33. Chcę spać z tobą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Las wyciszał. Kilka godzin, spędzonych pomiędzy wysokimi drzewami pełnymi zielonych liści, potrafiło zdziałać cuda. Tym bardziej, kiedy przez cały czas było się maksymalnie skupionym, a tak właśnie czuł się Katashi. Skradając się po ziemi, wsłuchując się w szum wiatru leniwie poruszającego gałązkami, szukał swojej idealnej ofiary. A kiedy w końcu ją znalazł, cierpliwie czekał na perfekcyjny moment, aby oddać ten jeden, odbierający życie strzał.

Idealne i perfekcyjne – takie było wszystko w życiu Katashiego. Czasami wręcz nienawidził się za tą bezbłędność, jaka kierowała jego życiem i chciał zrobić coś zupełnie innego. Jednak kończyło się jak zawsze, więc nawet ten jeden prosty strzał w sarnę musiał być powodem jego dumy.

Wracając do pałacu miał dużo czasu, aby myśleć o wszystkim. Nie lubił takich momentów, kiedy w jego głowie nie tkwiło nic konkretnego, a myśli przepychały się, nie pozostawiając po sobie śladu na dłużej. Ostatnio nie miał powodów, aby zbytnio się zamartwiać, swoje królewskie obowiązki wykonywał ze standardową starannością, a decyzje podejmował – jak zwykle – bezbłędnie.

Trochę, jednak minimalne, martwiła go wzrastająca przewaga Shiwy. Nie był pewien, czy kolejny atak nie zdarzy się szybciej, niż wszyscy przypuszczali. Wtedy ofiarą mogłoby stać się Shuku, wszak inne państwa były jeszcze wystarczająco silne, aby starać się obronić, zwłaszcza wspólnie. A nawet Youta nie był na tyle głupi, aby atakować Kano lub Touto i liczyć na wygraną, o Razan nawet nie wspominając.

Z drugiej jednak strony Shuku już w pewnym stopniu stało się zależne od Funi. Nikt jeszcze o tym głośno nie mówił, ale stacjonujące tam wojska innego królestwa i żarliwa wymiana gospodarcza właśnie na to wskazywały. Uzależnienie od siebie mniejszego państwa i doprowadzenie do personalnej unii zawsze przynosiło korzyści – przez setki lat w takiej relacji znajdowało się Razan i Sini. Jednak, podczas rządów ojca Katashiego, tereny Sini w większości zostały zajęte przez Shiwę. Ostał się jedynie południowy skrawek półwyspu, które wtedy całkowicie przejęło już Razan.

Katashi cicho westchnął. Zastanawiało go trochę, jakie kroki zamierza podjąć teraz Kano w sprawie Seio. Na ślub Isao oczywiście zamierzał się wybrać, nawet jeśli wiedział, że nie będzie tam zbyt mile widziany. Dostał zaproszenie tylko z powodu swojej pozycji i bycia potomkiem Starożytnych, domyślał się więc, że zostanie poproszony o złożenie modlitwy.

Nie przeszkadzało mu to, chociaż trochę bawiło go takie przywiązanie do tradycji. Nie uważał się za kogoś na tyle wyjątkowego, aby jego modlitwa różniła się od czyjejkolwiek. Może nawet wręcz przeciwnie – jego brak wiary w swoją wyjątkowość raczej mógł sprawiać, że Starożytni wcale nie chcieli go wysłuchać. A nawet jeśli to robili, nie uważał, aby jakkolwiek wpływali na życie ludzi.

Katashi może i był potomkiem samego Akaia, ale to dawało mu coś zupełnie innego, niż ludzie sądzili. Posiadał głos Alfy i magiczne zdolności, powiększone o te należące do Omeg. Rozumiał swoją siłę, ale w tym wszystkim zdawał sobie też sprawę, że mierząc się z Youtą miałby godnego przeciwnika, także „wspieranego" przez Starożytnych.

Jednak o umiejętnościach władcy Shiwy nikt nic nie wiedział. Sam on wydawał się Katashiemu dość niekompetentny i pewnie, gdyby nie jego niezwykle inteligentny doradca, królestwo na południu wcale nie osiągnęłoby tak wiele. O tym jednak wiedzieli nieliczni i nawet Katashi musiał dość długo czekać, aby jego ludzie zdobyli i przekazali mu takie informacje.

Kiedy Katashi podjechał do pałacu, nie mógł powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu. Dzisiaj nie zamierzał już pracować – planował zjeść dobry obiad, a później oddać się przyjemności czytania książek. Zastanawiał się też nad wieczornym spacerem w towarzystwie Amano. Ostatnio każda chwila spędzona z tą Omegą stawała się magiczna, chciał więc czerpać garściami z tej znajomości tak długo, jak mógł utrzymać przyjaciela dla siebie, zanim ten zdecyduje się zająć miejsce u boku odpowiedniej dla siebie Alfy.

To właściwie zawsze trochę go irytowało. Patrząc w przyszłość zawsze widział siebie i Amano. Nie razem, a przynajmniej nie tak, jak Alfa i Omega powinny ze sobą być. Jednak naiwnie wierzył, że do końca życia będzie mógł liczyć na jego towarzystwo i inteligentną dyskusję pełną zrozumiałych dla nich żartów.

Chociaż tutaj także ostatnio zaczęli przekraczać odpowiednie granice. Sam Katashi nie wiedział, czemu tak robił. Może ostatnio brakowało mu towarzystwa Omegi i jej bliskości, a obecność Amano w jakiś sposób go prowokowała? Może to była też wina ostatniego pocałunku z Chamaru? Nawet jeśli za nim nie przepadał, nie mógł zaprzeczyć, że starsza Omega rozbudziła w nim chęć, aby zbliżyć się do kogoś.

Kontrolował się, jak zawsze. Jednak w tamtej chwili, kiedy miał Amano tak blisko, naprawdę chciał zrobić coś, co mogło doprowadzić do nieprzyjemnych konsekwencji. Właściwie wtedy powstrzymywała go tylko jedna myśl – absolutnie nie mógł pozwolić, aby przyjaciel go znienawidził.

Kiedy wszedł do pałacu, zamierzał skonsultować się jeszcze z Ayamim. Zapomniał mu przekazać informacji o wyjeździe do Kano, a chciał zająć się wszystkimi sprawami zanim wybierze się na ślub. Kiedy przechodził korytarzem miał jednak dziwne przeczucie, że coś było nie tak. Docierał do niego dziwny zapach, który w jakiś sposób męczył go samą swoją obecnością. Katashi jednak w żaden sposób nie potrafił przypisać go do czegokolwiek, co znał.

Rozejrzał się uważnie. Miał wrażenie, że zapach stał się mocniejszy, bardziej wyraźny. Przystanął na chwilę i przyłożył dłoń do skroni. Coś zaczęło boleśnie pulsować w jego głowie, jakby odmierzając kolejne, równe sekundy. Cicho westchnął, mając nadzieję, że ból szybko zniknie, zanim doprowadzi go do utraty efektywności w swoich zajęciach.

Znów zaczął iść, mając zamiar sprawdzić podejrzany zapach. Im bliżej się znajdował, tym bardziej zmęczony się czuł. Miał nadzieję, że robił dobrze, chcąc znaleźć go samodzielnie i nie sprowadzi tym na siebie żadnych problemów. Nie mógł się dobrze skupić, przez co nie czuł, czy podejmował dobrą decyzję.

Źródłem okazała się komnata, którą zajął Chamaru. Było w tym coś ironicznego i na tyle zabawne, że Katashi aż uśmiechnął się pod nosem. Nie miał pojęcia, co Omega robiła w środku, ale mógł domyślać się, że spotka się z jakimiś problemami. Chamaru nie byłby sobą, gdyby nie próbował swoją problematycznością zniechęcić do siebie Alfę.

Przez chwilę Katashi się wahał. W jego głowie ktoś jakby uderzał dwoma przedmiotami o siebie, sprawiając, że robiło mu się wręcz nie dobrze. Czuł ucisk w gardle, zupełnie nowe i nieznane mu uczucie. Wiedział jednak, że jeśli nie postara się, aby to wszystko zniknęło, nie poczuje się dobrze.

Zapukał. Raz, drugi i trzeci. Kiedy jednak drzwi nie otwarły się, zdecydował się sam je otworzyć. Od razu tego pożałował.

W środku było nie tylko duszno, ale dym utrudniał dostrzeżenie czegokolwiek. Cały pokój był nim oblany, więc dopiero po chwili Katashi dostrzegł ogień – mały, błękitny płomyczek, który w żaden sposób nie mógł stanowić zagrożenia. Jednak to prawdopodobnie z niego wydobywał się ten zapach, który doprowadzał króla do obłędu.

Zaraz jednak Katashi dostrzegł coś innego, czego już na pewno nie chciał widzieć. Kiedy jego wzrok skupił się na tyle, aby dostrzec dwie sylwetki, miał ochotę zatrzasnąć za sobą drzwi i wmówić sobie, że z pewnością nic takiego nie widział. A jednak stał tak, przyglądając im się i pierwszy raz czując się tak zagubionym.

Obydwie Omegi wcale go nie zauważyły. Zajęte były sobą, w czułym uścisku, z ustami złączonymi ze sobą. Dłonie Chamaru opierały się o biodra Amano, który siedział na jego kolanach. Wydawali się zupełnie niczym nie przejmować, jakby wcale nie zdawali sobie sprawy z obecności Alfy w tej komnacie.

Katashi zawsze chciał być gotowy na to, że Amano kiedyś sobie kogoś znajdzie. Sam starał się dobrać mu kogoś odpowiedniego, kto nie skrzywdzi jego przyjaciela. Nigdy jednak nie myślał, że zobaczy go z kimś, tym bardziej z Omegą i to tak znienawidzoną przez króla.

Irytujące pulsowanie w głowie odliczyło kilkanaście długich sekund. Tyle Katashi potrzebował, aby zebrać myśli i zacząć działać. Zrobił kilka kroków w tył, wycofując się z komnaty. Zakaszlał, po czym rozejrzał się i przywołał do siebie jednego ze strażników, aby ten pozbył się źródła złego samopoczucia króla.

Katashi zaraz też wszedł od razu do środka. Szarpnął lekko Amano za ramię, licząc, że zwróci na siebie jego uwagę. To jednak nie podziałało, jego przyjaciel zachowywał się jak w transie – jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie i nie był w stanie robić nic innego. Król jednak nie miał zamiaru pozwolić mu dłużej być tak blisko z Chamaru. Nie przejmując się więc nimi, szarpnął Omegą do tyłu, na tyle mocno, aby zabrać go z uścisku drugiego chłopaka.

Amano nie wydawał się zaskoczony. Spojrzał na Katashiego i to właśnie jego oczy tak przeraziły Alfę. Nie było w nich nic z normalnego spojrzenia – tęczówki miał mocno rozszerzone, ale w tym wszystkim dziwnie zamglony wzrok, jakby po wypiciu sporej ilości alkoholu.

Omega bez słowa wtuliła się w przyjaciela. Katashi podniósł go, decydując, że jeśli miałby z nim rozmawiać, to na pewno nie w tej komnacie. Chamaru musiał mu coś zrobić tym ogniem, tego już był pewien. Musiał jedynie dowiedzieć się, dlaczego to tak wpłynęło na Amano.

Najbliższą komnatą, gdzie na spokojnie mogli porozmawiać, była sypialnia króla. Ten wahał się tylko przez moment, zanim zdecydował się tam iść, trzymając dalej przyjaciela przy sobie. Chciał zrozumieć jego dziwne zachowanie, ale nie potrafił skupić myśli. Pulsowanie w jego głowie zaczęło cichnąć, ale teraz coś zupełnie innego rozpraszało jego uwagę. Amano, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, wsunął dłoń we włosy Katashiego i zaczął je powoli przeczesywać, zupełnie nie przejmując się tym, jak prowokujący to był teraz ruch.

Władca Razan wręcz z ulgą wszedł do środka i posadził przyjaciela na łóżku. Przez chwilę przyglądał mu się, myśląc o tym, jak chociaż zacząć rozmowę. O dziwo to jednak Amano pierwszy się odezwał:

– Dlaczego... dlaczego przerwałeś? Katashi, potrzebuję cię. Ja... chcę cię...

To nie były słowa, jakie król chciał usłyszeć. Patrzył z wahaniem na Omegę, nie potrafiąc znaleźć żadnego rozsądnego powodu, dlaczego słyszał coś takiego.

– Powinieneś iść spać – mruknął w końcu, mając wrażenie, że jego głos zabrzmiał zupełnie nienaturalnie. Bał się. Czuł się całkowicie zagubiony i nie chciał tego czuć. Pragnął znowu swojego przyjaciela takiego, jak wcześniej. Nie takiego jak teraz, który wydawał się zupełnie nie myśleć nad swoim zachowaniem.

– Z tobą... chcę spać z tobą... i kochać się z tobą...

Katashi wziął głębszy wdech. Może to działało jak alkohol? Jeśli Amano przespałby się odpowiednio długo, skutki powinny ustąpić. Musiał więc jedynie sprawić, aby Omega położyła się i pozwoliła, aby niechciana substancja przestała wpływać na jego zachowanie. To było jedyne logiczne wyjście.

Podszedł do łóżka i usiadł obok. Amano od razu zarzucił mu ręce na szyję i zbliżył się niebezpiecznie szybko. Był jednak dalej słaby, na tyle, aby Katashi bez problemu popchnął go i zmusił do położenia się. W ten sposób jednak sam postawił się w złej sytuacji – sam pochylał się nad bezbronną Omegą, która wpatrywała się w niego tym spojrzeniem, przez które król czuł, jakby powoli tracił kontrolę nad sobą.

Musiał się opanować. Wiedział, że przekroczenie tej granicy zniszczyłoby całą ich relację. Nie mógł nic zrobić, zwłaszcza teraz, gdy Amano nie panował nad swoim zachowaniem.

Wtedy też poczuł, jak pewna myśl przychodzi mu do głowy. Musiał jedynie trochę się postarać, a miał szansę jeszcze opanować tę już i tak kiepską sytuację.

Jedną z dłoni oparł o klatkę piersiową Amano. Pochylił się nad nim bardziej, na tyle, aby bliskość zawstydziła Omegę. Wyraźnie czuł jego słodki zapach, który mieszał mu w głowie. Teraz cieszył się z tego jak dobrze umiał się kontrolować w tej sytuacji, inaczej już dawno popełniłby wiele niepotrzebnych błędów.

Krótki pocałunek w szyję z pewnością nie był tym, co powinno się wydarzyć, jednak teraz Katashi nie miał wyjścia. Czuł, że Omega jest gotowa całkowicie mu się oddać.

– Jestem zmęczony – wymruczał, starając się jak najbardziej zniżyć głos. – Chodź już spać, później dokończymy.

Odsunął się nieco. Widział, że Amano przez chwilę patrzy na niego bez zrozumienia. Po chwili jednak lekko skinął głową i obrócił się na bok, tak, aby po chwili móc wtulić się w Alfę. To dalej nie była pozycja do jakiej powinni dopuścić, ale z pewnością była lepsza niż to, co mogło się wydarzyć.

Nigdy nie spał tak po prostu z Omegą. Teraz jednak, trzymając w swoich ramionach Amano, czuł się dziwnie spokojnie, nawet pomimo tego całego chaosu, nad którym nie umiał zapanować.


Ostatnio tygodnie mijają mi stanowczo zbyt szybko. Dopiero co był piątek, a tu proszę - znowu przyszedł czas na publikację. Chociaż z tego się tak troszkę cieszę, bardzo chciałam wam już pokazać kolejny rozdział.

Nie będę się jednak rozpisywała za bardzo - jestem po prostu naprawdę, naprawdę ciekawa, co myślicie o tym, co właśnie się wydarzyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro