uśmiechnęła się z wdzięcznością, ale po chwili posmutniała.

  — Próbowałaś obserwować Egeusza i jego syna?

— Wiem, że ten podły bękart przeżył. — Twarz Medei wykrzywił grymas.  — Ale trudno. Ja i Medos nie potrzebujemy tronu Egeusza. Ten chłopiec zawsze należał tylko do mnie, nie do Ateńczyka.

Kirke pokiwała głową, ale wyraz jej twarzy wskazywał Medei, że bogini ma coś jeszcze do powiedzenia.

  — Ateńczycy sprowadzają na naszą rodzinę same nieszczęścia. Powinniśmy trzymać się od nich jak najdalej. Tezeusz i jego ojciec najwyraźniej postawili sobie za cel krzywdzić i poniżać potomków Heliosa.

  — Co znowu zrobili?  — zapytała Medea. Na Ajaję nie docierały plotki ze świata. Ona i Kirke mogły dowiedzieć się czegokolwiek tylko z pomocą magii.

  — Tezeusz wyprawił się na Kretę, by pokonać Minotaura  — wyjaśniła Kirke.  —  Udało się. Zabił twego kuzyna.

Medea niespodziewanie poczuła ukłucie w sercu. Minotaur był potworem, bestią pożerającą ludzi, owocem obrzydliwego romansu rozpustnej, zgorzkniałej Pazyfae i byka poświęconego Posejdonowi. Nigdy nie myślała o nim jako o członku rodziny. Teraz jednak odkryła, że lituje się nad zabitym stworzeniem. Minotaur nie wybrał swego losu, nie miał wpływu na to, że Posejdon zesłał na Kretę byka, ani na działania swej matki. Natychmiast po urodzeniu uznano go za bestię, tylko dlatego, że nie do końca przypominał ludzi. Jak zresztą miał wyglądać potomek kobiety i byka? Skąd pewność, że gdyby Pazyfae nie odtrąciła Minotaura po urodzeniu, gdyby Minos nie uwięził go w labiryncie, to ,,chłopiec" nie wyrósłby na normalną istotę ludzką, umiejącą kochać i współczuć?

  — Biedny Minotaur  — powiedziała ze smutkiem Medea.  — Oby pod rządami Hadesa i Persefony zaznał więcej szczęścia niż w królestwie Minosa.

Kirke uśmiechnęła się tajemniczo.

  — Powiem Hekate, by zatroszczyła się o niego odpowiednio. Ale to nie jedyna krzywda, jaką Tezeusz uczynił naszym kuzynom na Krecie.

  — Nie jedyna?  — Medea otworzyła oczy ze zdumienia.  —  Myślałam, że będą go mieć za bohatera. Przecież ciotka Pazyfae nienawidziła Minotaura, a jej mąż uznał go i otoczył opieką tylko po to, by nie wydało się, że jest rogaczem.

Co i tak mu się nie udało. Poddani Minosa co prawda udawali, że wszystko jest w porządku i królewska para Krety jest najbardziej przykładnym małżeństwem na świecie, jednak i tak po całej Grecji błyskawicznie rozeszła się opowieść o nietypowym romansie Pazyfae i jego przerażającym owocu.

— Tezeusz nie wydostałby się sam z labiryntu Minotaura  — powiedziała Kirke.  — Ktoś mu pomógł. Twoja kuzynka, a moja siostrzenica, Ariadna. Podała mu kłębek wełny, dzięki któremu Tezeusz znalazł drogę wyjścia. Zawsze wydawało mi się, że Ariadna jako jedyna z tej chorej rodziny żywi ludzkie uczucia wobec Minotaura, ale najwidoczniej ona też zaczęła się bać brata... Poza tym straciła głowę dla Tezeusza. Nie dziw jej się. Wiem, co był gotów zrobić Medosowi, ale to piękny i charyzmatyczny młodzieniec.

— Nie dziwię jej się  — zapewniła Medea.  — Nienawidzę Tezeusza, ale muszę przyznać, że ma on pewien wdzięk.

  — Kiedy Tezeusz opuścił Kretę, zabrał Ariadnę ze sobą  — kontynuowała swoją opowieść Kirke. – Jednak najwidoczniej mu się znudziła, może była dla niego za spokojna i słodka, tak jak ty dla twojego Jazona byłaś za bardzo wojownicza... Może nigdy tak naprawdę jej nie kochał i jedynie wykorzystał jej uczucie. A może nagle uznał, że małżeństwo z siostrą potwora i krewną dwóch czarownic zepsułoby mu opinię w Atenach... W każdym razie Tezeusz porzucił śpiącą Ariadnę na jakiejś bezludnej wyspie.

  — Nie! —  krzyknęła z rozpaczą Medea. Nie widywała zbyt często znacznie młodszej kuzynki Ariadny, ale zawsze darzyła ją sympatią. Dziewczyna była zupełnie inna od niej samej, łagodna i delikatna, ale posiadała tak ogromne serce i patrzyła na świat i ludzi z taką życzliwością, że nie dało się jej nie pokochać. Jak ktoś mógł wzgardzić uczuciem tej dziewczyny?  — Zostawił ją samą? Przecież... Ariadna jest taka niewinna i delikatna... Czy ona...  — Nie była w stanie wypowiedzieć najgorszych obaw co do losu księżniczki Krety.

  — Na szczęście, nie  — uśmiechnęła się Kirke.  — Ariadnę spotkał lepszy los niż małżeństwo z kimś takim jak Tezeusz. Zauważył ją bóg Dionizos i cóż... Ariadna jest teraz panią na Olimpie.

Medea wybuchła radosnym śmiechem. Ucieszył ją triumf kuzynki, a także to, że dziewczyna poradziła sobie bez Tezeusza.

 — Taki już nasz los, potomkiń Heliosa  — westchnęła smętnie Kirke.  — Glaukos lubił mnie, póki był śmiertelnikiem... Gdy stał się bogiem, zakochał się w mojej kuzynce Scylli, a ja przestałam się dla niego liczyć. Ariadna została wykorzystana i porzucona, ale teraz będzie prowadziła lepsze życie... Dionizos może i jest lekkomyślny, ale ma dobre serce, i oczywiście jest bogiem. Zapewnił nieśmiertelność matce, więc da ją też Ariadnie. A ty, moja droga...  — Kirke spojrzała na Medeę ze współczuciem.  — Urzekłaś Jazona swoją niezależnością, która potem strasznie zaczęła mu przeszkadzać.

Medea nie odpowiedziała. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.

  — Muszę ci powiedzieć jeszcze jedną rzecz  — rzekła Kirke.  —  Gdy Tezeusz wracał do Aten, zapomniał zmienić flag, które miały zwiastować jego powrót, i Egeusz uznał, że jego syn zginął. Załamany popełnił samobójstwo. Jesteś teraz legalną wdową, Medeo.

Medea poczuła żal, ale nie z powodu śmierci Egeusza. Owszem, gdy uciekała z Koryntu, pomógł jej i uczynił ją królową, ale przez cały okres ich małżeństwa nigdy nie okazał jej czułości i dobroci. Wykorzystywał jej magię i cieszył się, że ma następcę tronu, który przestał być istotny, kiedy w drzwiach stanął owoc jedynej prawdziwej miłości w życiu Egeusza.

I to zabolało Medeę. Egeusz nie wychował Tezeusza, poznał go kilka miesięcy temu, ale na wieść o jego domniemanej śmierci odebrał sobie życie. Medea nie wierzyła, by postąpił tak samo w przypadku Medosa. Fakt, że przez kilka miesięcy nawet nie próbował szukać drugiego syna, mówił sam za siebie.



Pewnego dnia podczas spaceru po plaży Kirke powiedziała nagle do Medei:

  — Myślę, moja kochana bratanico, że powinnaś mnie opuścić.

  — Co? Dlaczego?  — zawołała Medea. —  Jest mi z tobą dobrze, ciociu... Czy zrobiłam coś nie tak? Może Medos ci przeszkadza?

Kirke pokręciła głową.

  — Cieszy mnie twe towarzystwo, a twój syn jest bardzo uroczy... Ale to nie jest miejsce dla was. Jestem wygnanką, Medeo. Nie mogę opuścić Ajai, ale ty tak.

  — Zostanę z tobą  — zadeklarowała się Medea.  — Nie będziesz już sama.

  — Nie wiesz, co mówisz  — uśmiechnęła się ponuro Kirke.  — Ja jestem nieśmiertelna. Upływ czasu nie ma dla mnie większego znaczenia i zawsze mogę liczyć na to, że mój los kiedyś się odmieni. Ale twój czas mija z każdym dniem, Medeo. Nie możesz dokonać życia na odciętej od świata wyspie. Musisz zacząć na nowo kuć swój los. Tak jak robiłaś to zawsze, raz po ucieczce z Kolchidy i zabiciu brata, a potem po zdradzie Jazona.

  — Wtedy miałam, gdzie pójść  — odparła Medea.  — A teraz? Nie wrócę do ojca, on mnie nienawidzi po tym, jak zabiłam jego syna... Do Jazona też nie mam powrotu. Na Krecie ciotka Pazyfae nie ugości czarownicy, nigdy mnie nie lubiła, nie zechce mnie widzieć zwłaszcza teraz, gdy po śmierci Minotaura, ona i Minos mogą w końcu udawać przykładną rodzinę... W Atenach panuje znienawidzony Tezeusz. Gdzie mam iść, ciociu Kirke? Tylko ty mi zostałaś.

  — A co robili wszyscy bohaterowie, dla których nie było już miejsca na znanych ziemiach? – zapytała Kirke, patrząc na Medeę przenikliwie. Bratanica nie odpowiedziała.  —  Odkrywali nowe.



Przez kilka dni Medea zastanawiała się nad słowami ciotki. Czuła, że będzie tęskniła za Kirke. Nie chciała opuszczać Ajai, gdzie czuła się dobrze i bezpiecznie. Ostatecznie zwyciężyła jednak troska o los Medosa. Chłopiec zasługiwał na lepszy los niż wychowanie w odosobnieniu na wyspie.

Medea początkowo planowała zbudować statek, ale Kirke uświadomiła jej, że żadna z nich nie ma zdolności konstrukcyjnych. Czarodziejka nie miała zamiaru czekać, aż do wybrzeży Ajai przybije jakiś statek, więc ostatecznie wsiadła razem z synem do tej samej łódki, która przywiodła ich do Kirke. Postanowiła zdać się na magię i bogów.

Medos nie rozumiał, dlaczego muszą opuścić wyspę, gdzie codziennie mógł pluskać się w morzu, biegać po plaży i bawić się na wzgórzach. Zdążył też przywiązać się do Kirke, ale posłusznie przystał na polecenie matki. Medea z ulgą zauważyła, że po strachu chłopca wobec niej nie został ślad. Może Medos nie rozumiał jeszcze wszystkiego, ale musiał wiedzieć, że jego matka go kocha i niezależnie od tego, co zrobiła Tezeuszowi, jego nie mogłaby skrzywdzić.

Na zwierzenia przyjdzie czas, gdy Medos podrośnie.

Medea zabrała nieco jedzenia i wody na drogę, ale po kilku dniach dryfowania po morzu zaczęła obawiać się, że mimo jej zaklęć i modlitw do Hekate, ona i Medos nie zdążą dobić do brzegu, nim skończą im się zapasy.

Czyżby skazała kolejne swoje dziecko na śmierć? Nienaumyślnie, ale jednak gdyby była bardziej asertywna w kontakcie z Kirke, nie musiałaby teraz tłumaczyć Medosowi, że muszą oszczędzać jedzenie, bo gdy ono się skończy, będą zgubieni. Tak jak dwaj synowie Jazona. Oni też nie mieli zginąć. Gdy zapadała noc i synek zasypiał na jej piersi, patrzyła na małą, niewinną twarz i płakała zarówno nad nim, jak i nad jego braćmi.

Upływały kolejne dni. Medea straciła już rachubę czasu, gdy zauważyła statek na horyzoncie. Próbowała go wyminąć, żeby przez przypadek kapitan nie stratował jej łódki, nie była w stanie całkiem zmienić kierunku. Nagle usłyszała jakiś głos:

  — Trzymajcie liny!

Medea uniosła głowę i zauważyła, że ze statku rzeczywiście spadają dwie liny. Najwidoczniej ktoś dostrzegł samotnych podróżników i postanowił udzielić im pomocy i gościny.

Nie zważając na nic, Medea zawiązała liny wokół łodzi i pozwoliła unieść się w górę.

Pierwszym, co ujrzała, gdy ona i Medos znaleźli się na pokładzie statku, była twarz Jazona.



— Naprawdę jesteś tym Jazonem, który odnalazł Złote Runo? — zapytał po raz dziesiąty przy kolacji Medos.

 — Zmieniłem się — westchnął ze smutkiem Jazon. — Nie jestem już tym samym człowiekiem.

Medea zadrżała. Rzeczywiście, Jazon zmienił się. Jego jasna cera zmatowiała, a pod oczami można było dojrzeć zmarszczki. Nie golił codziennie zarostu, co w połączeniu z muskularną sylwetką nadawało mu poważniejszy wygląd. Jednak jego ciemne oczy się nie zmieniły, podobnie jak lekko kręcone włosy, w które czasami lubiła wsuwać palce. Czarodziejka szybko upomniała się, nie było czasu na sentymenty. Widząc zaskoczenie Medosa, posłała byłemu ukochanemu ostrzegawcze spojrzenie. Może i nie ułożyło mu się w życiu, ale to nie powód, żeby wylewać swoje żale przed dzieckiem.

 — Żartowałem – poprawił się Jazon.  — Tak, to ja. 

Medos rozpromienił się.

 — Opowiesz mi o tym? — zapytał.

— Może kiedy indziej — odpowiedział wojownik. — Teraz jesteście z mamą zmęczeni. Czas iść spać.

 — Ale ja chcę posłuchać! — zaprotestował niedoszły król Aten.

 — Medos, Jazon ma rację! — uciszyła syna Medea.  — Jest późno, a ty przez długi czas dryfowałeś na łodzi. Należy ci się odpoczynek. Nam — poprawiła się, chociaż wiedziała, że nim pozwoli sobie na sen, musi upewnić się, czy Jazon rzeczywiście chce zapewnić im gościnę i nie ma zamiaru mścić się na niej za śmierć swoich synów.



Kiedy Medos zasnął w jednej z kajut, Medea wyszła z Jazonem na pokład i z miejsca powiedziała:

— Nie zależy mi na sobie, ale na moim synu. Jeśli masz zamiar skrzywdzić któreś z nas, nie kryj się!

Jazon spojrzał na dawną ukochaną z zaskoczeniem. Sprawiał wrażenie, jakby nie rozumiał, co właściwie mu powiedziała.

 — Dlaczego miałbym skrzywdzić ciebie albo twojego syna, Medeo?

Zdziwienie i ból na jego twarzy nie uspokoiły czarodziejki, a wręcz ją zdenerwowały. Pokora nie pasowała do Jazona. Jeśli nagle stał się taki miły, musiał mieć jakieś powody.

 — Też się kiedyś zastanawiałam jak to możliwe, że mógłbyś mnie skrzywdzić, po tym co razem przeszliśmy, po tym co dla ciebie zrobiłam, po tych wszystkich zapewnieniach... — Rozłożyła ręce. —  Ale zrobiłeś. Najpierw wziąłeś mnie za żonę, a potem nazwałeś nałożnicą, upokorzyłeś mnie przed królem Koryntu, chciałeś odebrać mi dzieci...

 — Które potem zabiłaś! — krzyknął nagle Jazon. Na jego twarzy gniew mieszał się z rozpaczą. Medea odsunęła się lekko, zastanawiając się, czy mężczyzna prędzej się rozpłacze, czy ją zasztyletuje.

 — Jeśli masz zamiar się zemścić, krzywdząc Medosa, to pamiętaj, że jestem służebnicą bogini Hekate — zapowiedziała groźnie. Jazon przez chwilę nic nie mówił. Był blady i wydawało się, że ledwo trzyma się na nogach. Zdecydowanie nie przypominał odważnego i śmiałego młodzieńca, który przybył do Kolchidy i urzekł Medeę swoją pewnością siebie i brawurą.

 — Naprawdę... naprawdę uważasz mnie za zdolnego do czegoś takiego? — zapytał z bólem Jazon. Łzy w jego oczach wbrew przewidywaniom Medei, nie sprawiły, że czarownica zaczęła nim gardzić czy uznała go za mniej męskiego niż w przeszłości. W tym momencie, wbrew sobie, Medea pomyślała, że Jazon musi być nieszczęśliwy. I że mu współczuje.

 — Myślę, że mało kto myśli o drugim człowieku tak źle, jak nasza dwójka o sobie nawzajem  — odparła, starając się mimo wszystko zachować opanowanie.

 — O tobie mogę myśleć źle — powiedział Jazon, ciężko dysząc. — Ale twój syn nic mi nie zrobił. Nie skrzywdziłbym go. Przysięgam na Zeusa.

Medea owinęła się szalem i popatrzyła na Jazona uważnie. Nie miała powodów, by mu wierzyć. Zawiódł ją już wiele razy, mimo że poświęciła dla niego wszystko i mimo że deklarował jej miłość po wsze czasy. Skoro zdradził ją, gdy była mu oddana i czyniła wszystko by uczynić go szczęśliwym, dlaczego miał nie zrobić tego teraz, po tym, jak odebrała mu pozycję, kobietę i synów?

 — Jeśli podniesiesz rękę na mojego syna, sprawię, że do końca życia będziesz jedynie marzył o śmierci — powiedziała z nienawiścią Medea.

 — Nienawidzisz mnie  — westchnął Jazon. — I zasłużyłem na to. Jestem złym człowiekiem, Medeo. Ale nie zrobię żadnej krzywdy Medosowi ani tobie.

 — Ja zawsze czuwam — zapowiedziała Medea i ruszyła w stronę kajuty syna.

Postanowiła, że każe się wysadzić Jazonowi na najbliższej wyspie. Nie chciała już nigdy w życiu oglądać sprawcy swojego upadku i hańby. Gdyby nie ten butny człowiek, Medea byłaby może teraz niewinną, pełną dobroci kobietą, a nie okrutną wiedźmą. Bo nie miała złudzeń co do siebie. Wiedziała, że jest zła i podła, ale była przekonana, że mogłaby stać się kimś lepszym, gdyby nie ludzie, których spotkała na swojej drodze. Teraz jedyną iskrą dobroci w jej sercu była miłość do Medosa.



Pierwszą myślą, jaka przyszła Medosowi do głowy po przebudzeniu było to, że Jazon miał opowiedzieć mu o swojej wyprawie po Złote Runo. Nie zważając na protesty matki, chłopiec wybiegł na pokład, żeby poszukać mężczyzny. Medea niechętnie ruszyła za nim. Wciąż nie wierzyła, że Jazon mógłby porzucić wszelkie plany zemsty wobec niej.

Na statku nie było nikogo poza niespodziewanymi przybyszami, jego właścicielem oraz starym, głuchym sługą, który zajmował się gotowaniem oraz co jakiś czas zastępował Jazona w kierowaniu Argo.

Medea starała się odpędzać od siebie wspomnienia czasów, gdy razem z Jazonem uciekali z Kolchidy i razem z resztą Argonautów płynęli ku nowym przygodom, młodzi, szczęśliwi, beztroscy i pewni jutra. Od tamtych dni minęło ponad osiemnaście lat i nic już nie zostało z żądnych wrażeń i kochających życie herosów. Herakles zginął za sprawą własnej żony, ale dzięki miłości swego ojca Zeusa, został zabrany na Olimp i zaliczony w poczet bogów. Jego bliźniak Ifikles obecnie dzierżył tron Tyrynsu. Pieśniarz Orfeusz został rozszarpany przez Menady, rzekomo z powodu odrzucania miłości kobiet po śmierci swej żony Eurydyki. Skrzydlaci bracia Boreadzi zginęli zabici przez harpie. Atalanta, kobieta-wojownik, wróciła do królestwa swego ojca i wyszła za mąż. Medei napłynęły do oczu łzy na myśl o wszystkich towarzyszach i przyjaciołach, z których wielu odeszło przed oblicze Hadesa, a ci, którzy przeżyli, rozeszli się po świecie i każdy z nich prowadził już własne życie. Poczuła nagłą litość nad Jazonem, który obecnie był całkiem sam.

Stała oparta o balustradę statku i przyglądała się, jak Jazon opowiada Medosowi o wyprawie po Złote Runo. Chłopiec był bardzo uradowany i podekscytowany, nawet ponurą twarz Jazona od czasu do czasu przecinało ożywienie. Medea uśmiechnęła się, widząc ich wzajemne porozumienie. Po chwili jednak do jej serca powróciły wspomnienia z czasów, gdy Jazon z taką samą radością zajmował się rodzonymi synami. Był bardzo dumny z chłopców, a oni go uwielbiali. Po raz pierwszy od lat Medea zaczęła szczerze współczuć Jazonowi straty dzieci. Gdy podcinała synkom gardła, uważała, że wiarołomny mąż pewnie nie przejmie się tą stratą, a nawet jeśli, to zasłużył sobie na cierpienie. Teraz przemknęło jej przez myśl, że powinna poprosić go o przebaczenie.

W tym momencie Jazon podniósł głos:

 — Ale nie dokonalibyśmy żadnej z tych rzeczy bez pomocy twojej mamy i jej czarów.

Medea zadrżała, myśląc, że zapewne w tej chwili Jazon odsłoni przed Medosem całą prawdą o jej przeszłości i opowie, jak to zasztyletowała własnego brata, przyczyniła się do śmierci dziadka Jazona, a potem o tym jak zabiła Kreuzę i własne dzieci. Jednak były mąż spoglądał na nią życzliwie, a w oczach Medosa pojawił się podziw.

— Naprawdę, mamo? Zrobiłaś to?

 — Oczywiście — uśmiechnął się Jazon. — Twoja mama jest prawdziwą heroiną. — Po czym opowiedział Medosowi całą historię udziału Medei w jego wyprawie, pomijając jedynie najbrutalniejsze i wątpliwe moralnie szczegóły.



Medea wciąż nie dowierzała temu, jak miło Jazon traktuje nie tylko jej syna, ale i ją samą. Rozstali się w nieporozumieniach i gniewie, oskarżając się nawzajem o okrutne krzywdy. I o ile ona wciąż nie potrafiła zapomnieć upokorzenia, jakiego doznała od ukochanego w Koryncie, tak Jazon, poza tym jednym wybuchem, odnosił się do niej z szacunkiem i życzliwością, a nawet czymś na kształt pokory.

Starała się udawać, że tego nie dostrzega i traktowała dawnego przywódcę Argonautów najbardziej oficjalnie, jak się tylko dało, ale nie potrafiła odpędzić od siebie ciekawości, więc kiedy Medos zniknął w kajucie z jakąś księgą od Jazona, zapytała po prostu byłego męża:

 — Dlaczego jesteś dla nas taki dobry?

Jazon, który właśnie sterował okrętem, spojrzał na nią ze smutkiem i melancholią. Medea nie miała zamiaru jednak dopuścić, by emocje i współczucie wzięły nad nią górę.

—  Masz powody, żeby mnie nienawidzić, tak jak ja ciebie — kontynuowała swoją wypowiedź.  —Jestem w stanie zrozumieć, że nie chcesz mścić się na Medosie, ale na mnie? Dlaczego jesteś dla mnie tak miły? Dlaczego w żaden sposób nie próbujesz mnie ukarać za to, co ci zrobiłam?

Jazon, który dotychczas patrzył na nią pokornie, teraz zwiesił głowę.

 — Próbuję udowodnić sobie, że mogę być lepszym człowiekiem.

—  I dlatego postanowiłeś okazać miłosierdzie złej kobiecie? — zapytała drwiąco Medea. — Wiesz, zdziwiło mnie, że tak chętnie opowiedziałeś Medosowi o tym, jak pomogłam ci w Kolchidzie. Przez cały okres naszego małżeństwa wstydziłeś się tego, że zawdzięczasz triumf kobiecie i śmiało przypisywałeś sobie wszystkie zasługi za zdobycie Złotego Runa.

Jazon zacisnął pięść i uderzył nią o ster.

 — Zawsze to robisz! Zawsze próbujesz wchodzić w konflikty z ludźmi i udowadniać im, że to jesteś najmądrzejsza i najsilniejsza! Upajasz się tym, jak bardzo reszta świata jest przy tobie słaba! Nie możesz po prostu być miła?

—  Byłam dla ciebie miła przez dziesięć lat  — powiedziała poważnie Medea.  — Nie tylko miła. Byłam ci oddana, lojalna, zrobiłabym dla ciebie wszystko. Złamałam prawie wszystkie zasady moralne, ale tylko po to, by cię uszczęśliwić i zapewnić ci triumf. Odpłaciłeś mi się, porzucając mnie.

 — I wstyd mi za to, Medeo — przyznał Jazon. — Byłem głupcem i tchórzem. Wydawało mi się, że przy Kreuzie nie tylko zostanę królem, ale będę też wydawał się sobie i innym silniejszy i odważniejszy. Uwierz mi, zawsze podziwiałem twoją śmiałość, silnego ducha i hart, ale...

 — Ale w pewnym momencie cię to zmęczyło i postanowiłeś, że chcesz mieć pokorną, cichą żonę — dokończyła Medea. — Dziewczę o cudownym charakterze... Tak cudownym, że ze spokojem patrzyła na to, jak odprawiasz prawowitą żonę i wydziedziczasz dzieci... Bo w jej światopoglądzie trzeba być dobrym, ale tylko dla tych, którzy są podobni do ciebie, a ja za bardzo różnię się od innych kobiet. Tak?

 — Nie mów tak o Kreuzie! — zawołał Jazon. —  Nie była miłością mojego życia, ale była dobrą, uczciwą dziewczyną. Postępowała tak, jak ją wychowano. Nie masz prawa jej obrażać. Ona po prostu się ciebie bała, a nasze dzieci chciała otoczyć opieką i troską...

—  Ale i tak nie miałyby prawa po tobie dziedziczyć, bo planowałeś spłodzić z tą mdłą dziewczyną podobne do niej bachory! — krzyknęła wściekle Medea. Wszystkie tłumione przez lata emocje wydostały się na świat przez ten krzyk.

 — Nie masz prawa tak mówić i kreować się na doskonałą matkę, ty je zabiłaś!  — wrzasnął Jazon, całkowicie odrzucając uprzejmość wobec czarodziejki.

Nagły powrót jego arogancji i bojowości nieoczekiwanie dodał śmiałości Medei. Teraz miała do czynienia z Jazonem, jakiego znała i wobec którego wiedziała jak się zachować.

 — Nie chciałam ich zabijać  — wysyczała przez zęby.  — Chciałam zabić tylko Kreuzę. Ode mnie nie przyjęłaby zatrutej sukni i diademu, musieli je podarować chłopcy... Kiedy uświadomiłam sobie, że zostaną ukarani za morderstwo, uznałam, że sama muszę ich zabić, bo śmierć z rąk matki będzie lżejsza.

Jazon cofnął się, jakby go uderzono. Na chwilę puścił ster, chociaż jak na wytrawnego marynarza, zaraz znów złapał go jedną ręką. Patrzył na Medeę, jakby nie rozumiał, co do niego powiedziała, jakby nawet zastanawiał się, kogo ma przed sobą. Dopiero po jakimś czasie zdołał wykrztusić:

—  To cię nie usprawiedliwia... Naraziłaś chłopców na niebezpieczeństwo, myślałaś tylko o sobie. To ty jesteś winna ich śmierci!

Po raz pierwszy ktoś tak otwarcie powiedział to Medei. Do tej pory mogła usprawiedliwiać się w myślach, że tylko ona zna prawdę na temat śmierci swoich synów i że przecież nie zabiła ich z nienawiści. Teraz wreszcie powiedziano jej w twarz, że mimo wszystko to ona sama odpowiada za zgon dzieci. Tak, naraziła ich na niebezpieczeństwo i oskarżenie o zdradę jedynie w imię prywatnej zemsty. Na pewno lepiej, że zginęli z jej ręki niż króla Kreona czy jego żołnierzy, ale mimo wszystko, gdyby porzuciła myśl o pomszczeniu swojej hańby, nie musiałaby zabijać synów. Byliby teraz zdrowi i bezpieczni.

Czarodziejka nie była w stanie odpowiedzieć na oskarżenia Jazona. Złapała się za usta i pobiegła do kajuty Medosa. Tam rzuciła się na podłogę i wybuchła przeraźliwym płaczem.

 — Mamo!  — zawołał z przerażeniem chłopiec.  — Co się stało? — Płacz Medei nie ustawał. Medos uklęknął przy matce i przytulił się do niej. — Proszę, nie płacz. Nie płacz.



Do późnego wieczoru Medea nie wychodziła z kajuty. Zajmowała się Medosem i próbowała go przekonywać, że nagły atak płaczu mamusi nic nie znaczył i nie powinien się tym przejmować. Chłopiec był tak przejęty matką, że nawet nie wspomniał o kolejnym spotkaniu z Jazonem, którego najwidoczniej bardzo polubił. Dopiero gdy Medos zasnął, Medea doszła do wniosku, że nie może być tchórzem i że jeszcze jeden raz musi stanąć przed Jazonem i ostatecznie pogrzebać przeszłość.

Jazon jak zwykle stał przy sterze Argo i wpatrywał się w otwarte morze. Zapewne od dłuższego czasu tak spędzał noce.

— Wróciłaś — powiedział słabym głosem były Argonauta na widok czarodziejki.

— Tak. — Medea uniosła z dumą głowę. — I chcę ci coś powiedzieć. Jutro rano razem z Medosem wsiądziemy do łodzi i będziemy kontynuować naszą podróż na własną rękę.

 — Co?! — zawołał Jazon. — Nie możesz tego zrobić! To niebezpieczny sposób podróży... Ty i Medos możecie zginąć w starciu z jakimś statkiem... Albo umrzecie z głodu i pragnienia.

— Radziłam sobie sama już wiele razy, teraz też sobie poradzę — odparła Medea. — Nasza dwójka nie może się porozumieć, Jazonie. Urazy między nami są zbyt duże. Musimy zejść sobie z oczu albo któreś z nas w końcu naprawdę zrobi drugiemu krzywdę.

 — Odstawię was na najbliższą wyspę  — obiecał Jazon. —  Ale nie zostawię was na łasce losu i morza. Wiem, że masz swoją magię, Medeo, ale nie jesteś wszechmocna. Nie mogę pozwolić, by coś stało się Medosowi... albo tobie  — dodał ciszej.

Medea odsunęła się delikatnie. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że Jazon może nadal darzyć ją uczuciem. On nigdy jej nie kochał. Gdyby kochał, to by jej nie porzucił.

 — Zadałem ci wiele bólu, Medeo, i przysięgam, że przez ostatnie osiem lat wiele razy zastanawiałem się, jak układa ci się życie i czy jesteś szczęśliwsza beze mnie... Nie wiem, czy mi się uda, ale chciałbym odpokutować za to, co ci zrobiłem... Chociaż po części.

—  Chcesz... mi wynagrodzić?  — upewniła się Medea. —  Przecież ty mnie nienawidzisz... Zniszczyłam twoje życie i plany na przyszłość. Zabiłam twoją narzeczoną... Na Zeusa, uśmierciłam twoje dzieci! Myślałam, że po tym, co dzisiaj ci powiedziałam, nienawidzisz mnie jeszcze bardziej.

 — Myślałem, że tak będzie. — Pokiwał głową Jazon.  —Ale uświadomiłem sobie, że potępiam cię za to, do czego sam cię wcześniej namawiałem. To dla mnie zabiłaś swojego brata i mojego dziadka... Z radością przyjmowałem twoje sposoby, jak pokonywać wrogów. Kiedy się poznaliśmy, byłaś uparta i nieokiełznana, ale kierowałaś się miłością. To ja sprawiłem, że zaczęłaś wykorzystywać tę miłość także do krzywdzenia innych. Pomogłem rozwinąć się w tobie brutalności, a potem, kiedy wróciliśmy do Grecji, miałem pretensje, że nie jesteś jak inne kobiety. Oczywiście, że nie jesteś!  — W spojrzeniu Jazona Medea dostrzegła ślad dawnej namiętności, jaką niegdyś do niej czuł. — Właśnie dlatego cię pokochałem. Nie byłaś dziewczynką, która błagała, żebym ją pokochał. Byłaś silną kobietą, która umiała udowodnić mi, że jest warta miłości i zainteresowania  — Spuścił wzrok.  — Byłem skończonym głupcem, Medeo. Gdy wróciliśmy do Grecji, gdy zaczęto opowiadać, że zawdzięczam triumf kobiecie, zamiast szczycić się, jaką dzielną mam żonę, zawstydziłem się. Zawstydziłem się też tego, że tak cię podziwiam, bo przecież mężczyźnie nie przystoi uważać kobiety za równą sobie... Byłem tak dumny i pyszny, że zacząłem obawiać się, że twoja siła może zaszkodzić mojej pozycji i że ludzie będą brali mnie mniej poważnie, skoro tak ulegam kobiecie. Początkowo próbowałem tłumaczyć im, że słucham twych rad, bo jesteś mądra i rozsądna, ale nie są to cechy, które Grecy przyznają kobietom. — Medea pokiwała głową, przypominając sobie Kirke. — Potem pojawiła się Kreuza, którą uznałem za dar od losu. Nieśmiała, cicha, łagodna... Schlebiała mojej męskiej dumie, chociaż wiedziałem, że mnie nie kocha, po prostu spełnia obowiązek córki wobec ojca, który upatrzył sobie mnie na zięcia. Ja też jej nie kochałem. Zauroczyła mnie, polubiłem ją, ale nigdy nie pokochałem jej tak mocno, jak ciebie, Medeo.

Medea poczuła, że łzy napływają jej do oczu, ale natychmiast je otarła. Przez osiem lat próbowała zabić w sobie resztki miłości do Jazona. Nie mogła dopuścić, by dawne uczucie w niej odżyło. Dla własnego dobra oraz dla Medosa, musiała być niewzruszona jak skała.

 — Przez tyle lat próbowałem przekonywać siebie, że muszę cię nienawidzić, że jesteś potworem, który zabił własne dzieci — kontynuował Jazon. — Ale nie mogłem pozbyć się uczucia do ciebie. Straciłem pozycję, szansę na tron i sławę, ale uświadomiłem sobie, że nie to sprawiło mi najgorszy ból. Najgorsza była strata ciebie, tej, która zawsze najlepiej mnie rozumiała, i naszych dzieci. Obwiniałem się za to codziennie, mówiłem sobie, że gdyby nie moja głupota i ambicja, Mermeros i Feres żyliby nadal, a ty byłabyś przy mnie... Nie mogłem tego znieść, więc uciekłem na pustynię, gdzie ukrywałem się przed ludźmi, ale nawet do mojej samotni docierały wieści o kolejnych sukcesach i porażkach dawnych Argonautów... Chciałem całkowicie odciąć się od przeszłości i ludzi, więc wróciłem na Argo, by tułać się w nieskończoność po morzu, dopóki Hermes nie przybędzie, by poprowadzić do Hadesu... Na nic więcej już nie liczyłem, rozumiesz? Mam trzydzieści osiem lat i jedyne, na co czekałem, to śmierć... Ale potem pojawiłaś się ty z Medosem... A ja zrozumiałem, że los dał mi szansę, bym mógł naprawić choć część moich win...

Medea wbrew sobie zrobiła kilka kroków w stronę Jazona.

—  Wiem, że jesteś winna śmierci Mermerosa i Feresa. — Wymawianie imion dzieci sprawiało Jazonowi ból. — Ale wiem też, że to po części ja doprowadziłem do tego, że stałaś się kobietą, dla której zemsta i ambicja były tak ważne. Gdy powiedziałaś mi, jak doszło do ich zabójstwa, rzeczywiście poczułem do ciebie nienawiść, ale potem wszystko przemyślałem... Oboje jesteśmy winni ich śmierci i oboje ich straciliśmy.

Medea nawet nie zauważyła, jak łzy zaczęły spływać jej z oczu. Nigdy nie zdobyła się z nikim na tak szczerą rozmowę o stracie dzieci. Owszem, opłakiwała ich, tęskniła za nim, ale nigdy nie wypowiedziała wszystkich emocji, jakie ją dręczyły. Teraz Jazon ubrał w słowa to, co ona również czuła.

 — Tak... — Pokiwała głową. —  Zabiłam ich i cząstkę siebie. Kiedy to robiłam... — Na samą myśl przeszedł ją lodowaty dreszcz. — Byłam przekonana, że po chwili sama wbiję sobie ostrze w serce i odejdziemy razem. Ale złapali mnie i przyprowadzili przed twoje oblicze... Potem uniosłam się dumą i uznałam, że będę żyć na złość tobie, że to ja będę władać królestwem, nie ty, więc żyłam z Egeuszem, chociaż każdego dnia pragnęłam śmierci. Może gdybym zginęła z chłopcami, moja wina byłaby mniejsza. Wiesz, po ucieczce od ciebie zabrałam ich ciała do świątyni Hery i próbowałam ich wskrzesić, ale myślę, że bogowie uznali, iż zasługuję na karę i nie pozwolili mi na to. Pochowałam więc ich u stóp świątyni. Czepiałam się jeszcze nadziei, że skoro mogę widywać w snach Hekate, boginię z podziemi, to ona przyprowadzi ich czasem do mnie, ale powiedziała, że nie będzie mi to dane, dopóki żyję. Mam nadzieję, że gdy spotkamy się wszyscy w Krainie Zmarłych będę mogła poprosić Mermerosa i Feresa o przebaczenie... i otrzymać je.

 — Masz moje — powiedział nagle Jazon i pogłaskał ją po ręce. — Wiem, że to niewiele, ale zawsze coś.

Medea nie odepchnęła go. Nie była w stanie. Czas spędzony z Kirke pokazał jej czym może być bliskość, zrozumienie i wspólnota, ale nawet wobec ciotki nie zdobyła się na całkowitą szczerość, przekonana, że przywoływanie wspomnień nie jest dobre, a Kirke i tak nie zrozumie wszystkich jej rozterek. Mimo że niechęć do Jazona wzbierała w niej przez lata, czuła, że to on jest jedyną osobą, która będzie potrafiła ją zrozumieć. Zaczęła mówić.

Opowiedziała mu o rozpaczy i wyrzutach sumienia po śmierci synów, które musiała ukrywać na dworze Egeusza. O małżeństwie z królem, który jedynie wykorzystywał jej moce. O narodzinach syna, które pomogły jej uleczyć duszę i pokazały, że jest jeszcze dla niej nadzieja. O powrocie i arogancji Tezeusza, nie ominęła też opowieści o śmierci Minotaura i cierpieniu Ariadny. O schronieniu u Kirke i jej radzie, by razem z Medosem znaleźli dla siebie nowe miejsce. A w końcu o tym jak była przekonana, że Jazon będzie szukał na niej zemsty i o tym, jak bardzo rzuciła jej się w oczy więź, która praktycznie z miejsca powstała między nim a Medosem.

—  To twój syn  — uśmiechnął się Jazon.  — Jak mógłbym go nie kochać?

—  Kochasz go...? — wyszeptała Medea. Od dawna nie czuła się tak bezbronna i zagubiona jak teraz, w obliczu jedynego mężczyzny, którego kiedykolwiek darzyła miłością.

 — Oczywiście  — odpowiedział Jazon. — Kocham jego i... Kocham ciebie – dodał niepewnie i mocniej ścisnął jej rękę. — Nie proszę cię, byś mnie przyjęła z powrotem. Chcę tylko, żebyś przestała mnie nienawidzić.

Medea nie była w stanie odpowiedzieć, bo kolejny napad płaczu odebrał jej mowę. Oparła tylko głowę na ramieniu Jazona i szlochała tak, gdy on obejmował ją jednym ramieniem.

 — Posłuchaj... — powiedziała w końcu. — Jak to naprawdę było z ważnością tego ślubu?

 — Cóż... — westchnął Jazon.  — Małżeństwo zawiera się przed bogami, nie ludźmi. Nasze małżeństwo jest jak najbardziej ważne, to tylko ja próbowałem je przerwać dla własnej wygody. Z tego, co wiem, w oczach prawa i bogów nadal jesteśmy mężem i żoną. Ale... świat nie musi o tym wiedzieć.

Medea roześmiała się. Nadal była poruszona i roztrzęsiona całą rozmową, ale zmieszanie Jazona i jego obawy, czy ona naprawdę go zechce, wydały jej się niemożliwie urocze.

—  Myślę, że powinieneś wyjść do ludzi, Jazonie  — powiedziała.

Jazon przez chwilę jakby analizował jej słowa, zastanawiając się, czy Medea rzeczywiście jest zdolna mu wybaczyć, czy on sobie coś wmawia. W końcu jednak jego twarz rozjaśnił uśmiech.

 — Myślisz, że jesteśmy w stanie zostawić przeszłość za sobą i stworzyć jeszcze coś dobrego?  — zapytał z nadzieją. — Po tym całym źle, które uczyniliśmy?

 — Tak, Jazonie — zapewniła Medea i przytuliła się do niego. — Tym razem zrobimy to poprawnie.



Po kilku tygodniach żeglowania Jazon dojrzał wreszcie ziemię na horyzoncie.

 — Zatrzymamy się tu? — zwrócił się do Medei, która odpowiedziała mu uśmiechem.

—  Oczywiście. Kirke kazała mi założyć z Medosem nowe miasto. A ty musisz zacząć kontaktować się z resztą świata, jak już ustaliliśmy.

Jazon zaśmiał się, przyciągnął czarodziejkę do siebie i pocałował. Miał wrażenie, że w ciągu ostatnich tygodni nagle odmłodniał i odzyskał dawny wigor i energię. Czuł się jak w dawnych czasach, gdy razem z Argonautami odkrywali nowe ziemie i zdobywali bogactwa.

 — Medos! — popędziła syna Medea.  — Przestań się guzdrać! Schodzimy na ląd!

Medos bardzo polubił żeglowanie i życie na statku, ale był również podekscytowany możliwością odkrycia nowego kraju i założenia własnego miasta.

 — Jak myślicie, gdzie jesteśmy? —  zapytała Medea, rozglądając się po piaskach okalających jej nową ziemię.

—  Pewnie na południe od Azji Mniejszej — stwierdził Jazon. — Może w okolicach Syrii? To przecież nie Egipt.

 — Nie sądzę, by dotarła tu grecka cywilizacja  — westchnęła Medea.  — Trudno będzie ujarzmić te dzikie ludy.

 — Może lepiej wracajmy na statek? — zasugerował przestraszony Medos.

Jazon uklęknął przy chłopcu i dotknął jego ramienia.

 — Mówiłeś mi, że chcesz zostać herosem, prawda? Teraz masz okazję.

 — Boję się, że nie dam rady... — przyznał niechętnie Medos. Bardzo chciał uchodzić za silnego i odważnego przed Jazonem.

 — Jesteś synem Medei. Miałbyś nie dać rady?  — zaśmiał się Jazon i poklepał przybranego syna po głowie. Następnie stanął przy Medei i złapał ją za rękę. — Damy radę.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro