57. Wyjątkowo utalentowany lalkarz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zbytnie nagromadzenie silnych emocji jest w stanie wykończyć każdą osobę. Do tej pory Katashi może i o tym słyszał, ale wiązał to raczej jedynie z wrażliwymi Omegami, które często cierpiały między innymi z takich powodów. Sam uważał się za kogoś ponad to – nigdy nie pozwalał, by emocje wpłynęły na jego zachowanie i by podejmował jakiekolwiek decyzje, stosując się do tego, co czuł. Najważniejszy był zdrowy rozsądek i niezawodna intuicja, która jednak nie miała nic wspólnego z tym, co odczuwał w danym momencie.

A później w ciągu jednego wieczora odczuł tak szeroki wachlarz emocji, że nawet nie był pewien, jak nazwać to, co właśnie odczuwał.

Kłótnia z jedynym przyjacielem, poznanie prawdy, której chyba nawet nie chciał znać, kilka godzin męczącego balu, rozmowa, która miała poprawić tę dziwną atmosferę między nimi, a następnie atak dwójki żołnierzy, którzy uważali, że poradzą sobie z kimś takim jak władca Razan.

Nie był pewien, co po tym wszystkim czuł, ale z pewnością był naprawdę zmęczony. A przy tym wiedział, że teraz nie będzie dane mu odpocząć, skoro Amano nie był w pełni bezpieczny bez jego opieki.

– Czujesz się już lepiej? – spytał, siadając w fotelu. – Poszukałbym służby, aby ktoś przygotował ci herbatę, ale większość jest teraz w sali balowej, a zostawianie ciebie samego uważam za zbyt ryzykowne. Nie mamy pewności, ilu ludzi Youty znajduje się tutaj i co jeszcze się stanie.

– Już jest dobrze... – stwierdził z lekkim wahaniem Amano. – Nie spodziewałem się, że tak nagle ktoś nas zaatakuje.

– Moi żołnierze mieli pilnować sytuacji. Na pewno nie zignoruję faktu, że nie poradzili sobie nawet z tak prostym zadaniem.

Amano lekko skinął głową. Było po nim widać zmęczenie całą tą sytuacją. Zazwyczaj starał się wszystkich bronić przed gniewem Katashiego, potrafił każdego w jakiś sposób usprawiedliwiać, teraz zaś milczał i wyglądał, jakby z trudem utrzymywał przytomność.

– Możesz się położyć w tej komnacie, przypilnuję twojego bezpieczeństwa.

– Jesteś pewien, że... jesteś sobie w stanie poradzić?

Katashi lekko uniósł brwi. Nie był pewien, czy bardziej zdziwiło go samo pytanie i ten dziwny brak w jego umiejętności, czy jednak bardziej ten cichy, pozbawiony jakiejkolwiek pewności ton, którego użył przyjaciel.

– Nie wątp we mnie, Amano – odparł jedynie, starając się przy tym zabrzmieć tak samo, jak zawsze. – Nawet nie mam pewności, czy Youta stoi za wcześniejszym atakiem, do tej pory nie podejmował tak idiotycznych decyzji. A nawet jeśli, jestem pewien, że mogę cię obronić, w końcu podobno Starożytni stoją po mojej stronie.

Amano prawie się uśmiechnął, co Katashi uznał za dobry znak. Mógł też teraz obserwować, jak Omega z lekkim wahaniem kładzie się na przygotowanym łóżku. Coś w jego widoku było niezwykle uspokajającego – jakby sam fakt, że Amano z pewnością nic nie groziło, że nie musiał się o niego martwić, już był w stanie polepszyć stan Katashiego.

Co powinien teraz zrobić? Miał wrażenie, że za bardzo zbliżył się do Amano i stąd były te wszystkie emocje. Z jednej strony odsunięcie się od tej Omegi wydawało się rozsądne – przeżywanie takich sytuacji mu przeszkadzało, powinien skupić się na królestwie, na potrzebnych reformach, na zbliżających się konfliktach. Wiedział, że wojna między Kano a Shiwą odbije się na całym kontynencie i ludzie w Razan także ją odczują. Nie chciał przy tym bezpośrednio mieszać się w całą tę sytuację, chociaż przeczuwał, że w jakimś stopniu będzie do tego zmuszony.

Posiadanie kogoś bliskiego było słabością. Ten atak na nich oczywiście mógł być niedoinformowaniem żołnierzy, zwłaszcza że ci uważali, że Katashi tak po prostu pozwoli im na wszystko, ale mogło być też przemyślane. Być może Youta zdawał sobie sprawę z tego, że w życiu Katashiego była jedna Omega, którą tak bardzo doceniał?

Tylko że dalej coś w tym całym scenariuszu wydawało mu się niedorzecznego i nielogicznego. Atak dwóch żołnierzy, którzy byli realnie zaskoczeni tym, że władca innego państwa był gotowy się bronić? Coś mu zwyczajnie nie pasowało w tym wszystkim.

Dalej jednak odsunięcie Amano od siebie było nieprzyjemną wizją. Czasami zwyczajnie potrzebował tej drugiej osoby, przy której mógł być sobą. Lubił te chwile, gdy mogli swobodnie dyskutować, gdy ich rozmowa prawie przekształcała się we flirt, ale jednak jeszcze nim nie było.

No i, teraz miał pretekst, by to kontynuować. W końcu byli narzeczeństwem, część zachowań przestawała być już tak nieodpowiednia, a nad resztą można było popracować. W końcu, czy była jakaś inna Omega, którą chciał mieć tak blisko?

Teraz mógł przyglądać się Amano i naprawdę chciał położyć się obok niego i zapewnić go, że był już bezpieczny. Objąć go i spokojnie zasnąć obok, nie przejmując się niczym. I aby każda noc wyglądała podobnie.

Cicho prychnął, uświadamiając sobie, w jakim kierunku szły jego myśli. Za bardzo skupiał się już na swoich odczuciach i najwidoczniej zaczynał od nich wariować. Było wiele ważniejszych spraw do rozważania, a jego relacja z Amano wcale nie była priorytetem. I powinien teraz skupiać się na czymś innym.

***

Jeśli była jakaś cecha, którą wyróżniał się Sadao, od zawsze była to odpowiedzialność. Już od dziecka nie raz słyszał chwalące go komentarze na ten temat – był odpowiedzialny, ponieważ na miarę swoich możliwości pomagał rodzinie, ponieważ został żołnierzem, ponieważ dbał o bezpieczeństwo Omeg, z którymi miał kontakt i – w końcu też – ponieważ wziął ślub z odpowiednią osobą, dzięki której został królem.

Oczywiście, odpowiedzialnym królem.

Każda decyzja musiała zostać przekalkulowana i przemyślana. Sadao wprost nienawidził sytuacji, kiedy nie miał też chwili na przeanalizowanie wszystkiego. Jednak kiedy tylko mógł pozwolić sobie, by zaczekać z danym problemem chwilę dłużej, wtedy zawsze był w stanie zrobić wszystko, aby innym żyło się lepiej.

Konflikt z Shiwą napawał go pewnym lękiem. Wiedział, że ktoś w końcu powinien przystopować działania Shiwy, zanim Youta będzie zbyt silny. Jednak aż do zajęcia Seio liczył, że do konfliktu dojdzie na linii Razan-Shiwa, w końcu to wydawało się najbardziej logiczne. Do tej pory za każdym razem, gdy jedno z tych królestw za bardzo rosło w siłę, drugie od razu interweniowało. Ale przez ostatnie lata nie działo się nic takiego.

Sadao nie mógł pozwolić, by Shiwa stała się zbyt silna. Dlatego też zorganizował to wszystko – cały ten praktycznie niepotrzebny bal, którego ślub był tylko mniej istotną częścią. Oczywiście doceniał fakt, że następca tronu Seio znajdował się właśnie tutaj, co dawało im przewagę. Jednak tak naprawdę chciał jedynie doprowadzić do spotkania, na którym liczył, że przynajmniej przekona władcę Razan do włączenia się do konfliktu.

Odmowa w tej sytuacji naprawdę mu się nie spodobała. I liczył, że jeszcze uda mu się porozmawiać z Katashim i przekonać go do zmiany zdania.

Kiedy bal się zakończył, wpierw zadbał o to, co najważniejsze. Odpowiedzialnie odprowadził Shigeo do komnaty i upewnił się, że pilnować będą go jedni z tych zaufanych żołnierzy. Nie chciał zostawiać małżonka samego – może i nie łączyły ich nigdy tak namiętne uczucia, ale po tylu latach nie wyobrażał sobie, że miałby pozwolić, by coś mu się stało. Shigeo był Omegą o kryształowym sercu i zasługiwał na wszystko, co najlepsze.

Upewnił się także, że starsze z jego dzieci było bezpieczne. Decyzja, by pozwolić na ugryzienie, była jedną z tych, której podjęcie dalej budziło w nim wątpliwości. Wiedział, jak wiele złego mogłoby wydarzyć się bez tego pozwolenia, dalej jednak Hiroto był jego synem, którego nie chciał krzywdzić takim przymusem. Miał wrażenie, jakby podjął bardzo złą decyzję, nawet jeśli po przemyśleniu sytuacji dalej widział więcej plusów niż minusów.

Pozostał jeszcze Shouta. Właściwie, Sadao czuł po prostu, że chłopiec jest bezpieczny. Było wielu ludzi, którym ufał mniej lub bardziej, ale Namiyo był ponad to. Cechowała go zbyt duża lojalność i był pewien, że akurat ten żołnierz nie pozwoliłby na krzywdę jednego z książąt.

Mimo to Sadao postanowił jeszcze upewnić się, czy wszystko było w porządku. Słyszał o tym, że Katashi został zaatakowany w ogrodzie i głównie dlatego chciał upewnić się, że Namiyo nie miał żadnych problemów.

Tak jak się spodziewał, żołnierz pilnował sytuacji przed drzwiami komnaty młodego księcia. Musiał tu stać już dłuższy czas, Sadao sam nie dostrzegł dokładnego momentu, kiedy obydwoje opuścili salę balową.

– Mam nadzieję, że nie było żadnych problemów – zaczął Sadao, zatrzymując się koło drzwi. – Shouta nie marudził za bardzo?

– Był spokojny – odparł od razu Namiyo, prostując się nieco bardziej. Sam wyglądał na trochę zmęczonego, choć z pewnością na razie nie zamierzał opuścić tego miejsca.

– Prawdopodobnie doszło do ataku, chociaż liczyłem, że jednak Youta nie podejmie takiej decyzji.

– Słyszałem, jednak to była jednorazowa sytuacja przez całą noc. Sala balowa była dobrze pilnowana, gdyby tam coś się stało, inne Omegi mogłyby się zestresować.

Król lekko skinął głową.

– Będę jeszcze musiał dowiedzieć się wszystkiego, ogród także miał być pilnowany – stwierdził po chwili namysłu. Zaraz jednak myśl o ataku została zastąpiona inną, tą, która już od dłuższego czasu zastanawiała władcę. – Rozmawiałeś z Shoutą na temat wojny? Nie chciałbym, żeby bardzo źle to znosił.

– Nie chciałem psuć mu balu, wasza wysokość. Zajmę się tym rano, jak książę się obudzi.

Właściwie już miał zamiar odejść. Liczył, że jeszcze porozmawia z Katashim, po takiej sytuacji szczerze wątpił, by król Razan zajęty był czymś innym poza osobistym pilnowaniem towarzyszącej mu Omegi. Co także odrobinę go zastanawiało – dlaczego Amano nie był po prostu narzeczonym Katashiego, skoro byli ze sobą na tyle blisko?

– Sadao?

Król lekko uniósł brwi, nie kryjąc nawet zaskoczenia. Od momentu, gdy jego głowę pierwszy raz przyozdobiła korona, Namiyo zwracał się do niego jedynie w ten oficjalny sposób. Usłyszenie nagle, jak woła go po imieniu, było niczym niespodziewany powrót do czasów, kiedy jeszcze byli sobie równi i traktowali się jedynie jako przyjaciół.

– Mógłbym mieć do ciebie prośbę? – kontynuował żołnierz. Mówił to w dziwny, niezwykle poważny sposób, inny od tego, gdy rozmawiali normalnie. – Podejrzewam, że nie zdążę już zawieść kwiatów w rocznicę śmierci, mógłbyś się tym zająć?

Sadao jakby machinalnie wręcz skinął głową. Po części z tego dziwnego, dziecięcego przyzwyczajenia, kiedy to każda prośba Namiyo była ważna, po części też dlatego, że rzeczywiście nie stanowiło to dla niego problemu. Jako król nie mógł walczyć, a jedynie podejmował najważniejsze decyzje. Wiedział, że znajdzie ten czas, by z odpowiednią czcią złożyć kwiaty i skierować modlitwę do Starożytnych, której w najbliższym czasie jego przyjaciel i najbardziej zaufany żołnierz nie będzie mógł zrobić w odpowiedni sposób.

W spojrzeniu Namiyo czaiła się niewypowiedziana wdzięczność.

***

Katashi skłamałby, gdyby powiedział, że nie spodziewał się tej rozmowy. Może nie znał Sadao bardzo dobrze, ale jednocześnie uważał go za jednego z tych ludzi, których niezwykle łatwo było rozgryźć.

Król Kano był tradycjonalistą, który bardzo wierzył we wpojone mu moralne zasady. Dokładnie tak go odbierał i to pozwalało mu przewidzieć wiele jego zachowań. W żadnym wypadku nie uważał także, by taka postawa stanowiła wadę – dalej Sadao przynajmniej z pozoru wydawał się stanowić zbiór cech pożądanych przez Omegi. A na domiar tego wszystkiego, był takim królem, którego społeczeństwo w przyszłości będzie dawać za przykład, jako dobrego władcę. O ile oczywiście nie zepsuje sobie całej tej reputacji zbliżającym się konfliktem.

Kiedy więc usłyszał kilkukrotne pukanie, nie czuł się zaskoczony. Zerknął jeszcze na Amano, by upewnić się, że ten nie zbudził się przez to, a później dopiero bez pośpiechu podszedł do drzwi. Otworzył je, naprawdę starając się przy tym ukryć to lekkie rozbawienie, gdy rzeczywiście dostrzegł króla Kano.

– Żołnierze powiadomili mnie o sytuacji, jaka wynikła. Osobiście chciałbym...

– Czy możemy jednak odpuścić sobie niepotrzebne uprzejmości? – przerwał mu Katashi, przewracając przy tym oczami. Może było to zbyt niegrzeczne, ale o tej godzinie i w takiej sytuacji nie przejmował się tym nawet marginalnie. – Wszyscy jesteśmy zmęczeni, a nie chodzi raczej o tę sytuację.

Widział, jak Sadao lekko zaciska wargi, widocznie zirytowany. Z pewnością musiał mieć już zaplanowane, jak od oficjalnych przeprosin przejść do meritum, licząc jednocześnie na to, że Katashi uzna tę uprzejmość za coś, co wpłynie na jego decyzję.

Katashi wręcz z niezwykłą satysfakcją zniszczył mu cały ten plan, każąc mu przez to podejmować decyzje teraz, na bieżąco, bez dłuższego zastanawiania się nad całą sytuacją. Sam nie wiedział, dlaczego to robił. Być może po całym dniu miał już serdecznie dość wszystkiego, a Sadao był pierwszą osobą, która sama zdecydowała się na rozmowę. Więc może dlatego w pewien sposób wyżywał się na nim, nawet jeśli było to naprawdę nieodpowiednie posunięcie.

Cóż, tego dnia Katashi podjął tak wiele szkodliwych decyzji, że każda następna nie robiła mu już różnicy. Żadna z nich dalej nie była błędna, dalej ich tak nie traktował, jednak zawsze czuł samym sobą, że mógł zrobić coś innego.

Chociaż, czy czułby się równie usatysfakcjonowany, niż teraz, gdy z rozbawieniem obserwował Sadao.

– Będąc szczerym, uważam, że powinniśmy jeszcze poruszyć wątek Shiwy – zaczął w końcu Sadao. – Jest to sprawa całego kontynentu, tylko tak można skutecznie wyeliminować zagrożenie. Istotna jest teraz współpraca, bez zwracania uwagi na inne, prywatne konflikty.

Katashi lekko uniósł brwi, zaskoczony ostatnią częścią tej wypowiedzi.

– Nie odmówiłem udziału w tym wszystkim ze względu na prywatne konflikty, nie posiadam takich – odparł od razu. Przeszło mu przez myśl, że być może ktoś tak interpretował jego relację z Kenshinem, zaraz jednak wydało mu się to głupie.

Władca Touto z pewnością nie był kimś, o kim Katashi myślał ciepło i życzył mu jakichkolwiek sukcesów, dalej jednak ich relacja nie była tą, którą przekładałby nad dobro całego Razan.

– Odmówiłem, ponieważ nie chciałbym prowokować większego konfliktu. Relacje pomiędzy Shiwą a moim królestwem są zbyt napięte, jeśli je naruszę, dojdzie do rozlewu krwi na ogromną skalę. To nie jest coś potrzebnego.

– Wsparcie Razan mogłoby przyspieszyć zakończenie konfliktu, to raczej jest oczywiste.

Katashi cicho westchnął. Oczywiście, że to wiedział. Ale nieważne, co był w stanie powiedzieć Sadao, dalej powody, by nie uczestniczyć w całym konflikcie, przeważały jakiekolwiek argumenty.

Nie chciał i nie mógł wysłać swojego wojska na front, nawet jeśli pozbycie się Shiwy leżało w jego interesach. Nie mógł podejmować zbyt dużego ryzyka i liczyć na sukces. A intuicja mówiła mu, aby spokojnie czekał i obserwował rozwój sytuacji.

Z drugiej jednak strony, dalej liczył na wygraną Kano, i o ile nie mógł upewnić się, że Shiwa przegra, tak dalej mógł przynajmniej podpowiedzieć pewną istotną rzecz. Zdradzić drobną tajemnicę, która mogła wpłynąć na najbliższe miesiące, a może i całe lata, tego konfliktu.

– Widziałeś kiedyś przedstawienie organizowane przez lalkarza? Takiego posiadającego specjalne kukiełki poruszane przy pomocy sznurków? – spytał więc, całkowicie wybijając tym z rytmu Sadao. Na jego twarzy odmalowało się ogromne zaskoczenie, wydawało się nawet, że mężczyzna zaniemówił.

Katashi sam w ostatnim czasie myślał o tych poruszających się zabawkach, które przy pomocy takiego człowieka ożywały. Przypominał sobie, jak obserwował to z zaciekawieniem, nawet jeśli sama pokazywana historia wcale nie wydawała mu się interesująca. To, co skupiało całą uwagę młodego księcia, było samymi lalkami, które poruszały się w tak zaskakujący sposób, kiedy tylko pociągnięto za odpowiednie sznurki.

– Kiedy byłem dzieckiem, uwielbiałem je oglądać. Nie raz żądałem, by pokazywać mi kolejne historie, głównie dlatego, że intrygował mnie sposób poruszania lalkami – kontynuował Katashi. – Właściwie do dzisiaj mam pewien szacunek do ludzi, którzy są w stanie wprawić w ruch taką zabawkę, jedynie pociągając za sznurki. Myślę, że trzeba mieć do tego ogromną wiedzę, by robić to naturalnie.

– Nie rozumiem, co zabawki mają do prawdziwego konfliktu, o którym rozmawiamy.

– Całkiem dużo. – Katashi subtelnie uśmiechnął się, choć starał się przy tym nie wyglądać kpiąco. W końcu to oczywiste, że ktoś tak mocno stąpający po ziemi jak Sadao, nie mógł zrozumieć tak specyficznego porównania, które akurat pojawiło się w głowie władcy Razan. – Lalkarze zajmują się poruszaniem lalek, ale nie znam określenia na ludzi, którzy w odpowiedni sposób poruszają innymi ludźmi. I robią to tak naturalnie, że zazwyczaj prawie nikt nie jest w stanie tego odkryć, nawet ten, który pozwala sobą poruszać. Moja decyzja się nie zmieniła, ale, zanim zacznie się ten konflikt, pomyśl przez chwilę, że być może prawdziwym przeciwnikiem jest wyjątkowo utalentowany lalkarz.

Widział, jak Sadao szerzej otwiera oczy i przez chwilę analizuje te słowa, nim ostrożnie kiwa głową.

– Skąd takie przypuszczenia?

– To tylko sugestia. Nie poprę tego żadnymi faktami, ale miałem okazję nie raz obserwować lalkarzy. A spojrzenie z innej perspektywy z pewnością nie zaszkodzi. Tyle mogę zrobić w sprawie tego konfliktu.

Sadao już nie próbował go przekonać do zmiany decyzji, co Katashi mógł nazwać swoim prywatnym sukcesem.


Czasami żałuję, że z pisaniem nie jest jak z jazdą na rowerze. Człowiek się raz nauczy i całe życie by miał łatwiej, a tu nie. Wiele miesięcy ćwiczeń, pisania kolejnych tekstów, a później trzeba to odłożyć na kilka tygodni, a jak człowiek wraca, to nawet nie wie, jak nacisnąć te klawisze na klawiaturze, by wyszło z tego coś możliwego do przeczytania.

Witam was po długiej przerwie. Przez ostatni miesiąc poza próbą udowodnienia swojej dojrzałości poprzez ilość znanych historycznych dat, umiejętności znalezienia nawiązań w nieinteresujących mnie dramatach, używania wzorów skróconego mnożenia i oczywiście rozumienia angielskiego tekstu o meteorycie spadającym na samochód jakieś dziewczyny, pozwalałam sobie też na poważne zastanowienie się nad niektórymi wątkami "Amano". I co prawda przez cały ten czas nie siadłam do pisania ani razu, to w mojej głowie ukształtowało się kilka rzeczy, które bardzo dobrze widać w tym rozdziale.

Za niedługo też rozpocznę poprawki. Co prawda, najpierw muszę się "rozpisać", bo aktualnie mam z tym straszny problem, ale już bardzo chciałam dzisiaj tu wrócić z nowym rozdziałem (a stresuję się jak przy publikacji prologu). Większość to będzie kosmetyka, ale gdybym jednak gdzieś dopisała coś ważnego, będę was na bieżąco informować, w których rozdziałach możecie znaleźć jakieś istotne szczegóły. Choć raczej będę starała się zbyt wiele takich niedodawać, żeby nie trzeba było wracać i czytać pewnych rzeczy od nowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro