25. Zostało mu ostatnie kilka lat życia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak jak Amano się spodziewał, Chamaru nie miał zamiaru zjeść z nimi śniadania.

To było całkiem oczywiste. Robił wszystko, aby uniknąć jakichkolwiek interakcji z Katashim i miał do tego powód. Co prawda król Razan z pewnością nie był kimś, kto rzuciłby się na inną osobę z zamiarem skrzywdzenia jej, ale po części Amano był w stanie zrozumieć strach drugiej Omegi. Po takim czymś sam pewnie by się bał, tym bardziej, gdyby to był Katashi – ciężko natrafić na Alfę o bardziej skomplikowanym charakterze.

Sam król twierdził dzisiaj, że czuje się o niebo lepiej. Nie musiał nawet tego mówić, bo poprawa była widoczna gołym okiem. Ślady wczorajszego złego samopoczucia dało się zauważyć dopiero wtedy, kiedy znało się już pewne zwyczaje w zachowaniu Katashiego. I dlatego właśnie Amano czuł się trochę zirytowany, bo potrafił to dostrzec.

Słyszał, że Alfa mówi trochę ciszej niż zazwyczaj i, że unika bardziej męczących zajęć niż przechodzenia z jednego pokoju do drugiego. Najpewniej więc wcale nie czuł się tak wyśmienicie jak zazwyczaj, ale Katashi był bardzo dobrym kłamcą. I tylko Amano był osobą, której Alfa nigdy nie okłamała. Dlatego chciał wysłać go z powrotem do jego sypialni, aby przeznaczył jeszcze jeden dzień na odpoczynek.

Oczywiście, równie dobrze mógłby prosić górę o to, aby zmieniła swoje miejsce. Efekt byłby ten sam, więc nawet nie starał się zaczynać tego tematu.

Dzięki temu śniadanie spędzili w całkiem miłej atmosferze, dyskutując głównie o założeniu uczelni. Miała zostać otwarta w przyszłym roku, ku niezadowoleniu części starej szlachty. Dla Katashiego nawet sama ta uczelnia nie była tak istotna, jak zrobienie na złość tym ludziom.

O czym z rozbawieniem wspominał już kilka razy.

Po śniadaniu Amano doszedł do wniosku, że powinien porozmawiać z Chamaru. Próbował mu pomóc, ale jednocześnie starał się nie stawać po żadnej stronie. Kiedy myślał o całej tej sytuacji, rozumiał ich obydwóch. Dla drugiej Omegi to musiało być straszne zostać tak postawionym pod ścianą, bez możliwości wyboru i podjęcia decyzji, praktycznie zmuszonym do tego.

Ale rozumiał też Katashiego. Zawsze był dla niego wyrozumiały, ale po wczorajszej rozmowie punkt widzenia Alfy stał się dla niego całkiem logiczny. I chciał to wyjaśnić Chamaru, bo wiedział, że tylko rozmowa tej dwójki jest w stanie wyjaśnić całą sytuację.

A przynajmniej starał się w to wierzyć.

Nie znalazł go w jego komnacie, dlatego skierował się do miejsca, które służyło za najlepszą kryjówkę w całym pałacu. Pełna regałów z różnymi księgami biblioteka była pod tym względem cudowna. Amano sam potrafił przesiadywać tu godzinami, zupełnie zapominając o tym, gdzie właściwie się znajdował.

Kiedy wszedł do środka, od razu dotarł do niego przyjemny zapach starych ksiąg. Wiedział, że zbiór w pałacu był największym w całym Razan – Katashiemu bardzo na tym zależało, więc starał się ciągle powiększać swoją kolekcję. Już teraz była niemożliwa do przeczytania przez jedną osobę, ale jego przyjaciela sam widok na półkach uspokajał i relaksował.

Przechodząc między regałami starał się skupić tylko na tym, kogo szukał. Unikał więc przyglądania się księgom, aby żadna nie skusiła go, by po nią sięgnąć. Chwilę krążył po tym pomieszczeniu, większym nawet niż sala balowa, nim odnalazł drugą Omegę przy małym stoliczku.

Chamaru pochylał się nad jakąś księgą, pozwalając, aby część włosów przysłoniła mu twarz. Wydawał się tak skupiony i poważny, że przez kilka sekund Amano wahał się, czy powinien mu przeszkadzać. W końcu jednak zdecydował się podejść, uznając, że przecież druga Omega nie może robić nic szczególnie ważnego.

– Nie zjadłeś z nami śniadania – zauważył, zamiast się przywitać. Chamaru spojrzał na niego dopiero po chwili, mrużąc przy tym oczy. Zamiast patrzeć na chłopaka, skupił się jednak na otoczeniu za nim, jakby spodziewał się, że zza Amano wyskoczy jakieś niebezpieczne zwierzę i powinien się na to przygotować.

– Nie usiądę z nim przy jednym stole.

Amano cicho westchnął i rozejrzał się dookoła. Wiedział, że jeśli druga Omega nie przestanie wyrażać się w taki sposób na temat króla, w końcu ten wyciągnie z tego powodu jakieś konsekwencje.

– Nie obrażaj go – poprosił z lekką rezygnacją, krzyżując ręce na piersi.

– Dlaczego miałbym tego nie robić?

– To mój przyjaciel, nie chcę tego słuchać – stwierdził pewnie. Widział, jak Chamaru otwiera usta, aby coś odpowiedzieć, ale z jego ust nie wydobyło się żadne słowo. Zamiast tego kilka razy zamrugał, po czym odwrócił głowę, wracając spojrzeniem na księgę.

– Jeśli masz zamiar powiedzieć mi, że mam się zgodzić na jego warunki, dać się zgwałcić, urodzić mu dziecko i udawać, że wszystkiego tego chciałem, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.

– Nie uważam tak. – Amano podszedł trochę bliżej do drugiej Omegi. – Myślę, że powinniście porozmawiać, bo... inaczej tego nie rozwiążecie. Nie staję po żadnej stronie, ale rozumiem i ciebie i Katashiego.

– Jesteś naiwny. – Chamaru zacisnął dłonie w pięści. Przez chwilę milczał, najpewniej czytając jakiś fragment tekstu, po czym dumnie się wyprostował. – Zawsze wierzyłeś we wszystko, co ci powiedział, bo pozwoliłeś mu się zmanipulować. Ale nie wszyscy chcą być tak od niego zależni, jak ty.

– Ja nie...

– Jesteś od niego zależny, Amano. Od jego pieniędzy, od jego władzy, od jego opinii. – Chamaru zaczął wymieniać na palcach. – Dlaczego ty nie urodzisz mu tego dziecka, skoro chodzi tylko o posiadanie potomka?

Zamilkł. Miał ochotę wyjść z biblioteki, zatrzasnąć za sobą drzwi i zamknąć się w swojej sypialni. Nienawidził, kiedy ktoś w taki sposób oceniał jego relację z Katashim, kiedy wiedział, że była ona zupełnie inna. W każdej chwili mógł stąd wyjechać, sam król nawet kilkukrotnie namawiał go na wyjazd na studia do Touto, żeby się bardziej usamodzielnić i gdyby Amano nie bał się o zdrowie i samopoczucie przyjaciela, pewnie by się zgodził.

– Dlaczego masz aż tak złe zdanie o Katashim? Nic ci nie zrobił – zauważył spokojnie, chociaż jego głos delikatnie zadrżał. Przełknął ślinę, próbując to uspokoić i pozbyć się uścisku w gardle, przypominającego dwie zaciskające się na nim dłonie. – Potrzebuje jedynie silnej Omegi, która urodzi mu dziecko i której przez to nie zabije. Ja się do tego nie nadaję.

Przez chwilę w bibliotece panowała cisza. Ani jeden ani drugi nie mieli ochoty się odzywać, a do ich uszu docierał jedynie śpiew ptaków za oknem i szum wiatru. W końcu jednak przerwało to ciche westchnięcie Chamaru.

– Wybacz, to wszystko za bardzo mnie denerwuje. Nie lubię być stawiany w sytuacji bez wyjścia.

– Porozmawiajcie ze sobą, proszę.

– Wiesz, że Katashi jest chory?

Amano lekko zmarszczył brwi. Tylko nieliczni poinformowani byli o złym samopoczuciu króla, ale tylko jego przyjaciel wiedział, że chodzi tu o coś poważniejszego, niż zwykły ból głowy.

– Skąd o tym wiesz?

– Stare księgi medyczne, jeszcze przed ocenzurowaniem ich. – Chamaru wzruszył ramionami i odsunął się, wskazując jakiś konkretny fragment. – Czytaj.

– Alfy o magicznych zdolnościach. – Amano posłusznie zaczął czytać, skupiając się całkowicie na tekście. – Już od wczesnego dzieciństwa przejawiają one zdolności charakterystyczne dla Omeg, jak leczenie i inne umiejętności magiczne. Są jednak słabsze, a, według badań, każdorazowe użycie przez nich magii osłabia ich organizm i skraca ich życie. Większość takich Alf nie żyje dłużej niż dwadzieścia pięć lat.

Z każdym kolejnym słowem czuł coraz większy ucisk w żołądku. Przesunął spojrzeniem po tekście jeszcze raz, a później kolejny i jeszcze kolejny. To brzmiało niedorzecznie, dodatkowo nigdy wcześniej się z tym nie spotkał, a czytał całkiem dużo ksiąg związanych z leczeniem.

– To... jakiś żart, tak? Przecież to nie może być prawda.

– Zakazano o tym mówić po jego narodzinach. – Chamaru wzruszył ramionami. Coś w jego tonie sprawiało wrażenie, że był wyjątkowo z siebie zadowolony. – Wiesz, wcześniej to była choroba, ale książę nie mógł być taki, więc uznano go za wyjątkowego. W tym samym czasie topiono takie dzieci w rzekach, bo zazwyczaj ich wychowywanie było zbyt kłopotliwe.

Amano zacisnął wargi. Nie miał pojęcia, co powiedzieć, przyszedł tu jedynie po to, żeby pogodzić ze sobą dwie osoby, ale nie chciał mieć świadomości, że jego przyjaciel jest chory, tak prawdziwie chory.

– Według tego, co wiem, to prawdopodobnie komplikacja podczas ciąży jego matki. Była zbyt silną Omegą, ale ojciec Katashiego był słaby, wszyscy o tym wiedzieli. Więc Katashi taki się urodził.

Chamaru mówił o tym chłodno i obojętnie, jakby informował Amano jedynie o tym, co zjadł na śniadanie. Wydawał się zupełnie nie przejmować tą całą sytuacją, jakby w żadnym wypadku nie obchodziło go zdrowie i życie króla.

– Trzeba coś zrobić...

– To nieuleczalne, nic z tym nie zrobisz. Zostało mu ostatnie kilka lat życia. – Druga Omega wzruszyła ramionami. – Nawet jak mu powiesz, to nic to nie da. I modlitwy do Starożytnych też nic nie dadzą, oni i tak się tym nie przejmują, o ile istnieją.

Po tych słowach księga została zamknięta. Amano nie zauważył nawet, kiedy Chamaru wyminął go i skierował się do wyjścia z biblioteki. Nie słyszał jego kroków, ani otwierania czy zamykania drzwi. Jego myśli krążyły w zupełnie innym miejscu, szukając jakiegoś rozwiązania wszystkich problemów.

Czuł się coraz bardziej zmęczony tym, iloma rzeczami ostatnio musiał się przejmować. Tym bardziej, że ostatnio nie mógł nawet zwrócić się ze swoimi problemami do swojego przyjaciela, jak zawsze to robił.

Tak, właśnie, chyba brak poważnej rozmowy z Katashim najbardziej go w tym wszystkim męczył.

***

Było mu wręcz niewyobrażalnie gorąco.

Akira podszedł do okna i otworzył je na oścież. Lekko wychylił się, z ulgą przyjmując chłodny powiew powietrza. Był już wieczór, ale on od kilku minut siedział w swojej małej komnacie, przygotowując odpowiednie mieszanki ziołowe. Zazwyczaj były to dla niego tylko proste, nieproblematyczne ćwiczenia, które zajmowały mu maksymalnie kilkadziesiąt minut, ale dzisiaj zupełnie nie mógł się skupić.

Przymknął oczy, głęboko wciągając powietrze do płuc. Odczekał kilka sekund nim równie wolno wypuścił je, licząc, że w jakiś sposób mu to pomoże. Zupełnie nie przejmował się tym, że jego włosy pod wpływem wiatru całkowicie zmieniły swoje wcześniejsze ułożenie, za bardzo potrzebował chociaż tej odrobiny ulgi.

Miał wrażenie, że jego ubrania lepiły się do jego skóry, jakby były posmarowane miodem. Przeszkadzało mu to. Chciał zrzucić je z siebie, jednak myślał jeszcze na tyle trzeźwo, żeby tego nie zrobić – chociaż z każdą kolejną minutą ten pomysł wydawał się coraz mniej nieodpowiedni.

W jego głowie pojawił się obraz jeziora, które znajdowało się niedaleko domu, w którym mieszkał jeszcze sześć lat temu. Jako małe dziecko uwielbiał wskakiwać tam do wody, nawet jeśli z biegiem czasu rosnące w pobliżu rośliny zaczynały mu przeszkadzać. No i, im był starszy, tym bardziej zawsze stresował się tym, czy któraś ze znanych mu Alf nie znajdowała się gdzieś w pobliżu. Koniec końców chodził tam tylko z przyjacielem – też Alfą – który jednak zawsze siadał gdzieś na kamieniach i jedynie pilnował, aby nikt inny nie zbliżył się do Akiry.

Teraz jednak bardziej niż za przyjacielem z dzieciństwa, tęsknił za możliwością zanurzenia się w zimnej wodzie.

Nie miał pojęcia, co mu się działo. Nigdy wcześniej się tak nie czuł. Przez myśl przeszło mu, że podobny objawy często mają gorączki, ale zaraz pokręcił głową i głośniej westchnął. On nie miał gorączki już od kilku lat i nie zapowiadało się na to, aby teraz miało się zmienić. Prędzej uwierzyłby w to, że zaraził się czymś i to wywoływało takie reakcje. Tyle, że jeśli to choroba, to czy ludzkość znała ją i umiała wyleczyć?

Czuł się naprawdę źle. Jego myśli nie potrafiły skupić się na jednej rzeczy, ciało zaś zachowywało się, jakby wokół roztaczał się ogień i powodował niemożliwą do wytrzymania temperaturę w powietrzu. Miał wrażenie, że czegoś mu brakowało, a to zaburzało każdą czynność, którą wykonywał. Nie był w stanie dobrze używać swojej magii, bo zaklęcia mieszały mu się ze sobą i przy ich wymawianiu przestawiał słowa.

Nie był pewien, czy powinien jutro udawać się na uczelnię.

Niechętnie odsunął się od okna i zamknął je. Zerknął na rozłożoną przed nim księgę z pożółkłymi stronami, jedna z nich była nawet trochę rozerwana od dołu, na szczęście nie na tyle, aby przeszkadzało to w odczytaniu zapisanego tekstu. Przesunął spojrzenie na szklaną buteleczkę, w której znajdował się zielony płyn. Mieszanka powinna mieć już dawno różowy kolor, ale Akira nie potrafił dzisiaj na to wpłynąć.

Z irytacją zamknął księgę. Nie starał się być nawet trochę delikatny, kiedy podniósł ją i wrzucił do stojącego obok kufra. Czuł, że dzisiaj już nie da rady zająć się tym wszystkim, ale mógł jeszcze spróbować rano. A nawet jeśli ten jeden raz odwołałby swoje zajęcia, na tym świat by się nie skończył. Kiedy studiował często informowano ich o odwołaniu wykładów dopiero wtedy, kiedy już czekali na profesora i nikt nie widział w tym nic złego, nawet jeśli studentów często to irytowało.

Ten jeden raz mógł skorzystać z tego, że miał prawo czuć się gorzej i nie pracować. Już od dawna jego życie nie zależało od pracy, a raczej był to jedynie jego kaprys i dodatek.

Miał ochotę wyjechać gdzieś daleko, najlepiej z dala od pałacu i wszystkich problemów. Brakowało mu kontaktu z naturą, takiego prawdziwego kontaktu – spacer po idealnym ogrodzie, którym każdego dnia zajmowali się ogrodnicy, nie miało nic z tym wspólnego. Tęskniło mu się do biegania boso po trawie, chowania się między drzewami w lesie i tworzenia tam kryjówek, których dorośli nie umieli znaleźć i był to prawdziwy azyl dla wszystkich dzieci zbudowany ich siłą.

Zaczynał mieć wrażenie, że naprawdę nie nadawał się na Królewską Omegę. Obecna sytuacja go przerażała, nawet jeśli starał się tego nie okazywać. Wojna między Shiwą i Seio, a raczej szybkie poddanie się małego królestwa, ucieczka księcia i ten strach, co będzie dalej – to było już za dużo. Cieszył się, że Kenshin starał się odsunąć go od tych wydarzeń, nie wspominając mu o szczegółach i podjętych decyzjach, ale czuł przez to wyrzuty sumienia. Powinien starać się pomagać i powoli w jego głowie pojawiał się nawet plan, co jako Królewska Omega powinien zrobić. Tyle, że złe samopoczucie uniemożliwiało mu to wszystko.

Sięgnął po świecę, która do tej pory oświetlała mu całą komnatę. Przesunął spojrzeniem po pomieszczeniu, lekko marszcząc przy tym brwi. Na stole zostawił kilka ziół i różnych szklanych pojemniczków na nie, jednak nie powodowało to żadnego niebezpieczeństwa. Skierował się do drzwi, ale nagle zatrzymał się. Zerknął za siebie, mając wrażenie, jakby ktoś dmuchnął w niego zimnym powietrzem.

W komnacie jednak nikogo oprócz niego nie było, więc od razu uznał, że musiał niedokładnie zamknąć okno. Zignorował to jednak, nie miał siły sprawdzać tego i to poprawiać, chciał już stąd wyjść i przestać czuć ten ucisk w żołądku, że nie skończył pracy, jaką sobie zaplanował.

Powoli skierował się do sypialni, chociaż nie było to miejsce, gdzie pragnął się znaleźć. Z Kenshinem zaczęli mieć znowu problem w swojej relacji, chociaż zupełnie inny niż do tej pory. Król Touto teraz nie próbował go w żadnym wypadku irytować, wręcz przeciwnie – wydawał się krążyć wokół niego, niepewny jak właściwie się zachować. Byli małżeństwem od dwóch lat, a ostatnio Akira czuł się, jakby byli jeszcze przed ślubem i nie wypadało im się do siebie zbliżyć.

Choć ich „bycie przed ślubem" było mniej krępujące, bo Kenshin usilnie próbował złamać przynajmniej część z obowiązujących ich zasad i Akira musiał jakoś go powstrzymywać. Teraz czuł, jakby sytuacja się odwróciła i nawet było mu głupio z tym, jak ostatnio zaczął pragnąć dotyku Alfy.

Oczywiście nie wspominał mu o tym, musiał zachowywać się godnie, jak na Omegę przystało. Nie wypadało mu więc chcieć tego wszystkiego, nawet jeśli chciał wykrzyczeć, żeby Kenshin w końcu normalnie go pocałował, zamiast ograniczać się do tych krótkich i ostrożnych zetknięć ich warg, na jakie ostatnio Akira mógł liczyć.

Zacisnął wargi, starając się nie dopuścić do siebie myśli, których nie potrzebował. Wiedział, że Kenshin nie mógł się go brzydzić, jednak ostatnio tak to wyglądało. Oczywiście, domyślał się, że jego mąż próbuje być po prostu delikatny po tym, czego się dowiedział, ale zaczynał przesadzać z tą ostrożnością.

Zatrzymał się zirytowany własnymi myślami. Przez jego westchnięcie płomień świecy zgasł, sprawiając, że dookoła zrobiło się ciemno. Przewrócił oczami, przesuwając dłonią nad przedmiotem i znowu zapalając świecę. Rozejrzał się dookoła, zatrzymując spojrzenie na wiszącym przy schodach portrecie. Przedstawiał on wcześniejszego króla razem z jego małżonką.

Ojciec Kenshina był Alfą, do której podczas studiów Akira miał duży szacunek. Wynikało to głównie z tego, jak dbał o wszystkie Omegi, zwłaszcza te na uczelni. Dalej pamiętał ten jeden, jedyny raz, kiedy miał okazję z nim rozmawiać. Było to kilka dni przed śmiercią króla, który chciał jeszcze poznać Omegę swojego syna. Starszy mężczyzna nie był w stanie choćby podnieść się z łóżka, a magia medyków mogła jedynie uśmierzyć jego ból. Mimo tego jednak uśmiechnął się wtedy do Akiry i pobłogosławił ich związek, składając do Starożytnych modlitwę o ich wspólne szczęście.

Wtedy właśnie blondyn postanowił przynajmniej postarać się być dobrym małżonkiem.

– Czemu tu tak stoisz?

Pytanie wyrwało go z zamyślenia. Odwrócił się, żeby zerknąć na Kenshina. Uśmiechnął się do niego słabo, przesuwając spojrzenie z jego twarzy na odsłonięte ramiona. Lubił to, jak bardzo po jego małżonku było widać siłę, chociażby w widocznych na skórze mięśniach. A to wszystko dopełniał tylko stanowczy charakter.

Zagryzł wargę, odwracając spojrzenie. Piekły go policzka, ale to właściwie była wina Kenshina. Gdyby król ostatnio nie utrzymywał między nimi tego dystansu, Akira nawet nie myślałby o tych wszystkich nieodpowiednich rzeczach, które teraz pojawiały się w jego głowie stanowczo zbyt często.

– Zamyśliłem się.

– Powinieneś się już położyć, jest późno. Jutro będziesz zbyt zmęczony, aby prowadzić wykłady.

– Chyba tam nie pójdę. – Akira cicho westchnął, co od razu spowodowało nieznaczne zmarszczenie brwi u Alfy. Doskonale widział jego pytające spojrzenie. – Jest zbyt gorąco, nie mogę się skupić, a muszę przygotować kilka rzeczy na jutro.

– Na dworze jest chłodniej – zauważył Kenshin, podchodząc bliżej niego. – Może więc przejdziemy się po ogrodzie przed snem?

Przez kilka sekund Akira patrzył na niego zaskoczony, aż w końcu pokiwał głową. Skierował się z Kenshinem w kierunku schodów, lecz kiedy ten nie zaoferował mu ramienia do trzymania, sam postanowił złapać jego rękę. Może skoro Alfa bała się znowu do niego zbliżyć, sam musiał przekonać go, że nie miał z tym problemów?

Kenshin delikatnie ścisnął jego rękę, choć zaraz spojrzał z wahaniem na Akirę. Kiedy ten odpowiedział mu jedynie uśmiechem, król Touto uniósł jego dłoń i pocałował w jej wierzch.

Cóż, do niektórych delikatnych zachowań mógł się nawet przyzwyczaić.


W tym rozdziale trochę bardziej się rozpisałam, bo ma prawie 3 tysiące słów, a w "Amano" z założenia rozdziały miały mieć około dwóch. Ale myślę, że to już przyzwyczajenie i im więcej piszę, tym bardziej się rozpisuję. Chyba wam to nie przeszkadza?

O tym, co się dzieje w Razan jeszcze nie mogę mówić, poza faktem, że uwielbiam jak bardzo Chamaru miesza w całej sytuacji. Ale za to Akira i Kenshin, chyba w końcu dostali chwilę wytchnienia. No, chwilę na pewno, ale to jeszcze nie tak, że dam im spokój. Mam wobec nich pewne plany, a to, co się tu działo... Może jest to drobna zapowiedź?

Jaka ładna liczba, dwadzieścia pięć rozdziałów. Myślę, że przekroczyliśmy już połowę i raczej nie dobiję do 50 rozdziałów, chociaż to zależy od tego, jak bardzo będę się rozpisywać. Jest kilka wątków, które jeszcze się nie rozwiązały i kilka takich, które się dopiero zaczną. Ale, tak myślę, że "Amano" będzie miało poniżej 50 rozdziałów.

Widzimy się w przyszłym tygodniu, jak zawsze w piątek!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro