Część trzecia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego czytania 💙

Jesteś po drugiej stronie

Tak jak niebo dzieli się na dwie części

Jestem mile od tego by Cię zobaczyć

Widzę gwiazdy z Ameryki

I zastanawiam się czy Ty też je widzisz?

Stał w ogrodzie i tak jak każdej nocy również teraz rozmawiał z Louisem. Wiedział, że Liam stoi przy oknie i uważnie go obserwuje, ale nie przejmował się tym, teraz był czas jego i Lou, nikt nie będzie im przeszkadzał.

- Louis na pewno widziałeś Larry'ego, jest rozkoszny prawda? Wiem, że kochasz go tak mocno jak ja. Czuję, że opiekujesz się nami wszystkimi, zawsze troszczyłeś się o nas, mimo że udawałeś wyluzowanego. Tam po drugiej stronie też się troszczysz. Wiesz Lou, czasami nienawidzę nieba i strasznie cię za to przepraszam, ale niebo nas dzieli, jesteśmy po dwóch stronach, a nie obok siebie i to boli. Są takie dni, gdy nie potrafię bez ciebie żyć, chociaż wiem, że jesteś cały czas obok mnie. Kocham cię tak mocno, mam nadzieję, że to czujesz, mimo odległości między nami. Dotrzymuję obietnicy, nie płaczę Louis, radzę sobie i jest naprawdę dobrze, wiesz? Byłem dziś na spacerze nad Tamizą, pewnie widziałeś, Londyn zimą jest naprawdę piękny. W Stanach nie ma takiej zimy – Harry pamiętał jak bardzo bał się przeprowadzki do Ameryki, tego że gwiazdy będą tam inne, a on i Lou się nie odnajdą, ale nie potrafił zostać w Anglii, nie chciał tego i tak, faktycznie może uciekł, ale wiedział, że inaczej sobie nie poradzi, a obiecał Louisowi, że da radę. I udawało mu się, mieszkał w małym domku, niedaleko oceanu, pisał teksty piosenek i żył, w spokoju, po swojemu z Louisem, miłością swojego życia.

Zimne powietrze przenikało jego ciało, ale tym razem miał na sobie ciepły, czarny płaszcz. Były dni, gdy podczas rozmów z Louisem wspominał dawne czasy, wspomnienia przychodziły szybko i odchodziły jeszcze szybciej, ale zawsze pozostawiały jakiś ślad w jego duszy. Również teraz dopadły go momenty z przeszłości, miał przed oczami rozmowę z Louisem kilka dni przed jego śmiercią i dzień pogrzebu. Może to dziwne, ale uśmiechnął się na myśl o tym dniu, dotrzymał wtedy obietnicy danej Louisowi, pierwszej z wielu.

- Hej kruszynko – wyszeptał Lou ciężkim głosem i skrzywił się, gdy ból rozszedł się po jego ciele.

Harry leżał obok niego i przypatrywał mu się uważnie, delikatnie obejmując go w tali tak by nie zrobić mu krzywdy. Widział jak jego pierś unosi się powoli, a chłopak wzdychał przy każdym oddechu.

- Cześć Lou – cmoknął go lekko w usta i przysunął się bliżej niego.

- Musimy porozmawiać Hazz.

- O czym? – zapytał zaniepokojony, a dreszcz przeszedł przez jego ciało.

- Och chciałbym z tobą rozmawiać o tylu sprawach kochanie, o tym jak uwielbiam budzić się obok ciebie, o twoim uśmiechu, o każdym z rodzajów twojego uśmiechu.

- Tylko ty rozróżniasz moje uśmiechy wiesz?- zapytał Harry, przerywając mu.

- Wiem kruszynko i chciałbym żeby zostało tak na zawsze, ale teraz przechodzimy właśnie do pierwszego tematu – posłał delikatny uśmiech w stronę Stylesa, a ten zagryzł wargę ze strachu, wiedział że to co usłyszy zaboli go bardzo mocno – posłuchaj Harry, kocham cię najbardziej na świecie i wiem, że ty kochasz mnie tak samo mocno, moja śmierć tego nie zmieni, ale mnie tutaj nie będzie, a ja chcę by ktoś się tobą opiekował, żebyś miał do kogo się przytulić, z kim wychodzić do kina i na spacery – kontynuował Louis, a loczek kręcił głową nie zgadzając się ze słowami narzeczonego.

- Nie Lou.

- Harry, z całego serca chcę żebyś się zakochał, znajdziesz sobie kogoś dla kogo będziesz całym światem, musisz mi obiecać, że spróbujesz kogoś poznać – szeptał Lou zmęczonym głosem. To nie tak, że wypowiedzenie tych słów przychodziło mu bez trudu.

- Nie zgadzam się Louis słyszysz? Nie obiecam tego, to ty jesteś moim światem, a ja twoim, nic tego nie zmieni. Nie chcę nikogo innego, będę twój na zawsze rozumiesz?

- Kocham cię.

- A ja ciebie.

- Ale obiecaj chociaż, że jeżeli spotkasz kogoś, kogo polubisz to nie będziesz miał wyrzutów sumienia.

- To akurat mogę zrobić, i tak nigdy nie spotkam mężczyzny lepszego od ciebie, więc obiecuję – Harry pochylił się i pocałował usta Tomlinsona, pogłaskał go po bladym policzku i poczuł delikatną, cienką skórę chłopaka pod palcami – to wszystko? – zapytał, gdy odsunął się od szatyna.

- Nie głupku, to dopiero początek, chciałem prosić cię o jedną rzecz.

- Co takiego? – zaniepokojony zielonooki wlepił w niego swoje tęczówki. Ta rozmowa była trudna, ale cieszył się że mają ten czas by ją przeprowadzić.

- Kocham twoje oczy.

- Co? To chciałeś mi powiedzieć? – zachichotał, muskając ustami jego dłoń, którą cały czas trzymał.

- Nie, ale wymsknęło mi się – wyjaśnił szatyn i zamilkł, chciał się uśmiechnąć, ale zabrakło mu sił.

Przymknął powieki i oddychał ciężko,a  gdy jego oddech stał się cichy, niemal niesłyszalny Harry nie wytrzymał i zaczął go delikatnie szturchać.

- Louis, Louis... - szeptał przerażony.

- Uspokój się, jeszcze nie umarłem, dam ci znać gdy to będzie się działo – powiedział lekko, skupiając się na oddechu. Nie mógł teraz umrzeć, miał coś jeszcze do powiedzenia.

- Nie strasz mnie tak dobrze?

- Mhm, a teraz posłuchaj, wiem że gdy umrę będziesz płakał. To oczywiste.

- Brawo Sherlocku – parsknął Harry, jak mogłoby być inaczej, na samą myśl o tym co się stanie, czuł łzy kłujące go w oczy.

- Dzięki, ale nie chcę żebyś płakał na moim pogrzebie, twoje łzy nie mają stać się pożywką dla mediów i obcych ludzi, oni nie mają żywić się twoim smutkiem i łzami dobrze? Nie masz rozpaczać, po prostu zamknij się w domu i wypłacz kochanie, a później trzymaj się mocno, a ja będę cię wspierał tak?

- Dobrze Lou, obiecuję, że nie będę płakał, dam radę, ale musisz być tam ze mną – powiedział, a jego oczy zaszkliły się niebezpiecznie.

- Nie płacz kruszynko – Lou z trudem uniósł dłoń, by pogłaskać go po policzku – oczywiście, że będę z tobą, przez cały czas na zawsze...

- A o dwudziestej drugiej rozmawiamy tak? - upewnił się, by mieć pewność że nic nie pomylił.

- Tak, to będzie nasza godzina.

- A ty będziesz moją gwiazdeczką – zarządził Harry i przypieczętował ich rozmowę pocałunkiem.

Gdy teraz o tym myślał, nie miał pojęcia jak dał radę znieść pogrzeb Louisa, ale udało mu się, przetrwał go bez łez, a później gazety i portale plotkarskie opisywały, jakim nieczułym chłopakiem jest, ponieważ nie uronił ani jednej łzy po swoim narzeczonym.

To był zwykły dzień, taki jak każdy inny, deszcz nie lał się z nieba, a świat nie wydawał się specjalnie przygnębiony, ale dla jednej osoby skończyło się właśnie całe życie. Harry stał w sypialni i przyglądał się garniturowi, który leżał przygotowany na łóżku, łzy spływały po jego policzkach i głośny szloch wydobywał się z jego ust. To ten moment, w którym rozpadł się na kawałeczki, był dzielny, gdy Lou umierał, trzymał go za dłoń leżąc obok niego i nucąc ich kołysankę. Obok niego płakały Jay i Anne, Gemma stała za drzwiami z siostrami Louisa i Harry słyszał głośny szloch z tamtej strony. Teraz jednak mógł nareszcie płakać, miał chwilę dla siebie i czas na swoje łzy. Trząsł się i opadł na swoje kolana, chowając twarz w dłoniach.

- Tak bardzo cię kocham Lou, jesteś miłością mojego życia – szeptał cały czas bawiąc się obrączką na swoim palcu – jesteś tutaj prawda?

- Harry musimy już jechać, jesteś gotowy? – głos jego mamy rozległ się w korytarzu, podniósł się szybko i odetchnął głęboko, wiedział, że ludzie oczekują od niego załamania na pogrzebie, ale mieli z Lou umowę i Harry dotrzyma słowa. On nigdy nie pożegna się z Louisem, a pogrzeb był ważny, ale nie dla nich.

- Już idę mamo – przebrał się szybko i otarł twarz wychodząc z sypialni.

Harry pamiętał dokładnie ten moment, stał na cmentarzu wśród tłumu osób, z każdej jego strony stali szlochający ludzie, w tle leciała nieprzyjemna dla ucha muzyka, miał na sobie niewygodny garnitur i parsknął śmiechem, na co osoby obok niego posłały mu zdziwione spojrzenie. Wiedział, że Louis stoi obok, przewraca oczami i zanosił się śmiechem, to wszystko co działo się podczas pogrzebu było takie nie Louisowe.

To było niesamowite, ale tego dnia czuł ramiona Louisa otaczające go w pasie, brodę opierającą się na jego ramieniu i ciche słowa szeptane prosto do ucha.

- Popatrz na tych wszystkich ludzi, jak w tanim dramacie prawda? A wystarczyłoby iść do pubu i upić się do nieprzytomności.

Stojąc na balkonie zachichotał sam do siebie na myśl o tych wspomnieniach, Louis zawsze go rozśmieszał i tak było też teraz.

***

- Sophie ja tak dłużej nie mogę, spójrz na niego, stoi na zewnątrz, mówi sam do siebie, chichocze, on zwariował. Minęły cztery lata, a on ciągle stoi w miejscu i jest z nim co raz gorzej, martwię się – mówił Liam stojąc i patrząc przez okno.

- Daj mu spokój Li.

- Nie, to mój przyjaciel i nie pozwolę by staczał się co raz bardziej, porozmawiam z Niallem i Zaynem, musimy mu pomóc.

- Liam, wtrącasz się w nie swoje sprawy.

- Zaprosimy na sylwestra Francesa, to świetny facet może coś między nimi zaiskrzy.

- To zły pomysł – westchnęła Sophie i przytuliła się do męża.

- Harry zasługuje na to by się zakochać.

- On jest zakochany, cały czas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro