58. Przyrzekasz...?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– A w oddali rozciąga się łąka, taka spora, po której zazwyczaj biegają dzieciaki, żeby nie przeszkadzać tym, którzy muszą pracować. Dopóki nie wbiegają do lasu, wszystko jest właściwie w porządku.

Isao miał zamknięte powieki, ale oczyma wyobraźni dokładniej widział tę łąkę, pełną soczyście zielonej trawy i rosnących na niej małych kwiatów. Wyobrażał sobie, jak przyjemnie byłoby znaleźć się w tamtym miejscu, czuć na twarzy promienie wstającego słońca i to, jak wiatr mógłby rozwiewać mu włosy.

– Chcę tam z tobą pojechać – stwierdził po dłuższej chwili, otwierając oczy. – Musisz zabrać mnie do swojego domu, to musi być naprawdę piękne miejsce.

– Wydaje ci się. – Tarou cicho prychnął, nieco przesuwając się, aby wygodniej oprzeć się i móc lepiej przyjrzeć Isao.

Być może nie tak powinna wyglądać ta noc, ale była aż zaskakująco przyjemna. W pewnym momencie, kiedy już nie musieli tańczyć i z kimkolwiek rozmawiać, a wszyscy goście wydawali się zajęci sobą, po prostu opuścili salę balową. Obydwoje byli zbyt zmęczeni tym wszystkim, a sypialnia księcia znajdowała się bliżej i tutaj już zostali.

Leżeli obok siebie na łóżku, po prostu rozmawiając. Było prawie tak, jak podczas podróży, kiedy to nie musieli przejmować się żadnymi ważnymi osobistościami i tą całą niepotrzebną etykietą, mówiącą wyraźnie, co mogli, a czego nie. Różnicą były jedynie warunki, już nie siedzieli w cieniu jednego z drzew, a mieli dla siebie wygodne łóżko i ciszę, która wcale nie była niepokojąca.

– Kiedy o tym mówisz, mieszkanie na wsi wydaje się dużo przyjemniejsze niż tutaj. – Westchnął cicho Isao.

– Zapominasz o tym, że tam nikt ludziom w niczym nie pomaga. Jak nie pracujesz, nie masz co jeść i nikt się nad tobą nie lituje. – Tarou przewrócił oczami i uniósł lekko dłoń, by zaraz odsunąć jeden z kosmyków włosów z twarzy młodego księcia, teraz już formalnie jego małżonka. – Nie przeżyłbyś tam nawet kilku dni.

– Akurat, tak ci się wydaje. Nie jestem aż taki, mógłbym się wielu rzeczy nauczyć i sobie poradzić. W końcu byłem w stanie spać w lesie i jakoś to przeżyłem.

– To była wyjątkowa sytuacja. I nie będę cię chwalił za coś takiego – stwierdził Tarou. Zaraz też nieco przesunął się, tak, aby móc sięgnąć ust chłopaka i złożyć na nich krótki pocałunek. – Wolę, jak masz odpowiednie dla siebie warunki i nie muszę się o ciebie martwić.

Sam nawet nie wiedział, czemu powiedział właśnie coś takiego. Ale było to szczere, naprawdę szczere, bo w żadnym wypadku nie chciał, by kiedykolwiek Isao znalazł się w podobnej sytuacji. Wolał mieć pewność, że wszystko było z nim w porządku i nie zagrażało mu żadne niebezpieczeństwo. Nie chciał się tym więcej zamartwiać, nawet jeśli domyślał się, że przez następne miesiące, a może i lata właśnie o tym będzie głównie myślał.

– Powinniśmy już wstawać, mamy jeszcze obowiązki, a słońce zaraz powinno wschodzić – stwierdził już poważne, dość niechętnie się podnosząc. Chętnie zostałby tutaj dłużej i odpłynął chociaż na chwilę, ale domyślał się, że czeka go jeszcze niejedna istotna rozmowa do przeprowadzenia.

– A nie możemy tutaj zostać i odpocząć? To był mój ślub i mam prawo być teraz zmęczony.

– Więc mogłeś spać, zamiast wypytywać mnie o mój dom. A skoro zdecydowałeś się na to drugie, to teraz będziesz cierpieć. I nie narzekaj, bo to był tylko twój wybór.

Isao jęknął niezadowolony, ale w końcu podniósł się i przeciągnął. Kiedy Tarou go obserwował, miał wrażenie, że było w nim naprawdę coś uroczego, takiego, że pragnął go mieć blisko siebie i nigdy nie pozwalać mu odejść dalej, niż mógł go pilnować.

Kpiącym uśmiechem losu był fakt, że przez najbliższy czas dzielić będzie ich naprawdę wiele długich kilometrów i nawet nie mieli pewności, czy nie była to jedna z ich ostatnich rozmów.

– Wyobrażałem sobie inaczej swoją noc poślubną – stwierdził w końcu Isao, krzyżując ręce. – Powinieneś mieć ze mną więź, a nawet nie próbowałeś.

Tarou cicho westchnął. Widział, że Isao wygląda bardziej na rozbawionego tym faktem, ale był to poważny problem. I był on jedną z tych rzeczy, o których żołnierz myślał naprawdę dużo, rozważając, co właściwie było najlepsze. Nie chciał popełnić błędu.

– Słuchaj, nie chcę zrobić czegoś, czego później możesz naprawdę żałować – stwierdził po chwili zastanowienia.

Widział, jak wyraz twarzy Isao się zmienia, jak chłopak zaskoczony tymi słowami poważnieje, a uśmiech schodzi z jego twarzy. Tarou, nawet się nad tym nie zastanawiając, złapał go za dłonie i lekko je ścisnął.

– Chodzi mi o to, że dobrze wiesz, jak teraz będzie. Zaraz Kano oficjalnie wypowie wojnę Shiwie, a ta może trwać latami. I ja tam będę pośród tych wszystkich żołnierzy, rozumiesz? Jeśli stworzymy więź teraz, będziesz jedynie bardziej cierpiał, nie chcę do tego doprowadzić. Możemy następnym razem zobaczyć się za kilka lat, a ty będziesz to jedynie niepotrzebnie przeżywać. Poza tym, Isao, nie oszukuj się, tam będą ginąć ludzie, a ja nie jestem nieśmiertelny. Lepiej, jeśli w takiej sytuacji będziesz miał jeszcze jakąś opcję, nie? Ktoś zawsze powinien cię pilnować, żebyś nie robił głupot.

Zamilkł dopiero wtedy, kiedy poczuł, jak chłopak przytula się do niego. To było tak nagłe, że dopiero po kilku sekundach ostrożnie go objął. Wiedział, że z tą rozmową mogli jeszcze poczekać, ale chciał być szczery i mieć pewność, że Isao także rozumiał sytuację.

– Nie mów tak. – Głos księcia wyraźnie zadrżał. – Nie wybaczę ci, jak... jak do mnie nie wrócisz... Nie możesz mnie zostawić, ja... ja rozkazuję ci, żebyś tu wrócił i musisz to zrobić...

Dopiero teraz Tarou dostrzegł, że z oczu Isao zaczęły wypływać łzy. Spływały one po jego policzkach i skapywały dalej, ale książę nawet nie próbował ich wycierać.

– Ja... będę tutaj na ciebie czekać przez cały czas... ale musisz mi przyżec, że tu wrócisz... i mnie nie zostawisz... nie chcę zostać sam...

– Nie zostaniesz. – Przerwał mu w końcu Tarou, ścierając kilka z łez chłopaka. – Zrobię wszystko, co tylko będę w stanie, żeby przeżyć i wrócić tu do ciebie.

– Przyrzekasz...?

– Na swój honor. – Objął go bardziej, tak, aby Isao wygodniej mógł się w niego wtulić. – Tylko przestań teraz płakać, bo jeszcze nie wyjeżdżam. Chcę, żebyś się więcej uśmiechał.

A później pocałował go, powtarzając sobie w myślach, że chociażby musiał sprzeciwić się woli Starożytnych, aby wrócić do Isao, zrobi to nawet bez chwili wahania. Nie mógł złamać tak ważnej przysięgi, którą teraz mu złożył.

***

Wraz ze wschodem słońca, niebo stało się pięknym obrazem składającym się z wielu różnych barw. Z jednej strony dalej panowała czerń nocy, która jednak w pewnym miejscu zaczęła przechodzić w granat, a ten w coraz jaśniejszy niebieski. Do tego zaś dochodził róż i żółć, co razem wyglądało zjawiskowo.

Akira kiedyś nie raz z uśmiechem oglądał takie wschody słońca. Wstawał wcześniej tylko po to, by siąść na jednym z kamieni, gdzie mógł obserwować, jak niebo coraz bardziej rozjaśnia się, a cały ten widok dodatkowo odbijał się wtedy w tafli pobliskiego jeziora. Zawsze z fascynacją przyglądał się temu wszystkiemu, próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów – podmuchy wiatru rozwiewające jego włosy, śpiew ptaków, które próbowały budzić go do życia, a także ten specyficzny zapach zawsze unoszący się w powietrzu.

Teraz było podobnie. Czuł praktycznie to samo, chociaż nie był już tym nieświadomym wielu spraw dzieckiem. Dalej jednak patrzył na niebo z taką samą fascynacją, a może nawet większą, bo już dawno nie miał okazji tak po prostu usiąść w ogrodzie i oglądać to wszystko. Popijał herbatę i rozkoszował się tym porankiem, starając się skupić tylko na jego pozytywnych stronach.

Nawet jeśli ta sytuacja miała też w sobie coś, co naprawdę go drażniło. Tym czymś byli żołnierze, którzy pilnowali go teraz, znajdując się stanowczo zbyt blisko i w zbyt dużej ilości. Przez ostatnie dwa lata starał się akceptować fakt, że poza uczelnią, zawsze musiał tolerować ich towarzystwo, ale tego ranka było to dużo bardziej denerwujące.

Jak miał czerpać przyjemność z tej chwili, kiedy stale był obserwowany w taki sposób?

Oczywiście, rozumiał, że jego bezpieczeństwo było teraz zagrożone. Był Królewską Omegą Touto, kimś naprawdę ważnym dla społeczeństwa. Ale czy potrzebnych było aż tylu żołnierzy, którzy znudzeni musieli stale go obserwować i irytować go swoją obecnością?

Przez nich zaczynał aż tęsknić za czasami, kiedy być może i nigdy nie był pewien, czy będzie miał się czym pożywić, ale przynajmniej czuł, że był zwyczajnie wolny.

Humor pogarszał mu się z każdą chwilą coraz bardziej. Z jednej strony miał ochotę poddać się temu i wykrzyczeć wszystko, co czuł, aby pozbyć się tej frustracji, z drugiej jednak starał się zachować spokój – wiedział, że poddawanie się własnym emocjom jeszcze nigdy nie skończyło się dla niego dobrze, a teraz nie potrzebował nieprzyjemnych sytuacji.

Jego ratunkiem okazał się Isao. Kiedy tylko Akira dostrzegł drugą Omegę zmierzającą w jego kierunku, od razu poczuł się trochę lepiej, a jego myśli skupiły się na czymś innym.

Lubił tę tradycję, która nakazywała Omegom spotkać się w ustronnym miejscu następnego ranka po ślubie. Zawsze wtedy wszystkie te Omegi, które miały już swoich małżonków, mogły podzielić się istotnymi radami w sprawie życia w małżeństwie, a te samotne mogły wiele z tego zapamiętać.

– Jak się czujesz? – spytał Akira, kiedy tylko Isao z lekkim wahaniem zajął miejsce obok niego. – Wyglądasz na zmęczonego.

– Marzę tylko o tym, by odpocząć – przyznał książę i zaraz cicho westchnął. – Nigdy żaden bal nie był aż tak męczący, zawsze je uwielbiałem.

– To dlatego, że stresowałeś się tym wszystkim. Należy ci się teraz dużo odpoczynku. Mam nadzieję, że twój mąż dobrze się tobą zaopiekował.

– Spędziliśmy kilka godzin, leżąc obok siebie i rozmawiając. Opowiadał mi o swoim domu i obiecał mi, że mnie kiedyś tam zabierze. Już nie mogę się doczekać – stwierdził z rozmarzeniem Isao. – Ale chyba rozumiem, że to jest nawet przyjemniejsze uczucie, niż myślałem. Kiedy z nim jestem, mam wrażenie, że nic złego nie może się stać.

Akira cicho się zaśmiał, sięgając po filiżankę.

– Dobrze, że tak się czujesz. Jeśli mu ufasz, na pewno będziesz się przy nim czuł dobrze. To chyba jest najważniejsze w każdym małżeństwie.

– Tak jest zawsze? – spytał Isao i w pierwszej chwili Akira od razu miał ochotę potwierdzić. Mógł przecież powiedzieć coś o tym, jak zaufanie było podstawą każdej relacji i dawało wszystkim szczęście, a także pewność, że samemu nie popełniało się błędów.

Ale coś powstrzymało go i kazało mu się chociaż na chwilę zastanowić nad tym, co sam tak naprawdę czuł.

– Nie – stwierdził w końcu trochę ciszej, czując coś niezwykle nieprzyjemnego w środku. – Czasami ciężko jest komuś zaufać, ale jeśli tak masz, na pewno będziesz z nim szczęśliwy.

Na chwilę zapanowała cisza. Akira spokojnie wypił herbatę, nim padło kolejne, trochę już niepewne pytanie.

– Czy to oznacza, że... że nie ufasz swojemu mężowi? Przepraszam, jeśli nie powinienem pytać, ale to tak zabrzmiało i...

– Spokojnie, masz rację. – Blondyn uśmiechnął się lekko, choć czuł, że nie jest w stanie zrobić tego szczerze. – Wiesz, kiedyś też miałem kogoś takiego, kto był bardzo podobny do Tarou. Był szczery, pracowity, honorowy i zawsze czułem się przy nim bezpiecznie. Mieszkałem wtedy jeszcze w Kajo i wierzyłem, że to będzie ta Alfa, z którą spędzę resztę życia. Marzyłem o skromnym domku i własnej, szczęśliwej rodzinie. Spędzaliśmy dużo czasu razem, on miał niezwykły talent do strugania w drewnie i poświęcał się temu, jednocześnie zawsze słuchając tego, o czym mu mówiłem.

Doskonale pamiętał te dni. Był wtedy jeszcze młody i czasami miał wrażenie, że bardzo naiwny. Siedział wtedy obok tej najważniejszej w jego życiu Alfy i wyobrażał sobie, że będą szczęśliwą rodziną. Wierzył, że te wyobrażenia staną się rzeczywistością. I wiedział, że nie był w tych marzeniach sam, że druga osoba także wierzyła w ich spełnienie.

Akira z perspektywy czasu nie lubił siebie z tamtych czasów. Chociaż potrafił wtedy czerpać szczęście z naprawdę małych, prozaicznych rzeczy, często też towarzyszył mu strach, nad którym nie potrafił panować. Ale miał jego, tę jedną osobę, która akceptowała go nawet wtedy kiedy płakał, jego włosy kleiły się do siebie, a ubrania praktycznie nie nadawały już do tego, by je nosić.

Nawet w takim stanie czuł się chciany i wierzył, że tak będzie zawsze.

– Później Starożytni postanowili pokazać mi, że wcale nie uznawali moich planów. Shiwa zaatakowała Kajo i dalej pamiętam, z jaką nadzieją żegnałem go wtedy. Wierzyłem, że nic nie ma prawa mu się stać, chociaż to było oczywiste, że żołnierze nie mieli tam szans przeżyć. I widzisz, zamiast jego mam Kenshina i życie, o jakim nawet nigdy nie śniłem.

– I żałujesz? – spytał Isao, choć do tej pory z milczeniem słuchał całej opowieści Akiry.

– Nie – stwierdził ten zdecydowanie. – Wiem, że Kenshin nie jest tym człowiekiem, z którym chciałem być, ale czuję, że nie podjąłem złej decyzji. Kocham go i wiem, że nikt inny nie sprawiłby, że byłbym równie szczęśliwy. Po prostu powinieneś wiedzieć, że są uczucia, które pojawiają się tylko raz i nie każde małżeństwo się na nich opiera. Ale masz naprawdę dużo szczęścia, bo Tarou zadba o ciebie lepiej, niż ktokolwiek inny.

– Boję się, że do mnie nie wróci...

– Ma wsparcie Kano, jestem pewien, że akurat tym nie musisz się martwić. Powinieneś myśleć jedynie o tym, co zrobisz, jak wróci. Myślę, że to stanie się nawet szybciej, niż się spodziewasz.

Kilka ptaków przeleciało nad ich głowami, wyraźnie słyszeli melodię, jaką te tworzyły swoim śpiewem.

– Już chciałbym, żeby to był ten powrót – przyznał cicho Isao, zerkając przy tym w górę.

Niebo powoli stawało się całkowicie błękitne, a słońce wznosiło się coraz wyżej, otaczając ich swoim przyjemnym blaskiem. I pozwalając, by oboje poczuli się odrobinę pewniej wobec tego wszystkiego, co właśnie odczuwali.


Nowy rozdział, a wraz z nim przede wszystkim nowa okładka. Nie wiem, jak wam, ale ja od kilku dni nie mogę się na nią napatrzeć, tak bardzo mi się podoba i - chociaż wcześniejsza też była cudowna - mam wrażenie, że naprawdę bardzo pasuje do tego opowiadania.

Tak dawno nie pisałam już smutnych scen, że praktycznie już zapomniałam, jak to jest płakać podczas pisania jakieś sceny, ale Isao mi w tym pomógł. I chociaż może jest to trochę zbyt dramatycznie (będą jeszcze mieli okazję się pożegnać), to jestem naprawdę zadowolona z tej sceny. 

I jeszcze Akira, już nie mogłam się doczekać, żeby przyznać, że Kenshin nie był pierwszą miłością Akiry. W końcu wtedy byłoby zbyt łatwo, a ja nie lubię mu ułatwiać życia. Chociaż, kto uważnie czytał, mógł już zauważyć, że gdzieś między niektórymi rozmowami przewijało się wspomnienie o tej jednej osobie. A przynajmniej starałam się, żeby dało się to odczuć.

Na koniec jeszcze pozwolę sobie was powiadomić, że jeśli nie wymyślę nic specjalnego, to po sześćdziesiątym rozdziale możecie spodziewać się kolejnych kart postaci i, co za tym idzie, rozpocznie się trzecia, już ostatnia część "Amano". Taka, w której prawdopodobnie najwięcej będzie się działo. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro