62. Chcę spróbować

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Isao nigdy nie podejrzewał, że znajdzie się w takiej sytuacji. Pochodził z królewskiej rodziny, był księciem i następcą tronu, jego życie miało więc być niezwiązane z wieloma katastrofami, jakie przeżywały zwykłe Omegi bez tytułów.

A jednak teraz był tak jak one – z małżonkiem walczącym o królestwo, oczekujący jakiejkolwiek wiadomości o tym, czy jego miłość życia żyje. Nie powinien przeżywać tego wszystkiego, jako książę zawsze spodziewał się, że jego mąż będzie po prostu przy nim, nawet w okresie jakiejś wojny.

Tarou nawet nie umiał pisać, stąd też nie miał nawet szansy na list prosto od niego. Pozostawały jedynie jakieś raporty i informacje, które otrzymywał Sadao i o które następnie Isao próbował go wypytywać, choć zbyt wiele się wtedy nie dowiadywał.

Na razie Tarou żył, miał się dobrze i nic mu się nie stało.

Ale Isao naprawdę chciał wiedzieć coś więcej. Cokolwiek, co mogłoby pozwolić mu zrozumieć, w jakiej dokładnie sytuacji znajdował się teraz jego ukochany i czy nie brakowało mu czegoś bardzo ważnego.

Czy jego małżonek za nim tęsknił?

Czy wieczorami też patrzył w niebo i zastanawiał się, jak przyjemnie byłoby położyć się obok siebie?

Czy przed starciem z wojskiem Shiwy modlił się do Starożytnych, aby nic mu się nie stało?

Czy była tam gdzieś w pobliżu odpowiednia Omega, która w razie czego mogłaby zająć się jego ranami?

I czy ta Omega nie byłaby w stanie go sobą zainteresować nawet bardziej niż Isao umiał to zrobić?

Na myśl o tym ostatnim aż potrząsnął głową, chcąc wyrzucić z niej tę myśl. Ufał Tarou i wierzył, że ten nigdy nie spojrzałby tak na kogoś innego. Ich relacja może nie była najpiękniejszą historią o miłości, którą kolejne pokolenia będą sobie opowiadać, ale to nie miało aż takiego znaczenia. Ważne było jedynie to, że kochali się i byli wobec siebie szczerzy.

A Tarou w ramach tej szczerości nie mógł zainteresować się żadną inną Omegą, nawet jeśli tysiące niezwykle pięknych i pasujących do niego próbowałoby skupić jego uwagę.

Isao wstał z łóżka zirytowany. Nie rozumiał, czemu czuł się tak źle, ale miał wrażenie, że im dłużej będzie tak po prostu leżeć, tym gorsze scenariusze wymyśli. Nie mógł nic nie robić, potrzebował na czymś się skupić, aby każda godzina czekania na jakąkolwiek wiadomość nie trwała dla niego tyle, co długie lata.

Wyszedł ze swojej komnaty i skierował się do biblioteki. Może czytanie nie było jego ulubioną czynnością, ale mógł poszukać jakiegoś dramatu i zastanowić się, jak odegrałby główną rolę, gdyby tylko miał okazję stanąć przed ludźmi i pokazać im swoje umiejętności. Wiedział, że nie mógł zostać aktorem, ale zawsze pozostawały marzenia, w których widownia reagowała oklaskami na jego widok i każdy doceniał jego zdolności.

Wszedł do biblioteki, ale zaraz się zatrzymał, kiedy dostrzegł siedzących naprzeciwko siebie Hiroto i Yasuo. Między nimi na stoliku leżała jakaś książka, o której musieli dyskutować, choć początkowo Isao nie był w stanie zrozumieć, czego dotyczyła cała rozmowa.

– Dlatego zachowanie Naomi wcale nie było nielogiczne. – Hiroto zamilkł na chwilę, jakby zastanawiając się, co jeszcze powiedzieć. – A przynajmniej ja ją rozumiem, skoro miała szansę walczyć o swoje marzenia, powinna to robić.

– To dalej było skrajnie nieodpowiedzialne i dlatego pożałowała swojej decyzji – odparł Yasuo poważnie. – Skoro cały świat udowadniał jej, że nie może tego zrobić, nie powinna próbować.

– Ale spełniła marzenia, to musiało być dla niej cudowne.

– I naprawdę uważasz, że było to warte jej życia?

– Inaczej byłaby nieszczęśliwa, choćby żyła kolejne sto lat – stwierdził Hiroto, chociaż nie brzmiał już tak pewnie jak wcześniej, kiedy wygłaszał swoją opinię.

– O czym rozmawiacie? – spytał zaraz Isao. Przez chwilę wahał się, czy nie powinien się wycofać, ale zaraz stwierdził, że wolał już towarzystwo tej dwójki niż swoje nieprzyjemne myśli.

– O tym, czy zachowanie Naomi z „Maków pod świątynią" było dobre – wyjaśnił od razu Hiroto, zerkając na Isao. Ten zaraz zajął miejsce obok niego, zerkając na chwilę na brązową okładkę książki z wygrawerowanym tytułem.

– Nie czytałem tego – przyznał, lekko wzruszając ramionami. – Ale jak mówisz o marzeniach, to chyba warto ryzykować.

– Naomi to taka szlachcianka z Touto, jej rodzice chcieli, by wzięła ślub z jakimś ważnym arystokratą. I była bardzo utalentowana, grała na skrzypcach. Jej kandydat na męża nie chciał, by dalej uczyła się grać, więc ta postanowił uciec. Dostała się aż do Kajo i tam schroniła w jednej ze świątyń, miała ze sobą swoje skrzypce. I później przez kolejne miesiące grała w tej świątyni, umilając czas innym – zaczął tłumaczyć Hiroto. – Um, właściwie aż do momentu, jak ten jej przyszły mąż ją znajduje, nic ważnego się nie dzieje. On chce ją zabrać z powrotem do Touto, ale ona się nie zgadza. Wtedy ją zostawił i... Doszło do ataku na miasto, w którym była świątynia, a Naomi tak jak i inne kapłanki, została zamordowana.

Isao lekko rozchylił wargi. Niby słyszał, jak wspominali coś o płaceniu życiem za marzenia, ale dalej czuł się zaskoczony tym, co usłyszał.

– To była jej wina, gdyby wróciła, nic by się jej nie stało – dodał Yasuo. – To raczej udowadnia, że jej upór był bezsensowny. Hiroto, chciałbyś sprzeciwić się wszystkim tylko po to, by móc robić coś, co wcale nie jest ci potrzebne?

– Ja i tak nie umiałbym się tak zachować... – przyznał wręcz od razu książę. Przez chwilę wyglądał na speszonego tym pytaniem. – Ale myślę, że taka siła, by móc coś takiego robić, to raczej przejaw odwagi.

– Zgadzam się, winą Naomi nie było to, że napadnięto na miasteczko – zauważył Isao, wzruszając ramionami. – Nie mogła tego przewidzieć, a gra musiała być dla niej naprawdę ważna. To przyjemne, żeby mieć coś takiego, co się kocha.

– Yasuo, to prawda, że mają to dzisiaj grać przed świątynią? – spytał nagle Hiroto, wstając przy tym. – Bardzo chciałbym zobaczyć, jak będzie to pokazane.

– Ta grupa, o której ci wspominałem, ma zostać w stolicy na dłużej z powodu wojny. Dzisiaj mają grać „Maki pod świątynią", ale na pewno wystawią też inne dramaty.

– Możesz tam ze mną pojechać? Znaczy... z nami? – Hiroto zerknął na Isao i lekko się uśmiechnął. – Oprócz żołnierzy ktoś normalnie musi z nami pojechać, a może też byś chciał zobaczyć, jak grają?

Isao obserwował ich w milczeniu. Nie spodziewał się tego, ale szansa na zobaczenie jakiegoś występu brzmiała dla niego już ekscytująco. Naprawdę chciał to zobaczyć i z ulgą przyjął to, kiedy Yasuo po krótkich namowach w końcu się zgodził.

A jeśli rzeczywiście w najbliższym czasie miało tutaj być grane wiele przedstawień, być może czas oczekiwania na Tarou wcale nie będzie mu się aż tak dłużył?

***

– Odejdź. Odejdź i nigdy więcej nie waż się zbliżać do mnie. Albowiem, na Starożytnych, jeśli odbierzesz mi to, co kocham, zabijesz mnie! Odejdź i niech Starożytni zadbają, byśmy ty i ja nigdy więcej nie stanęli na tej samej drodze. Odejdź!

Dziewczyna wyrwała rękę do tej pory trzymaną przez stojącego przy niej chłopaka. Odwróciła się z dramatyzmem i zrobiła krok do przodu, zaciskając dłonie w pięści.

– Odejdź, czyż nie słyszysz? – zapytała zaraz, nie odwracając się na chwilę. – Jeśli kochasz mnie tak, jak mówisz, odejdź i pozwól mi żyć! Tylko muzyka jest w stanie dać mi szczęście, bez niej nie mogłabym oddychać. Odejdź!

Sięgnęła po skrzypce. Na chwilę jakby zamilknął cały świat – szum wiatru się uspokoił, ptaki przestały śpiewać. Aż w końcu ciszę przerwał dźwięk instrumentu, tak piękny i jednocześnie smutny.

Chłopak zrobił krok w jej stronę, ale zaraz się zatrzymał. Nie musiał nic mówić, jego twarz wyrażała wystarczająco wiele emocji i przede wszystkim to wahanie, które musiał teraz czuć. Chciał dotknąć jej ramienia, ale zaraz cofnął rękę.

Muzyka przestała grać.

– Jeśli taka twa wola, odejdę – powiedział w końcu, odwracając głowę na bok. – Kiedy jednak będziesz potrzebować pomocy, nie będzie mnie przy tobie. Pamiętaj o tym.

Jego głos wydawał się pusty, jakby pozbawiony wszystkich emocji. Stali tak jeszcze chwilę, ona wpatrzona przed siebie, on z cierpieniem na twarzy. A kiedy znowu zaczęła grać, odwrócił się i – tak jak obiecał – odszedł.

Muzyka się zmieniła. Piękna, choć smutna melodia, nabrała szybszego tępa. Było w niej coś niepokojącego, co sprawiało, że słuchacze zaczęli mieć dreszcze. Szybciej, bardziej żywiołowo. Gniewnie. Jeszcze szybciej.

Melodia na chwilę się urwała. Zaraz znowu była, później milkła. Twarz grającej dziewczyny wyrażała ból, strach. Obok niej, po obu jej stronach stanęły dwie inne kapłanki. Ich twarze były puste, przypominały posągi, a nie żywe istoty.

Muzyka ucichła. Dwie dziewczyny uniosły ręce przed siebie, tak, jakby próbowały sięgnąć po coś, co leżało poza ich zasięgiem. A później znowu pojawiła się melodia, szybka, jeszcze bardziej niepokojąca.

Zaraz za nimi pojawiło się kilku mężczyzn. Kapłanki rozejrzały się nagle z paniką, ale nie zdążyły nic zrobić – ich usta zostały zasłonięte, aby uniemożliwić im krzyk. Szarpnięte zostały zmuszone zrobić kilka kroków do tyłu. Już po chwili widać było tylko dziewczynę grającą na skrzypcach oraz jednego żołnierza.

Muzyka ucichła. Dziewczyna powoli odłożyła skrzypce. Stali naprzeciwko siebie, mierząc się spojrzeniami. Jak dzikie, polujące zwierzę i jego ofiara, która dalej pragnęła uciec. Chwila bezruchu, czekanie na atak.

A później wszystko działo się szybko – dziewczyna odwróciła się i spróbowała uciec. Została złapana za ramię, pociągnięta przez mężczyznę w jego kierunku. Wyglądała na przerażoną, kiedy on musiał być z siebie zadowolony. Złapał ją.

Przyłożył nóż do jej szyi...

A następnie rozległy się głośne brawa całej skupionej na wystawianej sztuce widowni. Aktorzy odsunęli się od siebie i lekko uśmiechnęli. Po chwili na scenie pojawili się już wszyscy, aby zgodnie ukłonić się przed wszystkimi, którzy postanowili zobaczyć przedstawienie.

Isao także klaskał. Cały wystawiany dramat oglądał z zachwytem. Widział różne przedstawienia, ale żadne nie było aż tak dobre. Aktorzy dosłownie wcielali się w postacie, wyglądali, jakby naprawdę czuli to, co pokazywali. A do tego ta muzyka, która idealnie odzwierciedlała wszystkie emocje.

– Dziękujemy, dziękujemy za wszystkie brawa! – powiedział jeden chłopak na scenie. To on grał żołnierza w ostatniej scenie, a wcześniej wcielił się także w kilka małych ról. Teraz, chociaż dalej miał na sobie strój przypominający mundur, z szerokim uśmiechem na twarzy nie wyglądał już tak strasznie. – To dla nas zaszczyt grać dla was wszystkich!

Ludzie dalej jeszcze klaskali. Aktorzy ukłonili się podobnie, teraz każdy uśmiechał się dumny z tego, że przedstawienie okazało się sukcesem.

– Z powodu obecnej sytuacji planujemy zostać tutaj na najbliższe kilka miesięcy – dodał po chwili, robiąc kilka kroków do przodu. – Z tego powodu postanowiliśmy poszukać ludzi, którzy chcieliby do nas dołączyć i razem z nami podróżować po świecie i zabawiać ludzi sztuką. Emiko dołączyła do nas niedawno, a dzisiaj miała już okazję grać przed wami Naomi.

Wspomniana dziewczyna zrobiła krok do przodu.

– To zasługa tego, że przy Nikko każdy może uwierzyć w siebie – stwierdziła, lekko się przy tym uśmiechając. Na chwilę zerknęła na chłopaka, ale zaraz wróciła spojrzeniem na widownię. – Ale dlatego, jeśli ktoś z was chciałby dzisiaj spróbować, chociażby dla zabawy, niech teraz się zgłosi. Każdy chętny zagra dziś na scenie, a ci, którzy będą mieli talent, będą mogli do nas dołączyć.

Dość szybko ludzie zaczęli rozmawiać. Część z nich postanowiła już zacząć wypowiadać się o przedstawieniu, kilka osób się wycofało. W końcu jakiś chłopak zgłosił się na ochotnika i wraz z jedną aktorką odszedł na chwilę na bok, najpewniej po to, by ta wszystko mu wyjaśniła.

– Najwidoczniej dzisiaj nie pokażą już nic ciekawego, możemy wracać – zauważył nagle Yasuo.

Isao zerknął na niego zawiedziony. Rzeczywiście powinni wracać, ale książę wcale tego nie chciał. Pragnął zobaczyć, jak będą radzić sobie inni, liczył, że zobaczy coś jeszcze, o czym będzie myślał przez kolejne godziny. Nie chciał tak po prostu opuścić to niezwykle magiczne miejsce.

– Nie możemy jeszcze chwilę zostać? – spytał Hiroto i w jego głosie pobrzmiewała dziwna nadzieja. – Myślę, że nic złego się nie stanie. I może... – Młodszy chłopak na chwilę zamilkł i zerknął na Isao. – Może ty spróbujesz? To może być jedyna szansa, a mówiłeś, że zawsze chciałeś zostać aktorem.

Książę Seio zerknął na scenę. Chciał, to oczywiste. Sama myśl o tym, by stanąć na scenie, wydała mu się naprawdę ekscytująca. Przemawianie przed dziesiątkami ludzi oglądającymi go z zachwytem, wcielanie się w różne role, próby zrozumienia granych postaci... Od zawsze o tym marzył.

Ale jednocześnie w jego głowie pojawiał się głosik realizmu. Był księciem i następcą tronu, nie miał szans, by próbować z czymś innym. Dodatkowo miał już męża i teraz jego powołaniem było czekanie na niego, by później zadbać o to małżeństwo. I oczywiście, że kochał Tarou – ale nagle jego istnienie było jak wielki głaz zasłaniający wejście do miejsca, gdzie bardzo chciał się znaleźć.

– I tak nic z tego nie będzie... – zauważył cicho, dziwnie przygnębiony. Westchnął i odwrócił się, zamierzając się już wycofać.

– Ale przynajmniej wykorzystasz szansę – zauważył uparcie Hiroto. – Isao, to, że nie możesz zostać aktorem, nie znaczy, że nie możesz teraz spróbować. Przynajmniej raz staniesz na scenie i to zrobisz. Później będziesz miał co wspominać.

– Nie uważam, żeby to był dobry pomysł, to może okazać się ryzykowne – mruknął nieprzekonany Yasuo, ale jego głos jakby w pełni nie docierał do Isao.

Bo ten jeszcze raz spojrzał na scenę, na aktorów, na dekoracje, na wszystko to, o czym przez tyle lat myślał. I na chwilę wszystkie wątpliwości minęły.

Zrobił kilka kroków szeroko i lekko uniósł rękę, by zwrócić na siebie uwagę.

– Chcę spróbować – powiedział pewnie bez nawet chwilowego zawahania.


Isao w końcu będzie mieł szansę choć przez chwilę stanąć na scenie. Nie będę ukryważ, że po części go rozumiem, kiedyś scena także była dla mnie magicznym miejscem, więc tym bardziej rozumiem, jaką ekscytację musi czuć teraz Isao.

"Maki pod świątynią" to szybki pomysł z dość banalną fabułą, ale ja nigdy nie miałam głowy do wymyślania fabuł do dramatów. Nigdy nie chciałam być drugim Mickiewiczem czy Shakespearem, nawet jeśli akurat ci panowie byli dla mnie jeszcze znośni ze swoimi tekstami. Ale, kiedy dłużej nad myślę, nawet chciałabym zobaczyć coś takiego wystawionego na scenie, gdyby odpowiednie to wszystko uatrakcyjnić i nadać temu symbolikę. A może nawet kiedyś pokuszę się o taką formę, jeśli już naprawdę nie będę miała pomysłu, o czym pisać?

Na koniec dodam jedynie, że strasznie cieszę się, że Nikko się w końcu pojawił, zwłaszcza, że w następnych rozdziałach będziecie w końcu mogli go poznać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro