14. Wolałbym nie mieć nikogo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szacunek i pracowitość.

Te dwie wartości były tymi, które od dzieciństwa wpajano Tarou i którymi zawsze się kierował. Tego nauczył go ojciec, będący dla niego wzorem, i tego zawsze się trzymał. Chociaż nie zawsze było to coś prostego – nie wtedy, kiedy irytował się na pochodzących z bogatych rodzin chłopców, którzy uważali, że wszystko im się należy z powodu pochodzenia.

Chociaż, kiedy patrzył później, jak nie radzą sobie przy zwykłym wczesnym wstaniu, komentował to jedynie pobłażliwym uśmiechem.

Pracowitość miała doprowadzić go do każdego celu. Zawsze sobie to powtarzał, zwłaszcza, gdy czasami czuł, że nie miał na to siły. Nie miał wygórowanych i zbyt wymyślnych marzeń – liczył się dla niego dom i rodzina. A to chyba nie było zbyt trudne, żeby nie mógł tego osiągnąć.

Jego życie jednak potoczyło się w zupełnie innym kierunku. Pośród żołnierzy wyróżniał się większym zapałem, siłą, determinacją. Chociaż nie uważał, aby czyniło go to wyjątkowym, zaczął odnosić małe sukcesy, z których zaczynał być naprawdę dumny. Zaczęto zwracać na niego uwagę. Nigdy na to nie liczył, przez co zaskoczenie jego samego było jeszcze większe.

A później wszystko działo się tak szybko. Ataki Shiwy, jechanie do pałacu i decyzja, aby to właśnie on zajął się młodym księciem. Dlaczego? Sam nie był pewien. Możliwe, że chodziło to, jak bardzo nie rzucał się w oczy swoją „normalnością", może dlatego, że ludzie Youty nie mogli go kojarzyć, skoro nie znaczył zbyt dużo? A może po prostu wyglądał na kogoś, kto będzie potrafił zająć się młodszą Omegą?

Nie wiedział, czym kierowano się podczas podjęcia tej decyzji. Dla niego był to rozkaz od samego króla, znaczący trochę więcej niż polecenia, które dostawał do tej pory. Musiał się postarać, być gotowym poświęcić swoje życie w imię księcia, który musiał bezpiecznie dotrzeć do innego królestwa. Tak, aby nie złapali go wrodzy żołnierze.

Rozumiał zagrożenie. Armia Shiwy była duża i potężna, z pewnością silniejsza od nich. A Isao, następca tronu stanowił główny cel króla południowego królestwa. Gdyby został złapany, zapewne stałby się jego kolejną Omegą, zmuszoną do niechcianego małżeństwa, które czyniłoby z Youty dziedzica terenów, które teraz zdobył siłą. Dlatego właśnie taką wartość stanowił młody książę, który w momencie tego wyjazdu wydawał się być zupełnie nieświadomy całego niebezpieczeństwa.

Wszystko, co się działo do tej pory w życiu Tarou, dalej pasowało do scenariusza, jaki sobie stworzył. Aż do momentu złamania zasad i popełnienia pewnego błędu.

Błędu, przez który dalej znajdował się w pałacu w Kano, a dwójka młodych książąt z jakiegoś powodu uznawała go za swojego towarzysza rozmowy. Którym absolutnie nie chciał być.

– Jak jest w wojsku? – spytał młodszy z nich. Na oko mógł mieć dziesięć, może jedenaście lat. Wpatrywał się w niego zaciekawiony, wyrzucając z siebie kolejne pytania. – Służba jest trudna, prawda?

– Taak – odpowiedział z cichym westchnieniem, zastanawiając się, jak grzecznie spławić młodą Omegę, zanim zada kolejne pytania. – Książę nie ma teraz jakiś zajęć czy coś?

Jedenastolatek zamrugał kilka razy, widocznie się nad tym zastanawiając. Następnie odwrócił się, aby spojrzeć z zawahaniem na starszego brata. Hiroto stał kilka metrów dalej, z rękoma trzymanymi za plecami. Kiedy dostrzegł spojrzenie brata, lekko pokiwał głową, uśmiechając się dość nieśmiało.

– Pan żołnierz jeszcze tu zostanie? Muszę dowiedzieć się więcej o żołnierzach. Chcę, żeby moim mężem został generał. – Chłopiec jeszcze przez chwilę patrzył na Tarou, nim odwrócił się na pięcie, aby razem z Hiroto udać się w jakimś kierunku.

Byle daleko – pomyślał mężczyzna, przewracając oczami. Nie bardzo obchodziły go plany ślubne jedenastolatka, który o życiu nie wiedział jeszcze nic sensownego. Chociaż naprawdę wątpił by jakikolwiek generał lub dowódca mógł szczerze zainteresować się kimś takim. Oni zazwyczaj mieli już rodziny, a nawet jeśli nie, związki w których różnica przekraczała dwadzieścia lat ciężko było traktować poważnie.

Tarou pokręcił lekko głową i odsunął się trochę na bok, nie chcąc przeszkadzać przechodzącej obok służącej. Chciał zorientować się, gdzie znajdował się Isao, ale zamiast tego odnalazł jedynie dwójkę męczących go książąt. Po śniadaniu chłopak, z którym chciał rozmawiać, powinien wrócić do komnaty, ale w dalszym ciągu nie przychodził. A żołnierz miał przecież przez najbliższe kilka dni towarzyszyć mu i wspierać emocjonalnie.

Zaczął krążyć po korytarzu przez kolejne piętnaście minut. Co jakiś czas zatrzymywał spojrzenie na wiszących na ścianie portretach, najpewniej jakichś ważnych ludzi. Wszyscy namalowani wyglądali poważnie i dumnie, ale dla Tarou aż zbyt identycznie.

– Gdzie tak długo byłeś? – spytał, kiedy w końcu dostrzegł zmierzającego ku niego Isao. Chłopak wyglądał na zirytowanego, a, kiedy podszedł bliżej, mężczyzna mógł dostrzec powód jego frustracji. Na białej koszuli, którą na siebie założył, widniała spora, mokra plama. – Czy ty naprawdę nie umiesz nic zrobić porządnie, nie robiąc przy tym sobie krzywdy lub bałaganu?

– Muszę się przebrać – fuknął chłopak, lekko zaciskając dłonie w pięści. Nie rozumiał tego, dlaczego musiał wylać na siebie herbatę, ale gorący napój dodatkowo poparzył lekko jego skórę. Uczucie pieczenia bardzo bolało, ale nie mógł się wyleczyć, dopóki nie zdejmie z siebie ubrania.

– Muszę z tobą coś wyjaśnić.

– Nie chcę z tobą rozmawiać. Chyba, że zamierzasz mi się oświadczyć – dodał od razu książę i skrzyżował ręce. – Skoro tu stoisz, powinieneś otworzyć mi drzwi.

– Nie będę twoim mężem. I nie zamierzam też być służącym, uspokój się. – Mężczyzna cicho westchnął, ale nie wykonał polecenia. Isao nie zachowywał się tak, jak do tej pory, a jego tak mocna irytacja musiała być spowodowana czymś innym niż plama na ubraniu.

Kiedy Omega przewróciła oczami i sięgnęła ręką, aby otworzyć drzwi, Tarou dostrzegł dopiero, jak bardzo trzęsą się jej dłonie. I dopiero to wskazało mu, że wcale nie o wylaną na siebie herbatę chodziło księciu. Cała sytuacja musiała zacząć go przerastać.

– Słuchaj, dalej nie zamierzam ci się oświadczyć, ale... jeśli potrzebujesz się teraz przytulić czy coś, to po to chyba kazali mi zostać – rzucił ostrożnie. Omegi były dość skomplikowane i trafienie do nich czasami stawało się naprawdę trudne, co doskonale wiedział dzięki młodszemu bratu. Przy nim jednak nie musiał tak bardzo uważać na słowa, czego i tak nigdy nie robił, ale przy Isao... Często nie wiedział, jak odezwać się, żeby ten nie zrozumiał go zupełnie inaczej.

Książę zerknął na niego z wahaniem. Nieco spiął się i Tarou już był pewien, że znowu źle dobrał słowa, ale o dziwo młodszy chłopak podszedł do niego i skorzystał z okazji. Kiedy znalazł się tak blisko, Tarou znów miał wrażenie, że jest naprawdę delikatny i potrzebuje czyjejś opieki. Jego zapach, aż zbyt znajomy, budził wspomnienia tej nocy, kiedy znaleźli się stanowczo zbyt blisko siebie.

Stali tak dłuższy czas. Isao przytulał się do starszego od niego siebie mężczyzny, pozwalając, aby z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Przy tym całym udawaniu, że to wszystko nie miało dla niego znaczenia, tak naprawdę bardzo się bał. Podróż z kimś obcym, świadomość, że jest się czyimś celem, pewność o śmierci rodziców... Coraz bardziej chodziło mu to po głowie, ale właśnie Alfa, z którą przebywał, wydawała się odpędzać od niego wszystkie złe myśli.

Potrzebował go. Niezależnie co Tarou mówił, jak bardzo mogli do siebie nie pasować, teraz właśnie książę potrzebował obecności tego mężczyzny. Chociaż ten nie ugryzł go wtedy, czuł się, jakby już stworzył z nim więź, a myśli Isao ciągle krążyły wokół niego. Mogli pochodzić z różnych miejsc, być przyzwyczajonymi do różnych zachować, ale nie obchodziło go to. W końcu znalazł Alfę, której gotowy był zaufać.

– Przebież się, to nauczę cię wiązać buty – powiedział w końcu Tarou, odsuwając się trochę od Omegi. Isao lekko pokiwał głową, patrząc na niego przez chwilę z wymalowanym zaskoczeniem. Ale w końcu wszedł do pokoju, aby zmienić ubranie i pozbyć się śladów poparzenia oraz bólu.

Patrząc na swoje odbicie, spróbował się uśmiechnąć. Może jeszcze przekona żołnierza, aby oświadczył mu się? W końcu całe życie uczył się przekonywać innych, aby dawali mu to, co chciał. Teraz też powinien spróbować.

***

Amano parsknął śmiechem, co sprawiło, że Katashi uśmiechnął się trochę szerzej. Rzadko kiedy udawało mu się rozbawić przyjaciela, ale teraz obydwoje mieli wyjątkowo dobry humor.

Albo zmęczenie spowodowane podróżą sprawiło, że niewiele potrzebne im było, aby czuć się dobrze.

– Moja matka mi o tym opowiadała, chociaż niewiele z tego pamiętam. Jednak mówiła, że dziadek często tak robił, z wiekiem pojawiły się u niego problemy z głową – wyjaśnił król Razan, opierając się wygodniej. Kolejną godzinę spędzili w powozie, który powoli zmierzał w kierunku Touto. Czekała ich jeszcze długa droga, ale póki co całkiem dobrze się bawili, skupiając tylko na swoim towarzystwie.

– Dalej ciężko mi to sobie wyobrazić. Król rzucający koroną w swoją służbę? – Amano lekko zmrużył oczy. Widocznie próbował sobie coś wyobrazić. – Nie, nie widzę, żebyś ty umiał tak robić. Właściwie to dawno nie widziałem cię w koronie, um... wasza wysokość.

Katashi przewrócił oczami. Mimo, że od jego koronacji minęły już ponad trzy lata, jego przyjaciel czasami dalej wydawał się nie być pewny jak się do niego zwracać. Nawet, jeśli obecny władca Razan już nie raz tłumaczył mu, że w ich relacji nic to nie zmienia i dalej nie musi go w żaden sposób tytułować.

– Jest ciężka i niewygodna. Najchętniej odłożyłbym ją gdzieś i więcej jej nie zakładał. Mój ojciec ciągle ją nosił. Jej widok mi się znudził.

Amano pokiwał głową. Za każdym razem, kiedy Katashi wspominał swojego ojca, jego spojrzenie stawało się jakby chłodniejsze. Sam chłopak też go kojarzył, chociaż raczej starał się go unikać – wcześniejszy władca Razan był zupełnie inną osobą z charakteru, niż jego syn. Wydawał jedynie rozkazy i ciągle wymagał czegoś od młodego księcia, nigdy jednak nie potrafił pogratulować mu sukcesu.

Byli wtedy dziećmi. Amano większość dnia spędzał towarzysząc przyjacielowi na różnych zajęciach i lekcjach, samemu wiele się przy tym ucząc. Jadali razem śniadania, czytali te same książki, a wieczorami, jeśli tylko znajdywali chwilę, spędzali czas na zabawie. Chowali się przed sobą w ogrodzie, ustawiali na drewnianym stole żołnierzyki, prowadząc konflikty albo po prostu szukali chmur o ciekawych kształtach.

Ich dzieciństwo pełne było wspólnie spędzonego czasu, a teraz, kiedy mieli dla siebie wiele godzin, które mogli przeznaczyć tylko na rozmowę, czuli się szczęśliwi.

– Kiedy sobie myślę, że ktoś taki ma sprawować nade mną opiekę – Katashi cicho westchnął – mam wrażenie, że mogę sobie odpuścić te wszystkie modlitwy. Starożytni byli silny, ale... naprawdę uważasz, że mają wpływ na to, co teraz się dzieje?

– Nie sądziłem, że w to nie wierzysz – zauważył Amano, lekko marszcząc brwi. Wiedział, że jego przyjaciel dość sceptycznie podchodził do wiary w Starożytnych, unikał świątyń i składał modlitwę tylko wtedy, kiedy tego od niego wymagano, jednak nie sądził, że jest to u niego brak wiary.

– Nie całkowicie, ale tak, wolę uważać, że mam wpływ na to, co się dzieje. Jestem ich potomkiem i... to byli zwykli ludzie. Mniej lub bardziej silni władcy, o których niewiele się już pamięta. Chociaż nie mogę o tym mówić głośno. Uznaliby, że głoszę jakieś dziwne rzeczy i ludzie z pochodniami podeszliby pod pałac.

Amano lekko pokręcił głową, jednak w jego głowie już pojawił się obraz wściekłego tłumu. Kult Starożytnych najistotniejszy był dla biednej części społeczeństwa. A ci, jak na razie, w większości popierali obecnego władcę i nikt nie potrzebował tego zmieniać.

– Król ma zamiar pochwalić się jeszcze jakimiś poglądami sprzecznymi z przyjętymi normami? – podsunęła Omega, przekrzywiając lekko głowę. Spowodowało to, że szare kosmyki włosów niesfornie opadły na błękitne oczy, całkowicie zasłaniając jej widok.

Zanim jednak Amano zdążył sięgnąć dłonią i poprawić je, Katashi wyprzedził go, samemu odgarniając mu włosy. Wydawał się wręcz zrobić to automatycznie, jakby nawet się nad tym nie zastanawiał.

– Nie chcesz ich skrócić?

– Trochę przeszkadzają, ale mam wrażenie, że w dłuższych wyglądam lepiej.

Katashi pokiwał głową, odsuwając się znowu od przyjaciela.

– Wracając do twojego pytanie, moje poglądy na razie opierają się na tym, że jeśli jeszcze raz będziesz mnie tytułować, wysadzę cię z powodu i resztę drogi przejdziesz na nogach.

Amano lekko zmarszczył brwi, niepewny, czy przyjaciel właśnie żartuje, czy jednak mówi całkowicie poważnie. Jednak do Touto było jeszcze dość daleko, a chłopak wolał pozostać w powozie. Choć ciągłe zwracanie się do władcy jak do zwykłego przyjaciela czasami wydawało mu się nie na miejscu.

– Oczywiście, wasza wysokość – mruknął po chwili wahania. Dostrzegł, jak Katashi przewraca oczami, jednak nie mógł odpuścić sobie tej złośliwości. Król też doskonale zdawał sobie sprawę, że usłyszy coś takiego, dlatego nawet nie zdziwił się. Choć przez myśl przeszło mu, żeby rzeczywiście zatrzymać powóz i chociaż w minimalnym stopniu spełnić swoją groźbę.

Jednak Amano, choćby był odpowiedzialny za ludobójstwo, w oczach Alfy rządzącej Razan dalej byłby po prostu zbyt delikatny, aby znosić jakąkolwiek karę. I Katashi zdawał sobie sprawę z tego, że młoda Omega mogłaby kiedyś wykorzystać jego dobroć, ale ta możliwość wydawała mu się zbyt nierealna.

– Mogę zadać ci... dość osobiste pytanie?

– Oczywiście. – Alfa lekko zmarszczyła brwi, zastanawiając się, o co może chodzić. Rozmawiali ze sobą o wszystkim, więc jak drażliwy temat musiał to być, aby Amano wahał się z tym?

– Odkąd mamy tam jechać, zaobserwowałem, że masz lepszy humor. Te plotki o tobie i Królewskiej Omedze Touto są prawdziwe?

Katashi cicho zaśmiał się, powodując, że jego przyjaciel spojrzał na niego z niezrozumieniem wręcz wymalowanym na twarzy. Właściwie mógł się już tego spodziewać. Ta plotka co jakiś czas do niego docierała, w każdej swojej wersji jeszcze zabawniejsza od poprzedniej.

Oczywiście, zabawna mogła być tylko wtedy, kiedy znało się prawdę.

– Zrozumiesz to, gdy zajedziemy na miejsce. Akira jest odwrotnością tego, czego chciałbym od swojego małżonka. Jest zbyt głośny, zbyt gadatliwy i emocjonalny. Ta plotka jest niedorzeczna, ale naprawdę uwierzyłeś w to, że może mnie coś łączyć z kimś, kto jest już po ślubie?

– Po prostu wydawałeś się ostatnio bardziej szczęśliwy. Dlatego zacząłem się zastanawiać, czy może to nie jest prawda. – Amano wzruszył ramionami. Jednak coś zmieniło się w jego spojrzeniu. Wyglądało to tak, jakby właśnie odczuł ulgę. I to po tym, jak plotka została wyjaśniona.

– Jesteś zazdrosny? – spytał z rozbawieniem Katashi, nie mogąc się powstrzymać. Byli przyjaciółmi, martwili się o siebie i zawsze o siebie dbali. Nie powinni jednak czuć czegoś takiego wobec siebie, a jednak co jakiś czas się pojawiało. I, najwidoczniej, obie strony potrafiły być zazdrosne.

– Oczywiście. – Amano nawet przez chwilę się nie zastanawiał nad odpowiedzią. – W końcu od dawna to wszystko planowałem. Uważam, że związek dwóch Omeg mógłby być ciekawy, więc liczę w tej sprawie na Akirę. Twoja relacja z nim mogłaby pokrzyżować mi plany i...

– Gdybym cię nie znał, uznałbym, że z twoją głową jest coś nie tak. – Katashi lekko pokręcił głową. W pierwszej chwili, kiedy usłyszał odpowiedź twierdzącą, trochę go to zaskoczyło. Jednak, najwidoczniej, wszystko było w porządku.

– Właściwie, to jeśli Akira nie jest kimś dla ciebie, to jaka powinna być Omega, z którą byś się związał? – Amano podsunął pytanie, znowu poprawiając niesforne kosmyki swoich włosów. Zaczynało go to odrobinę irytować, kiedy znowu opadały mu na oczy.

Przez chwilę w powozie panowała cisza. Król widocznie zastanawiał się nad odpowiedzią. Myśląc o kimś takim, po prostu nie widział nikogo. Nie miał pojęcia, czego właściwie pragnął i nigdy się nad tym nie skupiał. Nie mógł jednak powiedzieć, że po prostu nie chce nikogo. Musiał mieć potomka, który przejmie po nim władzę. To zmuszało go do myślenia o małżeństwie.

– Nie mam pojęcia – odparł w końcu szczerze. – Dobrze wiesz, że wolałbym nie mieć nikogo, ale skoro muszę... wolałbym kogoś, kto nie zadręczałby mnie pół dnia jakimiś nieistotnymi sprawami. I musi być to silna Omega, inaczej nie byłoby szans, żeby urodziła mi następcę.

Amano pokiwał głową. Sam nie potrafił sobie wyobrazić swojego przyjaciela w związku. Poświęcanie czasu drugiej osobie, bycie z nią blisko, kiedy tego potrzebuje, szczere rozmowy... To wszystko ofiarowali już sobie nawzajem. Ale Katashi nie potrafił na nikogo innego się otworzyć, a to uniemożliwiało mu stworzenie prawdziwej, szczęśliwej relacji. Dlatego też ta Omega trochę się o niego martwiła.

Dalszą drogę rozmawiali na przyjemniejsze tematy, nie poruszając już nic tak istotnego. Czekała ich jeszcze długa podróż, nie potrzebowali się dodatkowo męczyć. Obydwoje woleli korzystać z tej okazji i jak najbardziej cieszyć swoim towarzystwem.


Przez cały tydzień nie mogłam zebrać się do pisania. Nie wiem, czy bardziej może potrzebuję przerwy, żeby nie przymuszać, czy wręcz przeciwnie? Wiem, co dokładnie chcę napisać i jak ma to wyglądać, jednak w tym, co próbuję napisać, brakuje mi czegoś... Mam nadzieję, że ten stan nie będzie się zbyt długo utrzymywał.

Opublikowałam dzisiaj też karty postaci, taka moja mała próba zabawy z grafiką w ramach udawania, że robię coś produktywnego, ale sądzę, że nawet dobrze wyglądają. Próbowałam też zrobić porządnie wyglądającą mapkę, jednak na próbach na razie się skończyło. Liczę jednak, że w końcu ogarnę sposób, aby ją zrobić.

Dzisiejszy rozdział to bardziej dużo informacji o postaciach, niż sama akcja. Ta rozwinie się w następnych rozdziałach, w końcu wizyta Katashiego i Amano powinna być dość... emocjonująca. A przynajmniej mam nadzieję, że tak wyjdzie. Wy ocenicie, czy udało mi się stworzyć taki efekt.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro