29. Nie miałbym nic przeciwko, żeby się z tobą całować

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło co najmniej piętnaście minut, które Amano spędził w samotności. Siedział na łóżku przykryty kocem, trzymając w dłoniach filiżankę ze specjalną herbatą. Zioła, które zostały do niej dodane, miały pomóc mu się wyciszyć i uspokoić.

I rzeczywiście działały zaskakująco dobrze.

Teraz było mu jeszcze bardziej głupio. Rozpłakał się praktycznie bez powodu, jedynie dlatego, że przerosły go negatywne uczucia, jakie się w nim zebrały. To nie powinno mieć miejsca. Zachował się, jakby był słaby, a przecież nie był. Przy Katashim nauczył się, jak wielką wadą jest słabość i okazywanie jej.

Czy przez to przyjaciel nie zacznie nim gardzić?

Zacisnął lekko dłonie na filiżance, zaraz jednak skarcił się w ruchu. Zaczynał myśleć niedorzecznie, w końcu Katashi na pewno się tak nie zachowa. Znali się zbyt długo, by takie coś mogło zepsuć ich relację. Chwila słabości dalej była tylko chwilą, a teraz Amano czuł się dobrze.

Poza tym, jeśli coś miało zniszczyć ich przyjaźń, to raczej kłamstwo. Amano jednak nawet teraz nie zamierzał się do niego przyznawać. Jeszcze nie wiedział o sobie wystarczająco dużo, jeszcze w pełni nie zrozumiał, kim był. A dopiero, kiedy zbierze cały obraz swojej osoby, wtedy będzie mógł przedstawić wszystko Katashiemu.

Drzwi otworzyły się, wpuszczając do komnaty więcej światła. Amano podniósł spojrzenie, aby dostrzec wchodzącego do środka przyjaciela. W dłoni trzymał palącą się świecę, a na jego twarzy dalej malowała się powaga i skupienie. Mimo tak późnej godziny, nie widać było po nim śladów zmęczenie.

Jak zawsze musiał wyglądać perfekcyjnie w każdym detalu.

– Jak się czujesz?

– Już lepiej. Przepraszam, poczułem się gorzej i... – Amano cicho westchnął, spuszczając spojrzenie. Wypił łyk herbaty, skupiając się na przyjemności, jaką sprawiało mu wrażenie, że jej ciepło rozlewa się po jego całym ciele.

– Nie przepraszaj.

Katashi podszedł do niego i usiadł na łóżku. Wydawał się sam jeszcze błądzić pomiędzy myślami, jakby nie był pewien, który wątek poruszyć najpierw i od czego zacząć. Amano zawsze wyobrażał sobie, że w głowach ludzi znajduje się mały ludzik, który steruje całym ciałem i myślami. I, gdyby tak było naprawdę, ludzik w głowie Katashiego przed rozmową przygotowywałby sobie listę rzeczy, które chce powiedzieć, aby o niczym nie zapomnieć. Z pewnością też miałby doskonały porządek we wszystkim.

– Wiadomość z Kano to zaproszenie na ślub – zaczął w końcu król Razan. Przestał siedzieć tak prosto i sztywno, więc raczej musiał trochę się rozluźnić.

Jednak jego słowa nie miały sensu. Zaproszenia na ślub raczej przywozi się osobiście, zwłaszcza do tak ważnych osobistości, jak władcy. Dodatkowo, jeśli było to z Kano, to kto miał brać ten ślub. Dzieci Shigeo i Sadao, z tego co Amano pamiętał, były jeszcze za małe, aby przygotowywać się do zawarcia małżeństwa.

W żadnym wypadku też takie zaproszenia nie były ukrywane.

– Nie rozumiem... – Amano mruknął w końcu, marszcząc brwi. Odłożył pustą filiżankę, trochę żałując, że tak szybko wypił jej zawartość.

– To będzie ślub księcia Seio. Chodzi o to, aby nie musiał się już ukrywać. Gdy zostanie ugryziony, Youta nie będzie chciał go zabrać do siebie. A Kano będzie mogło wypowiedzieć Shiwie wojnę – wyjaśnił Katashi. – Chcą, żebym przyjechał, bo ktoś w imieniu Alf musi złożyć modlitwę do Starożytnych. I najpewniej będą chcieli, abym dołączył do konfliktu.

– Zamierzasz tak zrobić?

– Nie widzę w tym sensu. Sprawa Seio nie ma nic wspólnego z polityką, którą prowadzę – odparł od razu król. Na chwilę zerknął na okno, ale zaraz wrócił spojrzeniem do Amano. – Wiem, że chciałbyś, żebym pomógł, ale nie mam zamiaru mieszać się do konfliktu. Myślałem raczej, aby wspomóc Seio już po wszystkim. Jak zniszczymy wojną cały kontynent, żadne państwo nie będzie w stanie się odbudować.

Amano lekko skinął głową. Sam traktował to zbyt emocjonalnie i wiedział o tym. Nie mógł jednak nic poradzić na to, jak bardzo bolała go myśl o cierpiących ludziach, którzy na to nie zasługiwali. Chyba właśnie dlatego tak szanował Katashiego – potrafił trzeźwo podejmować decyzję, nie przejmując się takimi rzeczami. To czyniło z niego tak dobrego władcę.

– Rozumiem, że jedziesz ze mną? Potrzebuję mieć z kim tańczyć na balu, a większość Omeg mi nie odpowiada.

Katashi pod tym względem nienawidził takich wydarzeń. Tańczył bardzo dobrze, nigdy nie mylił kroków, a przy tym skupiał całą swoją uwagę na towarzyszącej mu Omedze, ale mimo to, naprawdę nie lubił tańczyć. Amano pod tym względem – jak pod wieloma innymi – traktował jako wyjątek i zawsze starał się tańczyć z nim, gdy wymagała tego sytuacja.

– To dla mnie zaszczyt – odparła cicho Omega, uśmiechając się pod nosem.

– Więc tę sprawę mamy już omówioną. Teraz chciałbym wiedzieć, co takiego cię dręczy. I nie mów, że to „nic takiego" – dodał od razu Katashi, widząc, jak Amano otwiera usta. – Nigdy nie płaczesz, tym bardziej nie wtedy, kiedy żartujemy między sobą. Widzę, że od dłuższego czasu coś za tobą chodzi, ale nie chcesz mi powiedzieć, co.

– Ja... – Amano cicho westchnął. Nie mógł powiedzieć o tym, że wszystko sobie przypomniał. Mógł jednak wspomnieć przynajmniej o drugiej sprawie, która nie pozwalała mu spać. To wydawało się być dobrym rozwiązaniem w jego sytuacji. – Jakiś czas temu rozmawiałem z Chamaru i... byliśmy w bibliotece... pokazał mi wtedy fragment księgi medycznej... to prawda, że możesz umrzeć...?

Katashi cicho westchnął, ale na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech. Wyglądał tak, jakby zmartwienia, które pojawiały się w jego głowie, właśnie zniknęły.

– To stara księga medyczna, tak? Nie powinieneś się tym przejmować, przecież jest nieaktualna.

– Ale...

– Nie ma żadnego „ale". Amano, tam wszystko jest nieaktualne. A ja nie jestem chory i czuję się dobrze, widzisz? Nie mam zamiaru umierać, przynajmniej nie w ciągu najbliższych dwudziestu lat.

Brzmiał pewnie. Ale nawet wtedy, kiedy to mówił, Amano nie mógł pozbyć się tej myśli, że przecież Katashi nie może mieć pewności. A jeśli jednak akurat ta informacja była prawdziwa? Nie mógł stracić przyjaciela, jedynego, jakiego posiadał.

– Przepraszam... Wierzę ci, tylko... Muszę to przetrawić. Możemy zmienić temat?

Katashi pokiwał głową, chociaż dalej patrzył na Amano z lekko zmarszczonymi brwiami. Przez chwilę między nimi panowała cisza, ale ta z rodzaju tych przyjemnych – mogli milczeć w swoim towarzystwie i im to po prostu nie przeszkadzało. W końcu jednak to chłopak o szarych włosach postanowił się odezwać:

– Mógłbym zapytać, co z Chamaru?

– Co ma z nim być? – Katashi wyprostował się bardziej, ale na jego twarzy znowu pojawił się subtelny uśmiech. – Raczej śpi, nie bardzo mnie to obchodzi.

– Całowaliście się ze sobą.

– Nie przeczę. Sam widziałeś.

Amano westchnął głośno. O dziwo jednak, w Katashi zaśmiał się cicho, jakby rzeczywiście bawiło go odpowiadanie w taki sposób, żeby nie przekazać żadnych wiadomości.

– Sam do mnie przyszedł i to zaczął. Sądziłem, że zmienił zdanie, nic więcej.

To nie brzmiało logicznie. Chamaru był tak bardzo przeciwko temu, aby dać dziecko Katashiemu, jak to tylko było możliwe. Nie mógł nagle uznać, że to dobry pomysł i, że chce spróbować. Nie Chamaru.

– Może powinienem z nim porozmawiać? – zaproponował w końcu Amano. Miał wrażenie, że jedynie jemu może udać się wydobyć z tej Omegi jakiekolwiek informacje i dowiedzieć się, co nią kierowało. Chociaż wiedział, że też nie dowie się zbyt dużo, ale na pewno więcej od Katashiego.

– Jeśli chcesz. Brzmisz, jakbyś naprawdę był zazdrosny.

– Nie jestem. Nie chciałbym się z tobą całować, jeśli o to pytasz. – Z każdym kolejnym słowem mówił coraz ciszej. Spuścił spojrzenie, czując się lekko zawstydzony, że chociażby rozmawia z Katashim na takie tematy. Chociaż powinien być już do tego przyzwyczajony, dalej nie potrafił przywyknąć do tego, jak swobodnie jego przyjaciel wypowiadał się o wszystkim tym, co związane było z relacjami Alfy i Omegi.

Może nawet po części go za to podziwiał? Dwunastoletni Katashi potrafił pytać go o to, jak czuje się podczas gorączki i czy może mu jakoś pomóc. Z pewnością było to odpowiedzialne, nawet jeśli nie czuł się na siłach, aby o tym rozmawiać. Ale spróbował mu to wytłumaczyć i mimo że Alfa nie mogła tego zrozumieć, po prostu zaakceptowała wszystko to, czego Amano w takich chwilach potrzebował.

Ale, czy naprawdę musieli teraz rozmawiać o całowaniu się? To już z pewnością nie było potrzebne.

– Ranisz mnie, Amano – mruknął Katashi, ale w jego głosie słychać było, że jest tym rozbawiony. – Ja, żebyś wiedział, nie miałbym nic przeciwko, żeby się z tobą całować. Albo robić inne rzeczy, o których nie będę wspominać, abyś nie zrobił się całkowicie czerwony.

Amano sięgnął po leżącą obok poduszkę i przytulił ją do siebie, wciskając w nią twarz. O ile Katashi zazwyczaj doskonale wiedział, jak rozmawiać z Omegami, czasami, raz na jakiś czas, lubił dręczyć takimi rozmowami swojego przyjaciela.

– Powinienem kazać ci stąd wyjść. To moja sypialnia. Źle się teraz czuję.

– Od kiedy to możesz rozkazywać królowi?

Amano tylko na chwilę się zawahał. Zerknął na Katashiego, ale widząc, jak jego wargi rozciągają się w uśmiechu, uderzył go poduszką. Paliły go policzki i nie chciał, aby ta rozmowa poszła bardziej w tym kierunku, jak działo się teraz. Stanowczo tego nie chciał.

Kiedy byli dziećmi, to było normalne. Nawet jeśli zazwyczaj musieli bardziej patrzeć na to, jaka społeczna różnica była między nimi, kiedy zamykali się w komnacie któregoś z nich, byli po prostu dwójką równych sobie dzieci. I teraz Amano czuł coś podobnego, jakby Katashi był po prostu jego przyjacielem, a nie królem najsilniejszego państwa na kontynencie. Bo, czy taki władca, naprawdę mógł zostać uderzony poduszką przez jakąkolwiek Omegę? I jeszcze być tym rozbawionym?

Czasami Katashi zupełnie nie wyglądał na króla.

Amano spodziewał się małej zemsty za ten gest, chociaż nie był pewien, co jego przyjaciel zrobi. Już po chwili mógł się o tym przekonać. Katashi popchnął go lekko i, zanim Omega zdążyła go powstrzymać, pochylił się nad nim, tak, że znajdował się stanowczo zbyt blisko, żeby mogli jakkolwiek logicznie to wytłumaczyć.

W ostatnim czasie o wiele za często byli bliżej siebie, niż powinni.

– To naprawdę nieodpowiednie zachowanie. Zniewaga wobec króla jest karana, wiesz o tym?

Amano rozchylił wargi, aby coś odpowiedzieć, ale nie potrafił nic z siebie wykrztusić. Patrzył na Katashiego, na jego ciemne oczy wpatrzone w niego, na jego policzki i wargi, które teraz stanowczo za bardzo skupiały na sobie uwagę. Odwrócił głowę, mając wrażenie, że myśli o tak nieodpowiednich rzeczach, że nawet najbardziej wulgarni ludzie nie byliby w stanie wypowiedzieć tego na głos.

Minęło kilkanaście długich sekund, nim Katashi odsunął się od niego. Wyglądał na zadowolonego, chociaż też już trochę zmęczonego.

– Powinieneś odpocząć – powiedział poważnie, wstając. – Dasz radę zasnąć samemu czy zostać z tobą?

– Ty też powinieneś iść spać – odparł cicho Amano, podnosząc się do siadu. – Nie mógłbym tak cię wykorzystać.

– Podobno spanie z drugą osobą działa korzystnie dla zdrowia.

Amano pokręcił lekko głową. Obydwoje wiedzieli, że ich żarty już i tak przekroczyły dozwoloną granicę i obydwoje potrzebowali się nad tym zastanowić.

– Dobranoc, wasza wysokość.

– Śpij spokojnie, Amano. – Katashi sięgnął po świecę, widocznie zamierzając już odejść, ale jednak powstrzymał się. Zamiast tego pochylił się nad Omegą i pocałował go w głowę. – Pamiętaj, że jeśli cię coś dręczy, zawsze możesz ze mną porozmawiać.

Dopiero po tych słowach król odwrócił się i skierował do drzwi. Amano obserwował go, dopóki nie wyszedł. Położył się na łóżku, wzdychając głośno. Czuł lekką ulgę, chociaż nie potrafił zrozumieć tego dziwnego ucisku w jego brzuchu. Ale, nie było to coś nieprzyjemnego.

Bardziej myślał o tym, co by się stało, gdyby jednak Katashi został z nim i razem zasnęli w jednym łóżku. Czy byłoby to bardziej nieodpowiednie od tego wszystkiego, co robili do tej pory?


To chyba mój ulubiony rozdział. Żadnego nie pisało mi się tak przyjemnie, więc jestem z niego naprawdę bardzo zadowolona. Nie było go w planach, aczkolwiek postanowiłam spróbować go napisać i myślę, że całkiem mi wyszedł. Chociaż to tylko moja opinia, a czekam na wasze.

Nie bez powodu jest tak przyjemnie. Przy pisaniu zawsze słucham muzyki, która w różny sposób wprowadza mnie w nastrój do pisania. A zaraz przed tym, jak siadłam do 29 rozdziału, wsłuchiwałam się w opening do "HIStory 3: Trapped", więc to powinno wszystko wyjaśnić.

To chyba tyle chciałam wam powiedzieć w tym tygodniu. Teraz liczę na was i na waszą ocenę tego, co publikuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro