Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nathalie

Usłyszałam dzwonek do drzwi, wstałam z kanapy i poszłam otworzyć. Ukazała mi się dziewczyna lekko wyższa ode mnie, miała ostre rysy twarzy. Jej włosy były związane w dwa warkocze, lewa strona jej włosów była biała, a prawa czarna. Oczy były całkowicie czarne, natomiast usta miała pełne, umalowane czarną szminką. Nosiła białą bluzkę do pępka, na to czarną, skórzaną kurtkę i spodenki koloru kurtki. Jedynym kolorowym akcentem była guma z której robiła balony.

-Nathalie, zgadza się?-powiedziała lekko zarozumiałym tonem.

-Em... tak, zgadza się, kim jesteś?- zapytałam.

-Halsey, jedna z rebeliantek-odparła. Zrobiłam krok w tył, by wpuścić ją do środka. Kiedy weszła, zauważyłam, że w dłoni trzyma katanę. Lekkie ciarki przeszły mi po plecach.

-Miło mi-wyciągnęłam do niej rękę, ona złapała ją... i rzuciła mnie na podłogę.

-Nie jestem tu na pogaduszki, tylko by sprawdzić twoje umiejętności-dodała, pochylając się nade mną. Obdarzyłam ją jadowitym spojrzeniem.

-Przecież nie potrzebuję nauczyciela!-zaprotestowałam wstając z ziemi. Halsey zaśmiała się.

-Położyłam cię jedną ręką a ty twierdzisz, że nie potrzebujesz nauczyciela?-zapytała wyraźnie rozbawiona-Słuchaj laska, musisz być gotowa zawsze! Nigdy nie wiesz kiedy Oni będą chcieli ci poderżnąć gardło. Dlatego tu jestem. Nauczę cię panować nad emocjami ale też podszkolę.

-Ta... super-mruknęłam. Nie miałam zamiaru jej słuchać!

-A... niby gdzie będziemy ćwiczyć?-spytałam.

-Zaprowadzę cię-rzuciła i wyszła z domu. Wybiegłam za nią, po chwili zauważyłam, że idzie w kierunku starego bunkru.

-Serio chcesz tam ćwiczyć? Prędzej nabawię się kleszczy niż czegoś nauczę-warknęłam doganiając ją. Na prawdę mnie wkurzała.

-Królewno... na prawdę myślisz, że to tylko opuszczony bunkier?-zapytała i rzuciła mi kpiące spojrzenie.

-Och pierdol się-mruknęłam.

Zbliżyłyśmy się do budynku. Halsey nawet na chwilę nie stanęła i weszła do środka, podążyłam za nią.

Moim oczom ukazała się nowoczesna sala ćwiczeń, wyjęta z Igrzysk śmierci. Rebeliantka podeszła do stojaku z broniami.

-Od czego chcesz zacząć?-spytała. Wybrałam sztylety.

***

Siedziałam tam jakieś kilkanaście godzin. Nie mogłam uwierzyć w to jak celnie rzuca Halsey! Moje sztylety trafiały kilka milimetrów od celu a jej w same środki!

-Jesteś jakimś jebanym robotem!-krzyknęłam wkurzona.

-Po prostu jesteś słaba księżniczko-odparła wyraźnie rozbawiona.

Wkurzona wypuściłam z dłoni sztylet i podeszłam do niej. Podniosłam zaciśniętą w pięść dłoń i zamachnęłam się. Wtedy ona złapała moją rękę i wykręciła ją. Kopnęłam ją w piszczel, puściła mnie i zgięła się a ja wtedy uderzyłam ją w brzuch. Dziewczyna próbowała się obronić ale wtedy uderzyłam ją z całej siły w nos. Usłyszałam gruchot kości. Halsey zatoczyła się i uśmiechnęła pod nosem.

-Nie jesteś taka słaba-stwierdziła. Z nosa strumieniem wyciekała jej krew-Odpocznij, ja idę się ogarnąć-dodała, idąc do innego pomieszczenia.

Usiadłam na kanapie, stojącej niedaleko wejścia do bunkru i spojrzałam w sufit. Halsey wkurwiała mnie straszliwie... ale polubiłam ją.

Emy

Poczułam ciepło ogniska. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nagle dotarło do mnie... że przecież zasnęłam w lesie. Otworzyłam oczy i podniosłam się przestraszona. Zobaczyłam rudego chłopaka, siedzącego naprzeciwko mnie. Piekł nad ogniskiem marchewkę. Podniósł wzrok znad ogniska i spojrzał na mnie zielonymi oczami. Po chwili zauważyłam, że ma błoniaste, pomarańczowe skrzydła.

-Nareszcie się obudziłaś... bałem się, że to się nie stanie i będzie kolejny szkielet. Co ci do głowy strzeliło by zasnąć obok kokonu pajęczego? Masz szczęście, że tam byłem-powiedział z troską w głosie, po czym uśmiechnął się do mnie, ukazując dwa rzędy ostrych zębów.

-Dziękuję-odparłam-dlaczego masz skrzydła?-spytałam.

-Jestem pół smokiem, mogę zmieniać się w smoka lub w człowieka-odparł.

-A tak w ogóle jestem Emy.

-Yukki.

-Posłuchaj, wiesz może jak się stąd wydostać?

-Jestem tu już kilka lat, już prawie skończyłem maszynę dzięki której stąd uciekniemy ale...

-Ale co?

-Potrzebuję twojej pomocy.

-Pewnie! Zrobię wszystko byleby stąd uciec.

Well. Budyń jak się podoba twoja postać? ^^ Ogólnie Halsey powstała dzięki niej (tak Budyń to ona) inaczej ten rozdział byłby mega krótki ;-; Tak więc chwała Budyniowi bo uratował ten rozdział :D A w następnym rozdziale... to nie wiem co będzie ;-; ale na pewno jeszcze zobaczycie Halsey, tak więc do zoba ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro