55. Bardzo zależałoby nam na pomocy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– A co, jeśli ja nie lubię tańczyć? I nie lubię być na balach. Dlaczego nie możemy sobie stąd iść? – spytał niezadowolony Shouta, krzyżując przy tym ręce.

Namiyo był już do tego wystarczająco przyzwyczajony, by nie poczuć irytacji. Miał świadomość, że jeśli książę nie zmieni swojego nastawiania do otaczającego go świata, może nigdy nie znaleźć Alfy, która wytrzymałaby jego dłuższe towarzystwo. On potrafił to znieść i nawet po części rozumiał chłopaka, choć jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, jak należało funkcjonować w społeczeństwie.

– Opuszczenie balu zbyt szybko jest nietaktowne, zwłaszcza gdy wśród gości są takie osobistości – zauważył, przesuwając spojrzeniem po tańczących gościach. Zazwyczaj, jeśli był już obecny w takich miejscach, to była to jego praca – jako jeden z najwierniejszych królewskich żołnierzy, zawsze znajdował się blisko, by móc obronić rodzinę królewską.

Choć była to bardziej kwestia tradycji, niż prawdziwa potrzeba ochrony. Znał Sadao wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że ten potrafił świetnie walczyć i zawsze obserwował otoczenie. Tak było od zawsze i to, czy Sadao tytułował się szlachcicem, czy królem niewiele tak naprawdę zmieniało.

– Ale to nudne, do tej pory zawsze mogłem zostawać w komnacie – stwierdził niezadowolony Shouta. – Ile godzin tak można tańczyć?

– Książę musi tu jeszcze jakiś czas zostać. Musimy obserwować, czy nie dzieje się nic podejrzanego.

To zawsze przekonywało Shoutę. Jeśli dostawał jakieś ważne zadanie, skupiał się na nim, starając się wykonać je jak najlepiej. Tak było i tym razem. Wyprostował się i zaczął przesuwać spojrzeniem po wszystkich gościach, widocznie oczekując, że naprawdę dojrzy coś niestandardowego.

Namiyo miał nadzieję, że tak nie będzie. Dokonanie ataku na pałac w momencie, w którym przebywało w nim tak wielu władców, było jego zdaniem niezwykle lekkomyślne. Z drugiej jednak strony o takiej możliwości donieśli obecni tutaj razańscy żołnierze, a o nich wiedział, że nigdzie na kontynencie nie było tak wiernej i zdyscyplinowanej armii.

– Dlaczego nie jesteś ubrany tak, jak zawsze? – spytał w pewnym momencie Shouta. Dalej nie spuszczał spojrzenia z gości, ale najwidoczniej cisza między nimi, wypełniana jedynie szumem rozmów innych i graną muzyką, musiała zacząć mu przeszkadzać.

– Na balach muszę wyglądać tak, jak szlachta. Tak się właśnie nie zwraca na siebie uwagi. Poza tym przecież jestem szlachcicem. Bycie żołnierzem tego nie wyklucza.

– Szlachcice podobno nie są dobrymi żołnierzami, bo nie umieją robić wielu rzeczy. Tarou coś takiego mówił. – Książę zmarszczył lekko brwi i głośno westchnął. – Chcę już iść spać.

– Jeszcze trochę i odprowadzę księcia do komnaty – odparł Namiyo, zerkając na chwilę na chłopaka. Rzeczywiście było już późno i miał pewne prawo marzyć jedynie o swoim łóżku, zamiast męczyć się wśród bawiących się dorosłych.

Shouta nie tylko był mały, jak na swój wiek, ale też nie próbował zachowywać się dorośle. Z tego powodu nikt nie traktował go poważnie i jego obecność na balach była właściwie zbędna. Sprawiał zupełnie inne wrażenie, niż jego ledwo dwa lata starszy brat, który wydawał się czasami wręcz za bardzo starać o to, by traktować go dorośle.

Teraz też tak było. Namiyo ciągle widział go w towarzystwie nieznanego mu, całkiem młodego szlachcica. Trochę go to zaskakiwało – do tej pory wydawało mu się, że Sadao nie chciał dopuszczać żadnych Alf do swoich dzieci. Całkiem też rozumiał króla Kano w tej sprawie, skoro w pewnym momencie istniała opcja, że nie będzie miał potomstwa, kiedy jednak w pałacu pojawiła się dwójka chłopców, dbał o nich nawet bardziej niż to konieczne.

A jednak Hiroto miał tej nocy towarzystwo. Sprawiali całkiem normalne wrażenie i gdyby Namiyo nie był aż tak blisko z rodziną królewską, pewnie nie zwróciłby na to uwagi. Jednak chłopców znał praktycznie od momentu, w którym ci zamieszkali w pałacu. Takie rzeczy nie mogły mu teraz umknąć.

– Wie książę, z kim tańczy książę Hiroto? – spytał po dłuższej chwili, czując, że brak tej informacji w jakiś sposób jednak go irytuje.

Shouta zerknął na niego zaskoczony, a później zaczął spojrzeniem szukać swojego brata. Przez kilka sekund patrzył na niego, niepokojąco przy tym milcząc.

– Nie – stwierdził w końcu i zaraz cicho prychnął. – A jeśli to będzie jego mąż? Dlaczego on może mieć takie towarzystwo, a ja nie? To nie jest sprawiedliwe, że Hiroto może więcej.

– To tylko taniec – zauważył spokojnie Namiyo, starając się ukryć swoje rozbawienie. – Książę Hiroto z pewnością nie planuje już ślubu.

– To i tak jest niesprawiedliwe – mruknął Shouta. Zasłonił usta dłonią, starając się powstrzymać ziewanie, przez co wyglądał naprawdę uroczo. – Muszę się go o to zapytać, kto to jest.

– Zaraz skończy się utwór, może być do tego dobra okazja.

Młodszy książę skinął głową, widocznie zgadzając się z propozycją żołnierza. Całkiem cierpliwie – przynajmniej jak na niego – zaczekał do końca trwania utworu, nim zdecydował się podejść do starszego brata. Widocznie naprawdę musiało go to zaciekawić, a w takich sytuacjach Shouta po prostu uznawał, że miał prawo wprost pytać o to, co chciał wiedzieć.

Zastanawiał się, jak sobie poradzi za kilka lat. Kiedy już nie będzie tym chętnym do wstąpienia do wojska dzieckiem, a Omegą, która powinna wejść w związek małżeński i skupić się na bardziej przyziemnych marzeniach. Tak nakazywała tradycja i od książąt w szczególności oczekiwano, by dostosowywali się do niej.

Jednocześnie jednak nie potrafił sobie tego wyobrazić. Miał wrażenie, że Shouta zawsze będzie tym chłopakiem o szerokim uśmiechu, który prędzej doprowadzi do spełnienia swojego marzenia o wojskowej karierze, niż zaakceptuje w swoim życiu jakąś Alfę. I chociaż Namiyo wiedział, jak nierealne to było, potrafił wyobrazić go sobie wśród żołnierzy, nawet jeśli musiałby użyć sporo podstępu.

W końcu świat słyszał już o kilku dzielnie walczących Omegach udających Alfy, tylko po to, by spełnić swoje marzenia. Taka opcja brzmiała wręcz jak stworzona dla młodszego z książąt, choć jednocześnie lepiej byłoby dla niego, gdyby nie narażał się w ten sposób.

Shouta – czego Namiyo się nawet po nim spodziewał – zdecydował się nie tylko przeszkodzić bratu w tańczeniu, ale odciągnąć go odpowiednio na bok, aby wypytać o szczegóły dotyczące jego towarzystwa.

– Nie rozumiem, o co chodzi? – spytał Hiroto, rozglądając się jednocześnie. Poprawił trochę narzucony na ramiona szal, jakby bał się, że ten chociaż minimalnie może się odsunąć.

– Z kim tańczyłeś?

– To... Yasuo, um... jest całkiem miły? Dlaczego pytasz? – Starszy książę lekko zmarszczył brwi. Chociaż żył dwa lata dłużej niż Shouta, a do tego starał się sprawiać wrażenie całkiem dorosłego, teraz nagle wydawał się niezwykle zagubiony i niepewny, co właściwie powinien powiedzieć.

Drugi chłopak, chociaż młodszy i niższy, swoją postawą i pewnością siebie sprawiał dużo lepsze wrażenie. Miał o wiele bardziej dominujący charakter, co było aż zaskakujące na Omegę. Nie wpasowywał się w żadne odpowiednie kryteria i Namiyo z każdym kolejnym spotkaniem z nim upewniał się, że w przyszłości albo będzie to dla niego bardzo problematyczne, albo uda mu się osiągnąć o wiele więcej, niż dość uległemu i nieśmiałemu Hiroto.

– Ciągle z nim tańczysz. Dlaczego tak?

– Myślę, że go lubię. I skoro towarzyszy mi na balu, to chyba normalne, że razem tańczymy?

– No tak, ale... – Shouta głośno westchnął, jakby sam już nie wiedział, co właściwie powiedzieć.

Hiroto po raz kolejny poprawił narzucony na ramiona materiał i rozejrzał się, jakby czegoś bardzo niepewny.

– Mogę ci to powiedzieć, ale to tajemnica.

Namiyo mógł jedynie z boku obserwować, jak starszy książę tłumaczy coś niezwykle cicho swojemu bratu. Nie miał pojęcia, czym ten wielki sekret musiał być, ale z pewnością stanowiło to coś ważnego, skoro Shouta wyglądał na co najmniej oburzonego z tego powodu.

– Um, ja... ja powinienem chyba iść, Yasuo mi towarzyszy i nie mogę go tak zostawiać – stwierdził niepewnie Hiroto i zaraz odwrócił się, aby wrócić do tańca.

– Mam odprowadzić księcia do jego komnaty? – spytał po chwili milczenia Namiyo. Jego głównym zadaniem było chronienie właśnie Shouty, dlatego też poświęcał mu najwięcej uwagi, do czego i tak był teraz przyzwyczajony.

– Nie mogę. – Shouta powiedział to tak pewnie, że Namiyo aż lekko uniósł brwi. Nie spodziewał się, że książę mógłby się tym aż tak przejąć. – Muszę zostać na balu i pilnować, czy wszystko jest w porządku. W końcu w przyszłości będę żołnierzem.

Po wypowiedzeniu tego książę ziewnął, upewniając przy tym Namiyo w przekonaniu, że za kolejne dwadzieścia minut jedenastolatek z pewnością powinien znaleźć się już w swojej komnacie.

***

Kiedy skończył się utwór, Hayata odsunął się od Kenty, czując się delikatnie zawstydzony faktem, jak dobrze czuł się tak blisko Alfy.

Jak na razie, bal nie był aż tak zły. Kilka razy zatańczyli, Kenta także rozmawiał z niektórymi osobami, zawsze przy tym przedstawiając Hayatę jako swojego narzeczonego, ale nigdy nie wymuszając na nim, by się odzywał. To było całkiem komfortowe – mógł się przysłuchać dyskusji, ale nie narzucano mu, by wyrażał też swoje zdanie. Takie rzeczy jeszcze za bardzo go stresowały.

Z pewnością taki brak strachu przed rozmowami byłby całkiem korzystny, ale Hayata nie potrafił sobie wyobrazić, że miałby się tak po prostu odezwać. Był tylko Omegą i powinien skupiać się na tym, czego chciał od niego Kenta, a ten z pewnością świetnie radził sobie w takich rozmowach.

Może nie był jakoś bardzo inteligentny, ale całkiem dobrze mu szło. Mówił dużo, nie wahał się wyrażać swoje poglądy, a ten optymizm brzmiący w jego głosie stanowił naprawdę poważny atut. W porównaniu z innymi był trochę specyficzny, ale nie w taki sposób, by stanowiło to problem.

Hayata nawet powoli przestawał stresować się tym wszystkim. Może i było tu całkiem sporo szlachetnie urodzonych ludzi, ale nikt nie traktował go w jakiś sposób gorzej. Wręcz przeciwnie – przez ten ułamek sekundy, kiedy uwaga skupiała się na nim, dostrzegał albo obojętność, albo cień życzliwości. Nikt też się nim nie interesował, przez co nie musiał aż tak bardzo przejmować się, czy przypadkiem nie popełni jakiegoś błędu.

Tyle że za każdym razem, gdy zaczynał być spokojnym, dostrzegał też, jak Kenta rozgląda się po sali. A wtedy w umyśle Hayaty zapalała się czerwona lampka i zaraz też miał wrażenie, jakby ktoś niezwykle mocno ściskał jego żołądek.

Bo książę Funii miał plan – raczej nie najmądrzejszy, opierający się trochę na ewentualnym szczęściu, ale w jego odczuciu prawie doskonały. Brzmiał też dość prosto, choć Hayata był w stanie wymyślić przynajmniej kilkanaście scenariuszy, w którym wszystko – tak dosłownie wszystko – zawodzi.

Kenta bardzo chciał porozmawiać z królem Razan. Hayata wracając wraz ze swoim narzeczonym ze świątyni, już zorientował się, kim ów król Razan był. Ta świadomość wcale go nie uspokoiła. Wcześniej sądził, że książę trochę wyolbrzymiał, mówiąc, że władca tego kraju sprawiał wrażenie kogoś przerażającego.

Teraz Hayata sam obawiał się nawet na niego zerkać, aby przypadkiem znowu ich spojrzenia się nie skrzyżowały.

W końcu jak inaczej rozumieć tę modlitwę? Przez ten czas, kiedy słuchał kolejnych słów kierowanych do Starożytnych, czuł się okropnie. Nigdy nie słyszał czegoś podobnego – nawet nie umiał tego dobrze określić. Jedyne, czego był wtedy pewien, to to, jak bardzo chciał zniknąć z tego miejsca i znaleźć się w swojej komnacie, najlepiej przy najbliższej mu Alfie.

Teraz pomysł, by prosić króla Razan o pomoc, wydawał mu się nie niezbyt mądry, ale wręcz niebezpieczny. Bo dlaczego ktoś taki miałby ich poprzeć? Ktoś o takiej sile z pewnością miał wiele ważniejszych spraw na głowie, niż małżeństwo dziedzica tronu Funii.

Choć Kenta wydawał się nie mieć żadnych możliwości, przez cały czas oczekując odpowiedniej okazji, by podejść i rozpocząć rozmowę. Tak, jakby ta cokolwiek mogła dać.

Mimo swoich przemyśleń Hayata nie potrafił wprost powiedzieć, co myśli o tym pomyśle. I miał wrażenie, że to nawet nie chodziło o strach przed mówieniem o swoich odczuciach – z tym radził sobie coraz lepiej, coraz częściej potrafiąc się odezwać. Teraz jednak nie chciał niszczyć nadziei Kenty. Dla niego to musiała być największa szansa – mógł bez buntowania się wobec rodziców, osiągnąć to, co chciał.

Dlatego Hayata milczał, jedynie w myślach prosząc, by okazja do rozmowy nie nadeszła. Ale to nadeszło nawet szybciej, niż się spodziewał. Zanim zorientował się, co się właściwie dzieje, Kenta złapał go za rękę i zaczął iść w jakimś kierunku.

A chwilę później już całkiem grzecznie witał się z królem Razan, którego spojrzenie wydawało się jeszcze chłodniejsze, niż w tej świątyni. O ile było to możliwe.

– Mam nadzieję, że wasza wysokość dobrze się bawi. Jak na tak mały bal, jest chyba przyjemnie – zaczął zaskakująco kulturalnie Kenta. Mówił wolniej niż zazwyczaj, jakby naprawdę zastanawiał się, jak ująć to, co chodziło mu po głowie.

– Nie zaprzeczę – odparł krótko król, zaraz jednak z jakiegoś powodu ukradkiem się rozglądając. – Jednak sądzę, że bale w Kano zawsze były bardzo dobrze organizowane.

– Tak było, przynajmniej na tych, na których byłem – zauważył od razu Kenta. – Chciałem waszej wysokości przedstawić mojego narzeczonego, Hayatę.

To była ta niekomfortowa chwila. Może i Hayata skupił spojrzenie na podłodze, ale i tak miał wrażenie, że spojrzenie mężczyzny przeszywa go w niezwykle nieprzyjemny sposób. Tak, jakby przez tę krótką chwilę król mógł wydobywać z niego wszystkie sekrety, łącznie z tymi, o których chłopak nawet sam nie pamiętał.

– Jest mi niezwykle miło. Choć wydaje mi się, że aktualnie nie jest to dobry czas na branie ślubu. Ta sytuacja jest wyjątkowa.

– Tak wiem, ale... – Kenta na chwilę zamilkł i cicho westchnął. Dalej nie puścił dłoni Hayaty, przez co ten mógł wyczuć, jak delikatnie ją ściska. – Zależy mi, żeby porozmawiać z waszą wysokością. Trochę liczę na... wstawiennictwo.

Hayata na chwilę zerknął na Kantę. Lekko marszczył brwi, był dziwnie poważny, jakby wręcz niepodobny do siebie. Musiało mu naprawdę zależeć i, kiedy chłopak to dostrzegł, poczuł się naprawdę miło. Wiedział, że książę musiał coś do niego czuć, ale jeśli podejmował się takich, widocznie nieprzyjemnych dla niego działań, to musiało być mocniejsze uczucie, niż Hayata sobie to wyobrażał.

– Nie rozumiem, w jakiej sprawie?

– Moi rodzice pragną, bym poślubił szlachciankę. I zaproponowali, że mógłbym wziąć dwa śluby, ale przecież to nie jest zbyt odpowiednie, prawda? Nie chcę tej Omegi i myślałem, że gdyby wasza wysokość odezwał się w tej sprawie, to na pewno zmieniliby zdanie.

– Myślę, że nie powinienem ingerować w wewnętrzną politykę innego królestwa – odparł chłodno król Razan. Hayata, który słuchając Kenty, naprawdę zaczął liczyć na sukces, cicho westchnął. Wiedział, że to nie miało prawa się udać, a jednak zaczął już mieć nadzieję.

– To nie byłaby zbyt duża ingerencja. W końcu wasza wysokość też wie, że wzięcie ślubu z dwoma Omegami nie jest czymś dobrym – zauważył wręcz od razu książę.

Hayata na chwilę na niego zerknął – był poważny, a z jego oczu biła niezwykła determinacja, jakby nie miał zamiaru skończyć tej dyskusji, dopóki nie osiągnie swojego celu.

– Z tym muszę się zgodzić, jednak... – król Razan zamilkł na chwilę, marszcząc przy tym brwi. Zerknął gdzieś za nich, najpewniej na tańczących gości, a Hayata, który akurat zdecydował się na niego spojrzeć, mógł widzieć, jak ledwo zauważalnie wzdycha. – W dalszym ciągu nie uważam, że powinienem ingerować w tak prywatne sprawy, jak małżeństwo. W Funii w końcu nie jest zakazane, by stworzyć relację z więcej niż z jedną Omegą.

– Planuję zakazać. Wystarczyłoby, że wasza wysokość napisałby jeden list do moich rodziców, z pewnością zwróciliby uwagę na taką opinię. Przecież dla waszej wysokości to nie jest nic wielkiego, a mogłoby bardzo pomóc i... – Kenta głośno westchnął, zaczynał mówić szybciej, widocznie zaczynało go to irytować. Ta rozmowa przestawała być dla nich korzystna.

Hayata wiedział, że jeśli czegoś nie zrobi, nie uda im się. Widział, jak bardzo praktycznie od samego początku starał się Kenta. Sprzeciwiał się woli rodziców, łamał zasady i przez cały czas pokazywał, jak bardzo mu zależało.

Dlatego właśnie tym razem Hayata postanowił zrobić coś całkowicie wbrew sobie. Wziął głębszy oddech, po czym wtrącił się w rozmowę, mówiąc cicho i spokojnie:

– Bardzo zależałoby nam na pomocy waszej wysokości. W tym momencie nikt nie będzie zadowolony z tego ślubu, a drobna pomoc może to zmienić. Będziemy niezwykle wdzięczni, jeśli wasza wysokość jednak postanowi nas wesprzeć.

Nie patrzył na nich. Powiedzenie tego było naprawdę bardzo stresujące, jednak udało mu się poprowadzić myśl do końca. Czuł, że na niego patrzą, ale jednocześnie miał w sobie zaskakująco dużo siły, by powiedzieć to wszystko. A kiedy zamilkł, poczuł dziwną ulgę.

– Cóż, mogę to przemyśleć. Raczej nie chciałbym być obecny na ceremonii, która jest sprzeczna z moimi poglądami i z prawem, które respektuję. A teraz przepraszam, jednak jest jeszcze kilka osób, z którymi muszę porozmawiać.

Kiedy władca Razan się oddalił, Hayata zerknął na Kentę. Widział, że ten patrzy na niego dalej z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.

– Chciałem pomóc i... – zaczął niepewnie chłopak, odwracając znowu spojrzenie. Nie zdążył jednak nic więcej powiedzieć, bo poczuł, jak narzeczony przytula go mocno.

– Chyba udało ci się go przekonać – usłyszał niezwykle zadowolony głos Kenty. – I brzmiałeś tak mądrze. Mnie byś na pewno przekonał.

Hayata cicho westchnął, słabo się uśmiechając. Zaraz też, aby nie zwracać niczyjej uwagi, odsunął się od księcia. To było trudne, ale mimo to, czuł się zaskakująco dumny z siebie. I miał też trochę nadziei, że jednak im się uda.


Drobne opóźnienie, ale się udało. Scenę z Hayatą pisałam wczoraj wieczorem i w pewnym momencie byłam już pewna, że napisanie tego jest po prostu niemożliwe. Kenta i Katashi to tak różne postacie, że występowanie ich razem w jednej scenie zaburza mi pewnego rodzaju harmonię, przez co naprawdę się z tym męczyłam.

Ale jest! Hayata dał radę się odezwać, wszystko w rękach Katashiego. O ile on zdaje sobie sprawę z tego, o czym właściwie rozmawiał, bo raczej bardziej zainteresowany był czymś innym. Albo kimś? I chyba nawet można się domyślić, kto absorbował prawie całą jego uwagę. A jak nie, to okaże się w następnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro