ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Coś mi tam świta — westchnął Toya, a potem zmarszczył brwi i schylił się, aby zobaczyć, co dokładnie jest na ekranie telefonu Hawksa. Dostrzegł nieco rozmazane zdjęcie z tablicy wyników, a na jej samym szczycie widniała trochę niewyraźna podobizna jakiegoś chłopaka. Z całego zdjęcia jego osoby Dabi był w stanie zobaczyć tylko czarne włosy.

— To syn kogoś znanego? Nie kojarzę twarzy — odparł, chodź tak naprawdę, twarzy nawet nie widział. Nie mniej nie zmieniało to faktu, że nie mógł sobie przypomnieć nic konkretnego o niejakim Shimurze.

— Nie. Nie wiem nic o jego rodzinie. Może jej nie ma, ale chce zostać bohaterem, a zabił kilkunastu ludzi.

— Powtarzasz plotki — podsumował Dabi, dopijając resztę swojej kawy z automatu. Potem zgniótł kubeczek i wrzucił go do stojącego nieopodal śmietnika.

— Wcale nie! Poszukaj sobie w internecie! — oburzył się blondyn, a potem widząc, że Toya wypił już swoją porcję, zdecydował się sięgnąć po swój napój. Nieszczęśliwie nad jego głową właśnie zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję. Przeklął, ale dość kulturalnie (użył jedynie "cholera"), starając się wypić całą zawartość kubka na raz.

— A z resztą nieważne — mruknął Toya, ciągnąc przyjaciela za ramię do klasy, bo nawał tłumu właśnie zaczął zmierzać w ich kierunku, a Keigo skutecznie torowałby ruch nie tyle ciałem, co swoimi skrzydłami.

***

Niesławny nowy uczeń nie obchodził Toyi przez znaczną część pierwszego dnia zajęć. Skoro już wiedział, o czym wszyscy gadają i w nim samym nie budziło to żadnego zainteresowania, przestał zwracać uwagę na wszechobecne podjudzanie na korytarzach.

Hawks również nie wydawał się specjalnie zaangażowany w sprawę, streścił się w jedynie dwóch krótkich zdaniach: "Dziwne, że chłopak zdecydował się na U.A." i "Pewnie nie będzie miał życia w szkole przez pierwszy tydzień". Potem już dyskutowali o wszystkim i o niczym istotnym, czyli jak to mieli w zwyczaju.

Poszperać w internecie Toya zdecydował się dopiero znacznie później. Długo po tym, jak wrócił do domu po szkole, zrobił lekcje i długo po tym, jak położył się do łóżka, żeby zasnąć. Z tym ostatnim miał spory problem, a jak wiadomo właśnie wtedy głowa przypomina sobie o wszystkich najmniej istotnych wydarzeniach z całego dnia, czasem nawet z dłuższego okresu niż jeden dzień. Wtedy powracają wszystkie przypałowe akcje na przestrzeni całego życia, więc tym razem Toya był wdzięczny, że przypomniał sobie to, a nie jak przez pomyłkę głupkowaty esemes do Keigo poleciał do Fuyumi (jego treści lepiej nawet nie przytaczać).

Łaskawie wychylił się i zgarnął telefon, który standardowo ładował się na szafce nocnej przy łóżku. Jasność wyświetlacza była boleśnie nieprzyjemna, dlatego najpierw szybko ściemnił ekran.

Decyzja o tym, że wpisze w wyszukiwarkę "Tenko Shimura" nie przyszła do razu. Najpierw sprawdził, czy Keigo nie wysłał mu czegoś (nie wysłał), a potem czy nie miał nowych powiadomień na Twitterze (nie miał) i dopiero na koniec padło na sprawdzenie Google'a.

Od razu na samej gorzej pokazała mu się cała galeria zdjęć, nagrania i potem cała salwa artykułów. Toya spodziewał się, że coś znajdzie, kiedyś nawet z rodzeństwem wpisywali swoje imiona i nazwiska, żeby sprawdzić, czy o nich też są jakieś informacje w Googlach, oczywiście były, ale w ilości nieporównywalnej do tych wyników.

Zanim zdecydował się wejść w jakichś artykuł, jego uwagę przykuły zdjęcia. Te na samym przodzie nie specjalnie przypominały Tenko Shimurę, którego widział na telefonie Hawksa. Większość podpowiadanych obrazów pokazywała małego chłopca w ciemnych włosach i to właśnie tę twarz kojarzył bardziej. Tę twarz kojarzyła większość Japończyków z jego rocznika, o starszych już nawet nie wspominając.

Nie musiał włączać nagrań, bo widział je już kilka razy czy to w telewizji, czy kiedyś na YouTubie (ostatnio pewnie, kiedy był w podstawówce, ale pamiętał, co na nich jest). Tenko Shimura, dziecko, które urządziło masakrę w centrum miasta. Masakrę, której na koncie nie miał pewnie nie jeden starszy złoczyńca. Masakrę, której Toya był nawet świadkiem. Na pewno zapomniałby o 90, może 80%, tego, co wtedy widział, gdyby nie media trąbiące o tym swego czasu na prawo i lewo. Oczywiście po tylu latach sprawa już ucichła i żadne wiadomości nie zaprzątałby sobie głowy czymś, co prężnie działające, poważne media dzisiaj traktują niemal jak legendę, ale ta aktualnie w U.A. dostała nowe życie.

Toya zlustrował spis artykułów, ale nie zadał sobie tyle trudu, aby któryś, chociażby włączyć, a co dopiero przeczytać. Przypomniał sobie, skąd kojarzy imię i nazwisko tego dzieciaka i więcej miał już w głębokim poważaniu. Odłożył telefon na szafkę, upewniwszy się, że nastawiony budzik czeka, aby rano obudzić go za pięć siódma, a potem obrócił się na drugi bok i zasnął w ciągu kilku minut.

***

O Tenko Shimurze szkolne korytarze zapomniały już po pierwszym tygodniu, jeszcze zanim Toya miałby okazję zobaczyć go na żywo. Nie, żeby specjalnie starał się go zobaczyć czy żeby na to liczył. Temat umarł śmiercią naturalną i po pierwszym tygodniu Todoroki nawet nie pamiętał, że budził kiedykolwiek jakąś sensację. A przynajmniej zapomniał o sprawie, póki ta o sobie nie przypomniała — dokładnie w środę na krótkiej przerwie między czwartą a piątą lekcją drugiego tygodnia. To właśnie wtedy znalazł się (w swoim mniemaniu) w niewłaściwym miejscu o nie właściwym czasie.

— Idę się odlać — oznajmił, niechętnie podnosząc się ze swojego miejsca w klasie. Hawks nie uniósł głowy znad notatek, które na szybko od niego przepisywał (w mniemaniu Toyi jego praca była bezcelowa, bo jeśli przyjdzie co do czego to ani nauczyciel, ani Keigo nie odczytają, co tam nagryzmolił. Hawks bazgrał jak kura pazurem, nawet jeśli nie toczył walki o czas z dzwonkiem na lekcje).

— Lepiej się pospiesz. Wolałbym nie być w twojej skórze, jeśli przyjdziesz do sali po angliście — mruknął, nie wynurzając nosa znad swojego zeszytu.

— Na moje szczęście gość ma swoje lata i wchodzi po schodach wolniej niż ja — odparł Toya. Przechodząc, specjalnie klepnął Hawksa nieco za mocno w rękę, którą pisał i uśmiechnął się niewinnie, kiedy blondyn posłał mu mordercze spojrzenie. Todoroki wiedział, że jak wróci, przyjaciel odpłaci mu się wdzięcznymi kleksami w losowych kartkach jego zeszytu.

Wyszedł z klasy i zaczął wspinać się schodami na piętro wyżej (ostatnie piętro budynku). Łazienka na najwyższym piętrze była jego ulubioną z kilku powodów:

1. Brak kolejek.

2. Cisza i spokój.

3. Z uwagi na małą ilość gości zawsze była zaopatrzona w papier toaletowy i mydło.

Rzeczywiście, ostatnie piętro niemal zionęło pustkami, a toaletę to już w ogóle miał całą dla siebie. Wybrał sobie jeden z pisuarów — pomieszczenie miało takich cztery, tym razem zdecydował się na drugi od wejścia. Rozpiął pasek od spodni, ustawił się wygodnie i wyjął to, co miał wyjąć. W międzyczasie, kiedy jego pęcherz oddawał się samo opróżnianiu, Toya pozwolił sobie na jedynie chwilowe odpłynięcie myślami (konkretnie to do czasów po szkole, czyli dokładnie za dwie lekcje). Niestety zdążył sobie zwizualizować jedynie ostatni dzwonek i drogę do szafki po swoje rzeczy, bo zanim wirtualny Toya Todoroki wydostał się z odmętów szatni, a tym bardziej szkoły, ktoś zakłócił spokój temu prawdziwemu.

Drzwi do łazienki się otworzyły, co samo w sobie nie było czymś dziwnym, bo toaleta była normalnie dostępna dla wszystkich uczniów, to ich wybór, że zazwyczaj woleli chodzić do bardziej zatłoczonych kabin na innych piętrach, i wpadła przez nie grupka chłopaków. Toya nie miałby powodu, żeby chociażby się na nich spoglądać, gdyby nie to, że ci weszli, robiąc hałas, a potem zastygli w bezruchu. Najwidoczniej również liczyli, że toaleta będzie pusta.

Toya nie był na tyle głupi, żeby myśleć, że chcieli załatwiać swoje potrzeby, ale muszą poczekać, bo w łazience z czterema pisuarami jeden jest zajęty i przez to nie mogliby sobie urządzić zawodów w "Kto pierwszy się wysika" (nie żeby on z Hawksem bawili się kiedyś podobnie). Chłopacy planowali zrobić coś, co najmniej nieregulaminowego, dlatego potrzebowali przestrzeni najlepiej bez gapiów i bez kamer. Mało używana łazienka na najwyższym piętrze wydawała się wręcz idealnym miejscem.

Nie mój problem, pomyślał Toya, zajmując się na powrót sobą.

Czwórka nastolatków, z czego trzech przemieszczało się spokojnie w ciasnej, przyległej formacji, a tylko jeden był popychany, żeby szedł naprzód, weszła głębiej i ustawiła się przy ścianie. Toya pomyślał, że muszą być albo bardzo zdesperowani, albo bardzo naiwni, żeby myśleć, że wyglądają zupełnie niepodejrzanie.

Nie mój problem, powtórzył sobie w myślach, chowając to, co miał schować z powrotem do majtek. Zaraz i tak będzie dzwonek na lekcje, usprawiedliwił się, choć zapinał pasek od spodni znacznie wolniej niż zazwyczaj, jakby chciał grać na czas, do tego przeklętego dzwonka.

Nie to, żeby bał się zwrócić komuś uwagę, że bójka trzech na jednego jest co najmniej nie honorowa, po prostu to nie był jego problem, nawet jeśli Keigo powiedziałby na odwrót. Gdyby to Hawksa spotkała podobna sytuacja, poruszyłby niebo i ziemię, żeby rozgonić młodocianych zbirów, bo przecież obowiązkiem bohatera jest zapobiegać niegodziwości i przemocy.

Toya spuścił wodę i podszedł do umywalek. Zazwyczaj tylko szybko oplukałby ręce i wyszedł, nawet nie susząc ich (ewentualnie wykorzystałby do tego swój dar, przy okazji zbiegania po schodach), jednak dzisiaj wyjątkowo postanowił skorzystać z suszarki do rąk. Spoglądał na odbijających się w lustrze chłopaków i nie miał wątpliwości, że ten w czarnych włosach, opadających mu na twarz i ramiona, wbijający się w ścianę to: po pierwsze ofiara, po drugie, Tenko Shimura. Ci, co go tam ściągnęli, stworzyli przed nim ciasny mur i próbowali udawać, że spokojnie rozmawiają.

Tenko Shimura rozwalił sam wszystkie roboty i połowę toru B, przypomniał sobie Toya, nie ma opcji, żeby nie poradził sobie z czterema pierwszakami. Mimo to przytrzymał już zupełnie suche ręce jeszcze trochę pod ciepłym nawiewem, a potem kiedy już zdecydował się je łaskawie zabrać, popoprawiał sobie koszulę przed lustrem. Może Tenko Shimura pokonał samodzielnie wszystkie roboty, ale nie wyglądał jakby miał, chociaż zamiar postawić się tamtym chłopaczkom.

Toya próbował wmówić sobie, że sławny pierwszak ma po prostu pecha, że to akurat on, a nie pomocny i rezolutny Hawks, korzystał z tej łazienki właśnie, kiedy on miał kłopoty, ale zanim zdążył wypowiedzieć to zdanie w myślach, już wiedział, że samego siebie tym nie przekona. Nie rozważał dwa razy, choć miał czas, kiedy wzdychał z powodu swojego dobrego serca, po prostu odwrócił się i zaczął podchodzić od niechcenia do grupki pierwszaków.

— Dobrze się bawicie? — zapytał, wkładając dłonie do kieszeni. Spojrzał na każdego po kolei, zastanawiając się, który przejmie pozycję lidera i się odezwie. Ostatecznie głos zabrał chłopak w rudych kręconych włosach.

— Rozmawiamy sobie z kolegą z klasy — odparł, nie brzmiał tak pewnie, jak wypowiedział sobie to zdanie w głowie, a na pewno nie tak pewnie, jakby tego chciał. Dzwonek dalej nie dzwonił.

— Widzę właśnie. Worek ziemniaków jest traktowany lepiej niż ten tutaj — mruknął Toya. Teraz stał może jeden krok od grupki. Pierwszaki musiały unieść trochę unieść głowy, żeby patrzeć mu w oczy, co tylko odejmowało im odwagi. Nikt się nie odezwał, choć rudzielec postanowił na mały bunt w postaci groźnej miny. — Jesteście w U.A, nie w zoo. Spadajcie na lekcje — dodał.

Pierwszaki chwilę stały na swoich miejscach. Dwóch po bokach przywódcy stada, zerknęło na niego przelotnie, a potem ustąpiło.

— No już, już. Nie chcę was tu widzieć — ponaglił Toya. Rudzielec popatrzył na niego pseudo gangsterskim spojrzeniem (Todoroki nie mógł wyjść z podziwu, jak bardzo przypomina mu jego najmłodszego brata, Shoto, kiedy się denerwuje), a potem wyszedł ze swoimi przyjaciółmi. Tenko nie ruszył za nimi. I dobrze, cały wysiłek Toyi poszedłby na marne, gdyby dopadli go za rogiem.

— Dziękuję — mruknął cicho, prostując się delikatnie pod ścianą. Toya zmierzył go spojrzeniem, stwierdzając, że gdyby się naprawdę porządnie wyprostował, nie byłby niższy od swoich "kolegów", a gdyby ogarnął włosy tak, żeby nie przysłaniały mu połowy twarzy, może wyglądałby nieco pewniej.

— Nie ma sprawy, ale następnym razem mógłbyś się choć trochę postawić, zamiast stać, jak kłoda — zasugerował Toya, przechylając głowę trochę na bok. Tenko przytaknął mu ze zrezygnowaniem, w sposób, który ani trochę nie wyrażał chęci walki, czy chociażby prostego "postaram się", a potem zaczął drapać się po szyi. Na dłoniach miał czarne rękawiczki, które zasłaniały jedynie dwa palce — mały i serdeczny.

— Cały jesteś? — zapytał Toya, oglądając się za siebie. Dzwonek dalej nie dzwonił.

— Tak. Wszystko w porządku.

Trzecioklasista westchnął ciężko, a potem przeczesał dłonią włosy. Nie wierząc w to, co zamierzał powiedzieć:

— Dobra, to chodź. Zaprowadzę cię pod klasę.
_________________________________________

Ostatnio było nieco szybciej, wiec dzisiaj rozdział jest nieco później (wattpad postanowił mi robić problemy w edytorze).

Ten tydzień znowu mijał mi jakoś pioruńsko długo, więc ciężko mi uwierzyć, że minęła dopiero jedna sobota między rozdziałami, ale cóż, nic nie poradzę.

Do usłyszenia za tydzień! Zostawcie gwiazdkę <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro