Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Właśnie jadłem śniadanie kiedy usłyszałem dźwięk telefonu, który właśnie informował mnie, że mam nową wiadomość. Szybko sięgnąłem po rzecz i wszedłem w sms-y.

Cole: Nie uwierzysz co się stało!

Cole: To jest jakaś masakra !

Cole: Jak ten idiota jechał!?

Zmieszany zastanawiałem się o co chodzi. Naćpał się?

Ja: Możesz mi jasno powiedzieć o co chodzi? Nie wiem czy wiesz, ale jasnowidzem nie jestem.

Cole: To nie pora na żarty Kai!

Cole: Pixal potrąciło auto i jest teraz w szpitalu! Jej stan jest ciężki, błagam przyjdź jak najszybciej do szkoły.

Ja: CO JAK TO JĄ AUTO POTRĄCIŁO!?

Cole: Nie wiem! Szła do szkoły ze Skylor, wiesz ta ruda laska co chciała się z Tobą umówić.

Ja: Kojarzę, ale co to jej się nic nie stało?

Cole: Właśnie to jest dziwne i policja przepytuje teraz sprawcę wypadku, ale podobno nic nie pamięta bo to się działo szybko.

Ja: A jak Zane?

Cole: Siedzi z Pixal w szpitalu. 

Ja: Dawaj znać jak coś, zaraz będę w szkole.

Cole: Okej będę.

Zbieram szybko swoje rzeczy i wybiegam z domu. Po dobrej godzinie jestem w budynku i wzrokiem szukam moich przyjaciół. Widzę ich siedzących na schodach.

Jay wtula się w ramie Cole'a i płacze. Szybko do nich podchodzę i siadam obok.

- Wiadomo co? Przepraszam, że tak późno ale ten głupi autobus jechał jak ślimak.

- Nic nie wiadomo, Zane wysłał mi tylko, że zostanie w szpitalu i nie będzie go dzisiaj na lekcjach.

- Ja też nie mam ochoty tutaj siedzieć. - mówi rudzielec a ja spoglądam na niego. Jasna koszulka Cole'a jest mokra, mimo wszystko czarnowłosy się tym nie przejmuje tylko mocno obejmuje swojego chłopaka.

- Kochanie... chcesz bym poszedł z Tobą do domu? Położymy się na łóżku i będziemy się przytulać co ty na to?

- A-ale... masz dzisiaj trening.

- Ty jesteś dla mnie w tej chwili najważniejszy skarbie. Nic Cię nie zastąpi, a potrenować mogę w domu.

- Naprawdę?

- Tak myszko, idziemy. Kai idziesz z nami? - odwraca się do mnie.

- Nie, zabierz Jaya i spędź z nim czas bo widać, że bardzo to przeżywa.

Wcale się nie dziwie bo Pixal jest jego kuzynką i od zawsze dobrze się dogadywali, a teraz dziewczyna walczy o życie.

- Jak coś to dzwoń, chodź skarbie. - wstaje z niebieskookim i żegnając się ze mną wychodzą z budynku.

Wzdycham, nie dociera do mnie to co się teraz dzieje. Przecież było dobrze, no w miarę a teraz?

Mam nadzieję, że to wszystko się dobrze skończy. Zadzwonił dzwonek więc udałem się do klasy i usiadłem na stałym miejscu. Garmadona jeszcze nie ma, w ogóle frekwencja klasy jest śmieszna. Jestem tylko ja i trzy osoby, z którymi w ogóle nie rozmawiam.

Do sali wchodzi pan Ronin, spogląda na nas i już wiem, że zaraz zacznie się wyżywać.

- To są jakieś żarty tak? Gdzie jest do cholery reszta klasy! Lil wytłumacz mi to.

- Nie wiem profesorze, może to przez ten wypadek Pixal?

- To ma być wytłumaczenie? Jak wy chcecie zdać egzaminy?! Jesteście niepoważni! Lekcje i tak będą prowadzone, naprawdę powinniście dorosnąć.

Do sali wchodzi blondyn, który zawrócił mi w głowie. Cicho przeprasza za spóźnienie i siada obok mnie. Witam się z nim, ale on sprytnie mnie ignoruje. Boli mnie to, ale widocznie sobie zasłużyłem po tym jak palnąłem głupotę.

- Pan Garmadon ma przestać się w końcu spóźniać, naprawdę porozmawiam sobie z dyrektorem Dareth'em i powiem mu o twoim zachowaniu! Mam dość waszej klasy, nieuki i debile.

Czuje, że to będzie naprawdę długa lekcja.

Pov Nya

Siedzę właśnie na rozszerzonej historii. Obok mnie siedzi Harumi, która zapisuje wszystko co dyktuje nasz nauczyciel. Ja niestety nie mam do tego głowy, cały czas myślę o tym co zaproponował mi Morro. Może to głupie, ale czuje że on jest moją miłością życia. Wizja zamieszkania razem jest cudowna, ale czy jesteśmy na to gotowi? Przecież to już poważny krok w przyszłość.

- Panienko Smith co jest ważniejsze od naszej lekcji? - szybko kręcę głowa i spoglądam na nauczyciela, który wpatruje się we mnie jak w obrazek.

- Przepraszam profesorze. To już się nie powtórzy.

- Miejmy nadzieję.

- Nya co jest? - pyta cicho siedząca obok mnie blondynka.

- Nic, po prostu.... zastanawiam się nad propozycją Morro.

- Tą w sprawie mieszkania?

- Tak. Nie uważasz, że to trochę za wcześnie?

- Boże Nya! - patrzy na nauczyciela, a potem na mnie. - Kobietko masz już osiemnaście lat, zaraz dziewiętnaście to nic strasznego, że zamieszkasz ze swoim chłopakiem. To normalne.

- Ja wiem Rumi, mi chodzi o to, że jesteśmy dopiero od niedawna razem i no...

- Oh bez przesady, Morro jest w Tobie zakochany jak w nikim innym, uwierz. Widzę to, kocha Cię i nie dziwie się, że chce zrobić krok na przód.

- Czyli twoim zdaniem powinnam się zgodzić? 

- No raczej, że tak!

- Czy ja wam przypadkiem nie przeszkadzam? Nyo Smith to moje drugie ostrzeżenie w przeciągu dziesięciu minut. Co jest tak ważne, że nie może poczekać do przerwy?

- Nie nic, jeszcze raz przepraszam. - mówię, po czym szybko odwracam szybko do Harumi i szepcze. - Porozmawiamy potem.

Lekcja historii minęła mi wolno, nigdy jeszcze mi się tak nie ciągnęła. Wychodząc z klasy zauważyłam Morro opierającego się o ścianę. Naprawdę nie wierzę, że tak piękny chłopak chce ze mną zamieszkać, to brzmi jak nierealny sen. Czarnowłosy jak tylko mnie zauważył rusza powoli w moją stronę, szybko wita się ze mną całusem w usta po czym z uśmiechem pyta.

- I jak historia?

- Nie najgorzej, chociaż strasznie mi się dłużyła. 

- Znam to, mi chemia też. Babka upominała mnie z pięć razy.

- Mnie profesorek dwa. - śmieje się i łapię go za rękę. Razem kierujemy się do stołówki. Obok nas idzie blondynka, która pisze coś na telefonie. - Z kim tak piszesz? - pytam kiedy siadam na stałym miejscu, chłopak poszedł po jedzenie dla naszej trójki.

- Z takim jednym. - macha na mnie ręką i znowu wraca do ciąg liter.

- Co? O czym ja nie wiem Harumi?

- To świeża sprawa okej?

- Powiedz przynajmniej kto to jest. - prycham.

- Taki blondyn... z klasy twojego brata.

- Co? Z klasy Kaia? Niby kto?

- Nie powiem Ci bo nie chce zapeszać!

- I tak się dowiem, wiesz o tym?

- W swoim czasie kochanie. - posyła mi całusa a ja wywracam oczami. 

- Co w swoim czasie? - pyta zielonooki, który siada obok mnie wcześniej kładąc dwie tacki z jedzeniem. 

- Harumi piszę z jakimś chłopakiem, ale nie chce powiedzieć o kogo chodzi. - sięgam po frytki i zaczynam je jeść.

- Bo to jest świeże, jak będę wiedzieć na czym stoję to Ci powiem.

- Z jakimś chłopakiem? 

- Jakiś blondyn z klasy mojego brata. - wzruszam ramionami. 

- Oh... okej, dobra skarbie zastanowiłaś się już?

- Tak Morro, wiesz... wzięłam wszystkie za i przeciw i....

- I jednak nie chcesz ze mną zamieszkać?

- Głupolu daj mi dokończyć! Więc wzięłam, zebrałam w kupkę i tak sobie myślę, że warto spróbować. Czemu nie? 

- Naprawdę!? Zamieszkasz ze mną?!

- Tak właśnie to powiedzia- - nie było mi dane dokończyć bo chłopak wbił się w moje usta. 

- Kocham Cię kobieto. Jesteś miłością mojego życia. - opiera swoje czoło o to moje i całuje w nos. - Oszalałem na twoim punkcie.

- Każdy by oszalał. - prycham.

- Jaka skromna. - mówi blondynka i jestem pewna, że wywraca na mnie oczami. - Weźcie już skończcie bo czuje się samotna.

- Siedź cicho Rumi, mój skarb właśnie zgodził się ze mną zamieszkać.

- Ta... powiedz to jeszcze całej szkole. Może nawet ten sztywniak Ronin Ci pogratuluje. 

- Skoro tak. - wstaje i wchodzi na stół. Patrzę na niego zaskoczona, on jest nienormalny. Zwłaszcza, że dzisiaj dyżur prowadzi nie kto inny jak właśnie profesor Ronin. - SŁUCHAJCIE MNIE TU WSZYSCY ZEBRANI! TA OTO NAJPIĘKNIEJSZA KOBIETA NA ŚWIECIE. -wskazuje na mnie. - ZGODZIŁA SIĘ ZE MNĄ ZAMIESZKAĆ, CHCE WAS POINFORMOWAĆ, ŻE KOCHAM JĄ NAJMOCNIEJ NA ŚWIECIE. KOCHAM CIĘ NYO SMITH! - jestem pewna, że wyglądam teraz jak burak. Nie wierzę, że on to naprawdę zrobił.

Do naszego stolika podchodzi Pan Ronin i patrzy na niego ze złością.

- Panie Brown. Co Pan wyprawia? 

- Chce by cała szkoła wiedziała o mojej miłości do tej cudownej kobiety.

- Czyżby... bardzo interesujące. Proszę zejść ze stolika i marsz do dyrektora.

- Już już.. - schodzi, zanim jednak odchodzi szepcze mi na ucho. - było warto kochanie. - całuje i odchodzi razem z Panem Jones'em.

- Myślałam, że tego nie zrobi a jednak.... 

- Rumi! - wstaje. - Idziemy, dziwnie się czuje jak cała szkoła na mnie patrzy.

- Oh już idę wielka gwiazdo. - wywraca oczami i podnosi się. 

Wyrzucamy resztki do kosza i kierujemy się pod gabinet dyrektora Dareth'a. Po kilku minutach czarnowłosy wychodzi z uśmiechem na ustach. 

- Miał dzisiaj dobry humor, chyba Ronin mu dał. - śmieje się.

- Boże obleśne! - mówi Harumi. - Nawet ten gbur Ronin ma kogoś. Oby mi wyszło z tym chłopakiem bo nie wytrzymam.

- Trzymam kciuki.

- A ja nie.

- Morro!

- No żartuje przecież. Dobra idziemy? Nie chce mi się tutaj siedzieć, co wy na to by iść na wagary by pooglądać mieszkanie?

- W sumie... mogę sobie odpuścić ten dzień i tak już nie ma ważnych lekcji.

- Panie i Panowie Nya nie idzie na lekcje!

- Zamknij się Rumi, idziesz z nami?

- Zostanę gołąbeczki. Nie będę wam przeszkadzać, pamiętaj tylko by się zabezpieczyć Morro. - klepie go po ramieniu i odchodzi.

Wychodzimy z budynku i kierujemy się do mojego auta. Tym razem to chłopak prowadzi bo wie gdzie znajduję się nasz nowy dom. Po paru minutach parkuje i wysiada otwierając mi drzwi. Cicho dziękuję i idę za nim. Wchodzimy do klatki schodowej, nasze mieszkanie znajduje się na drugim piętrze. Wyciąga klucze i przepuszcza mnie w drzwiach.

Wszystko jest już urządzone, jego rzeczy jak widzę już się tutaj znajdują, jednak duża część wszystko jest zostawiona na te należące do mnie. Uroczo. 

- Dobra, ale skąd ty miałeś hajs na to? Przecież...

- Dostałem na urodziny od rodziców.

- Wszystko wyjaśnia, pięknie tutaj.

- Cieszę się, że Ci się podoba. Starałem wybrać się takie by i Tobie pasowało i mi. 

- Jesteś słodki. - wchodzę do salonu i pierwsze co mi się rzuca w oczy to wielkie zdjęcie na ścianie. Zdjęcie, na którym jestem z Morro. Dobrze pamiętam, to nasze pierwsze spotkanie i wtedy chłopak poprosił mnie czy zostanę jego dziewczyną. Po bokach są zdjęcia naszych rodzin oraz nasze z Harumi i Adamem. Adam jest przyjacielem Morro od lat, jednak nie chodzi z nami do szkoły. Wyprowadził się z Ninjago City do innego miasta, nie pamiętam jak się ono nazywało. Odwiedza mojego chłopaka kiedy tylko znajdzie czas. - Tu jest przepięknie, o wszystkim pomyślałeś. - siadam na kanapie i matko jaka ona jest mięciutka. Zakochałam się, Morro wybacz kanapa wygrywa.

- Kai mi trochę pomógł, moi rodzice jak i twoi. - rechocze i siada obok mnie od razu obejmując.

- To dlatego Kai milczy ostatnio. On nie umie dotrzymać tajemnic. 

- Jakoś dał radę.

- Pierwszy raz, więcej go lepiej nie sprawdzaj.

- Zapamiętam kochanie. 

- Masz coś w lodówce? Zjemy i pojadę do domu, muszę się zacząć pakować no i odrobić lekcje.

- Jasne, już idę coś zrobić a ty sobie tutaj odpocznij. - całuje szybko mój policzek i wchodzi.

Takie życie to ja mogę mieć. 

Po czterech godzinach wracam zmęczona do domu. Wchodzę do salonu i rzucam się na fotel. Marszczę brwi, że w domu jest cicho. Rozglądam się i nie widzę nikogo. To dziwne, o tej porze tata ogląda jakiś program a mama chodzi i sprząta. Wstaje i wchodzę do kuchni. To co zastaje nie jest wcale najmilszym widokiem. Mama pociesza Kaia, który płacze a tata chodzi w kółko. O co tu chodzi?

- Eee.... cześć? Co się stało, dlaczego wszyscy macie takie smutne miny?

- O-ona nie żyje...

- Jaka ona? Jaśniej Kai błagam.

- Pixal.

- Pixal? Ta twoja przyjaciółka? Od Borga?

- Tak, ona.

- Co się stało?

- Dzisiaj rano potrąciło ją auto. - zaczyna moja mama bo widzę, że mój brat nie może dojść do głosu. - Jej stan był bardzo ciężki, lekarze walczyli ale niestety nie udało się.

- Matko... Kai tak mi przykro, jezu bracie... - siadam i mocno go przytulam.

Pixal była naprawdę młoda, do cholery miała szesnaście lat! Całe życie przed sobą... nie jestem w stanie wyobrazić sobie co w tej chwili czuje jej ojciec, chłopak...

- Idę się położyć, przepraszam was. - mówi szatyn, podnosi się i idzie do swojego pokoju. Patrzę za nim przez chwilę po czym spoglądam na rodziców.

- Um.. wiem, że to nie jest odpowiedni moment, ale chce byście wiedzieli.

- Co się stało? 

- Nic okropnego. Spokojnie, po prostu... Morro zaproponował byśmy razem zamieszkali i tak jakby się zgodziłam?

- To świetnie skarbie. - mówi ojciec.

- Nie jesteście um źli?

- Dlaczego mielibyśmy być źli?

- No bo nie znamy się szczególnie długo...

- Kochanie, jeśli to jest odpowiednia droga i ty to czujesz to dlaczego mielibyśmy się gniewać? 

- Nie wiem... po prostu... tak jakoś.

- Nya słuchaj - zaczyna mężczyzna siadając obok mnie. - To twoja decyzja. Jeśli naprawdę jesteś gotowa na to by wyprowadzić się i zamieszkać z Morro to jesteśmy jak najbardziej na tak. Razem z mamą będziemy Cię wspierać w każdej podejmowanej decyzji. Po to jesteśmy prawda? Nasz dom zawsze będzie dla Ciebie i Kaia otwarty. Jesteście naszymi dziećmi.

- Tata ma racje córeczko. Nie mamy nic do gadania, nawet jeśli coś nam się nie podoba. To nie jest nasze życie by rozkazywać wam co robić, sami wiecie najlepiej. My możemy was jedynie wspierać.

- Kocham was, jesteście najlepszymi rodzicami jakich mogłam mieć.

- A my kochamy was skarbie. Jesteście dla nas wszystkim. Kiedy zamierzasz się wyprowadzić?

- Zacznę się już dzisiaj pakować, najpierw jednak zajrzę do Kaia. - wstaje i kieruje się do drzwi od pokoju brata. Cicho otwieram i widzę, że ten śpi. To dobrze, ostatnie wydarzenia nie są najprzyjemniejsze więc przyda mu się trochę snu. Zamykam drzwi i idę do siebie. Ciężko wzdycham i wyjmuje pierwsze rzeczy, te najpotrzebniejsze.

Po godzinie idę do łazienki, a kiedy wracam od razu padam na łóżko. To był męczący czas.


Pov Kai

Wstaje rano i mam ochotę zakopać się w pierzynę i dalej spać. Naprawdę nie wierzę w to, że Pixal już z nami nie ma. Była cudowną dziewczyną i naprawdę bardzo ją lubiłem. Niechętnie wstaje, ubieram byle jaką bluzę i spodnie, wychodzę do łazienki gdzie myje zęby po czym idę prosto do szkoły. 

Droga wydaje mi się dłuższa niż zazwyczaj a kiedy przekraczam jej mury siadam pod schodami. Nasze stałe miejsce spotkań, zawsze to ja byłem ten pierwszy. Potem przychodzili Jay z Cole'm a następnie Zane i Pixal. Teraz już nic nie będzie takie samo. Siadam i opieram się o ścianę, niedługo potem wita się ze mną Cole.

- Gdzie Jay? - pytam cicho.

- Został w domu, źle się czuje. To co się stało bardzo źle na niego wpłynęło więc powiedziałem Ednie by pozwoliła mu zostać w domu, a ja potem dostarczę mu wszelkie notatki.

- Kochany jesteś.

- Staram się. - uśmiecha się, lecz tylko na parę sekund. Nikomu tutaj nie jest do śmiechu, nie dzisiaj. Nie teraz.

- Zane będzie? - spoglądam na niego.

- Nie wiem, nie pisałem z nim odkąd Pixal... odeszła. Przeżywa to prawdopodobnie tak samo jak Jay.

- Możliwe... - słyszę dzwonek na lekcje przez co jęczę. Naprawdę nie chce mi się tam iść i użerać z nauczycielami. Wstaje, zaraz po mnie czarnowłosy i kierujemy się do sali. 

Frekwencja jest o wiele lepsza niż wczoraj, ale dalej brakuje wiele osób. Siadam razem z Cole'm, Lloyda nie ma, albo się spóźni albo go w ogóle nie będzie. Oby to pierwsze bo naprawdę muszę go w końcu przeprosić za to co zrobiłem. Nauczyciela jeszcze nie ma więc wyciągam telefon i wchodzę na facebook'a. Wyszukuje Garmadona i zaczynam pisać.

Kai: Cześć Lloyd, tutaj Kai. Piszę do Ciebie tutaj, ponieważ nie ma Cię w szkole. Chciałbym porozmawiać, wytłumaczyć. Proszę spotkajmy się, daj mi znać okruszku.

Mam cichą nadzieje, że mi odpisze o nic innego nie proszę. Szybko chowam telefon kiedy do sali wchodzi pan Ronin. Na sam jego widok mi niedobrze, nienawidzę tego człowieka całym sercem.

- Witajcie klaso. Widzę, że dzisiaj jest was więcej niż wczoraj. Nie wiem może mam wam wszystkim po medalu dać? Panie Brookstone, gdzie Pan wczoraj był, hm?

- Ja...

- Wstań jak do mnie mówisz, macie szesnaście lat a dalej nie umiecie takich prostych zasad, co z was wyrośnie to nie wiem.

Cole wstaje i patrzy na swoje ręce. - Jay wczoraj źle się poczuł i odprowadziłem go do domu.

- A to Pan Walker nie mógł się zwolnić u dyrektora tylko uciekać z lekcji?

- Nie pomyśleliśmy o tym...

- Bo wy w ogóle nie myślicie! Wszyscy! - mierzy nas wzrokiem. - Nie zamierzam tego tolerować, uciekacie z lekcji a potem kłamiecie mi w żywe oczy. 

- Ale to prawda! Nie słyszał Pan co się wczoraj stało? Ma Pan w ogóle serce?! - krzyczy czarnowłosy i nie dziwie się. Broni siebie i swojego chłopaka, do tego ma racje.

- Jak śmiesz podnosić na mnie głos? Wiem co się stało, każdy kiedyś umrze! To nie znaczy, że macie opuszczać godziny lekcyjne!

- Oh tak? Nie dziwie się, że nikt w szkole Pana nie lubi, nieczuły, zimny i do tego gbur jakich mało! Mam dość. - zbiera swoje rzeczy i kieruje się do wyjścia. - Czasami trzeba otworzyć serce dla innych, po to został chyba pan nauczycielem. - warczy zanim wychodzi. Ronin patrzy zaszokowany w stronę drzwi a potem jak gdyby nic sprawdza obecność i prowadzi lekcje wyżywając się na mnie i innych uczniach, którzy zostali.

Po angielskim siadam na ławce, obok mnie pojawia się Skylor, błagam tylko nie ona i nie dzisiaj. 

- Cześć Kaiuś... słuchaj pomyślałam może byś nie chciał się ze mną wybrać na kluski do mojego ojca? 

- Po pierwsze nie nazywaj mnie Kaiuś, po drugie nie Skylor. Nie jestem tobą zainteresowany, jestem gejem.

- Orientacje zawsze można zmienić.

- Doinformuj się a potem zagaduj do osób. - wstaje i idę do łazienki. Przyczepiła się do mnie i naprawdę nie mam już pomysłu jak sprawić by się ode mnie odczepiła. Słyszę wibracje w telefonie i kiedy patrzę w ekran nie dowierzam powiadomieniu. Lloyd Garmadon mi odpisał.

Lloyd: Każda plotka potrafi zniszczyć człowieka. Szkoda, że ludzie nie znający prawdy oceniają drugiego człowieka. Nie liczą się z jego zdaniem, uczuciami, nie chcą go wsłuchać. Jedyne co to oceniają po tym co ktoś inny o nich powie. 

Jest mi przykro, może faktycznie przesadziłem a blondyn ma racje? Nie znam go a oceniam po tym co powiedział Zane.

Kai: Przepraszam Lloyd, błagam pozwól mi wszystko wyjaśnić. Spotkajmy się.

Lloyd: Nie mamy po co. Powiedziałeś to co chciałeś, nie mam ochoty słuchać po raz kolejny tego co wszyscy mówią. Daj mi spokój.

Kai: To może powiesz mi prawdę?! Nie bo ty milczysz, ja próbuje zagadać a ty zachowujesz się jakbyś był niemy! 

Kai: Zastanów się, bo ja naprawdę chciałem się z tobą zakolegować, ale nie. Wielki Lloyd Garmadon odtrąca wszystkich i woli się lać za kasę.

Kai: Powiedz mi jeszcze, że dajesz dupy?

Lloyd: Widać, że jesteś taki jak inny.

Lloyd: Myślałem, że naprawdę jesteś inny. Widać, że człowiek często się myli.

Lloyd: Szkoda, że wierzyłem w to, że może jednak nie wszyscy są tacy jak Ci ludzie w szkole.

Lloyd: Wszyscy jesteście siebie warci. 

Lloyd: Daje dupy? Czyli to o mnie myślisz. Chłopczyk, który walczy w jakiś nielegalnych walkach a potem jeszcze pieprzy się za kasę? Zawiodłem się. 

Lloyd: Nie pisz do mnie więcej, nie próbuj mnie przepraszać.

Lloyd: Dajcie mi wszyscy święty spokój. Żegnaj KAI.

Kai: Kurwa Lloyd przepraszam, to z emocji! *nie możesz przesłać tej wiadomości, ponieważ użytkownik Lloyd Garmadon Cię zablokował*

Co ja zrobiłem? Zjebałem teraz po całej linii i to wszystko przez to, że nie potrafię kontrolować swoich emocji. Chciałem się zbliżyć do blondyna bo się w nim zakochałem, a teraz go właśnie straciłem.


Straciłem na dobre.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro