Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Chcąc lub nie musiałem iść do szkoły. Zostałem zmuszony przez rodziców, oczywiście przed wyjściem dostałem niezły opieprz za to, że nie chodziłem tam. Nie miałem czasu, no przepraszam, ale byłem zajęty.

Przekraczam właśnie drzwi, idę przed siebie nie patrząc na nikogo. Nie chcę z nikim gadać. 

Niestety to jest nieuniknione, bo kiedy tylko siadam w klasie, w której mamy pierwsze zajęcia podchodzą do mnie przyjaciele.

- Coś ty taki? - zaczyna rozmowę Jay, siadając obok mnie. Jego chłopak siada na przeciwko nas, tylko Zane stoi przy moim stoliku. - Pokłóciłeś się z Lloydem? 

- A może poszedł się bić za kasę? - sugeruje Zane.

- Nie, nie pokłóciłem się z Lloydem, a tym bardziej on nie poszedł na jakieś nielegalne walki. - warczę, patrząc na Zane'a.

- To tylko przykład, wyluzuj.

- Nie wyluzuję, a twoje żarty nie są śmieszne. Rozsiewasz nieprawdziwe informacje na temat mojego chłopaka. 

- Twój chłopak jest dziwakiem.

Wstaję szybko ze swojego miejsca i podchodzę do niego. Nasze twarze są niebezpiecznie blisko siebie. 

- Możesz łaskawie przestać obrażać mojego chłopaka?! Nie znasz go!

- Znam dłużej niż ty.

- Kłamstwo! Nie znasz go w ogóle, nie wiesz o nim nic. 

- Ej chłopaki wyluzujcie. - wtrąca się Cole.

- Nie będę siedzieć cicho, kiedy on obraża Lloyda. On jest teraz setki kilometrów ode mnie, sam kurwa. Wszystko przez jakiegoś debila, który nas zgłosił! 

- Zrobiłem to byś zobaczył jakim debilem jest twój chłoptaś.

- Że coś ty kurwa zrobił?! - krzyczę i odruchowo rzucam się na Zane'a. Uderzam pięściami w jego twarz, czuję jak Cole próbuje nas rozdzielić. Udaje mu się to za którymś razem, ja dalej jednak chcę się wyrwać i rzucić na blondyna. - Dlaczego!? Kurwa Dlaczego!? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!!!

- Spokojnie Kai. - mówi Jay, po czym spogląda na Zane'a. - Dlaczego to zrobiłeś?

- Bo chciałem ci pokazać Smith, że to nie jest chłopak dla ciebie. - odpowiada, podnosząc się z podłogi. - To nie jest partia dla ciebie. 

- Gówno cię obchodzi z kim się spotykam! Wiesz co tak naprawdę dzieje się w życiu Lloyda?! - krzyczę, nie. Ja się drę, tak że pewnie cała szkoła słyszy. - Lloyd był ofiarą przemocy domowej, deklu. Pomogłem mu, uciekliśmy od jego jebanego ojca i moich rodziców, którzy nie chcieli nam pomóc! Kurwa rozumiesz to?! Wiesz co zrobiłeś?! Lloyd mógł nawet zostać tam zabity! Przez własnego ojca! A teraz policja zajęła się nim tak, że wysłali go do jego matki, która kurwa go nie chcę! Więc wiesz gdzie może trafić? Do jebanego domu dziecka! I to nie tutaj, w Ninjago City tylko gdzieś tam! Rozumiesz? Jesteś pojebany, nie nazywaj się moim przyjacielem. Nigdy więcej! A ty mnie puść! - próbuję wyrwać się z uścisku Cole'a.

- Jak się uspokoisz. 

- Jebnie mnie to, co jego ojciec mu robi. Bardzo ci tak dobrze, że nie masz miłości. Nikt na nią nie zasługuje, wy. - zwraca się tym razem do pozostałej dwójki. - Tak samo, udajecie słodką parę a mi się żyć chcę jak was widzę. 

- O co ci chodzi, Zane? - marszczy brwi rudzielec. - Zrobiłeś najgorszą rzecz, jak mogłeś zrobić to Kaiowi i Lloydowi? Z tego co słyszę Garmadon nie ma ciekawiej sytuacji w domu, jesteś naprawdę z siebie zadowolony? Jeszcze masz problem do mnie i Cole'a, bo co?

- Dobrze wiecie czemu, jesteście obrzydliwi.

- Kto tu jest obrzydliwi? My, którzy się tylko kochamy, czy ty, który wtrąca się w nie swoje życie? - tym razem głos zabrał chłopak rudzielca.

- A może po prostu boli cię strata Pixal? Bo tylko dzięki niej byłeś chociaż trochę miły? - sugeruje Jay.

- Ty. - rzuca Zane, po czym daje mocnego liścia niższemu, a ten przez silne, niespodziewane uderzenie chwieje się po czym upada na kafelki. - Nie mów o Pixal.

- Czy ty właśnie uderzyłeś mojego chłopaka?! - przed nim natychmiast staje czarnowłosy, a ja pomagam wstać przyjacielowi. Nie wiem co mu odwala. - A chcesz spotkać się z moją pięścią?!

- A ty z moją? Zasługiwał sobie na to od dłuższego czasu. Mam dość jego pierdolenia o wszystkim.

- Jeśli tak bardzo przeszkadzamy ci swoją obecnością to wypierdalaj. Od tej pory nie jesteś naszym przyjacielem. - mówi przez zęby brązowooki i podchodzi do swojego chłopaka, szybko otula go ramieniem i szepcze mu coś na ucho, zapewne pyta się czy wszystko w porządku.

Ja w tym czasie patrzę na Zane'a, on na mnie. Niech tylko coś jeszcze powie, a nie ręczę za siebie. Ten jednak pluje i wychodzi z sali. Jak mogłem myśleć, że to spoko koleś? 

- Wszystko okej? - pytam.

- Tak, już tak nie boli. - Jay cicho się śmieje, lekko odsuwając się od Cole'a. - To z Lloydem... mówiłeś prawdę?

- Niestety ta... jego ojciec znęcał się nad nim psychicznie i fizycznie. - wzdycham. - Dlatego też uciekliśmy, a Zane zjebał. 

- Czyli... nie zobaczysz go już? 

- Nya poleciała za nim, ale wątpię, że coś jej się uda z tym zrobić. Lloyd trafi do domu dziecka i będzie czekał na jakąś rodzinę zastępczą albo będzie czekał na swoją osiemnastkę. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś go zobaczę.

- Nya jest mądra, coś poradzi. A ty na pewno go zobaczysz. My też musimy, w końcu trzeba go przeprosić za to jacy byliśmy... - odpowiada Jay, po czym gryzie swoją wargę.

- Na pewno wam wybaczy, to cudowny chłopak. - uśmiecham się. 

- Nie wątpimy w to. - Cole puszcza mi oczko.

Miły klimat przerwał nam dzwonek na lekcje, do klasy zaczęły wchodzić inne osoby, a na samym końcu pan Ronin. Usiadłem więc do ławki i błagałem wszystko co dobre na tym świecie, by mnie nie zapytał.

Pov Nya

Szukanie Lloyda miałam zacząć dopiero następnego dnia, przyleciałam do Ninja York wieczorem. Nie widzę sensu chodzenia po obcym mieście, kiedy jest ciemno i nie wiem czego szukam. Udaję się więc do hotelu, szybko wynajmuję pokój i siadam na łóżku. Lot był męczący, nienawidzę samolotów. Zastanawiam się czego mam właściwie szukać, najlepiej byłoby znaleźć matkę Lloyda. Pytanie tylko, jak i gdzie mieszka? 

Ninja York jest mniejsze niż Ninjago City, jednak wciąż ogromne. Może być wszędzie, plusem może być to, że jest ona znaną osobą. Możliwe, że ludzie na ulicy będą ją kojarzyć i powiedzą mi gdzie mieszka czy coś w tym stylu. Idę pod prysznic, kiedy wracam widzę wiadomość od mojego braciszka.

Płomienna żmija: I jak tam? Znalazłaś go?

Ja: Kai, przyleciałam dwie godziny temu. Jest ciemno, to bez sensu szukać dzisiaj. Jutro będę pytać ludzi na ulicy czy znają Misako Garmadon.

Płomienna żmija: A to coś da?

Ja: Musi, inaczej jak go znajdę? Może ona powie mi gdzie jest.

Płomienna żmija: Wiesz, że ona go nienawidzi.

Ja: To nie znaczy, że nie udzieli mi informacji. Zobaczymy. Idę spać, bo jutro ważny dzień. Żegnam.

Nie odczytuję już tego co odpisuje mój brat, od razu kładę się do łóżka, po chwili zasypiam.

Rano szybko wstaję, ogarniam się i jem śniadanie w pośpiechu. Wychodząc z pokoju zabieram tylko telefon, nic innego nie jest mi potrzebne. Przechodzę ulicami i dopiero na rynku znajduję się gromadka ludzi. Od razu do nich podchodzę i pytam, czy znają Misako. Niestety nie ma żadnych rezultatów, jednak nie poddaje się. Podchodzę do każdego, wchodzę do wszystkich małych i większych sklepików. 

Myślałam, że to będzie łatwiejsze.

Sprawdzam nie wiem to już którą uliczkę aż trafiam pod księgarnie, która nosi nazwę "U Miasko". To chyba dar z nieba czy coś w tym stylu. Od razu pociągam za klamkę, zamknięte. To jest żart? Patrzę na godziny otwarcia. Od 10 do 14, szybko spoglądam na zegarek i widzę, że dochodzi dziewiąta. Jebany żart, siadam na schodkach i czekam. Poszłabym do jakieś knajpki, ale boję się, że już więcej tutaj nie trafię. Mało tutaj nie zasypiam, kiedy widzę jak jakaś kobieta otwiera drzwi.

- Pani się zgubiła? - mówi spokojnym głosem.

- Misaka Garmadon?

- Tak to ja, aż tak znana jestem? O co chodzi? 

- Nie będę przedłużać, gdzie jest Lloyd?

- Lloyd? Jaki Lloyd? - marszczy brwi.

- Niech Pani nie żartuje, nie mam czasu. Pani syn, Lloyd Garmadon.

- Skąd Pani go zna i czego od niego chce?

- Jestem przyjaciółką, został perfidnie zabrany przez policjantów z mojego domu. Trafił do swojego ojca, który go nie chciał. Postanowiono go odwieść do ciebie.

- Nie jesteśmy na ty, młoda damo. Co do niego... nie wiem gdzie jest, szczerze mnie to nie interesuje. Mam męża i uroczą dwójkę dzieci.

- A mnie nie obchodzi twoje życie prywatne, gdzie jest Lloyd? Powiedz a już mnie nie zobaczysz.

- Pewnie zabrali go tam gdzie jego miejsce, jakiś dom dziecka czy inne gówno. Naprawdę nie mam czasu, żegnam. - po tych słowach zamyka mi drzwi przed nosem, co za suka. 

Jak można tak traktować swoje dziecko? Ja rozumiem, że ma nowego męża, ale co winne jest dziecko? Nie będę się nad tym zastanawiać. Postanawiam złapać więc taksówkę. 

Od razu wsiadam do żółtego wozu i mówię. - Dom dziecka, wie Pan gdzie jest jakiś?

- Oczywiście. - mruczy i rusza.

Dzisiejszy dzień nie będzie łatwy.

Kiedy już jesteśmy na miejscu, płacę mu i kieruję się do drzwi. Otwieram i wchodzę do środka. Zauważam jakąś kobietę i zaczepiam ją.

- Czy przebywa u was Lloyd Garmadon?

- A Pani to niby kto? - prycha i obserwuje mnie z góry do dołu.

- Jego kuzynka, dowiedziałam się, że przebywa w domu dziecka i... - przerywa mi.

- Yhy, no niby jest tu ktoś taki, ale ja nie mogę Pani tutaj wpuścić. 

- Dlaczego?

- Takie mamy zasady, czego Pani chce? Konkretnie. 

- Chciałabym zapytać dlaczego tu jest i co dalej z nim.

- Trafił tutaj, ponieważ jest nieletni, a jego rodzice go porzucili. Prawdopodobnie za parę dni zaczniemy szukać mu nowego domu, ale wątpię że ktoś będzie nim zainteresowany. 

- Czyli... będziecie szukać mu rodziny zastępczej?

- No o tym właśnie mówię.

- Oh... za ile dni tak się stanie?

- Dwa, trzy. Im szybciej tym lepiej. 

Kiwam głową, dziękuję za rozmowę i wychodzę. Sytuacja jest poważna, nie mogę go odwiedzić, ani go stąd zabrać, ponieważ nie jestem prawnym opiekunem. Trzeba wymyślić coś innego, zrobię to i wyciągnę go z tego miejsca. Bo jak nie ja, to kto? Uśmiecham się sama do siebie, mam już plan na to. Szybko zmierzam do hotelu gdzie zadzwonię do Morro. Muszę mu coś powiedzieć. 


Drugi rozdział dziś :O Ale weny dostałem XDDD To przez to, że nie byłem tyle obecny!!!!  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro