3. Ponieważ cię kocham

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Katashi?

Król Razan naprawdę nie miał w zwyczaju ignorować ludzi. Nawet jeśli ci wyjątkowo go irytowali, starał się wysłuchać, co mają do powiedzenia albo po prostu okazywał im, że nie jest zainteresowany ich słowami. Nigdy jednak nie udawał, że zwyczajnie ich nie słyszy.

– Katashi?

Teraz jednak wpatrywanie się z uwagą w kartkę z napisanym listem było najlepszym rozwiązaniem. Może natrętny osobnik, który skutecznie próbował nawiązać z nim kontakt, znudzi się i zostawi go w spokoju, a on uniknie niemiłej rozmowy?

– Katashi?

Osoba pragnąca jego uwagi była wyjątkowo uparta. Jednak król również, będąc pewny, że ma całkowitą słuszność w swoim zachowaniu – lepiej było milczeć, niż powiedzieć kilka słów za dużo. W końcu miał teraz ważne zadanie, musiał skończyć czytać list, który otrzymał od swojego przyjaciela, Królewskiej Omegi Touto, a następnie szybko na niego odpisać. Rozmowa mogła zaczekać...

– Katashi?

– Na Starożytnych, Amano! – Alfa warknęła w końcu, niechętnie zerkając na stojącego kilka metrów od niego chłopaka. Ten miał skrzyżowane ręce i wpatrywał się w niego intensywnie, a jego błękitne oczy wydawały się wyjątkowo chłodne, bardziej niż zwykle. – Już ci to powiedziałem i powtórzę jeszcze raz, nic nie mogę zrobić.

– Jesteś królem Razan, podobno możesz wszystko – odpowiedź padła wręcz od razu, ale nie było w niej nawet trochę żartobliwego tonu, jaki zazwyczaj niosły ze sobą słowa Amano. Bo oczywiście, że ten nie żartował, nie kiedy chodziło o wojnę i śmierć wielu ludzi. I oczywiście, że Katashi to rozumiał tylko...

Tylko jak wytłumaczyć młodej Omedze pragnącej szczęścia dla wszystkich, że polityka wcale nie jest taka prosta i nie składa się z samych dobrych uczynków?

Alfa lekko pokręciła głową. Nie dało się nie przejmować całym tym problemem – nagłym atakiem Shiwy na Seio i poddaniem się mniejszego i słabszego państwa. To znowu oznaczało większą siłę południowego królestwa i nie było to coś, z czego władca Razan mógł być zadowolony. Jednak, po przemyśleniu wszystkich za i przeciw, mieszanie się do tego konfliktu wcale nie było opłacalne. Dlatego Katashi musiał czekać. I wysłuchiwać pretensji Amano.

– To nie tak, że jest mi na rękę pozwalać Youcie, żeby robił, co mu się żywnie podoba. Ale nikt nie chce, żeby przerodziło się to w kontynentalną wojnę. Niestety, ale tym razem muszę odpuścić.

– Ty nikomu nie odpuszczasz – zauważyła słusznie Omega. Znali się stanowczo zbyt długo i niezależnie od tego, jaka drobnostka to była, Katashi nigdy nie marnował okazji, aby udowodnić komuś, że się myli albo, że zadarł z niewłaściwą osobą. A teraz nagle miałby pozwolić, aby Youta zajął dodatkowe tereny i wzmocnił swoje państwo? – Dalej mścisz się na Kenshinie, więc tym bardziej powinieneś coś z tym zrobić. Najpierw Sini, potem Kajo, a teraz Seio.... Wiesz, ile Omeg przez niego cierpi?

Amano w pewnym stopniu miał rację. Ostatnie dziesięć lat zaowocowało w wiele krótkich wojen. Głównie tych między Shiwą a mniejszymi królestwami, które nie były w stanie się obronić. Południowe państwo mogło dzięki temu zyskać wiele terenów, ale inne kraje nie reagowały na to, nie chcąc rozpoczynać potężnego konfliktu. Sini walczyło dwa miesiące, nim poddała się ostatnia twierdza. Kajo jeszcze krócej, jakby nawet najdzielniejsi żołnierze nie wierzyli, że mają jakiekolwiek szanse. Z Seio miało być podobnie, przynajmniej Youta, władca tak agresywnego królestwa, bardzo na to liczył.

– I tak by wiele cierpiało. W końcu w Shiwie Alfy dalej mają swoje haremy – mruknął Katashi, doskonale wiedząc, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał od niego przyjaciel. – Chciałbym coś zrobić, naprawdę, ale na razie muszę czekać. Jeśli sytuacja się rozwinie...

– Naprawdę nic nie możesz zrobić?

Król zastanowił się na chwilę. Oczywiście, że Razan było silniejsze od Shiwy. Zarówno gospodarczo jak i militarnie dominowało na kontynencie, jednak przewaga nie była dostatecznie wielka, aby Katashi czuł się spokojnie. Gdyby chociaż jako władca miał większe poparcie w kraju i nie był znienawidzony przez część starej szlachty, która skutecznie utrudniała mu wprowadzanie nowych reform...

Lekko pokręcił głową. Rządził stanowczo zbyt krótko, żeby brać udział w wojnie. Zresztą jego państwo nigdy nie wspierało innych. Zawsze toczyło swoje wojny, zazwyczaj z Shiwą, zachowując jednak neutralność wobec innych konfliktów. Od dobrych dwustu lat w królestwie panował upragniony pokój i dobrobyt. Dalej dbano o armię, ale nie była ona już używana. Niczym kolekcja żołnierzyków ustawiona na półce w sypialni króla. Ważniejszy stał się handel, a odkąd Katashi przejął rządy po zmarłym ojcu, chciał zacząć kłaść nacisk na edukację Omeg. Na razie bezskutecznie.

– Nic nie mogę zrobić – odparł w końcu. Doskonale widział, jak błękitne oczy wpatrywały się w niego z nadzieją, dopóki ich właściciel nie obrócił się i nie wyszedł cicho z komnaty. Nie trzasnął drzwiami, nie okazał w żadnym wypadku zdenerwowania. Jedynie opuścił to miejsce, zostawiając Katashiego z lekkim ukłuciem w sercu, które ten oczywiście zdecydował się zignorować.

Ostatnio stanowczo zbyt często mieli różne poglądy na różne sytuacje.

***

Od ciemności bronił go jedynie mały promyczek świeczki postawionej na parapecie. To właśnie on był źródłem ciepłego światła rozchodzącego się po całej komnacie i pozwalającego Akirze odczytać kolejne zapisane litery w księdze, na którą patrzył od dobrych dziesięciu minut, kolejny raz z rzędu odczytując to samo.

Nie mógł się skupić – jego myśli ciągle uciekały, krążąc wokół różnych tematów, ale nie miało to nic wspólnego z nauką. Zamiast więc ćwiczyć, co starał się robić codziennie, westchnął cicho i zerknął na świeczkę.

Płomyczek poruszał się niespokojnie, reagując na nawet najmniejszy ruch powietrza w pomieszczeniu. Było w tym coś dziwnego, jakby trząsł się ze strachu i próbował uciec, ale nie miał nawet na to szans. To świeca więziła go, zmuszając, aby pozostał w tym miejscu.

Czy jego małżeństwo nie było takie samo?

Lekko pokręcił głową, starając się pozbyć tej myśli. Nie powinien tak tego porównywać, nikt przecież nie trzymał go tutaj na siłę. A, patrząc na relację innych Omeg z Alfami, miał dużo więcej możliwości niż inni.

Mimo to jednak czuł się uwięziony. Jakby znajdował się w wielkiej klatce. Nie widział krat, ale zdawał sobie sprawę z ich istnienia. Coś go ograniczało, nie pozwalając mu być spokojnym i szczęśliwym. Nie pozwalając mu szczerze cieszyć się z każdego dnia i wspaniałości jego życia.

Oczywiście, kochał Kenshina. Nie próbowałby być z kimś, kto byłby dla niego obojętny. I Akira naprawdę go doceniał. Uwielbiał przytulać się do niego i czuć pewność, że póki ten jest obok, nic mu nie groziło. Kochał te poranki, kiedy budzili się obok siebie, zbyt wcześnie jeszcze, aby wstawać na śniadanie, a jego małżonek nie chciał puścić go nawet na chwilę.

Kiedy ktoś patrzył na nich z boku, widział szczęśliwą i zakochaną w sobie parę. Jednak nikt nie mógł domyślić się, że nawet w tak cudownym związku wiele rzeczy ze sobą zgrzytało, a później kończyli tak, jak teraz – źli na siebie nawzajem, w zupełnie innych miejscach, czekając, aż emocje opadną i znowu będzie można zapomnieć o całym konflikcie między nimi.

I nigdy więcej nie wracać do tematu.

Akira cicho westchnął, jednak ten podmuch całkowicie wystarczył, aby pozbawić go źródła światła. W jednej chwili cała komnata wypełniła się ciemnością, powodując u Omegi strach. Nienawidził nic nie widzieć – czuł wtedy, że nad niczym nie panował, a nagły brak kontroli go przerażał.

Uniósł dłoń, starając się znaleźć świecę, aby z powrotem rozpalić ogień, kiedy do jego uszu dotarł dźwięk ciężkich kroków. W kolejnej sekundzie drzwi zaskrzypiały charakterystycznie i otworzyły się, pozwalając wejść nieproszonemu gościowi do środka, wraz z nowym źródłem świata.

– Masz zamiar przesiedzieć tu całą noc w ciemności? – spytał Kenshin, patrząc na Akirę z nieukrywanym zmartwieniem. Minęło już zbyt dużo czasu, a nie mógł pozwolić, żeby Królewska Omega, zamiast spać w sypialni, została w komnacie przeznaczonej do nauki i magicznych ćwiczeń. – Jest już późno, jutro będziesz się źle czuł. Powinieneś już dawno spać.

– Nie mam ochoty.

Blondyn nawet nie spojrzał na swojego małżonka. Uparcie wpatrywał się teraz w księgę, udając nagłe zainteresowanie czytaniem, chociaż dalej nie potrafił się na tym skupić, a słowa mieszały mu się, nie mogąc stworzyć logicznej całości.

Nie mógł tak po prostu odpuścić. Nie był uległy jak inne Omegi i nie zamierzał się też do tego dostosowywać. To do niego po prostu nie pasowało.

– Nie złość się już, to bezsensowne. – Kenshin cicho westchnął. Nienawidził tych kłótni, które w jego oczach były sprzeczkami o niczym, a jednak Akira zawsze reagował na nie zbyt emocjonalne i nerwowo. Ostatnio działo się to stanowczo zbyt często, sprawiając, że władca Touto poważnie zaczynał się martwić o swojego ukochanego.

– Tak, oczywiście, bo dla ciebie zawsze to jest bezsensowne!

Akira wstał i uderzył dłońmi o biurko, na tyle mocno, że poczuł, jak ból promieniuje mu na całe ręce. Mimo tego nie skrzywił się nawet. W głowie miał wiele myśli, które tak bardzo chciał teraz głośno wykrzyczeć i nie zamierzał się hamować.

– Nawet nie próbujesz mnie zrozumieć! Dla ciebie liczy się tylko to, żebyś miał kogo zaciągnąć do łóżka! Nic innego nie ma znaczenia! Do niczego więcej nie jestem ci potrzebny!

W jego oczach pojawiły się łzy – i właśnie to najbardziej bolało Kenshina. Nie słowa wykrzyczane w gniewie, ale strach, jaki okazywał jego mąż. Tak, jakby po tych ponad dwóch latach małżeństwa, dalej mu nie ufał.

– Dobrze wiesz, że wcale tak nie jest. Zależy mi na tobie i na tym, żebyś był bezpieczny i szczęśliwy. Tylko tego chcę, ponieważ cię kocham.

Ostatnio stanowczo zbyt często przerabiali takie rozmowy. I coraz bardziej martwiło to króla Touto, który, zamiast zastanawiać się nad kolejnymi ważnymi decyzjami, wciąż myślał o Omedze, którą poślubił i którą pokochał tak bardzo, jak nikt nigdy nikogo nie kochał.

Coś musiało być nie tak. Oczywiście, Akira zawsze był trochę nerwowy, dużo krzyczał i rzadko odpuszczał – takiego poznał go Kenshin i w takim się zakochał. Jednak teraz nie przypominał tego upartego i pewnego siebie studenta, który potrafił bez słowa minąć go i nawet nie zaszczycić spojrzeniem, mimo widocznego, królewskiego pochodzenia. Teraz łzy spływały po jego policzkach, dłonie się trzęsły, a w jego oczach widniał strach.

Chociaż wiedział, czego może się spodziewać, spróbował do niego podejść. I jego oczekiwania zostały spełnione – kiedy tylko zbliżył się do blondyna, został odepchnięty i zmuszony, aby cofnąć się kilka kroków. Miał wrażenie, jakby to łamało mu serce, w końcu co gorszego mogło zdarzyć się Alfie, niż być powodem strachu u ukochanej Omegi?

Kiedy znowu spróbował się zbliżyć, Akira nie miał już siły go odepchnąć. Dlatego pozwolił, aby Kenshin objął go swoimi silnymi ramionami. To właśnie przez ostatnie miesiące kojarzyło mu się z bezpieczeństwem i nie potrafił udawać, że było inaczej. To tej jednej Alfie ufał i z nim pragnął być, nawet mimo ich częstych kłótni.

– Nienawidzę cię... - Blondyn mruknął cicho, chociaż było to całkowicie sprzeczne z jego uczuciami. Nie mógł jednak pokazać, że zwykłe przytulenie sprawiało, że chciał zapomnieć o wszystkim. Duma nie pozwalała mu otwarcie przyznać, że jeśli Kenshin był obok, nic innego tak naprawdę nie miało znaczenia.

Kiedy więc Akira lekko zacisnął dłoń w pięść i, nie wkładając w to zupełnie siły, uderzył nią o klatkę piersiową króla Touto, ten jedynie stłumił śmiech i złapał go za rękę. Następne zaś lekko pocałował jego skórę i podniósł Omegę.

– A w tej całej nienawiści do mnie chociaż trochę mnie kochasz? – spytał z rozbawieniem, zabierając go z komnaty i niosąc prosto do sypialni. Czuł, jak chłopak wtula się w niego, najpewniej mocno zmęczony tym wszystkim.

– Może trochę...

Obydwoje czuli, że czekała ich poważna rozmowa, ale teraz żadne z nich nie miało na to siły. Wiedzieli, że kiedyś znajdą czas i wyjaśnią sobie wszystko. Jednak kiedyś było jeszcze zbyt odległe, aby o tym myśleli.

***

Nesska było jednym z miast leżącym w pobliżu północnej granicy Seio z Nemą. Nieduże, ale dobrze rozwinięte, przez które przejeżdżało większość kupców, planujących zostawić swoje towary w tym niewielkim królestwie. Można tam było kupić wszystko – od bogato zdobionych szat, które tworzone zawsze były w Razan, przez złote i niezwykle ozdobne wazy prosto z Shiwy, aż do kopii magicznych ksiąg z Shuku.

Pojawianie się w mieście nie było dobrym pomysłem i Tarou zdawał sobie z tego sprawę. Jednak zarówno on, jak i Omega, którą się opiekował, potrzebowali odpoczynku i porządnego posiłku. Sam książę miał problem, aby odnaleźć się w nowych warunkach, a Alfa zaczynała mieć problemy z koncentracją. Jedynym sensownym rozwiązaniem było więc szukanie miejsca nadającego się na nocleg, a właśnie w Nessce mogli je znaleźć.

Bar Pod kozim rogiem nie wyróżniał się niczym szczególnym pośród wielu podobnych. Dla tych, którzy pojawiali się w tym mieście częściej, był znany jako miejsce, gdzie każdy mógł wypić coś dobrego i posilić się, zanim uda się w dłuższą podróż. Każdy też kojarzył właściciela, z pozoru całkiem miłego człowieka, z którym dało się dogadać. Oczywiście, do momentu, w którym klienci nie wszczynali bójek i nie zaczepiali żeńskich Bet roznoszących alkohol i posiłki.

Nie było to jednak miejsce, w którym jakakolwiek Omega mogła czuć się dobrze, a mimo to Tarou postanowił wejść do środka. Nie chcąc jednak, aby Isao zbytnio się zestresował, złapał go za rękę. Nie mógł zbyt wiele zrobić, ale przynajmniej książę miał pewność, że obok był ktoś, kto obroniłby go, gdyby coś się stało. Od razu zaczął dopytywać się o właściciela i, chociaż początkowo nikt z obsługi nie chciał go powiadomić, już po chwili czekał na Alfę, starając się ukryć swoje zdenerwowanie.

Schodząc ze schodów, Michio czuł się trochę zirytowany, że ktokolwiek tak bardzo ubiega się o spotkanie z nim. Chciał dzisiaj już odpocząć, a nie zajmować się jakąś kolejną nudną sprawą. Sytuacja polityczna sprawiała, że nie był pewny, czy jego interes dalej będzie się tak dobrze rozwijał, a rozmyślanie o tym odbierało mu siły. W każdej chwili w końcu władze Shiwy mogły chcieć zamknąć mu cały bar, a nawet oskarżyć go o coś – w końcu wcześniej nie krył się ze swoim poparciem wobec króla. Teraz starał się nie wychylać, ale nie miał pewności, co mogło się stać.

Kiedy jednak zszedł na dół i dostrzegł charakterystyczne, zmarszczone w gniewie brwi i ten wkurzony wyraz twarzy, zaśmiał się głośno. Kogo jak kogo, ale swojego dawnego przyjaciela rozpoznałby zawsze, choćby w środku nocy w ciemnym lesie.

– Kogo moje oczy widzą? Co, jakże wspaniały Tarou, robi w tej okolicy? – zapytał z rozbawieniem, lekko klepiąc go po ramieniu. Ten też wydawał się trochę rozluźnić, widząc, że Michio od razu go rozpoznał.

– Muszę prosić cię o wielką przysługę – odparł od razu, zerkając do tyłu, aby upewnić się, że Omedze dalej nic poważnego się nie stało. Chociaż po samym wyjściu kilku podpitych klientów chciało zaczepić chłopaka, Tarou zadbał, by nikt nie zmienił swoich zamiarów w czyny.

– Dla ciebie wszystko. Chodź na górę, tu jest za głośno.

Kiedy kierowali się na górę, Isao pierwszy raz uwierzył, że rzeczywiście żołnierz może go uratować. Chciał już pogodzić się z porażką, aby nie narażać ich na kolejne dni spędzone w lesie na ukrywaniu się, ale teraz poczuł małą nadzieję, że może im się udać. Skoro byli blisko granicy z Nemą, praktycznie mogli czuć się bezpieczni.

Drewniane schody skrzypiały pod ich ciężarem, aż w końcu znaleźli się na piętrze, gdzie było już dużo ciszej i spokojniej. Mimo to młodszy chłopak dalej mocno ściskał rękę starszej Alfy, jakby wcale nie czuł się nawet odrobinę bezpieczniej. Obecność tak wielu silnych mężczyzn dookoła bardzo go przytłaczała.

– Co się stało? To twoja Omega? – Michio nawet nie starał się być dyskretny, kiedy przyglądał się chłopakowi. Kasztanowe włosy, duże, ciemne oczy, teraz z lekko rozbieganym spojrzeniem. Wyglądał na zmęczonego, ale nawet to nie odbierało mu urody. Zawsze uważał, że Tarou mimo wszystko był szczęściarzem.

– To bardziej skomplikowane. Dotarli już tu żołnierze Shiwy?

– Niestety. Liczę, że nie zamkną mi tego biznesu. Chociaż pojawili się tutaj kilka razy, żeby się napić. Zwykli bandyci bez jakiegokolwiek honoru. Jak sobie pomyślę, że nasz kochany król... – Mężczyzna o rudych włosach westchnął cicho i machnął ręką, dając znak, że nie chce kontynuować. – Niech Starożytni docenią jego dobroć za życia i wynagrodzą mu to wszystko.

Obydwie Alfy automatycznie wręcz ułożyły trzy palce prawej ręki nad lewą piersią, na chwilę zwieszając głowy. Zaraz jednak wrócili do rozmowy:

– Ostatnią wolą naszego kochanego króla było, żeby uratować księcia. I oto i on. – Tutaj już Tarou uniósł rękę, którą dalej trzymał dużo mniejszą od swojej dłoń Omegi. Michio na chwilę zmarszczył brwi, ale później uśmiechnął się, lekko kręcąc głową. Czego innego mógł spodziewać się po swoim przyjacielu?

– Bawisz się w bohatera ludzkości?

– Spełniam rozkazy, tak w skrócie. Możemy zostać na noc? Wyjedziemy zaraz o świecie, ale potrzebujemy chwili odpoczynku.

– Może nie zostałem żołnierzem, tak jak ty, ale to wszystko, co mogę zrobić dla Seio. – Rudowłosy otworzył jedne drzwi, a dwójce uciekających ukazał się skromny pokój z łóżkiem, na którym spokojnie mogły się zmieścić nawet trzy osoby. – Załatwię wam coś ciepłego do jedzenia.

– Ratujesz nam życie.

W odpowiedzi Tarou otrzymał jedynie uśmiech przyjaciela, który już skierował się, aby spełnić swoją obietnicę. Weszli więc do pokoju, rozglądając się. Poza łóżkiem, które od razu rzuciło się im w oczy, dostrzegli też fotel i całkiem duże okno. Alfa od razu uchylił je, aby w pomieszczeniu zrobiło się mniej duszno i, aby mogli w końcu odetchnąć z ulgą. Przynajmniej przez chwilę byli bezpieczni.


Relacje pomiędzy ludźmi są wyjątkowo trudne do ujęcia, kiedy są zupełnie inne niż te, z którymi ma się do czynienia na co dzień. Początkowo u niektórych może wyjść trochę sztucznie, ale liczę, że jednak tego tak nie odbierzecie.

Jestem jednak tego bardzo ciekawa - jak na razie odbieracie postacie, które pojawiły się w tym opowiadaniu? Jest ktoś, kogo zachowania nie rozumiecie albo ktoś, do kogo pałacie już jakimiś konkretnymi uczuciami? Każda opinia jest dla mnie niezwykle ważna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro