ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Nie wierzę, początek roku i już zadają nam tyle prac? Powariowali do reszty chyba. Innego wytłumaczenia nie widzę — jęczał Hawks, ledwo tylko opuścili z Toyą klasę od języka japońskiego i oddalili się na tyle, że nauczyciel nie mógł ich usłyszeć. Oczywiście Toya już po niezadowolonych minach, jakie robił przyjaciel na zajęciach, wiedział, że chłopak będzie miał podły humor, co udzieli się również i jemu. Jak już Todoroki wspominał, Keigo czasem był marudny. Zawsze z rana (szczególnie kiedy pogoda nie dopisywała) i kiedy zwalało mu się za dużo pracy domowej na głowę.

— W końcu to ostatnia klasa, czego się spodziewałeś? Że pozwolą nam leżeć i pachnieć? — Toya poprawił pasek od ciężkiej torby, która obsunęła mu się na ramieniu. Mimo że zostawiał część książek i zeszytów w szafce w czwartki jego tornister i tak dawał się we znaki.

— Nie pogardziłbym, gdyby choć trochę zluzowali. Ja i tak już nie mam czasu. Jak wracam do domu, to padam na ryj i nie mam siły się podnieść — ciągnął blondyn, nonszalancko poprawiając włosy, kiedy mijali grupkę dziewczyn. Toya wywrócił oczami.

— Trzeba było wypocząć przez wakacje. Nie wezmę na siebie więcej przedmiotów do odrabiania, nawet na to nie licz — mruknął.

Dochodzili właśnie do końca korytarza, a potem zaczęli schodzić razem z lawiną uczniów schodami na dół. Przerwa na lunch oznaczała, że ich celem była stołówka, a przynajmniej byłaby ich pierwszym celem, gdyby Hawks nie przypomniał sobie, że po obiedzie idzie na trening z pozostałymi członkami Big Three.

— Moja torba! Prawie zapomniałem! Toya, muszę iść do szatni odłożyć rzeczy! — oznajmił, najpierw stając jak wryty, a potem drastycznie zmieniając kierunek.

— Zrobisz to po lunchu — mruknął Toya, nie specjalnie robiąc sobie cokolwiek z tego, że ludzie muszą wymijać jego i Hawksa, bo stali pośrodku przejścia do stołówki, która była teraz priorytetem wszystkich uczniowów.

— Potem w szatni będzie tłok albo znowu zapomnę. — Keigo zaczął iść pod prąd i Toya niechętnie do niego dołączył. To nie tak, że bał się usiąść samotnie przy ich stoliku, po prostu postanowił skorzystać z okazji i samemu zostawić też kilka swoich książek w szafce (możliwe też, że będzie musiał użyczyć swojej szafki Hawksowi, jeśli ten znowu zapodział gdzieś swój kluczyk, co zdarzało się średnio trzy razy w tygodniu, czasem częściej).

— Pośpieszmy się w takim razie. Jestem głodny — westchnął Todoroki.

Hawks przytaknął mu energicznie i oboje zeszli z toru, jakim płynęła fala uczniów do stołówki nieco na bok, tak aby zdążyć wrócić, zanim przerwa dobiegnie końca. Kiedy na korytarzu było tyle osób, a wszyscy coś mówili, właściwie przekrzykiwali się nawzajem, jakiekolwiek wywody Hawksa (był straszną gadułą) nie miały sensu. Toya i tak nic by nie usłyszał.

Wyszli z najbardziej tłocznego korytarza i szybko pokonali schody prowadzące na ostatnie piętro, które zajmowały szatnie. Składało się z długiego korytarza i czterech pomieszczeń. Trzy z nich miały zawsze (lub może prawie zawsze, wyłączając noc, kiedy uczniów już dawno nie było w budynku, a woźni kończyli swoją robotę) otwarte drzwi i były wypełnione metalowymi szafkami ułożonymi w równe rzędy. Po jednej szatni na każdy rocznik. Klasa Toyi i Keigo — 3A — dzieliła szatnię z 3B. Ich szafki były żółte i miały numerki od 102 do 161. Czwarte pomieszczenie to składzik woźnych.

Właśnie kiedy weszli do korytarza na najniższym piętrze, Keigo zaczął na powrót kłapać jęzorem. Nie było to nic szczególnego, powtórzył może z cztery razy: "Nie chce mi się", trzy razy: "Będę odrabiać te przeklęte prace domowe do północy" i dwa razy: "Nauczyciele to sadyści".

Na koniec blondyn zaczął macać się po kieszeniach — oczywiście pustych, Toya doskonale to wiedział — a potem już spojrzał na przyjaciela wzrokiem, który oznaczał, że zaraz będzie prosić o przysługę. Nie zdążył. Oboje stanęli jak wryci, słysząc donośny huk z jednego z pomieszczeni i bynajmniej nie był to malutki składzik woźnych na końcu korytarza, w którym ktoś niechcący przewróciłby jakieś wiadro lub mopa.

— Co tam się dzieje? — mruknął Hawks. Mrużył lekko oczy i ściągał brwi, czyli jak zawsze, kiedy coś go niepokoiło. Chwila moment i ruszył naprzód, prosto do pierwszego pomieszczenia, z którego ewidentnie dobiegał podejrzany dźwięk.

— Zostaw, to nie nasz problem — rzucił Toya, ale Keigo posłał mu tylko spojrzenie, które oznaczało, że nie odpuści. Zresztą jak zawsze. Bohater z prawdziwego zdarzenia, a pierwsza zasada brzmiała: zawsze miej oko na wszystko.

Toya dobiegł do Hawksa w momencie, gdy przyjaciel złapał za klamkę drzwi do szatni klas pierwszych z profilu bohaterstwa. Kiedy Todoroki był bliżej pomieszczenia, usłyszał w środku jakieś podniesione głosy i tym bardziej wiedział, że może porzucić myśl o spokojnej przerwie. Keigo nie odpuści i będzie kazał się im tym zająć. Druga zasada wzorowego bohatera brzmiała: pomagaj zawsze i wszystkim, nawet tym, którzy tego nie chcą.

Hawks otworzył drzwi na oścież i od razu wszedł do środka, Toya trochę po nim.

– Oddajcie! Oddajcie, zanim stanie się jakiś wypadek! — to pierwsze co dotarło do uszu trzecioklasistów, prócz parsknięć i śmiechów. Kilka szybkich słów, wypowiedzianych przez chłopaka dociśniętego plecami do metalowych szafek (pierwsze klasy miały czerwone). Stał na lekko ugiętych kolanach, zupełnie jakby miał się skulić na podłodze, o ile ręka, która przytrzymywała go przy szafkach, by odpuściła. Czerwone oczy skakały nerwowo pomiędzy stojącymi przed nim w półkolu chłopakami. Jedną rękę wyciągał ku górze, drugą przyciskał mocno do siebie. Jedna (ta wyciągnięta) miała czarną rękawiczkę, druga już nie. Dokuczający mu chłopacy zabrali mu tak małą, a tak istotną dla niego część garderoby, aby teraz ta mogła spokojnie lewitować wysoko nad ich głowami.

— Hej! Co jest grane?! Natychmiast go zostawcie! — rozkazał Keigo tonem tak poważnym i stanowczym, że człowiek, który nie znałby go, nigdy nie powiedziałby, że ten chłopak jest mniej rozgarnięty niż starzec z Alzheimerem albo że w zeszłym tygodniu ledwo uszedł z życiem po zakrztuszeniu się własną śliną.

Hawks wyprostował się (choć nie musiał, bo i tak był sporo wyższy od tych pierwszoroczniaków), strzepnął groźnie skrzydłami i ruszył do przodu, a przed nim wystrzeliły dwa długie, czerwone pióra, które odsunęły chłopców od gnębionego przez nich Shimury. Toya poznał go od razu. Keigo na pewno też.

— Znowu to samo — mruknął Toya, idąc w ślady przyjaciela i również podchodząc trochę do przodu, chociaż w przeciwieństwie do Hawksa był znacznie mniej spięty i zdenerwowany całą sytuacją, może nawet trochę znudzony. Myślał o przerwie obiadowej, która właśnie go omijała i o czekoladowej kawie, którą właśnie by popijał, gdyby nie ta banda głupków i zapędy bohaterskie Keigo. Wepchnął dłonie do kieszeni, nie zamierzając, chociażby rozgrzewać dłoni swoim quirkiem, a co dopiero używać go na tych małolatach.

— Co tu się dzieje, co? Dlaczego mu dokuczacie? Mam iść do nauczycieli? — warczał Keigo. Przepchnął się przez rozgonioną grupkę pierwszaków i stanął przed Tenko w razie, gdyby ktoś znów postanowił go zaatakować.

— Nic się nie dzieje — mruknął jeden z chłopaków. Keigo wbił w niego mordercze spojrzenie.

— Już idziemy stąd — powiedział drugi. Reszta nic nie mówiła. Najwyraźniej byli mocni tylko, kiedy mieli przewagę w starciu czterech na jedną przestraszoną ofiarę. Ci bardziej z tyłu zaczęli się cofać, a ci z przodu wymieniali krótkie spojrzenia, jakby nie byli do końca pewni co teraz i czy dadzą radę się z tego wywinąć. Ostetecznie wszyscy uznali drastyczny odwrót za najlepszą możliwą decyzję.

— Przeprosilibyście — zasugerował Keigo, widząc, że pierwszaki zmiękły. Żaden nie odezwał się. Wymienili jedynie ostatnie spojrzenia, a potem ruszyli do wyjścia. Toya nie zamierzał ich zatrzymywać. Przemoc na uczniach była niedozwolona, a co najważniejsze, nie widział w tym żadnego interesu dla siebie.

Czarna rękawiczka wisząca pod sufitem, o której wszyscy zapomnieli upadła na ziemię, kiedy dar któregoś z dręczycieli przestał podtrzymywać ją w powietrzu. Hawks westchnął ciężko i pokręcił z dezaprobatą głową, a potem schylił się, żeby ją podnieść. Kiedy się odwrócił do Tenko, ten już zsunął się po szafkach do kucania. Dalej przyciskał gołą dłoń do klatki piersiowej ani myśląc oderwać ją chociaż na chwilę.

Twarz Keigo złagodniała. Nachylił się i podał Shimurze jego własność.

— Proszę. Nic ci nie jest? Zaprowadzić cię do Recovery Girl? — pytał, dalej spełniając wymogi drugiej zasady bohaterskiej (tej, co do pomagania wszystkim i wszystkiemu).

Tenko pokręcił szybko głową i niepewnie zabrał swoją rękawiczkę od Hawksa. Potem skupił 110% uwagi na zakładaniu jej na rękę, starannie zapinając zabezpieczający klips i sprawdzając wszystkie palce (czy dokładniej mówiąc dwa palce, bo rękawiczka osłaniała tylko serdeczny oraz mały).

Toya uśmiechnął się pod nosem i oparł się o najbliższy rządek szafek. Pierwszoklasista ewidentnie chciał się pozbyć Keigo i zostać samemu, ale gdyby znał go tak dobrze, jak Todoroki, wiedziałby, że to niemożliwe.

W oczach Keigo Tenko nie różnił się teraz niczym od ofiary na miejscu poważnego wypadku. Jakiekolwiek tłumaczenia czy nawet prośby chłopaka brzmiałyby dla Keigo równie absurdalnie co, gdyby ranny leżący między gruzami ze złamaniem otwartym powiedział coś w stylu: "Spokojnie, panie bohaterze, tę wystającą kość zaraz wepchnę do środka i będzie jak nowa. Niech Pan odwoła pogotowie".

— Zaprowadzimy cię do stołówki, co? — zaproponował Keigo, uśmiechając się delikatnie, jakby mówił do małego dziecka. Tenko może i był młodszy, ale do wieku łapiącego się na darmowy przejazd autobusem już dawno nie należał, więc zdaniem Toyi nie powinno go się tak traktować. Nawet jeśli teraz tak skulony, wyglądał na małego i bezradnego.

Shimura spojrzał, jakby ze strachem, a może to było zaskoczenie (ciężko stwierdzić z perspektywy Toyi) na Hawksa. Potem otworzył usta, choć nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

— Masz zjeść z kim lunch? – ciągnął troskliwie Hawks. Tenko przełknął ciężko ślinę.

— Nie, ale... — zaczął, jednak Hawks wszedł mu w słowo. Nie należy zapominać, prawdziwy bohater (przynajmniej według Hawksa) pomaga wszystkim i wszystkiemu, nieważne czy tego chcą, czy nie.

— W takim razie już masz. Chodź z nami, w grupie zawsze lepiej, co nie, Toya? — zagadnął blondyn, teraz odwracając się przelotnie do stojącego w rogu przyjaciela. Tenko powłóczył wzrokiem za Hawksem i wtedy otworzył oczy jeszcze szerzej, poznając Toyę. Czerwonowłosy jedynie lekko uniósł rękę w niemym "Cześć", a potem znowu wepchnął ją do kieszeni, odbił się od szafki i cofnął o krok, jakby chciał pośpieszyć swoich kompanów. Nie należy zapominać, że przerwa nie trwa wiecznie.

— Pewnie — mruknął. — Mamy dużo miejsca przy stoliku — dodał. Keigo uśmiechnął się promiennie, zadowolony z odpowiedzi Toyi, a potem wyciągnął dłoń do Tenko Shimury, żeby pomóc mu wstać. Młodszy nie miał wyboru.
_________________________________________

Dzisiaj tak wyjątkowo, bo niedawno wróciłam do domu. Ant-manowi i Osie: Kwantomania daję 6/10, nie będzie to mój ulubiony film od Marvela, chociaż ciężko polubić mi się z ich produkcjami.

W każdym razie, mam nadzieję, że się podobało i nikt nie wyzywa Toyi od nieczułych kutasów <3

Zostawcie gwiazdkę i do usłyszenia za tydzień!

PS Jeśli są tu fani Eruri to zapraszam do nowego zbioru opowiadań "Codzienne życie Erwina i Leviego". Na pewno nie pożałujecie ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro