30. Chcę, żebyś był obok

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przechodząc korytarzem, Tarou marzył jedynie o tym, aby już się położyć i odpocząć przez te kilka godzin. Powieki same mu się kleiły, miał wrażenie, że nie kontaktuje już ze światem. Chciał tylko wejść do odpowiedniej komnaty, zająć łóżko i iść spać, chociaż przez chwilę nie przejmując się sprawą Seio, współpracą z Kano, wojskiem, rządzeniem i tymi wszystkimi sprawami, które musiał zrozumieć przed ślubem.

Nie rozumiał, czemu po prostu nie powiedział „nie". Nie nadawał się do tego wszystkiego. Był prostym mężczyzną, nauczonym dochodzić do wszystkiego ciężką pracą. Umiał naprawić dach, porąbać drzewo, zrobić ognisko czy obronić jakąś młodszą Omegę przed agresywną Alfą, jednak wśród jego umiejętności nigdzie nie było rządzenie państwem. Umiał dostosować się do prostych warunków, ale świat, w jakim teraz miał być, był tego zupełnym przeciwieństwem.

Skręcił w odpowiedni korytarz i cicho westchnął. Chciał iść spać, ale sam widok Isao, który stał przed drzwiami, ze skrzyżowanymi rękoma, mówił mu, że raczej nieprędko się położy. Zacisnął wargi, starając się wmówić sobie, że może Omega chciała jedynie powiedzieć mu „dobranoc", chociaż wiedział, że to niemożliwe.

Isao wyglądał na zbyt zdenerwowanego, żeby chcieć życzyć mu dobrych snów.

– Dlaczego nie śpisz? – Tarou podszedł do niego, z trudem hamując chęć ziewnięcia. Rozejrzał się, ale nikogo poza nimi nie było na korytarzu, tak też skupił spojrzenie na oczach księcia.

– Czekałem na ciebie. Dlaczego tyle czasu ci to zajmuje?

– Sam chciałeś, żebym był twoim mężem – mruknął w odpowiedzi żołnierz. – Jestem naprawdę zmęczony, nie mam dzisiaj siły ci tego tłumaczyć.

– Nie masz dla mnie w ogóle czasu.

Tarou westchnął cicho. Najwidoczniej będzie musiał wykrzesać w sobie wystarczająco dużo energii, aby wyjaśnić Isao taką oczywistość.

– Nie bądź dzieckiem, dobrze wiesz, że muszę to wszystko zrozumieć przed ślubem – zauważył poważnie. Książę wcale nie wyglądał na zadowolonego z tej odpowiedzi, jedynie bardziej zmrużył oczy. – Nie znam się na zbyt wielu rzeczach tutaj, żeby móc spędzać z tobą czas.

– Więc możesz być dobrym królem, ale najwidoczniej jednak nie nadajesz się na mojego męża... Nie chcę kogoś, kto nie ma nawet czasu, żeby ze mną choć chwilę porozmawiać.

Z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez Isao jego głos stawał się coraz cichszy. Spuścił spojrzenie i dopiero teraz Tarou zobaczył, jak trzęsą mu się dłonie. Od razu złapał je i lekko ścisnął.

– Przestań. Musisz zrozumieć, że teraz muszę poświęcić każdą chwilę na naukę, żebym później nie musiał tego robić.

– Ale ja mam tego dość! – Isao odsunął się od niego. – Mam dość czekania, czy akurat będziesz przechodzić gdzieś, żebyś chociaż na mnie spojrzał... Mam dość siedzenia samemu w bibliotece albo leżenia w swojej komnacie, marząc, żebyś przyszedł do mnie i mnie przytulił... Źle się czuje, wiesz? Chcę, żebyś był obok, bo naprawdę cię potrzebuję.

– Isao...

– Nie, przestań mi mówić te wszystkie rzeczy. Nie obchodzi mnie, jakim będziesz królem i czy nim będziesz. Tak naprawdę możesz tam zginąć, a ja zostanę sam! Nie rozumiesz, jak to jest, kiedy musisz się z tym wszystkim godzić i po prostu czekać, co się stanie... Skoro teraz nie potrafisz znaleźć dla mnie czasu, później też ci się nie u...

Tarou doskonale wiedział, że nie powinien całować go tutaj. Nie na korytarzu, nie wtedy, kiedy krzyki Isao mogły już obudzić kogoś, nie wtedy, kiedy jeszcze byli przed ślubem. Ale każde kolejne słowo pełne żalu, ze łzami płynącymi z oczu, bolało go bardziej niż jakakolwiek rana kiedykolwiek.

Dlatego właśnie musiał sprawić, by Isao przestał mówić. A jedynym sposobem, by ten zamilkł, był pocałunek. Książę zacisnął dłonie w pięści, początkowo chcąc odepchnąć od siebie Alfę, ale nie zrobił tego. Skupił się jedynie na ustach Tarou, nieco twardych i chłodnych, ale w pewien sposób idealnie pasujących do jego własnych.

– Naprawdę jestem zmęczony... – mruknął Tarou, przytulając chłopaka do siebie. Kciukiem starł łzy z jego policzków. – Ale nie zgodziłem się na ślub po to, by być królem, a po to, by być z tobą.

Isao wtulił się w niego.

– Przepraszam... bardzo mi ciebie brakuje... – zauważył cicho. Minęła dłuższa chwila, nim odsunął się od Alfy, choć zrobił to bardzo niechętnie. Zapach Tarou, gdy ten był obok, bardzo go uspokajał i dawał mu poczucie, że wszystko było w porządku.

Ale wiedział, że Shigeo może być na niego zły, jeśli będzie zbyt blisko swojego narzeczonego przed ślubem. A nie chciał denerwować Omegi, która została jego jedyną rodziną i jedynym wsparciem.

– Idź już spać.

Isao uśmiechnął się lekko i zrobił krok do przodu. Stanął na palcach, nim sam sięgnął ust Tarou, obejmując przy tym jego szyję. Powinien wrócić do komnaty, położyć się do łóżka i myśleć o czymś zupełnie niezwiązanym z jego małżeństwem. A jednak dalej tu stał, całując się ze swoim narzeczonym, którego dłonie spoczywały na jego biodrach. Chciał jego bliskości, chociaż jeszcze trochę, za te wszystkie dni, kiedy jedynie mijał go na korytarzach, nawet nie mając okazji się z nim przywitać.

– Mogę spać z tobą? – spytał niepewnie, spuszczając spojrzenie. – Obudzę się rano i pójdę do siebie, obiecuję. Ale chcę być z tobą...

– Mogą uznać, że nie jesteś czysty przed ślubem, będziemy mieć kłopoty.

– I tak nie jestem. – Isao przysunął się jeszcze bliżej Alfy i uśmiechnął lekko. Czuł, że na jego policzkach widnieją rumieńce, ale całkiem podobało mu się to wszystko. Kiedy ostatnim razem miał okazję być tak blisko Tarou, praktycznie był tego nieświadomy, gorączka całkowicie nad nim zapanowała.

Teraz było inaczej – doskonale wiedział, co się z nim działo, czuł każdy najmniejszy dotyk. Chciał jedynie położyć się obok swojej Alfy, nawet jeśli oficjalnie jeszcze nie byli razem.

Tarou się wahał. Chciał postąpić odpowiednio, jak nakazywały wszystkie zasady, ale czuł też coś zupełnie innego. Chciał mieć Isao blisko, przytulać go do siebie i mieć pewność, że przez cały czas był bezpieczny. Odkąd zabrał go z pałacu w Seio, czuł, że musi się nim opiekować, a teraz powinien robić to samo.

Na pewno zaś nie powinien powodować kolejnych łez na jego twarzy.

– Mam nadzieję, że nikt nie zauważy, że nie ma cię u siebie – powiedział w końcu. Rozejrzał się jeszcze, ale nie zauważył, by ktoś go obserwował. Otworzył drzwi komnaty i wszedł do środka, ciągnąc Isao za sobą.

Możliwe, że popełniał błąd, ale ostatnio wszystkie decyzje, które wydawały mu się błędne, okazywały się tymi dobrymi. Dlatego właśnie wierząc w to, położył się na łóżku, przytulając do siebie tę Omegę, którą miał chronić przed całym światem.

***

– Panie! – Kenshin odwrócił się z lekką irytacją, zerkając na służącego, który podbiegł do niego. Chłopak ukłonił się nisko, zatrzymując tuż przed królem.

Władca Touto miał w planach dzisiaj polowanie. Potrzebował się zrelaksować, a niewiele było takich zajęć, dzięki którym czuł się tak dobrze, jak po własnoręcznym zabiciu jakiegoś zwierzęcia, z którego mięsa zostanie zrobiona kolacja. Zastanawiał się, czy może nie udałoby mu się zaatakować czegoś, czego futro mógłby kazać przerobić na nowy płaszcz dla Akiry.

Wcześniej nie potrzebował tak często jeździć do lasu. Spędzenie czasu z ukochanym z pewnością było przyjemniejsze i bardziej satysfakcjonujące, niż najbardziej skuteczne polowanie, na jakim był. Jednak od kiedy wiedział, co zdarzyło się jego Omedze, bał się do niego zbliżyć. Nie chciał skrzywdzić go bardziej, a nie był pewien, czy wcześniej już tego nie zrobił. Kiedy tylko o tym myślał, nasilał się w nim gniew – na tego, który odważył się skrzywdzić najważniejszą osobę w jego życiu, a także na siebie, że tak długo dawał się okłamywać uśmiechom Akiry i nie domyślił się, skąd wzięło się to jego nerwowe zachowanie.

Koń był już gotowy, aby wyruszyć w drogę. Chociaż nie było to bezpieczne, by jechać samemu, nienawidził mieć eskorty podczas polowania. Jedynie mu przeszkadzali, czasami płosząc zwierzynę, której długo szukał. Dlatego nigdy nie pozwalał nikomu jeździć ze sobą, nie licząc kilku zaprzyjaźnionych Alf.

– O co chodzi? – spytał chłodno, lekko unosząc brwi. Służący wyglądał na przejętego, chociaż przecież nic strasznego nie mogło się stać w tak spokojny dzień, jak dzisiaj.

– Królewska Omega... prosi, aby wasza wysokość do niego przyszedł... mówi, że źle się czuje...

Kenshin lekko zacisnął wargi i wyprostował się. Miał nadzieję, że nie działo się nic poważnego i Akira jedynie panikował. Z drugiej strony jednak nigdy tak nie było. Nawet, kiedy blondyn nie czuł się najlepiej, udawał, że wcale tak nie było. Ostatnio rzeczywiście zachowywał się trochę inaczej, był bardziej rozkojarzony, często się zamyślał. Narzekał też na to, jak gorąco mu było, często aż przesadnie.

Jednak czy to mogło być coś poważnego?

– Jest w sypialni? – spytał jedynie. Kiedy dostał twierdzącą odpowiedź, od razu skierował się tam, zastanawiając się, o co mogło chodzić. Kiedy godzinę wcześniej oznajmił Akirze, że ma zamiar jechać na polowanie, ten uśmiechnął się do niego i kazał mu uważać, jak zawsze to robił. Do tego powiedział jeszcze, że będzie ćwiczył jakieś zaklęcia, które ostatnio mu nie wychodziły. Powinien dalej się tym zajmować, bo zazwyczaj, kiedy mógł skupiać się na magii i nikt mu nie przeszkadzał, nie robił sobie przerw.

Jeśli więc postanowił z tego zrezygnować i jeszcze kazał przekazać Kenshinowi, że nie czuł się dobrze, nie mogła to być żadna błahostka.

Już kierując się do odpowiedniej komnaty, miał wrażenie, że doskonale czuł jego słodki zapach. Ten Akiry był wyjątkowy, jakby ktoś zebrał w jednym miejscu wiele tysięcy kwiatów. Już wcześniej przyciągało go to do Omegi, ale nie w takim stopniu jak teraz. Musiał przystanąć na chwilę i uspokoić myśli, mając wrażenie, że jego zmysły zaczynają szaleć pod wpływem tego, co czuł.

Kiedy otworzył drzwi, od razu go zobaczył. Akira stał przy otworzonym na oścież oknie, tyłem do niego. Wydawało się, jakby za czymś wyglądał. Prawą dłoń opierał na swojej szyi, palcami dotykając miejsca, gdzie ponad dwa lata wcześniej podczas ich pierwszego zbliżenia, Kenshin zapieczętował ich małżeństwo, tworząc więź pomiędzy nimi.

Akira powoli odwrócił się w jego stronę. Jego oczy już z daleka wydawały się dziwnie błyszczeć, a ich kolor był dużo jaśniejszy niż zazwyczaj. Na jego policzkach widniały rumieńce, które bardzo odznaczały się na jego bladej skórze.

– Wszystko w porządku? – spytał Kenshin, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.

– Nie, ja... źle się czuję. – Akira westchnął cicho. Przez chwilę patrzyli na siebie, nim Omega zdecydowała się podejść bliżej, na tyle, aby przytulić się do swojego małżonka. – Nie wiem, co się dzieje... Głowa mnie boli i jest mi tak strasznie gorąco. Chciałbym zrzucić z siebie skórę, czuję się tak źle.

Kenshin niepewnie objął blondyna. Będąc tak blisko, ledwo nad sobą panował. Słodki zapach całkowicie mieszał mu w głowie, nie dając mu skupić się na czymkolwiek innym. Przyciągnął Akirę bliżej do siebie, pragnąc go mieć przy sobie, byle tylko ten nie odsuwał się od niego choćby na krok.

– Muszę wyjść – powiedział nagle. Resztki świadomości pozwoliły otrząsnąć mu się na chwilę, na tyle, aby samemu zrobić krok do tyłu. Wiedział, że jeśli zaraz nie opuści tego miejsca, nie da rady się powstrzymywać. Akira działał na niego za bardzo, tym bardziej teraz, kiedy patrzył na niego w taki sposób, z tymi uroczymi rumieńcami na policzkach, zmrużonymi oczami i tym dziwnym, delikatnym uśmiechem na ustach.

– Nie idź. – Akira zaraz podążył za nim i to on pierwszy złamał wszelkie bariery. Usta Omegi były słodkie i idealne, jakby wręcz stworzone do całowania ich przez resztę życia. Tym razem jednak nie byli delikatni czy spokojni, Kenshin wręcz od razu pogłębił pocałunek, zsuwając przy tym dłonie na biodra blondyna.

Wszystko, co widział, wydawało mu się zamglone. Liczył się jedynie dotyk i bliskość drugiego ciała. Gdzieś w tym wszystkim udało im się znaleźć łóżko i położyć na nim. Pocałunki, dużo pocałunków, usta dotykające skóry drugiej osoby. I przyjemność, która rozchodziła się po całym ciele tak, jak krew w żyłach. Pragnienie, silne pragnienie, które chciał zaspokoić, ale przy tym chęć, aby sprawić, by i Akira czuł to samo.

To wszystko krążyło po głowie Kenshina, Nic poza tymi granatowymi oczami wpatrzonymi w niego nie miało znaczenia – polowanie, wojny, bycie królem, cały pałac. Nic więcej się nie liczyło, nie wtedy, kiedy uczucie tej jednej osoby, o którą starał się tyle czasu, było wręcz czuć w powietrzu, razem ze złączonym zapachem ich ciał.

A w tym wszystkim pierwszy raz czuł, że Akira jest naprawdę tylko jego.


Trochę chyba sama nie wierzę, że dotarłam już do trzydziestu rozdziałów. Pewnie dla wielu osób to jest nic, ale dla mnie, przy moim słomianym zapale do większości rzeczy, jest to naprawdę wiele, tym bardziej, że pisząc "Amano" naprawdę dobrze się bawię. Nawet jeśli już wiem, że po napisaniu całości powinnam przysiąść do sporych poprawek.

Mam jednak nadzieję, że wy bawicie się czytając to równie dobrze, co ja pisząc. Z góry jednak oznajmiam, że niestety, moja dotychczasowa regularność może legnąć w gruzach, chociaż będę robić wszystko, co w mojej mocy, aby między piątkiem a sobotą opublikować kolejny rozdział. Jednak już nie mogę was zapewnić, że następne będą się zawsze pojawiać na czas, chyba, że znowu zamkną nas w domach jak w marcu.

Staram się jednak myśleć pozytywnie, że jakimś cudem wygrzebię się spod sterty książek z materiałem do powtórzenia i zobaczymy się za tydzień przy 31 rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro