ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Droga powrotna na pewno nie była usłana rozmową. Toya praktycznie ciągnął brata do domu, upominając się co chwila, aby nie iść tak szybko, że chłopiec musiałby za nim biec. Kilka razy rzucił jakimiś pytaniami, jakby chciał robić pozory, że naprawdę nic się nie dzieje i są zupełnie normalną rodziną, ale Shoto nie był skory do udzielania odpowiedzi, które nie byłyby monosylabami. Ma wyrzuty sumienia, pomyślał Toya.

Nie podobało mu się to, że ojciec odbiera jego młodszemu bratu dzieciństwo, jeszcze bardziej nie podobało mu się, że tak naprawdę nie mógł z tym nic zrobić. Nie był rodzicem, nie był jeszcze nawet dorosły, nie mógł zdziałać nic więcej jak tylko uśmiechnąć się pocieszająco do Shoto, zanim nie otworzył drzwi do domu. Nie krzyknął wesołego "Cześć wszystkim" albo "Wróciliśmy". Prędzej odgryzły sobie język, niż to zrobił.

Zamknął za bratem drzwi i odwiesił kurtkę chłopca na wieszak. Ojciec stał już w progu, kiedy Shoto niezdarnie rozwiązywał sznurówki butów.

— Gdzieś się z nim szlajał? — warknął w stronę najstarszego syna. Toya nie uraczył go żadnym spojrzeniem. Na dobrą sprawę chętnie by mu również nie odpowiadał, ale mógł sobie pozwolić jedynie na zwlekanie o kilka sekund z otworzeniem ust i wypluciem z nich trzech oschłych słów. Za większy bunt już nie tylko on poniósłby karę.

— Lekcje się przedłużyły. — Kucnął przy Shoto, który niechcący zrobił paskudny supeł ze sznurówek jednego buta i nie mógł go rozwiązać. Próbował ściągnąć obuwie siłą, ale udało mu się wysunąć jedynie kawałek gołej pięty, skarpetka została w środku.

— Nie kłam! Myślisz, że nie wiem, o której kończą się zajęcia w UA? — burknął ojciec. — Gdzie byliście, Shoto?!

Toya wstał, rozwiązawszy supeł w sznurówkach brata.

— Chociaż jego się nie czepiaj. Nic nie zrobił — powiedział. — Jesteśmy już w domu, więc mógłbyś odpuścić — dodał.

— Taki jesteś mądry, gówniarzu? Skoro masz takie podejście to nic dziwnego, że niczego nie osiągnąłeś. Nawet w żadnej agencji dla bohaterów cię nie chcieli. Robię wszystko, żeby Shoto nie był taką porażką jak ty! — zagrzmiał Enji, podchodząc do chłopców o parę kroków. Toya również wystąpił trochę na przód, ale to tylko dlatego, żeby zasłonić Shoto w razie, gdyby ojciec chciał się posłużyć swoimi niezastąpionymi metodami wychowawczymi, mającymi zapewnić mu bezgraniczne posłuszeństwo dzieci. Toya już dzieckiem nie był, więc przemoc przeciw niemu nie mogła już wzbudzić w nim strachu, o szacunku czy potulności nie wspominając.

— Tato? Może pójdziemy już poćwiczyć? — zapytał cicho Shoto. Niewinne wtrącenie miało odwrócić uwagę ojca i zakończyć rozmowę, zanim na dobre zacznie się jakaś kłótnia, a właśnie na to się zanosiło. Endeavor nie uraczył go nawet spojrzeniem.

— Co ty sobie myślisz, co? Póki żyjecie pod moim dachem, z moich pieniędzy macie się mnie słuchać!

— Toya? Shoto? Wróciliście? — W progu stanęła Fuyumi, najpewniej zwabiona krzykami również chciała załagodzić napiętą atmosferę. Spojrzała niepewnie na ojca, a potem na braci. — Zrobiłam obiad — dodała. Rzeczywiście miała na sobie fartuszek w pomarańcze obramowany zieloną nitką. Toya pamiętał jeszcze czasy, kiedy to jego mama gotowała w tym obiady. Czasy, kiedy tata nie był taki jak teraz.

— Słyszałeś, Sho? Zmykaj umyć ręce — powiedział Toya, łapiąc za ramię brata i lekko popychając go do przodu, aby ten wyszedł z korytarza. Chłopiec zerknął niepewnie na rozwścieczonego ojca, kiedy go mijał, a potem na Toyę, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno może zostawić ich samych.

— Tato, Toya, wy też. Już wam nałożyłam. Wystygnie, jeśli się nie pospieszycie — oznajmiła Fuyumi, zanim nie zniknęła za rogiem.

Endeavor popatrzył na Toyę z góry. Z jego skrzyżowanych na obszernej piersi rąk szalały płomienie.

— Ty lepiej uważaj, gówniarzu. Nie pozwolę się tak traktować we własnym domu. Powinieneś mieć szacunek do mnie, póki tu mieszkasz — warknął prosto w stronę Toyi. Już nie krzyczał. Potem posłał synowi ostatnie jakby zawiedzione spojrzenie. Czerwonowłosy poczekał, aż ojciec postawi pierwsze kroki w kierunku kuchni, zanim nie prychnął pod nosem:

— Zastanów się lepiej, jak ty nas traktujesz. — Nie powiedział tego na tyle głośno, aby ojciec go usłyszał. Nie chciał prowokować kolejnej kłótni, a już na pewno nie chciał, żeby Shoto był tego świadkiem. Potem zabrał torbę, którą rzucił na ziemię, kiedy pomagał bratu rozwiązać supeł w sznurówkach i poszedł do swojego pokoju. Nie miał już ochoty na rodzinny obiad.

***

Reszta dnia — na szczęście nie zostało jej zbyt wiele — obyła się bez potrzeby oglądania Enjiego. Toya zabunkrował się w swoim pokoju i wyściubił z niego nos jedynie koło wieczora, aby zejść na dół do kuchni i zrobić sobie jakąś kanapkę. Ojciec wtedy już od dawna trenował z Shoto na dworze, więc chłopak nie ryzykował spotkaniem ich. Potem wrócił grzecznie do siebie i założywszy słuchawki, zabrał się za odrabianie swojej części zadań domowych. Zaczął się weekend i doskonale wiedział, że Keigo na pewno zabierze się za swoją porcję materiału dopiero w niedzielę wieczorem, jak nie nawet w poniedziałek na przerwie, ale on nie miał teraz nic lepszego do roboty.

Później (kiedy skończył już wszystko, a przynajmniej skończył wystarczająco dużo, żeby zaczęła go boleć głowa od nadmiaru równań matematycznych) zanurzył się w świat internetu i nie planował wychodzić z niego, dopóki nie poczuje się zmęczony. Jak na złość tym razem senność wcale nie chciała przyjść tak szybko. Rozważał już nawet czy nie podejść do okna i nie wypalić po kryjomu jednego papierosa.

Do nałogowego palacza dużo mu brakowało, ale nie gardził jedną fajką w sytuacjach kryzysowych, zazwyczaj po ostrej kłótni z ojcem czy przed treningami w U.A, które po wydarzeniu z pierwszej klasy, stały się dla niego stresujące. Wypalał wtedy jednego papierosa, żeby zająć myśli i ręce na czas, kiedy najbardziej się denerwuje.

Praktykował ten nawyk mniej więcej od połowy pierwszej klasy liceum, kiedy zapoznał się, że straszą koleżanką Keigo. "Coś ty taki spięty jak stringi na dupie?" zaśmiała się wtedy, a potem wyjęła z torby paczkę papierosów i go poczęstowała. Wtedy zapewne ani ona, ani on nie pomyśleli, że właśnie popchnęła Toyę w kierunku nasilania problemu smogu w Japonii i nakręcania rynku nikotynowego, ale zapewne gdyby się dowiedziała, za bardzo by się nie przejęła. Toya nie miał z nią kontaktu, odkąd skończyła U.A, ale mimo to doskonale wiedział, co się u niej dzieje, głównie za sprawą Keigo.

Teraz właściwie już zbierał się z łóżka, aby podejść do torby i wygrzebać z niej paczkę z papierosami, praktycznie pełną, zużył z niej chyba tylko trzy sztuki. Nie palił zazwyczaj w domu, ale dzisiaj był gotów zrobić wyjątek. A przynajmniej dopóki nie usłyszał pukania do drzwi. Wtedy zamarł, czując gładziutki materiał paczuszki pod palcami, zabrał natychmiast rękę, jakby w środku czaił się jadowity wąż i odczekał, aż pukanie się ponowiło, żeby mieć pewność, że na pewno się nie przesłyszał. Było już na tyle późno, że miał solidne podstawy podejrzewać, że reszta domowników już dawno śpi. A jednak ktoś zapukał po raz trzeci.

— Co? — zapytał Toya, odsuwając plecak bardziej pod biurko. Wstał akurat, gdy drzwi się otworzyły, a do środka niepewnie zajrzała mała postać. Shoto ściskał w dłoniach swoją poduszkę.

— Co robisz? — zapytał, praktycznie szeptał. Toya zmierzył brata wzrokiem, a potem westchnął i podszedł do drzwi.

— Idę spać. Czego chcesz?

Shoto powłóczył palcami bosej stopy po podłodze, uporczywie wbijając w nią spojrzenie. Chciał coś powiedzieć, ale się wstydził. A Toya nie był troskliwą mamusią, żeby wyciągać z niego jego zmartwienia.

— Wracaj do łóżka. Powinieneś już dawno spać — mruknął i już miał zamknąć drzwi, wyrzucając tym samym chłopca na korytarz, ale wtedy Shoto postanowił powiedzieć, o co mu chodzi.

— A mógłbym dzisiaj spać tutaj?

Toya uniósł do góry brew, a potem prychną cicho.

— Nie. Idź do Fuyumi, młody — mruknął i nie podobał mu się najazd noce go gościa nie dlatego, że przez niego nie mógł zapalić sobie papierosa. Po prostu nie uważał, żeby spanie z młodszym rodzeństwem leżało w jego kompetencjach. Shoto przez chwilę przyglądał się swoim palcom, miętoszącym kolorową poszewkę poduszki, którą ze sobą zabrał. Toya popatrzył na niego znacznie łagodniej. Może jednak nie będzie tak fatalnym bohaterem, jak uważa Tenko?

— Jeśli już tak bardzo musisz, to chodź. Ale śpisz na jednej połowie, a ja na drugiej. Nie będę cię przytulać — zarządził, teraz uchylając drzwi do pokoju szerzej w zapraszającym geście. Shoto szybko uniósł głowę i posłał starszemu bratu promienny uśmiech. — Nie zasikasz mi łóżka, prawda? — zaśmiał się Toya. Shoto wytknął mu język, ale żadna docinka nie mogłaby go teraz wygonić z powrotem do swojego łóżka.

— Nie. Jestem już duży. Nie sikam w kołdrę — powiedział, wybierając sobie jedną stronę materaca i rozsiadając się na niej wygodnie.

— Myślałem, że duże dzieci śpią same i nie boją się potworów spod łóżka.

— Potwory spod łóżka nie istnieją.

Toya zamknął drzwi i zajął przeciwną stronę posłania. Zabrał jedną poduszkę, żeby Shoto mógł położyć na jej miejsce tę swoją w kolorowej poszewce w samochodziki. Nie zamierzał pytać się brata, dlaczego ten nie chce spać dzisiaj sam. Oszczędzi mu tłumaczenia i sobie słuchania, nie był cholerną świętą matką Teresą.

— Dobra, młody, do spania. Nie zabieraj mi w nocy całej kołdry — powiedział, kładąc się na swojej części.

— Dobra. Ty też nie zabieraj całej kołdry mnie — odparł Shoto. Toya posłał mu ostatni uśmiech i poczochrał po włosach.

— Postaram się. Dobranoc — mruknął. Sięgnął po zwiniętą w nogach łóżka pierzynę, żeby przykryć nią brata.

— Dobranoc — odparł młodszy, zanim nie złapał rogu pierzyny w dłonie i nie skulił się wygodnie na materacu. Toyi teraz nie pozostawała nic innego jak samemu pójść spać. 
_________________________________________

Wybaczcie, że tak dawno mnie nie było! Miałam mały kryzys twórczy i dużo spraw na głowie, nie było kiedy się zabrać za pisanie. Na szczęście teraz wróciła mi motywację, ponadto stęskniłam się za Wami ;)

Następny rozdział będzie z perspektywy Tenko w szkole + Keigo zdradzi co nieco o Toyi (mały spojler za to, że tak grzecznie czekaliście).

Do usłyszenia za tydzień już o normalnej porze!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro