31. Prawie narzeczony

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W porównaniu z innymi, ta noc była dla Amano wyjątkowo przyjemna. Miał wrażenie, jakby przed wyjściem Katashi rzucił na niego zaklęcie, pozwalające mu w końcu naprawdę odpocząć. Wiedział, że to raczej niemożliwe, ale i tak lubił wierzyć, że przyjaciel aż tak bardzo o niego dba, że – gdyby tylko mógł coś takiego zrobić – na pewno by tego dokonał.

Chciał mu podziękować. Ta rozmowa, nawet mimo ich nieodpowiedniego zachowania, bardzo mu pomogła. Czuł się lżej, nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy dalej ciążyły mu kłamstwa. W porównaniu z wcześniejszym dniem, nie przeszkadzały mu one. A przynajmniej nie tak bardzo, żeby jakkolwiek to okazywał.

Kiedy wszedł do jadalni, spodziewał się zobaczyć tam już swojego przyjaciela. Katashi zawsze wstawał bardzo wcześnie i większość swoich obowiązków wykonywał jeszcze przed śniadaniem zjedzonym w towarzystwie Amano. Teraz jednak król nie siedział w jadalni, która była całkowicie pusta. A na stole stała tylko jedna zastawa, przy miejscu Omegi. Tak, jakby Alfa nawet nie zamierzała tutaj przyjść.

Amano cicho westchnął i rozejrzał się dookoła. Z lekkim wahaniem podszedł do stołu i usiadł na krześle, mając nadzieję, że jednak nic złego się nie stało. W jego głowie już pojawiały się czarne scenariusze – takie, gdzie Katashi umierał albo został w nocy porwany i teraz przetrzymywano go w jakiś okropnych, niegodnych króla warunkach.

Z drugiej strony, jego przyjaciel był zbyt silny, aby ktokolwiek mógł go tak potraktować. A jeśli nawet jakimś cudem by mu się udało, od razu żołnierze spróbowaliby odbić swojego władcę, a wtedy można by współczuć jedynie porywaczom.

Bo jeśli Katashi znał się na czymś wybitnie dobrze, to były to doskonałe zemsty.

Drzwi otworzyły się i Amano od razu odwrócił się w tamtą stronę z nadzieją, że dojrzy tam swojego przyjaciela. Niestety, do środka wszedł jedynie Ayami, uśmiechając się lekko do drugiej Omegi.

– Nasz wspaniały król zdecydował się zostawić cię i jak prawdziwa Alfa wyruszyć do lasu, aby sprezentować ci najokazalszą zwierzynę jaką znajdzie – rzucił ten z rozbawieniem, podchodząc do stołu. – Tak więc skazał cię dzisiaj na samotne śniadanie.

– Nie wiedziałem, że zamierza polować. – Amano cicho westchnął i lekko zmarszczył brwi. – Był czymś zdenerwowany, że pojechał?

– Wręcz przeciwnie. Nigdy nie widziałem go tak zadowolonego, jak dzisiaj, kiedy kazał przygotować sobie konia. Może kłamał i tak naprawdę chce ci się w końcu oświadczyć?

– Katashi planuje być z Chamaru.

– Jesteś pewien, że tak będzie? – Ayami usiadł na drugim krześle, ale z jego ust zniknął lekki uśmiech. – Król zrobi jak uważa, ale wydaje mi się, że to nie jest dobry pomysł z tym Chamaru. Katashi zasługuje na kogoś takiego jak ty, wszyscy w pałacu to wiedzą.

– Dlaczego?

Właściwie Amano trochę cieszył się, że ma okazję odbyć taką rozmową z Ayamim bez towarzystwa Katashiego. O sobie i swoim przyjacielu słyszał od dawna. Początkowo były to tylko teksty rzucane przez dorosłych, którzy widzieli coś więcej w ich przyjaźni, jednak później coraz częściej ktoś mówił mu, że powinien pomyśleć o małżeństwie z obecnym królem. Sam Katashi też podjął ten żart, który traktował jako świetną okazję, aby rozluźnić między nimi atmosferę, aż w końcu ten mały flirt wszedł im w nawyk.

Nigdy jednak nie widział się jako Omega u boku akurat tej Alfy. Małżeństwo powinno inaczej wyglądać, a wiedział, że nie potrafiłby podporządkować się Katashiemu. Mógł krytykować jego decyzje z perspektywy przyjaciela, jednak jako małżonek powinien go jedynie wspierać.

Czasami jednak miał wrażenie, że coraz bardziej przesuwają granicę w ich relacji. Dalej pamiętał ostatnią noc, kiedy przez myśl przeszło mu, aby spróbować pocałować Katashiego. Ta myśl zniknęła równie szybko, co się pojawiła, ale zostawiła trwały ślad w głowie Amano. Wiedział, że o tym pomyślał i naprawdę się tego wstydził. Wtedy jednak chciał sprawdzić, czy w jego przyjacielu rzeczywiście jest coś tak cudownego, jak sugerowały te wszystkie plotki powtarzane przez zachwycone nim Omegi.

Tym bardziej, że dalej też pamiętał, jak zachowywał się Chamaru. I przez tę chwilę wyglądał na naprawdę zrelaksowanego i szczęśliwego, kiedy jego usta spotkały się z tymi Katashiego.

– Znasz go, jak nikt inny. Dobrze wiesz, jaki jest król i czego potrzebuje, by być naprawdę szczęśliwym. A w ostatnim czasie wydawał się ciągle zmartwiony. Jestem pewien, że tylko ty możesz o niego zadbać, a o to chodzi w małżeństwie.

– Nie ma pomiędzy nami takich uczuć, jakie powinny być pomiędzy Alfą a Omegą.

– Wydaje mi się, że są, tylko ich nie dostrzegasz – stwierdził Ayami, nim wstał. – Zaraz ktoś przyniesie śniadanie, Katashi mówił, że przyjedzie dopiero, jak uzna polowanie za zakończone sukcesem. Potrzebujesz czegoś?

– Nie, dziękuję.

Amano przymknął oczy i westchnął cicho. Katashi przecież nie mógł go kochać, nie w taki sposób, jak Alfa swoją Omegę. Nigdy mu tego nie okazywał. Pomiędzy nimi była tylko przyjaźń, a te wahania, które pojawiły się w jego głowie, musiały być wynikiem wczorajszej sytuacji.

Przecież nie było innego wyjścia.

***

Isao nie pamiętał już, kiedy ostatnim razem wstał o tak wczesnej porze, a mimo to czuł się wyspany.

Zaraz po wschodzie słońca Tarou wyrzucił go ze swojej komnaty, pod groźbą zerwania zaręczyn, jeśli Omega nie wróci do siebie. Oczywiście, że Isao zdawał sobie sprawę, że były to słowa całkowicie bez pokrycia i żołnierz, a za niedługo przyszły król, nie mógł tego zrobić. Mimo to jednak chłopak posłusznie, ale dość niechętnie, opuścił komnatę Alfy i wrócił do swojej, chociaż nie zamierzał już iść spać.

Wcześniej nie sądził, że to aż tak działa. Oczywiście – rozumiał, że sen Omegi przy Alfie jest dużo spokojniejszy. Nigdy jednak nie podejrzewał, że nawet bez wytworzonej więzi, będzie mógł poczuć taką różnicę. Zastanawiało go też, czy przy ugryzieniu to jeszcze bardziej się zmieni i, chociaż z jednej strony bardzo chciał to sprawdzić, z drugiej trochę się bał.

Więzi nie mógł już cofnąć. Gdyby okazało się, że jednak po dłuższym czasie nie będzie umiał odnaleźć się u boku Tarou, nie mógłby już nic zrobić. Przerażała go ta wizja, chociaż to jeszcze nie było najgorsze. Myśl o wszystkich obowiązkach, jakie czekały go jako Królewskiej Omegi, sprawiała, że strach prawie go paraliżował. Chociaż nie było tego dużo, a większość sprowadzała się do przedłużenia rodu, dalej nie potrafił odnaleźć się w tej nowej sytuacji.

Jeszcze chwilę temu sam był dzieckiem, które beztrosko bawiło się w pałacu, nie przejmując się praktycznie niczym. Jak teraz miał przestawić się na bycie odpowiedzialnym rodzicem, kiedy sam jeszcze czuł, że potrzebował czyjeś opieki?

Isao lekko pokręcił głową, starając się wyrzucić z głowy niepotrzebne myśli. Miał dzisiaj zbyt dobry humor, aby skupiać się na tych wszystkich dołujących go sprawach. Teraz powinien jedynie myśleć o śniadaniu i o tym, co właściwie chciałby zjeść. Marzył o czymś słodkim, najlepiej rozpływającym się w ustach przy jedzeniu. I z dodatkiem owoców. Najlepiej truskawek, na które ostatnio często miał ochotę.

Wstał z łóżka, na którym siedział i sięgnął po swój grzebień. Przeczesał nim włosy, zerkając kątem oka w lusterko. Potrzebował tylko chwili, aby poprawić swoją fryzurę, więc zadowolony wyszedł z komnaty i skierował się do jadalni.

Było jeszcze wcześnie, stąd spodziewał się, że będzie musiał na wszystkich czekać. To byłaby całkiem wyjątkowa sytuacja, zazwyczaj praktycznie spóźniał się na śniadania, lubiąc spać do późniejszej godziny. Nic jednak nie mógł na to poradzić – wolał wieczorem siedzieć i przyglądać się gwiazdom na nocnym niebie, ale za to nienawidził poranków, podczas których zawsze potrzebował o wiele więcej czasu na każdą czynność, niż kiedy wykonywał ją pod wieczór.

Wszedł do środka i zaraz zatrzymał się, marszcząc brwi. Według jego przypuszczeń nikogo tutaj nie powinno być, ewentualnie służba mogła krzątać się, nakrywając stół do śniadania. A jednak przy stole już ktoś siedział, a nawet wydawał się już coś jeść.

– ...a walka z nimi była naprawdę ciężka. Wielu żołnierzy wtedy zginęło albo zostało ciężko rannymi.

Shouta z zaciekawieniem wsłuchiwał się w słowa siedzącego obok niego mężczyzny, jednocześnie nabierając na łyżkę kolejne porcje zupy, którą nalano mu do miski.

– Chcę, żebyś nauczył mnie, jak się walczy.

– Książę dobrze wie, że Omegi nie powinny używać broni.

– Ale muszę umieć się obronić, jakby ktoś mnie zaatakował!

– Od tego książę będzie miał swoją Alfę.

– Nie będę miał, bo mi się nie chcesz oświadczyć! – Shouta ze zdenerwowaniem odsunął od siebie miskę, która przesunęła się przez całą szerokość stołu i spadła z drugiej strony. Potłukła się na kilka kawałków, a jej zawartość od razu wylała się na podłogę.

Obydwie Omegi od razu zasłoniły uszy, słysząc hałas spowodowany stłuczeniem się naczynia. Jedynie znajdująca się w pomieszczeniu Alfa wydawała się nie przejmować tym wszystkim, a spokojnie wstała i zebrała kilka z większych kawałków.

– Shouta, już o tym rozmawialiśmy... – zauważył mężczyzna, ale zaraz zamilkł, gdy dostrzegł stojącego przy drzwiach Isao. – Przepraszam, jeśli książę się przestraszył, zaraz służba to wszystko posprząta.

Isao lekko skinął głową i odsunął dłonie od uszu. Wziął głębszy wdech, dalej nie czując się wystarczająco pewnie, aby wejść do środka. Zerknął na Shoutę, na nieznanego mu mężczyznę, a później na Shoutę. Młodszy z książąt Kano usiadł na krześle i skrzyżował ramiona, wyraźnie pokazując, że nie miał ochoty z nikim rozmawiać, a już na pewno nie z tą Alfą.

Isao z lekkim wahaniem wszedł do środka i podszedł do stołu, zajmując swoje miejsce. Zaczekał aż zostaną z chłopakiem sami, nim postanowił zapytać o całą sytuację.

– Kto to jest?

– Mój prawie przyszły narzeczony... – Shouta westchnął cicho i oparł łokcie o stół. – Namiyo, jest żołnierzem, ale nie chce mi się oświadczyć...

– Dlaczego?

– Nie wiem. Ciągle mówi, że rodzice na pewno się nie zgodzą i znajdą mi kogoś bardziej odpowiedniego. Ale ja nie chcę nikogo innego, wiesz? Nami jest żołnierzem i gdybyśmy byli razem, ja też mógłbym być. – Chłopak zaczął szybko wyrzucać z siebie kolejne słowa, przy okazji gestykulując. – No bo tak to mi nie pozwolą, ale Nami by się zgodził. On zawsze się na wszystko zgadza, bo jestem księciem, jedynie na te oświadczyny nie.

– Może chce poczekać, aż będziesz starszy? – podsunął z lekkim wahaniem Isao. Co prawda miał wrażenie, że powodem jest raczej różnica wieku, bo ten mężczyzna na pewno nie wyglądał na kogoś, kto mógłby myśleć o związaniu się z jedenastolatkiem. Wyglądał na starszego od Tarou, choć pierwszym, o czym pomyślał Isao gdy go zobaczył, było to, że musiała to być bardzo zmęczona czymś Alfa. A zmęczenie potrafiło kogoś postarzyć o nawet dobre dziesięć lat.

– Chcę już, żeby pozwolił mi być żołnierzem.

– Omegi nie są żołnierzami.

– Ale ja będę! – Shouta wstał nagle i wyprostował się dumnie. – Będę pierwszą Omegą i żołnierzem i będę walczył, jak Alfy.

Isao cicho westchnął. To, że chłopak był bardzo uparty, zauważył praktycznie od razu, kiedy go poznał. Nie myślał jednak wtedy, że mógłby mieć tak nierealne pomysły, jak wstąpienie do wojska. Omegi miały swoje zadania, powinny dbać o dom i dzieci, a to do obowiązków Alf należała walka o bezpieczeństwo. Nikt nie chciał tego zmieniać i z pewnością nikt nie miał zamiaru zgadzać się na to, co wymyślił Shouta.

– Jak przekonałeś Tarou, żeby ci się oświadczył? Może na Namiego to też zadziała? – młodszy książę spytał po chwili, znowu siadając. Isao zagryzł wargę, zastanawiając się, czy zrobił cokolwiek, co wpłynęło na decyzję Tarou.

Raczej nie widział w tym swojej roli. Istotna była cała ta sytuacja i fakt, że potrzebował męża jak najszybciej, aby Youta mu bezpośrednio nie zagrażał. Do tego z pewnością wiele wniosła pierwsza gorączka Isao, którą przeżył w towarzystwie żołnierza, przez co ten czuł się w obowiązku do zawarcia małżeństwa.

Jednak raczej nie mógł powiedzieć Shoucie, że jedyne, co zrobił, to pozwolił na coś niedopuszczalnego przed ślubem. Musiał trzymać to w tajemnicy, tym bardziej przed jedenastolatkiem, który miał wyjątkowo nieodpowiednie pomysły. Gdyby ten usłyszał, jak to wyglądało, mógłby nawet chcieć „użyć" podobnej taktyki na Alfie, z którą chciał być, a to mogłoby skończyć się tragicznie dla niego. A przy okazji dla Tarou, bo niektórzy mogliby uznać, że ten wykorzystał Isao.

– Po prostu... dobrze się ze sobą dogadywaliśmy i wiedział, że potrzebuję wziąć ślub... – stwierdził z wahaniem. Młody książę nie wydawał się zadowolony z tej odpowiedzi, ale jedynie pokiwał głową. Otworzył już usta, aby powiedzieć coś więcej, ale zamilkł, gdy do jadalni weszła służąca, najpewniej mając zamiar posprzątał zrobiony bałagan.

Obydwie Omegi skupiły się po tym na własnych myślach, czekając na podanie całego śniadania dla wszystkich – jak to przewidywała tradycja rodziny królewskiej Kano.


Wybaczcie mi to małe opóźnienie - rozdział miałam napisany już od poniedziałku, ale zupełnie zapomniałam sobie, kiedy wypada piątek. Na 13 (jeśli dobrze liczę) dni chodzenia do szkoły, przez 6 mnie już nie było, więc ostatni tydzień spędziłam, starając się wyleczyć kaszel, aby móc wrócić i nie skończyć w izolatce w ciągu pierwszej lekcji. W takiej sytuacji wszystkie dni tygodnia zlewają się w jedno. Więc, kiedy wczoraj wieczorem wysłałam rozdział do poprawy, było już za późno, stąd dostałam go dopiero dzisiaj.

Ale, nie przedłużając. Rozdział trochę przejściowy chyba, tak mi się wydaje. Chociaż pojawiło się trochę ważnych rzeczy, ale w porównaniu z następnym... tak, tu nie dzieje się aż tak wiele. Następne są dużo ważniejsze i już nie mogę się doczekać publikacji w następnym tygodniu (tym razem nie zapomnę, obiecuję!)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro