Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov Lloyd

Dwa dni, tyle dokładnie minęło od tamtego strasznego wydarzenia. Na razie w domu mam spokój, ponieważ mój ojciec wyjechał na jakieś spotkanie. Dzisiaj pierwszy raz odkąd wróciłem ze szpitala idę do szkoły i zastanawiam się co mnie tam może spotkać, poza krzywymi spojrzeniami uczniów i nauczycieli.

Naprawdę czasami mam ochotę się zabić i mieć już święty spokój, próbowałem to zrobić jednak jestem zbyt beznadziejny nawet na to. Wchodzę właśnie przez wielkie szklane drzwi do szkoły, czyli mojego drugiego piekła. Od razu na powitanie staje przed mną Zane i wpycha mi jakieś kartki do ręki. Patrzę na niego zdezorientowany, a ten jedynie wywraca oczami.

- Profesor Ronin chce abyś wziął ze mną udział w jakimś konkursie. Uwierz sam nie chcę z tobą siedzieć i się uczyć, ale jesteśmy do tego zmuszeni, a ja nie mogę zawalić żadnego przedmiotu. Wydrukowałem Ci notatki, by siedzieć z tobą jak najmniej. Masz się tego nauczyć, napisz mi potem jak Ci poszło. Wyślę Ci link do testów byś się sprawdził, konkurs już pojutrze. Gdybyś przyszedł do szkoły wcześniej to miałbyś więcej czasu na naukę, ale jak wolisz się bić i Bóg wie co jeszcze to już nie mój problem. - prycha i odchodzi.

Bicie się za kasę, to ich jedyny argument by traktować mnie jak śmiecia. Dlaczego ludzie oceniają po tym, że jakaś obca osoba puściła fałszywą informacje na temat innej? Dlaczego nie chcą wysłuchać tej drugiej strony? Tacy są wszyscy ludzie, poza Kaiem... nie odzywał się do mnie przez te dni i zastanawiam się co się stało, czy zrobiłem coś źle? W szpitalu odwiedzał mnie codziennie, a teraz pozostała tylko głucha cisza. Idę pod klasę i już mam usiąść kiedy widzę Kaia, który wchodzi do łazienki. To ten moment kiedy mogę z nim pogadać, dlatego też kieruje się za nim.

Opieram się o umywalkę i patrzę na jego postać. On odwraca się i wzdycha.

- Już Ci przeszło tak? Nagle chcesz się ze mną zadawać? Mam już się odzywać? - prycha. Co? O czym on mówi?

- O co ci chodzi? Co ja takiego zrobiłem?

- Nie udawaj niewiniątka, Lloyd. Przecież dostałem te wiadomości i jeśli naprawdę chcesz urwać nasz kontakt to okej. Masz kogoś - akceptuję to. Szkoda tylko, że nie powiedziałeś mi o tym wcześniej, albo nie czekaj. - staje obok mnie. - Dlaczego powiedziałeś, że kochasz mnie a zaraz mi piszesz, że masz kogoś innego i tylko ze mnie żartujesz. To nie jest fajne uczucie kiedy ktoś wyśmiewa się z Ciebie, twoim uczuć. 

- Co? Nie rozumiem Kai, nic nie zrobiłem i nie pisałem z tobą odkąd wyszedłem ze szpitala.

- Proszę Cię, nie rób ze mnie kurwa idioty! - zaczynam się trząść, nienawidzę jak ktoś podnosi na mnie głos. - Teraz udajesz, że nic nie wiesz tak? Wymyśliłem to sobie? Przestań udawać, że jesteś biedny i poszkodowany!

- Ale ja nie robię z siebie takiego!

- Robisz a taki nie jesteś! To ty bawiłeś się moimi uczuciami, wiesz jak ja się teraz czuję?!

- Oh ty, oczywiście. Wy wszyscy myślicie TYLKO o sobie, nikt inny się dla Was nie liczy. Czy kiedyś ktoś mnie zapytał jak się czuję? Nie! Dlaczego? Bo wszyscy uważacie mnie za jakiegoś bad boya, który tylko się biję i nic innego dla niego się nie liczy! Za dziwkę, która bawi się uczuciami innych, ale nie gardzi jak chcesz ją wypieprzyć. NIKT SIĘ NIE ZAPYTA CO W TYM MOMENCIE JA CZUJĘ. - w moich oczach pojawiają się łzy. - Wiesz co? Cały czas wierzysz wszystkim dookoła oprócz mi. Nie wiem dlaczego. Myślałem, że jesteś inny niż reszta. Nie różnisz się NICZYM! Jesteście wszyscy siebie warci.

- Ty niby jesteś tym biednym dzieckiem tak? - prycha.

- Nie, nie chcę współczucia. Jednak nie wiecie z jakim problemem zmagam się na co dzień, ale co Was wszystkich to interesuje. Szczerze nie chcę od was nic. Nie potrzebuję sztucznej litości nad moją osobą. Jakoś sobie z tym wszystkim poradzę SAM. Pamiętaj tylko jedno Kai, nic co mówią ludzie ze szkoły nie jest prawdą. Pewnie mi nie uwierzysz bo przecież twój wielki przyjaciel Zane pozjadał wszystkie rozumy i to on wie najlepiej co dzieje się w moim życiu a nie ja. 

- Odpierdol się od Zane'a.

- Niech on odpierdoli się ode mnie. Niby tak mnie kochasz, bądź kochałeś a nie wierzysz mi w niczym. To boli wiesz? Ciesz się z tego co masz Kai. Nie wiesz co dzieje się za drugą ścianą. - patrzę mu w oczy, wiem że mam w moich łzy, ale muszę mu to powiedzieć. - Śpisz spokojnie, a ktoś może niemo krzyczeć o pomoc. Tylko tego nie widzisz, bo wszyscy jesteście zaślepieni w sobie. Narcyzy jebane. Zane jest okropny, dziwię się, że się z nim przyjaźnisz bo nie wiesz jaki jest naprawdę.

- Co ty do niego masz?! - warczy i mocno łapie mnie za ramię przez co syczę z bólu.

- Puść to boli! - próbuję się wyrwać.

- Niech boli, bawisz się moimi uczuciami i obrażasz moich przyjaciół!

- Wiesz co?! Myślałem, że naprawdę jesteś inny! - w końcu udaję mi się wyrwać. - Żałuję, że się do Ciebie odezwałem. Żałuję, że się w tobie zakochałem. Nie wiesz, że moje życie to istne piekło. Ciesz się, że tego nie doznasz. - ostatnie słowa wypowiadam szeptem i wychodzę jak najszybciej z łazienki a następnie ze szkoły. Cały czas mam w oczach słone łzy, idę przez siebie. Tak naprawdę nie wiem gdzie, ale muszę się przejść. Do szkoły dzisiaj nie wrócę, na pewno nie.

Biegnę przed siebie i dopiero zatrzymuję się na moście. Łzy lecą niczym wodospad, ból w klatce piersiowej jest ogromny. Chłopak, którego pokochałem całym sobą okazał się taki jak reszta. Nie ufa, nie chcę posłuchać mojej wersji. Moja opinia nigdy nie jest i nie będzie ważna, jedyne co będzie to zdanie innych osób, które nie mają o niczym pojęcia.

Wchodzę w wiadomości na telefonie i już rozumiem o co Kaiowi chodziło. Mój ojciec do niego napisał, mój ojciec zniszczył relację z chłopakiem, którego kocham. Tego nie da się naprawić, sam Kai mi nie wierzy.

Zamykam oczy i duszę w sobie krzyk bólu, gniewu i bezsilności, zimny wiatr uderza w moją twarz jednak się tym za bardzo nie przejmuję. Mocno trzymam się barierki, która ma chronić mnie przed wpadnięciem do rzeki, może jednak tak byłoby lepiej? Gdyby spadł w dół ja płatek z kwiatuszka?

Nie mam dla kogo żyć, matka porzuciła mnie, ojciec bije i poniża, a Kai...

- Dlaczego? Czym ja sobie zawiniłem za takie życie? - zaciskam oczy, przed oczami pojawia mi się scena gdzie Kai oddaje mi swoją bluzę, to boli.

Już się wychylam by zrobić to czego pragnę - zabić się, ale przerywa mi dzwoniący telefon. Widząc 'tata' mam ochotę uciec w najdalszy kąt, byleby mnie nie znalazł, to jednak nie jest możliwe. Niechętnie odbieram połączenie.

- T-tak?

- Gdzie ty do cholery jesteś?!

- Skąd wiesz, że mnie nie ma? - miał wrócić do cholery jutro.

- Przyjechałem wcześniej. 5 MINUT I JESTEŚ W DOMU. MASZ GOŚCIA.

- Dobrze tato, zaraz będę. - szepcze i zbieram się w drogę powrotną do mojego piekła.

Po kilkunastu minutach jestem już w środku, wita mnie ojciec z dziwnym uśmiechem na ustach.

- Dobrze, że jesteś synku. Twój gość czeka w twoim pokoju, wrócę za pół godzinki. - mówi i wychodzi.

OD TEGO MOMENTU ZACZYNA SIĘ SCENA GWAŁTU, OSTRZEGAM. MOŻNA POMINĄĆ TEN FRAGMENT - POJAWI SIĘ INFORMACJA KIEDY SIĘ SKOŃCZY. +18

Ja za to idę po schodach do pokoju, czy Kai przyszedł porozmawiać? Otwieram drzwi i wchodzę głębiej do pomieszczenia, słyszę przekręcanie kluczyka więc powoli odwracam się do wyjścia z pomieszczenia. Robi mi się słabo kiedy widzę przyjaciela ojca - Brada, a nie Kaia. Błagam tylko niech to nie będzie to o czym w tej chwili myślę.

- Witaj Lloyd. Twój ojciec powiedział, że chciałbyś sobie troszkę zarobić hmm? - przybliża się do mnie, a ja odsuwam aż trafiam na ścianę. Mój oddech przyspiesza, tracę kontrole nad własnym ciałem, które teraz trzęsie się gorzej niż galaretka.

Brad podchodzi i zaczyna głaskać moja twarz, ja zaciskam oczy i mam ochotę krzyczeć by mnie zostawił, ale nie daję rady bo jestem na to zbyt słaby.

Naprawdę nie wierzę, że mój własny ojciec to zrobił. Myślałem, że jego bicie i wyzwiska są okropne, a teraz zostałem sprzedany. Inaczej tego nazwać się nie da, a plotki w szkole okażą się prawdą.

- Szczerze muszę Ci przyznać, że cieszę się z tego, że Garmadon przyjął moją propozycję i zamiast oddać mi dług odda mi synka, jesteś naprawdę bardzo piękny Lloyd. - warczy mi do ucha i zaczyna całować. Mam ochotę zwrócić wszystko co mam w żołądku, brzydzi mnie to. Mógłbym się wyrwać, kopnąć czy krzyczeć, ale ja stoję bez ruchu. Boję się, strach oblewa całe moje ciało i jest mi duszno.

Stary, obleśny typ wsuwa mi ręce pod koszulkę i błądzi nimi po moim ciele, czuję do siebie obrzydzenie i nawet nie wiem kiedy cicho płacze. Czuję się bezbronny i taki jestem mimo iż mam pełno sąsiadów dookoła.

- Nie płacz, będzie dobrze kochanie.

Dobrze? Właśnie pierwszy raz oddam swoje ciało, chciałem to zrobić z osobą, która kocham a nie z obcym kolesiem.

Brad ciągnie mnie do łóżka i kładzie po czym siada na mnie bym się nie wyrwał. Znowu zaczyna mnie całować i zostawiać ślady. Czy to może już się skończyć? Naprawdę nie chcę tego robić...

- Jesteś gotowy na uprawianie miłości kwiatuszku? - uśmiecha się do mnie, a ja mam ochotę napluć mu w twarz. Miłość? Gdzie on ją tu widzi? Gdzie widzi choć trochę miłości w gwałcie?

Pozbywa się mojej jak i swojej koszulki i oblizuje swoje usta na mój widok, po czym schodzi do spodni. Płacze, to jedyne co mi pozostaję w tej chwili.

Niedługo potem leżę nagi pod ohydnym facetem, którzy nakłada na swojego kutasa gumkę.

- Będę delikatny jeśli będziesz cicho. - całuje moje usta po czym jednym, szybkim ruchem wchodzi we mnie, a ja głośno krzyczę.

Ból jest ogromny, jestem prawiczkiem a on nawet mnie nie rozciągnął tylko wszedł we mnie naraz i to cały. Czuję jak z mojego tyłka wycieka czerwona ciecz, którą znam na pamiętać a ja krzyczę, płacze i błagam w duchu by ktoś mnie usłyszał mimo iż to nie jest możliwe. 

Najgorsze jest to, że ja tutaj jestem gwałcony a ludzie dookoła żyją sobie nieświadomi tego co dzieje się po drugiej stronie ściany. Jestem przerażony tym jak wszystkim, ale tacy są ludzie. Nie patrzą na wyrządzaną krzywdę innym, zajmują się tylko czubkiem własnego nosa.

- Csii kochanie, jeszcze troszkę. - słyszę jego ohydny głos przy moim uchu a potem usta i dłonie dosłownie wszędzie i to mnie brzydzi jeszcze bardziej. Czuję jak zaczyna pchać jeszcze mocniej a ja myślę, że za chwilę będę na tym drugim świecie i może to i lepiej? Nie mam tutaj nikogo więc tylko będzie mi to na rękę. Przy moim uchu słychać jęki starego, obleśnego kolegi mojego ojca, a ja nie mam już nawet siły płakać. Jedyne co to łzy spływające po mojej twarzy, chcę by to wszystko się już skończyło.

Dopiero po paru minutach czuję pustkę i kulę się na łóżku kiedy Brad klepie mnie po policzku, ubiera się i wychodzi bez słowa. Zostawił mnie jak śmiecia, którym jestem. Nie mam nawet siły podnieść się by dojść do łazienki by zmyć z siebie ten okropny dotyk, po prostu zasypiam zmęczony, brudny i z jeszcze bardziej zniszczoną psychiką.

KONIEC +18

Budzi mnie dźwięk powiadomienia w telefonie. Naprawdę nie chcę mi się żyć, jedyne czego w tej chwili pragnę to nie czuć nic. Wiadomości przychodzą jak nienormalne i zastanawiam się o co chodzi bo zazwyczaj mam spokój, zanim jednak sprawdzam o co chodzi to próbuję podnieść się by iść do łazienki. Udaje mi się to dopiero po wielu próbach i kiedy jestem już pod prysznicem mam ochotę płakać kiedy widzę zaschniętą krew i spermę. Jestem obrzydzony samym sobą, dalej czuję jego ręce wszędzie i to jest po prostu ohydne i mam ochotę wyskoczyć przez okno. Kiedy już jestem umyty, chociaż wcale czysty się nie czuję idę do pokoju i siadam na krześle. Podnoszę telefon, który cały czas informuję mnie o nowych wieściach.

Czuję jak robi mi się słabo kiedy w internecie krąży zdjęcie mnie i Brada i zastanawiam się kiedy on to zrobił bo wyglądam wtedy jeszcze w miarę dobrze. Zdjęcie jest podpisane tylko "cudowna noc <3" i nie wiem co ja mam z tym zrobić. Mężczyzna, który ma prawie pięćdziesiąt lat udostępnia ohydne zdjęcie z szesnastolatkiem, to właśnie tylko potwierdzi te fałszywe plotki w szkole na mój temat. Przecież nikt nie pomyśli, że to jest gwałt. Nieprawdziwe informację tylko utwierdzą ich wszystkich w przekonaniu, że jestem dziwką, która sprzedaję swoje ciało za pieniądze. 

Komentarze pod postem nie są wcale lepsze, to tylko sprawia, że płacze i trzęsę się nie wiedząc co ja mam zrobić.

Zane: Mówiłem, że jest dziwką.

Harumi: Cooo, czyli to jednak prawda?

Jay: O kurwa co tu się...

Skylor: Czyli mamy w klasie dziwkę?!

i naprawdę wiele komentarzy od osób, które znam bądź kojarzę ze szkoły. Jednak ta jedna wzmianka boli najbardziej.

Kai: Brak mi słów na to co tu, w tej chwili się dzieje.

Zawiódł się. Kolejna osoba to zrobiła, dlaczego ja wszystko muszę zepsuć? Mogłem go odepchnąć, krzyczeć kurwa cokolwiek, ale nie. Byłem bezsilny, dlaczego nie zrobiłem nic? Dlaczego się nie obroniłem? To moja wina, przeze mnie to wszystko.

Zane: Dobra dziwko, mimo wszystko mamy robotę do wykonania. Mam nadzieję, że mimo upojnej nocy z ukochanym przejrzałeś to co mamy umieć na konkurs?

Ja: Przejrzałem. 

Nie zrobiłem tego, ale naprawdę nie mam siły by o tym myśleć. Nikt mi przecież nie uwierzy, że tak naprawdę ten typ mnie zgwałcił. Chciałbym się komuś wyżalić, powiedzieć prawdę, ale komu? Nie mam nikogo, jestem sam jak palec.

- I jak tam Lloyd? - słyszę głos mojego ojca i mam ochotę zwrócić jedzenie, mimo iż nic nie jadłem. - Jak po nocy z Bradem? Był delikatny? - uśmiecha się. Z czego tu się cieszyć, że pozwolił zgwałcić syna!? - Dlaczego nic nie mówisz hm?

- Wyjdź. - szepcze, tylko tyle mogę powiedzieć przez bolące gardło.

- Słucham?

- Wynoś się z tego pokoju! - patrzę na niego oczami pełnymi łez.

- Jak ty się do mnie zwracasz?! - uderza mnie w policzek. - Jeszcze raz a pożałujesz. - warczy i wychodzi.

Zakopuję się w pościeli i wtulam swój nos w bluzę Kaia, tak bardzo chciałbym by tu teraz był i mnie przytulił. Jednak wiem, że to niemożliwe bo ktoś tak cudowny jak on nie zwiąże się ze szkolną dziwką.

Umrę w samotności.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro